piątek, 12 grudnia 2014

Dawca pamięci i jego (nie)idealny świat




Oryginalny tytuł: The Giver
Polski tytuł: Dawca Pamięci
Produkcja: USA
Rok: 2014
Gatunek: Sci-Fi, Dramat
Reżyseria: Phillip Noyce
Główne role: Brenton Thwaites, Meryl Streep, Jeff Bridges






Każdego dnia media informują nas o kolejnych problemach w świecie polityki i konfliktach, które coraz częściej osiągają skalę międzynarodową. Każda minuta egzystencji dla kogoś z nas będzie oznaczała samotność, ból, a może nawet niespodziewaną czy niesprawiedliwą śmierć. Dla wielu z nas na pewno nie będzie happy end’u, zwłaszcza, że w wiadomościach wciąż grożą katastrofą ekologiczną, albo zapowiadają wybuch kolejnej wielkiej wojny. 

A gdybyśmy mieli szansę na życie w świecie bez krzywdy i cierpienia, w miejscu, w którym ludzkość nigdy nie poznała smaku krwi i bólu porażki?

A co najważniejsze, w świecie tym wszyscy ludzie byliby sobie równi- nie patrzono by z pogardą na przedstawicieli innych ras czy religii. 

Nikt nikomu nie zazdrościłby nowego modelu telefonu, czy markowych butów, bo każdy miałby to samo. Wszystkie dzieci byłyby wychowywane w takich samych domach, przez oboje rodziców. 

Opis, który przedstawiłam pasuje do świata wykreowanego w „Dawcy pamięci”. Wydaje się, że to miejsce idealne, kraina wiecznego szczęścia. Jednak czy faktycznie możemy uchronić ludzi przed całym złem? Albo czy oni faktycznie chcą być chronieni? 

Kiedy włączyłam film, moim oczom ukazał się czarno-biały świat, w którym ciężko było dostrzec uśmiech mieszkańców, za to królowała szarość i nijakość. Już pierwsze minuty wskazywały na fakt, że z tym idyllicznym miejscem coś jest nie tak, jednak bohaterowie zachowywali się tak, jakby niczego im do szczęścia nie brakowało. Cały sekret tej historii polegał na odebraniu im wspomnień, niepokojącym w mojej ocenie, wyłączeniu emocji i pozbawieniu człowieczeństwa.

Egzystencja w tym świecie opierała się za niezmiennych zasadach, a wartości takie jak pokój, harmonia i porządek były dla jego mieszkańców najważniejsze. Nie mogli oddalać się od miejsca zamieszkania, a podczas rozmowy wykraczać poza granice poprawności językowej. W tym miejscu cała sceneria wydała mi się jeszcze bardziej niepokojąca i podejrzana, bowiem szczęśliwa kraina zaczęła zamieniać się w krainę życia niewolników. A niewolnik nie może być przecież szczęśliwy… 

Bohaterowie filmu żyli według narzuconego planu, czekając aż zostaną im przydzielone odpowiednie role i zadania, które mieli wykonywać do końca życia. To, czego zabrakło mi najbardziej, to wolna wola i możliwość wyboru. Mieszkańcy „szczęśliwej” krainy byli niczym dzieci we mgle. Patrzyli, ale nie widzieli. Wszystko było płaskie i bez wyrazu. Jednak, jak w każdej bajce, tak i tutaj musiał zdarzyć się pewien wyjątek- Jonas, dawca wspomnień, czyli jedyna osoba, która wiedziała, jak piękny może być świat, ale wiedza ta pozostawała tylko do jego dyspozycji. Pełnienie tej funkcji wiązało się z uznaniem i szacunkiem otoczenia, mimo że owiane było prawdziwą tajemnicą.

W pewnym momencie akcja filmu przybiera niespodziewany obrót i zamienia się w osobistą walkę Jonasa z systemem. Grzeczny, dobrze wychowany i lubiany młodzieniec staje się zagrożeniem dla idealnie zarządzanego świata. Czy młoda mężczyzna może sam zmienić świat? Czy uda mu się pokazać jak wygląda rzeczywistość w kolorze?

Główny bohater to młody, moim zdaniem, za słabo jeszcze doświadczony aktor, który opowiedział tę historię bez upadków i bez wzlotów. Nie przekazał swojej energii, nie pokazał umiejętności. Na szczęście, jak w każdym przyzwoitym utworze, nie zabrakło tutaj aktorów, mogących uczynić akcję ciekawszą i bardziej intrygującą. Meryl Streep bardzo dobrze odnalazła się w roli przywódczyni, władczej i dominującej kobiety. Kolejny raz pokazała klasę, udowadniając, że potrafi bardzo swobodnie wcielić się w każdą postać. Przyjemnie patrzyło się również na Jeffa Bridgesa, odgrywającego rolę poprzedniego Dawcy. Mimo że jego postać była spokojna i wyważona, to wszystkie najdrobniejsze gesty ukazywały jego siłę i charyzmę. Podobnie jak Brenton Thwaites, odgrywający rolę Jonasa, rozczarowali mnie Alexander Skarsgard i Katie Holmes, po której jednak, szczerze mówiąc, niewiele się spodziewałam.

Wydaje mi się, że brak kolorów nadrabiała trochę muzyka, a szczególnie stworzony na potrzeby filmów utwór OneRepublic „Ordinary human”, który z czystym sercem mogę polecić. 

Podsumowując, chciałabym podkreślić, że oceniam ten film pozytywnie. W moich oczach nie jest on wybitny, ale bardzo przyzwoity. Podoba mi się ten fantastyczny, nieco utopijny, klimat. Kolejny raz urzekła mnie Meryl Streep, która z pewnością stanowi jedną z najmocniejszych stron tego utworu. Na długo zapamiętam wyraz jej twarzy, kiedy mówi: „Gdy ludzie mają wolność wyboru, wybierają źle”. Wydaje mi się, że słowa te najlepiej oddają charakter filmu. Zupełnie niepotrzebnie zdecydowano się za to na wątek miłosny, ale romanse sprzedają się przecież najlepiej. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kochani, jest mi niezmiernie miło gościć Was na mojej stronie :) Bardzo chętnie zajrzałabym do każdego, dlatego proszę, zostawcie kilka słów, które naprowadzą mnie na Wasz trop :)