niedziela, 29 marca 2020

Filip Skrońc "Nie róbcie mu krzywdy"



Autor: Filip Skrońc
Tytuł: Nie róbcie mu krzywdy
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 240
Gatunek: literatura faktu








Nigdy chyba nie spotkałam albinosa. Może to jeden z powodów, dla których nigdy o nich nie myślałam. A może wygodniej jest nie widzieć i nie wiedzieć. Bo skupiamy się na własnych problemach, często podążając za stwierdzeniem, że ciężko jest żyć łatwo. No pewnie. Szczególnie albinosom!

Okazuje się, że albinosi w Tanzanii są mordowani, a zjawisko to zatacza coraz szersze kręgi. Nie można mówić o jednym wypadku, czy udawać, że może ewentualnie przydarzyło się to komuś przez przypadek. To proceder na dużą skalę. Dlaczego? Bo ludzie kierują się przekonaniem, że część ciała albinosa pomoże im się wzbogacić czy utrzymać w zdrowiu. I choć brzmi to nieprawdopodobnie, to czarownicy i uzdrowiciele napędzają takie przekonania i motywują ludzi do działania.

Filip Skrońc poruszył temat trudny i niewdzięczny. Jeden z tych, o których mówić nie wolno i nie wypada. Bo można na przykład ośmieszyć władzę, która na to pozwala. A nawet jeśli się nie zgadza, to nie potrafi skutecznie z tym walczyć. Skrońc pojechał zobaczyć, posłuchać, dowiedzieć się, poznać motywy i zrozumieć, jeśli jest to rzeczywiście możliwe. Osobiście mi się nie wydaje. Bo ja podczas lektury nie zrozumiałam.

Czy można włamać się do czyjegoś domu i spróbować odciąć takiej osobie ucho/ramię/penisa?

Czy można z premedytacją zaplanować morderstwo na albinosie zabierając odrąbane ręce i nogi, a resztę ciała zostawić na pastwę natury i zwierząt?

Czy można napadać maleńkie dzieci i zabijać je na oczach rodziny?


Okazuje się, że w Tanzanii można. Choć teraz polujący na albinosów starają się nie mordować, a jedynie okaleczać, bo nie pociąga to za sobą tak wielkich konsekwencji. No cóż. Wiele emocji budzi ten reportaż. Niedowierzanie. Szok. Złość. Agresję. A to tylko historie, które poznałam z kart książki. Nie widziałam tych ludzi. Nie rozmawiałam z nimi. Ale nawet przedstawienie ich życia na papierze mocno mnie oszołomiło.

Bardzo lubię i cenię literaturę faktu. Ale mam wrażenie, że wcale nie jest łatwo trafić na reportaż podobny do tego. Temat ten jest bowiem niezwykły, a Skrońc podszedł do sprawy z różnych perspektyw. Pokazał trudy życia albinosów, podejście ich rodzin, rządu, fundacji. Przybliżył, jak podejście do tych ludzi kształtowało się na przestrzeni lat i jak zmieniały się wierzenia na ich temat.

Autor zwrócił również moją uwagę na inne zagadnienia, które okazały się niemniej zaskakujące. Otóż albinosi mają jeszcze innych wrogów niż ci, którzy polują na części ich ciał i spuszczają z nich krew. Słońce, przed którym nie potrafią się chronić i nie zdają sobie sprawy, że powinni. Rak skóry, który rozwija się z dala od szpitali i specjalistów. Bieda, która jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Smutne to bardzo.

„Nie róbcie mu krzywdy” to mocna, brutalna i emocjonalna historia. To książka napisana przez samo życie. Bardzo mądra, wartościowa i świetnie przygotowana. Widać, że Skrońc włożył w nią wiele czasu i energii.

A kiedy już wiesz, że taki problem rzeczywiście istnieje i że albinosi żyją w strachu, to możesz coś w tym zrobić, np. przekazać 1 % podatku na rzecz fundacji ADRA.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czarnemu.

środa, 25 marca 2020

B.A. Paris "Dylemat"




Autor: B.A. Paris
Tytuł: Dylemat
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 352
Gatunek: literatura współczesna







Mąż i żona. Ze swoimi decyzjami i sekretami. A wszystkie ujrzą światło dzienne już za kilka godzin.

Po “Dylemat” sięgnęłam niedługo przed pójściem spać. A przynajmniej tak mi się wówczas wydawało. W rzeczywistości książka zaintrygowała mnie na tyle, że nie miałam chęci odłożyć jej przez kilka kolejnych godzin. Choć daleko jej do klasycznego thrillera, to temat jest tak interesujący i tak lekko przekazany, że jej lektura sprawia czystą przyjemność.

Nowa powieść Paris wywołuje uczucie zaciekawienia już od pierwszych stron. Autorka daje czytelnikowi do zrozumienia, że główni bohaterzy mają swoje sekrety i wcale nie spieszy się z ich ujawnieniem. Taki zabieg sprawił, że cały czas podążałam za nią z uwagą i skupieniem, usiłując zrozumieć, co miała na myśli. I nawet, kiedy już się dowiedziałam, to nie zmniejszyło ani trochę mojej sympatii dla tej książki. Bo potem akcja przeszła na zupełnie inny tor.

Choć zupełnie nie mogłam się tego spodziewać, nowa powieść Paris wywołała we mnie duże wzruszenie. Rozwój książkowych wydarzeń doprowadził do momentu, kiedy poczułam smutek i melancholię. Bardzo przykro zrobiło mi się z powodu tego, co spotkało bohaterów, a muszę Wam powiedzieć, że autorka wcale ich nie oszczędziła. Z „Dylematu” zrobił się wielki dramat, a z takim nie miałam do czynienia już dawno.


Zazwyczaj chętnie mówię o swoim niezadowoleniu, kiedy thriller okazuje się thrillerem nie być. Nie jestem pewna, jak dokładnie było tutaj i czy rzeczywiście nad tymi kwestiami warto debatować. Nawet jeśli nie znalazłam bowiem wszystkich elementów, których obecności można by się było w takiej mroczniejszej historii spodziewać, to i tak książka zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Dawno już podczas lektury nie poczułam tak mocnych emocji. I okazuje się, że to wystarczy. Nie trzeba mi więcej napięcia, jeśli mam szansę zastąpić je głębszą refleksją i pewną uczuciowością, które sprawiają, że i łezka w oku może się pojawić.

Mimo że „Dylemat” opowiada o rzeczach niełatwych i nieprzyjemnych, to czyta się go zaskakująco dobrze. Paris ma świetny styl i z tym stwierdzeniem nawet nie wypada dyskutować. Potrafi zaciekawić czytelnika i zatrzymać go przy lekturze. Nie tylko za sprawą tematu, ale także lekkiego pióra. Autorka pisze przyjemnie, narracja prowadzona jest subtelnie, całość wypada niezwykle zgrabnie. Szczególnie przy takim podziale rozdziałów między dwoje bohaterów.

„Dylemat” to także świetne charakterystyki postaci i możliwość przekonania się, jak ludzie reagują w ekstremalnych sytuacjach. Ani razu nie czułam, by ta historia była nieprawdopodobna czy naciągana. Nie, właśnie takich reakcji i emocji się spodziewałam i na takich bohaterów liczyłam. Pierwszoosobowa narracja pozwala dodatkowo zrozumieć motywacje i decyzje przez nich podjęte. Śledząc kolejne rozdziały odnosimy wrażenie, jakbyśmy poznawali strony osobistego dziennika.

Nowa powieść Paris zrobiła na mnie wyjątkowe wrażenie. Do tej pory uważałam, że na największe uznanie zasługuje jej debiut- „Za zamkniętymi drzwiami”, ale teraz się waham, która z tych książek tak naprawdę jest lepsza. Obydwie Wam szczerze polecam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
  

sobota, 14 marca 2020

Piotr Strzeżysz "Zaistnienia"




Autor: Piotr Strzeżysz
Tytuł: Zaistnienia
Wydawnictwo: Bezdroża
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 144
Gatunek: literatura podróżnicza







Ciężko powiedzieć, o czym tak naprawdę są “Zaistnienia”. To relacja z podróży, ale zupełnie inna, niż te, które możemy obserwować w internecie, czy śledzić w wypowiedziach znanych podróżników. Piotr Strzeżysz podróżuje bowiem po swojemu, mniej medialnie, a bardziej osobiście. Ciesząc się z najmniejszych rzeczy i szanując to, co spotyka po drodze.

Autor książki przemieszcza się na rowerze. Taki sposób pokonywania drogi jest w mojej ocenie niezwykły. Tak prosty, a przy tym wymagający. Tak bliski natury i przez to piękny, a jednak momentami trudny i niebezpieczny. Czytając kolejne rozdziały zastanawiałam się, czy ja też mogłabym poznawać świat na dwóch kółkach. Bo ja również chciałabym pojechać dalej i zobaczyć więcej. Ale chyba nie. Choć zatęskniłam za tymi godzinami na rowerze, które spędzałam, jako nastolatka- za zbyt mocną opalenizną, wylanym potem i zmęczeniem  nogach, a przy tym cudownym uczuciem wolności i swobody.

Właśnie takie emocje czułam podczas czytania. W tej książce nie znajdziecie bowiem szczegółowych opisów każdego dnia podróży, liczby przejechanych kilometrów, listy wydatków. To raczej zbiór wspomnień, osób spotkanych na drodze, urywki z minionych dni. To świadectwo kontaktu z przyrodą i człowiekiem. Coś, o wartości czego często zapominamy.


Strzeżysz chętnie dzieli się refleksją, mądrym słowem, fragmentami upływającego czasu. Na kartach swojej książki zatrzymuje chwile i momenty. Być może takie, o zatrzymaniu których my byśmy w takiej podróży nie pomyśleli. Ale on zdaje się cieszyć małymi rzeczami, rozkoszować trudem i zmęczeniem, realizować własne pasje. W takim podróżowaniu autor odnajduje spełnienie. Zamienia stabilne życie na swoje dwa kółka. Dokarmia bezpańskie psy, nocuje w wilgotnym namiocie, doznaje przyjemnych chwil z miejscowymi, ale cieszy się też samotnością.

„Zaistnienia” to opowieść o małym człowieku w wielkim świecie. Subtelna, dojrzała, piękna. Chciałbym móc, tak jak Strzeżysz, porozmawiać z Indianami, zobaczyć z bliska uchatki, znaleźć schronienie na posterunku policji. Doświadczyć rzeczy, których nie zapewniają podróże all inclusive czy nawet urlopy realizowane samodzielnie, ale wygodnie. Ja korzystam z samolotu i samochodu, nie zapuszczam się dalej, może zwiedzam tylko na pół gwizdka. On wykorzystuje wszystko maksymalnie. I tego mu zazdroszczę.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Bezdroża. 

piątek, 13 marca 2020

Wendy James "W sieci zła"




Autor: Wendy James
Tytuł: W sieci zła
Wydawnictwo: Poradnia K
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 416
Gatunek: literatura współczesna






Do czego zdolne jest twoje dziecko? Jak dobrze je znasz? Kim tak naprawdę jest?

“W sieci zła” to książka, którą czytało mi się bardzo lekko i szybko. Autorka miło zaskoczyła mnie dopracowanym stylem i umiejętnością zaciekawienia czytelnika. Kolejne rozdziały umykały w zaskakującym tempie, przynosząc ze sobą historię, w jaką łatwo było się zagłębić. Co nie znaczy niestety, że spotkanie z tą powieścią okazało się szaloną czytelniczą przygodą.

Choć byłam ciekawa tej książki, dość długo zabierałam się do lektury. I może dobrze się stało, że podeszłam do niej z pewnym dystansem, bowiem nie spełniła moich oczekiwań. Mocno liczyłam na kolejną pełną napięcia (a może i tajemnic) powieść, w jakich chętnie zagłębiam się w ostatnim czasie. Być może fakt, że czytałam kilka bardzo dobrych thrillerów z rzędu, jeszcze te wymagania wywindował. W każdym razie, zanim poczułam większe emocje, zdążyło nadejść znużenie.


Okładkowe streszczenie wskazywało, że czytelnik będzie miał do czynienia z thrillerem. Nie spodziewałam się, że ta historia okaże się bardzo mocna czy wyjątkowo brutalna, bowiem miała skupiać się na problemach z nastolatką. Niemniej wiem jednak, że można stworzyć klimatyczny thriller młodzieżowy. Tutaj dzieje się zdecydowanie za mało. Akcja za długo się rozkręca. Może i czyta się dobrze, ale w pewnym momencie wyraźnie odczułam zniechęcenie. Przecież czeka na mnie tyle wspaniałych książek, a ja porywam się na lekturę czegoś, co nie do końca mnie przekonuje.

Szczerze muszę natomiast dodać, że James dobrze poradziła sobie z kreacją postaci i budową tła dla swej opowieści. Jej bohaterki mają ten potrzebny realistyczny rys, nie zabrakło im również mocniejszych cech charakteru. Autorka dobrze przedstawiła relacje na osi rodzic- dziecko i odnalazła się w świecie matczynych problemów i nastoletnich rozterek. I rzeczywiście wyszło to sensownie, ale mało klimatycznie.

Nie lubię krytykować i szukać dziury w całym, kocham książki o doceniam autorów. Zawsze mam jednak żal, kiedy ktoś obiecuje mi thriller czy kryminał, a ja tego nie dostaję. Te gatunki należą do moich ulubionych i podchodzę do nich z dużymi oczekiwaniami. W tym przypadku powieści nie udało się spełnić pokładanych w niej nadziei. Bardzo szkoda.

Tytułem zainteresował mnie portal www.czytampierwszy.pl.

czwartek, 12 marca 2020

Lily Graham "Dziecko z Auschwitz"




Autor: Lily Graham
Tytuł: Dziecko z Auschwitz
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 256
Gatunek: literatura współczesna 






Kiedy Eva wsiadła do pociągu jadącego do Auschwitz, zależało jej tylko na spotkaniu męża. Kobieta nie miała pojęcia, jak wiele tragedii stanie na drodze jej miłości.

Narodziny każdego dziecka są dla jego rodziców wielkim szczęściem. Co zatem można powiedzieć o maleństwach, które przyszły na świat na terenie obozów koncentracyjnych, w tych ciężkich i brutalnych realiach, jakie niosły ze sobą śmierć? „Dziecko z Auschwitz” jest historią o takim cudzie narodzin, czymś pięknym na tle tej całej brzydoty.

Opowieść Lily Graham inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami. Autorka poświęciła wiele czasu na poznanie żywotów kobiet, którym przyszło żyć w takim miejscu i które miały szansę wyjść z obozu cało. Mimo że całość została uzupełniona i wzbogacona fikcyjnymi szczegółami, to i tak autentyczność i realizm tej historii robią ogromne wrażenie, a fakt, że to wszystko rzeczywiście się działo mocno działa na wyobraźnię i emocję czytelnika.


Choć w ostatnim czasie tych publikacji o Auschwitz pojawia się sporo, a literatura obozowa cieszy się dużym zainteresowaniem, to jednak ta książka jest nieco inna. Wiele razy odnosiłam wrażenie, że autorka mniej pragnie się skupić na samych realiach obozowych, wyglądzie tego miejsca i panujących tam warunkach, a bardziej na ludziach, którzy tam żyli i ich uczuciach. Uczuciach niezwykle pięknych, pozwalających przypomnieć sobie, ile warte jest życie, kiedy nam one towarzyszą.

Duże znaczenie miał dla mnie fakt, że Graham połączyła wydarzenia z obozowej codzienności z tymi, które miały miejsce wcześniej. Podczas lektury mamy okazję dowiedzieć się, jak wyglądało życie Evy przed jej uwięzieniem, zrozumieć, jakie miała marzenia i jak poznała swojego męża. Z tych fragmentów wyłania się obraz silnej i mądrej kobiety, gotowej by walczyć o to, co było dla niej najważniejsze.

„Dziecko z Auschwitz” to książka poruszająca bardzo istotne kwestie. Melancholijna i zasmucająca, ale przy tym dająca również odrobinę nadziei i kilka okruszków optymizmu. Czyta się ją zaskakująco szybko, bowiem opisywane wydarzenia przyciągają czytelnika jak magnes. Nie sposób oderwać się od lektury do samego końca. To jedna z tych powieści, które wywołują wiele emocji i refleksji, ale nie jest łatwo się nimi podzielić z innymi. Każdy z nas bowiem powinien przekonywać się o wartości tych historii na własną rękę.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 

wtorek, 10 marca 2020

Eva Garcia Saenz de Urturi "Władcy czasu"




Autor: Eva Garcia Saenz de Urturi
Tytuł: Władcy czasu
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 512
Gatunek: kryminał 







Mieszkańcami Vitori wstrząsają brutalne zbrodnie, wzorowane na fabule średniowiecznej powieści. Kim jest zabójca? I dlaczego w taki sposób odnosi się do popularnej książki?

Nadszedł ten smutny moment pożegnania. „Władcy czasu” to już ostatnia część zachwycającej kryminalnej trylogii, której akcja osadzona została w klimatycznym hiszpańskim miasteczku. Niezwykła atmosfera tego miejsca, ulice, na których dobro walczyło ze złem, zabytki i tradycje- te elementy nie tylko wzbogaciły akcję każdej z trzech części, ale także pozwoliły czytelnikowi poznać te miejsca, przywiązać do nich i poczuć jak u siebie. Poprzez te miejsca przeszłość łączyła się z czasami współczesnymi, a autorka lawirowała między nimi w niezwykły sposób.

Tej przeszłości szczególnie dużo pojawiło się w najnowszej powieści Evy Garcii Saenz de Urturi. Autorka sięgnęła do czasów bardzo odległych, oferując czytelnikowi dwie historie, wzajemnie się przeplatające i pięknie połączone, a jednak w wielu miejscach zupełnie odrębne, a przez to jeszcze ciekawsze. Bardzo lubię taki zabieg, zwłaszcza, kiedy opowieści zostają przedstawione tak, jak w tej książce. Niewielkimi fragmentami, z zachowaniem pewnych tajemnic. Podczas lektury nie potrafiłabym wskazać, która historia podobała mi się bardziej. Obydwie były fantastyczne.

Kolejna część trylogii to także powrót do lubianych bohaterów i możliwość przekonania się, co zmieniło się z czasem w ich życiu i jak to na nich wpłynęło. Postacie występujące u Evy Garcii Saenz de Urturi są szczególnie wyraziste i charyzmatyczne. Podejmowane przez nich decyzje, igranie z losem, przeszłość odbijająca się w ich działaniach to tylko część elementów charakterystycznych dla tego niezwykłego zespołu śledczych. Zaskakiwali mnie raz za razem. Inteligencją, doświadczeniem, poświęceniem. Będzie mi ich bardzo brakowało.


„Władcy czasu” to również kolejna błyskotliwa zagadka kryminalna. Autorka przyzwyczaiła mnie już do tego, że świetnie odnajduje się w świecie skomplikowanych zbrodni, które pozwalają jej manipulować zarówno detektywami, jak i czytelnikami. W jej książkach te zbrodnie są bardzo mroczne, w dużej mierze bazujące na emocjach zabójców, a przez to jeszcze straszniejsze. Nie jest łatwo przewidzieć, jak może zachować się człowiek kierowany uczuciami, przez co pochwycenie winnych staje się bardzo trudne. W najnowszej powieści autorka pozwala sobie na zmiany kierunku akcji, nowe wątki, kolejne ofiary. A przy tym sporo miejsca poświęca również życiu prywatnemu bohaterów, dzięki czemu całość jest nie tylko interesująca, ale kompletna.

“Władcy czasu” to ostatnia część trylogii Cisza białego miasta. Ta kryminalna seria zrobiła na mnie ogromne wrażenie, a połączenie zadziwiających zbrodni, intrygujących śledczych, tradycji i kultury wciąż i wciąż urzekało na nowo. Nie da się ukryć, że autorka włożyła mnóstwo pracy w powstanie tych historii, widać to na każdym etapie lektury. Chciałabym, by każda powieść kryminalna niosła ze sobą tyle emocji i refleksji oraz pozwalała tak bardzo ponieść się wyobraźni. Ta seria wprowadza powiew świeżości na kryminalny rynek i mogłaby stać się inspiracją dla innych twórców. Serdecznie polecam Wam całość.

Za przesłanie książki dziękuję Wydawnictwu Muza. 

niedziela, 8 marca 2020

Donato Carrisi "W labiryncie"




Autor: Donato Carrisi
Tytuł: W labiryncie
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 336
Gatunek: thriller 







Porwana w młodości, zniknęła na 15 lat. Gdzie była w tym czasie? Co się z nią działo? Kto jej t zrobił?

“W labiryncie” to powieść, w której szalenie łatwo się zaczytać i zagubić. Niebanalna, charakterna, pełna tajemnic i nastawiona na zaskakiwanie czytelnika. Dokładnie takich elementów poszukuję i potrzebuję w tego typu książkach. W tym przypadku wiele oczekiwałam i wiele otrzymałam.

Z Carrisim spotkałam się po raz pierwszy. To nazwisko nie było mi obce, ale jego twórczość gdzieś zawsze umykała. Myślę, że dobrze się jednak stało, że to zapoznanie nastąpiło właśnie w tym momencie. Choć o jego powieściach mówi się wiele dobrego, jestem w stanie założyć w ciemno, że ta jest jedną z lepszych, a może i najlepszą. Od początku w książce wiele się dzieje i aż do końca akcja nie zwalania tempa. Autor nie pozwala sobie na to, by czytelnik się znudził czy zawahał przed lekturą kolejnego rozdziału.

Każdy szczegół w powieści ma istotne znaczenie. Carrisi nic nie zostawia przypadkowi. Całość jest kompletna, a temat wyczerpany. Ciężko do czegokolwiek się przyczepić czy znaleźć jakieś słabsze punkty. Szybka akcja? Odhaczona. Atmosfera pełna napięcia i mroczny klimat? Są. Interesujące śledztwo, pełne zwrotów akcji? Jak najbardziej. Wyraziste sylwetki bohaterów? Takie też możecie tutaj znaleźć. I o wiele, wiele więcej. Zastanówcie się, jaki powinien być Waszym zdaniem dobry thriller i jakie wymagania powinien spełniać. A potem sięgnijcie po tę powieść, by przekonać się, jak przyjemnie będzie skreślać kolejne punkty z listy.


Carrisi zdecydował się na realizację bardzo ciekawego, ale też moim zdaniem trudnego tematu. Uprowadzenie i wieloletnie uwięzienie młodej kobiety dają wiele możliwości, ale łatwo mogą także zawieść. Bardzo podoba mi się, w jaki sposób autor poprowadził fabułę i rozwinął poszczególne wątki, sprytnie łącząc bieżące wydarzenia z retrospekcjami. Co działo się z Samanthą przez te wszystkie lata? Czym jeszcze życie może ją zaskoczyć?

Najbardziej jednak na uznanie zasłużyła kreacja porywacza. Uwielbiam takie wyraziste, niepokojące i mroczne osobowości. Szczególnie, kiedy ich motywacje są napędzane przez wydarzenia z przeszłości. Autor dał mi niezwykłą możliwość nie tylko takiego bohatera poznać bliżej, ale także zrozumieć, co nim kierowało. Mogłam śledzić jego zaskakujący umysł i obserwować zmiany zachodzące w jego zachowaniu. To była dla mnie prawdziwa przyjemność. Moje zamiłowanie dla takich dziwnych postaci nigdy nie maleje.

„W labiryncie” to wyjątkowa powieść. Bardzo mocna, szalenie interesująca, wyjątkowo zaskakująca. Polecam czytelnikom, którzy lubią trudne i brzydkie historie. Nie dziwi mnie wcale, że taki materiał stał się podstawą dla ekranizacji.

Za przesłanie powieści dziękuję Wydawnictwu Albatros.

środa, 4 marca 2020

David Bell "Czyjaś córka"




Autor: David Bell
Tytuł: Czyjaś córka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 456
Gatunek: thriller 







Kiedy w drzwiach Michaela pojawia się jego była żona, mężczyzna nawet nie wyobraża sobie, jak złe mogą być wieści, z którymi do niego przyszła. Jedno zdanie w mig zmieni całe jego życie, stawiając go w  obliczy ogromnego wyzwania i konieczności podjęcia niezwykle ryzykownych decyzji.

Gdyby ktoś zapytał mnie w tej chwili o polecenie dobrego thrillera, chętnie podsunęłabym mu „Czyjąś córkę”. Świeżo po lekturze, pamiętając o wszystkich zaletach tego tytułu, mam pewność, że to książka, która może się podobać, wzbudzić refleksje, zaskoczyć, a przede wszystkim przynieść wiele frajdy osobom ceniącym powieści wypełnione napięciem i tajemnicami. Sama świetnie odnajduję się w takich klimatach, a powieść Davida Bella towarzyszyła mi nieustannie przez dwa dni.

Książka rozpoczyna się mocnym akcentem i do samego końca nie zwalania tempa. Przez cały czas sporo się dzieje, a akcja rozgrywa się w kilku miejscach na raz. Bardzo podoba mi się takie rozwiązanie, bowiem mamy okazję podglądać rozwój wydarzeń z różnych perspektyw i lepiej poznać wszystkich bohaterów. Temat zaginięcia dziecka daje autorowi wiele możliwości, a  Bell wykorzystał je wszystkie.


Kolejne rozdziały to kolejne tajemnice. Szybko przekonujemy się, co ukrywają bohaterzy tego mrocznego przedstawienia. Każdy z nich chowa trupy w szafie, nikt nie jest bez winy. Podczas lektury nasuwają się pytania, na które trudno znaleźć sensowne odpowiedzi. Jak dobrze znamy swoich najbliższych? Czy wiemy o nich również te rzeczy, jakimi nie chcieliby się z nikim podzielić? Jak zachowają się w kryzysowych sytuacjach? Czy możemy na nich liczyć zawsze i wszędzie? Z tymi dylematami na kartach powieści zmagają się również bohaterzy.

Nieprzewidywalność stała się w mojej ocenie drugą obok tajemniczości wielką zaletą tego tytułu. Autor nie pozwala, by czytelnik poczuł się zbyt pewnie. W „Czyjejś córce” nie ma miejsca na banały i oczywistości. A kiedy tylko pozwolimy sobie na przekonanie, że wiemy, co się wydarzyło, Bell szybko wyprowadza nas z błędu poprzez zwrot akcji lub zasugerowanie nowego podejrzanego. Lubię, kiedy autorzy chowają w rękawie asy i nie zdradzają zbyt wiele na początku. Pozwala to czytelnikowi czuć się zaintrygowanym i zaciekawionym przez cały czas poznawania powieści.

„Czyjaś córka” to także dobra kompozycja i dobry styl. Umiejętne przedstawienie wydarzeń idzie w parze z dopracowanym i przyjaznym czytelnikowi stylem. Książkę czyta się dobrze i szybko, z pewnością w dużej mierze właśnie za sprawą takiego połączenia.

To powieść, którą można przeczytać jednym tchem. Interesująca fabuła, prowadzone równolegle wątki, zwroty akcji oraz dramaty przedstawionych postaci składają się na ciekawą i dobrze napisaną książkę.

Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 2 marca 2020

Lene Wold "Honor. Opowieść ojca, który zabił własną córę"




Autor: Lene Wold
Tytuł: Honor. Opowieść ojca, który zabił własną córkę
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 184
Gatunek: literatura faktu 






W krajach islamskich zbrodnie honorowe wciąż mają się dobrze. Kobiety regularnie giną, często nie za swoje zbrodnie. Cudzołóstwo jest nie do wybaczenia, gwałt tym bardziej. Kobiety zawsze są wszystkiemu winne. Bo zachowywały się prowokująco, były nieodpowiednio ubrane, kusiły spojrzeniem. A jaki jest najlepszy sposób, by oczyścić resztę rodziny i odciąć się od haniebnego czynu? Morderstwo. By wyjść z tej sytuacji z honorem…

Lene Wold poświęciła dużo czasu i wiele zaryzykowała, by lepiej zrozumieć pojęcie zbrodni honorowej. Kilkukrotnie odwiedziła Jordanię, odbyła ryzykowne spotkania i zaufała tym, którzy mogli ściągnąć na nią śmierć. Wszystko, by zrozumieć, jak to możliwe, że ojciec zabija własną córkę. Choć dziennikarka mocno pochyliła się nad tymi kwestiami, podczas lektury czułam, że ona wcale tego nie rozumie. I ja też nie rozumiałam.

Historia, którą opowiada Wold to jeden z wielu przypadków. Jak podaje autorka książki, udało się jej zgromadzić listę ponad stu nazwisk kobiet, które w ostatnich latach zginęły w wyniku zbrodni honorowej. Takie rzeczy są w Jordanii na porządku dziennym. To proceder, z którym ciężko jest walczyć. Bo zaangażowani są w niego wszyscy. Rodzina ofiary i sprawcy, policja oraz władza. Każda z tych instytucji bierze w nim udział, nie tylko przyzwalając na to, ale również zasłaniając się rażącymi wymówkami.

Wold dotarła do ojca, który zabił jedną ze swoich córek, a drugą poważnie ranił (kobieta cudem uszła z życiem). Odbyła przerażające i emocjonalne rozmowy z mordercą i niedoszłą ofiarą. Ich relacje pozwoliły poskładać w całość to, co wydarzyło się w ich rodzinie. Widziane Jej i Jego oczami. Ta historia bardzo mnie poruszyła i skłoniła do wielu przemyśleń. Najbardziej zaskoczyło mnie jednak, jak daleko i głęboko to wszystko sięga, niczym zaraza przenosząca się z pokolenia na pokolenie.

„Honor. Opowieść ojca, który zabił własną córkę” to świadectwo tego, co każdego dnia rozgrywa się na ulicach Jordanii. To poczucie strachu i klęski kobiet, które nigdy nie mogą żyć spokojnie, wiedząc, że zawsze są na przegranej pozycji. Słowa ojca i jego córki mocno działają na wyobraźnię, ale relacja dziennikarki ze spotkania z władzami i wycieczka do kobiecego więzienia dopełniają dodają temu wszystkiemu głębi. A dlaczego Lene udała się do więzienia? Bo kobiety, którym udało się uniknąć śmierci z rąk rodziny są „chronione” przez całe lata za kratami.

Wold stworzyła krótką, ale bardzo interesują i niezwykle cenną publikacją dotyczącą zbrodni honorowych. Przyjrzała się tej kwestii z różnych perspektyw i usiłowała zrozumieć, dlaczego mają one miejsce. Nie wydaje mi się to możliwe. Jak dla mnie nie ma dla tego procederu wytłumaczenia. Ani usprawiedliwienia. 

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czarnemu. 

LUTY NA ZDJĘCIACH

Nieprzyjemny luty sprzyjał zaczytaniu :) Szczególnie miło było pogrążyć się w mrocznych klimatach!



A Czy Wasz luty był zaczytany?