wtorek, 30 kwietnia 2019

Volker Kutscher "Śliska sprawa"




Autor: Volker Kutscher
Tytuł: Śliska sprawa
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 528
Gatunek: kryminał






Koniec lat dwudziestych poprzedniego stulecia. Berlin w obliczu zachodzących zmian. I komisarz Gereon Rath- doświadczony, odważny, niepokorny i zdegradowany. Czy autor wykorzystał potencjał tej wybuchowej mieszanki?

“Śliska sprawa” to kryminał w stylu retro. I właśnie ta osobliwa stylizacja przynosi czytelnikowi niebywałą okazję przeniesienia się na chwilę w zupełnie inne czasy. Burzliwe za sprawą rozgrywających się wydarzeń na arenie politycznej, mroczne dzięki atmosferze niepewności i zachodzących w społeczeństwie zmian i niepokojące ze względu na realizm i autentyczność przedstawienia portretu dawnego Berlina. Kutscher odmalował miasto w sposób działający na czytelniczą wyobraźnię, pozwalający się tam odnaleźć, towarzyszyć głównego bohaterowi w rozwiązywaniu zagadek i podążać za nim krok w krok.

Sama oprawa tych wydarzeń okazała się dla mnie na tyle interesująca, że gdyby autorowi zdarzyły się jakieś potknięcia przy budowaniu akcji lub zarysowywaniu sylwetek powieściowych postaci, to chętnie mogłabym przymknąć na to oko. Nieczęsto bowiem mam okazję przenosić się w czasie i czytać książki z tak oryginalnym klimatem. Szybko przekonałam się jednak, że „Śliska sprawa” to coś więcej, niż ten piękny retro klimat, mimo że zachwycający to w dalszym ciągu stanowiący jedynie podłoże dla opisywanych scen i rozwijanych wątków. Niezapomniane i wartościowe uzupełnienie dla intrygujących bohaterów, niepokojących miejsc, klimatycznej atmosfery, uczucia napięcia i wrażenia, że autor wciąż jeszcze może nas zaskoczyć. Wszystkie te elementy składają się na niebanalną akcję, która w kryminałach jest przecież jak najbardziej pożądana.


Z wielką przyjemnością mogę zatem przyznać, że ta wyjątkowa i nieszablonowa charakteryzacja stanowi tło dla niemniej interesujących wydarzeń. Jako osoba, która uwielbia kryminały, zawsze staram się wybierać takie powieści, które rzeczywiście mogą mnie jeszcze zaskoczyć, licząc na to, że ich lektura wniesie pewien powiew świeżości i spotka się z czytelniczą satysfakcją. „Śliska sprawa” zaskoczyła mnie bogatą fabułą, jej zawiłością i nagromadzeniem wątków. Co jednak najważniejsze, autor rozwija książkową akcję tak, by czytelnik mógł w tym świecie się odnaleźć. Dzięki niemu każdy z nas może na chwilę zostać detektywem i na własną rękę szukać zbrodniarzy oraz wyjaśniać poszczególne sprawy.

Powieść bardzo zyskuje również na kreacji bohaterów. Nie od dziś wiadomo, że dobry kryminał nie może się obejść bez budzących emocje, charyzmatycznych postaci. W moim odczuciu takim właśnie bohaterem jest Gereon Rath. Zdeterminowanym na osiągnięcie celu, ambitnym, konsekwentnym. A także skłonnym do przesuwania granic i igrania z wymiarem sprawiedliwości. Jego działania, często sprawiające problemy i wywołujące nieprzewidziane konsekwencje, sprawiają jednak, że powieść staje się bardziej interesująca, zatrzymuje czytelnika, podsyca jego zaciekawienie. Kolejne rozdziały czyta się szybko, nie zwracając uwagi na upływ czasu oraz czekające nas obowiązki. Przyjemnie się w tym świecie zatracić.

Nowa powieść Volkera Kutschera otwiera cykl retro kryminałów z udziałem detektywa Gereona Ratha. Pierwsza część okazała się zajmująca i ciekawa, a jej autor wykazał się wiedzą i wyobraźnią. Z dużym zainteresowaniem i jeszcze większą niecierpliwością będę wyczekiwała kolejnych książek. Mam nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo.  

Za przesłanie powieści do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 
  

poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Sanmao "Saharyjskie dni"




Autor: Sanmao
Tytuł: Saharyjskie dni
Wydawnictwo: Kwiaty orientu
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 344
Gatunek: literatura faktu 







„Saharyskie dni” wydano w Polsce po raz pierwszy. Choć lektura ta nieco odbiega od typu powieści, po jakie zazwyczaj sięgam, już w intrygującej fotografii i niemniej ciekawych informacjach na okładce doszukiwałam się prawdziwej perełki. Czy ta książka rzeczywiście może zauroczyć czytelnika?

Kolejne strony powieści pokryte zostały szczegółami życia na pustyni. Autorka opisuje czas, jaki spędziła tam z mężem. Z jej opisów wyłania się rzeczywistość, która z pewnością nie mogłaby stać się udziałem każdego. Surowość, nieustępliwość i dzikość przebijają się niemal z każdego zdania. Sanmao pisze bardzo szczerze, otwarcie, chętnie dzieli się szczegółami. Najbardziej jednak zaskakuje sposób, w jaki snuje swą opowieść- robi to z przyjemnym poczuciem humoru i pewnym dystansem do tej codzienności.

Bez wątpienia krajobraz opisywany przez autorkę stanowi całkowite przeciwieństwo dla naszych realiów. Zawsze, kiedy za sprawą literatury mam do czynienia z rzeczywistością tak inną od tej, którą znam, czuję się w dużej mierze oczarowana, bowiem egzotyka i osobliwość działają na mnie jak magnes. Dzięki tej powieści dostałam niezwykłą możliwość przeniesienia się na chwilę na odległą Saharę, w jeszcze odleglejsze lata 70, by stać się uczestniczką wydarzeń rozgrywających się między członkami żyjącego na tym obszarze plemienia Sahrawi.


Tym, co po prostu wypada docenić w tym tytule, jest realizm, na którym się opiera oraz autentyczność opisywanych miejsc, ludzi i przeżyć. To mocna, prawdziwa i działająca na wyobraźnię historia, która za sprawą plastycznych opisów i emocjonalnego wydźwięku może zachwycić każdego czytelnika. I choć może zabrzmi to zbyt prosto w obliczu takiej powieści- jestem pewna, że każdy może znaleźć w niej coś dla siebie. Szczególnie, że autorka pisze prosto z serca. Nie stara się nas tą opowieścią na siłę zaszokować, przesadnie poruszyć czy dogłębnie przestraszyć. Ona zwyczajnie opisuje codzienność, chwyta się momentów, wspomina, przelewa na papier uczucia.

„Saharyjskie dni” to przede wszystkim zapiski dotyczące ludzi. Przedstawienie ich rzeczywistości, życia, emocji. Całość ma bardzo osobisty wymiar, powiedziałabym nawet, że nieco intymny. Z opisów Sanmao wyłania się bowiem historia prostych ludzi, którzy żyją w bardzo odmienny, ale przez to niemniej piękny, sposób. Ludzi ceniących sobie spokój, bliskość natury, zwyczajność. To o życiu wśród nich autorka marzyła i to pragnienie udało jej się spełnić, doświadczając i radując się tym, na co wielu z nas popatrzyło by raczej z przymrużeniem oka albo i lekką niepewnością.

Podczas lektury można poczuć, że autorka nie skupia się jedynie na przedstawieniu suchych faktów, choć cennych informacji też oczywiście nie brakuje. Jej powieść to zbiór emocji, kolekcja przeżyć. Opowieść szczera, spisana z wielką naturalnością, nad wyraz przekonująca i działająca na wyobraźnię, a przy tym skłaniająca do refleksji. Tkwi w niej wielkie bogactwo, którym ciężko się w trakcie czytania nasycić.

Opisy Sanmao pozwalają nam na chwilę zamienić się z nią miejscami, poczuć to, co czuła ona. To piękne świadectwo odległych, dzikich i egzotycznych krain. Lektura, która nie zawodzi, nie przytłacza i nie nuży, a wręcz przeciwnie- zostaje z czytelnikiem na dłużej i nie pozwala o sobie szybko zapomnieć. Warto poświęcić jej wieczór, albo kilka i nacieszyć się tym, czym autorka chciała się podzielić. Myślę, że to jedna z ciekawszych powieści, jakie wydane zostały w ostatnich miesiącach.

niedziela, 28 kwietnia 2019

Mario Escobar "Kołysanka z Auschwitz"



Autor: Mario Escobar
Tytuł: Kołysanka z Auschwitz
Wydawnictwo: Kobiece
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 240
Gatunek: biografia 








“Kołysanka z Auschwitz” to książka w moim odczuciu bardzo ważna i niezwykle cenna. Przedstawiona  w niej historia zainspirowana została życiem Helene Hannemann- Niemki, która wraz z rodziną romskiego pochodzenia pojechała do Auschwitz i zamieszkała w wydzielonym tam cygańskim obozie. Pisząc te słowa jestem pewna, że nikomu nie trzeba już tłumaczyć, dlaczego warto sięgnąć po tę opowieść, uszanować pamięć Helene i móc opowiedzieć innym, jak wspaniałą osobą była.

Mario Escobar podjął się opowiedzenia trudnej, smutnej, ale przy tym szalenie ważnej historii. Napisał książkę upamiętniającą matkę, która zrobiła wszystko, by obronić swoje dzieci, poświęcając się przy tym i wykazując wielką odwagą. Podczas swojego pobytu w Auschwitz Helene, z polecenia doktora Mengele, kierowała przedszkolem, dbając przy tym o wszystkie maluchy z cygańskiej dzielnicy. Starała się każdego dnia dać im jak najwięcej, kilkakrotnie sprzeciwiając się doktorowi i walcząc jak lwica o lepsze dni dla swych podopiecznych.

Autor książki podczas pisania tej historii ściśle trzymał się historycznych faktów. Opowieść ta sama w sobie jest bardzo wzruszająca, jednak świadomość, że rzeczywiście miała miejsce sprawia, że staje się jeszcze bardziej emocjonalna i refleksyjna. Podczas lektury towarzyszyło mi wiele uczuć, często nieprzyjemnych, a serce zdawał się przygniatać olbrzymi ciężar, ale ani na chwilę nie miałam potrzeby tej książki odłożyć. Escobar pisze w sposób niezwykle zajmujący, jego słowa pochłaniania się z wielkim zainteresowaniem i niesłabnącą uwagą.


Pierwszoosobowa narracja dodaje historii realizmu i autentyczności. Można poczuć, że sięgamy po relację z pierwszej ręki, mamy okazję na chwilę stanąć ramię w ramię z Helene i obserwować jej działania. Taki pomysł przedstawienia tej historii sprawia, że staje się ona jeszcze bardziej przejmująca, przypomina bowiem smutny pamiętnik, utrwalający te lepsze i gorsze momenty. Escobar podjął się realizacji trudnego zadania, ale wywiązał się z niego wspaniale, przywołując przed oczy czytelnika obraz kobiety o pięknej duszy. Ta powieść oraz inne książki o Auschwitz powinny zająć specjalne miejsce na naszych półkach.

Zawsze jest mi ciężko uwierzyć, że można umieścić tak wiele- emocji, informacji, wspomnień- w tak niewielkiej objętościowo powieści. Niewiele ponad 200 stron okazało się w tym przypadku wystarczająco do przedstawienia dość odległej czasowo, a jednak wciąż aktualnej i dającej nadzieję historii. Ta nieduża objętość, krótkie rozdziały i świetny styl autora sprawiają, że powieść bez problemu można pochłonąć jednym tchem, jednego wieczoru.

Wiem, że to nie jest książka, po którą sięgną wszyscy, ale uważam, że każdy powinien spróbować się z nią zmierzyć. Nie dyskutuje się o gustach i nie ocenia tego, co kto lubi czytać, spróbujmy jednak czasem sięgnąć po coś cięższego i prawdziwszego. Uwierzcie mi, warto.

Za możliwość poznania tej historii serdecznie dziękuję księgarni internetowej selkar.pl.



środa, 24 kwietnia 2019

Sanjida Kay "Skradzione dziecko" [recenzja premierowa]




Autor: Sanjida Kay
Tytuł: Skradzione dziecko
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 368
Gatunek: thriller psychologiczny






Zoe i jej mąż długo starali się o dziecko. Ich życie zmienia się wraz z adopcją maleńkiej Evie. Dziwne przesyłki, które otrzymuje dziewczynka burzą spokój rodziny. Czy rzeczywiście pochodzą od jej biologicznego ojca? Dlaczego mężczyzna zaczął szukać kontaktu z Evie po tylu latach?  

„Skradzione dziecko” to taka historia z życia wzięta. Tematyka powiększania rodziny, buntu dzieci, problemów w związku, skrywanych tajemnic. Takie kwestie nie są w literaturze niczym odkrywczym, a jednak związany z nimi realizm i możliwość różnorodnego ich wykorzystania sprawiają, że czytelnicy wciąż chętnie sięgają po powieści, których fabuła zostaje wokół nich zbudowana. Historia opisana przez Sanjidę Kay toczy się właśnie takim życiowym torem, sprawiając, że z jednej strony możemy poczuć jej autentyczność i postawić się na miejscu bohaterów, a z drugiej w tej pozornej prostocie i monotonii doszukujemy się od razu drugiego dna, przez cały czas odnosząc wrażenie, że zło tylko czeka, by ujawnić się w najmniej oczekiwanym momencie.

Ta książka to taka delikatna historia z dreszczykiem. Trudno powiedzieć, czy przekona osoby, które sięgają po thrillery i kryminały na co dzień, choć i tym może przynieść sporo frajdy. Nie jestem właśnie do końca przekonana, czy bardziej pasuje do niej określenie „thriller kobiecy” czy „powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym”. Momentami odnosiłam bowiem wrażenie, że to na tych obyczajowych aspektach autorka skupia się mocniej. Być może wydawało mi się tak dlatego, że Kay zdaje się budować napięcie bardziej na sylwetkach bohaterów, niż na powieściowych wydarzeniach. To oni i ich tajemnice budzą w nas niepokój, którego nieco brakuje podczas śledzenia porwania i jego wyjaśniania.



W kwestii bohaterów można natomiast powiedzieć wiele dobrego. Autorka zarysowała ich charaktery w sposób interesujący i realistyczny. Śledząc ich zachowanie odnosimy wrażenie, że nie wiemy o nich wszystkiego, a owe przemilczenia i niedopowiedzenia budzą zaciekawienie i sprawiają, że chętniej przedzieramy się przez kolejne (nawet te nieco nużące) strony. Podoba mi się, że Kay poświęciła miejsce również bohaterom drugiego planu, którzy także wywołują sporo emocji i wprowadzają nieco zamieszania.  

Akcja książki rozwija się dość powoli. Autorka niespiesznym krokiem porusza się wokół kolejnych bohaterów, stopniowo decydując się wyciągać z rękawa kolejne asy. Nie miałabym nic przeciwko, żeby pierwsza część książki okazała się bardziej dynamiczna, choć żywiołowość, szybkie tempo i zwroty akcji pojawiające się wraz z rozwojem fabuły potrafią tę sytuacje czytelnikowi wynagrodzić. Będąc po zakończeniu lektury mogę śmiało powiedzieć, że warto jest poczekać, bo cierpliwość rzeczywiście prowadzi ostatecznie do czytelniczej satysfakcji i poczucia, że czas poświęcony tej książce nie był zmarnowany.

Największy atut powieści stanowi jej zakończenie. To na nie najbardziej liczyłam podczas lektury, mierząc się z tymi nieco słabszymi aspektami. Nie da się ukryć, że zazwyczaj ma ono bardzo duże znaczenie przy naszej ocenie książki i decyzji, jak będziemy ją wspominać. Tutaj sprawiło ono, że całość zapisuje się w mojej pamięci na duży plus.

„Skradzione dziecko” to nie jest tytuł, który wbił mnie w fotel. Nie zasłużył także na miano bestsellera. Jednak dobrze pokierowana fabuła i mocny finał sprawiają, że chętnie o tej książce szepnę kilka słów, kiedy nadarzy się ku temu odpowiednia okazja.

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

niedziela, 21 kwietnia 2019

Kooshyar Karimi- Podróż tysiąca burz [recenzja przedpremierowa]



Autor: Kooshyar Karimi
Tytuł: Podróż tysiąca burz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 368
Gatunek: autobiografia








“Podróż tysiąca burz” to autobiografia irańskiego lekarza, Kooshyara Karimi. Jego działalność skupiającą się wokół pomagania młodym kobietom poprzez usuwanie ciąży oraz odbudowywanie błony dziewiczej poznałam nieco lepiej przy okazji jego poprzedniej książki, „Tajemnicy Leili”. Przez cały czas, kiedy doktor Karimi pomagał kobietom, którym groziła kara śmierci, towarzyszyła mu świadomość, że jego czyny mogą zaprowadzić go kiedyś do więzienia, co byłoby przecież jego najmniejszym problemem. W pewnym momencie mógł ratować się już tylko ucieczką z kraju.

Bardzo cenię sobie takie opowieści- przedstawione na papierze wydarzenia z życia niezwykłych ludzi. A doktor Karimi jest w moim odczuciu właśnie jedną z takich osób. Odważną, silną, empatyczną i skłonną do pomocy, niezależnie od ceny, jaką musi mu za to zapłacić. Przyznam szczerze, że nigdy specjalnie nie interesowałam się życiem uchodźców, przede wszystkim chyba ze względu na fakt, że nie dotyczyło to ani mnie, ani nikogo spośród znanych mi osób, tymczasem historia opisywana przez autora nie pozwoliła mi się ani na chwilę oderwać.

„Podróż tysiąca burz” to opowieść mężczyzny, który z dnia na dzień zmuszony był porzucić swoje życie i uciekać. Ryzykowne działania, jakie prowadził chroniąc kobiety, stojące w Iranie na przegranej pozycji, sprawiły, że sam doprowadził siebie i swoją rodzinę na skraj przepaści. Rezygnując z tego, co osiągnął, ryzykując biedę i skazując się na wieczne prześladowanie, nielegalnie przedostał się z rodziną do Turcji, by tam starać się o azyl, a ta książka opowiada szczegółowo o tym, jak wyglądała ta podróż, zanim szczęśliwie się zakończyła.

Kooshyar Karimi opisuje w sposób zaskakująco szczery i niezaprzeczalnie smutny życie uchodźcy, podkreślając na każdym kroku, że iskierki nadziei szybko zastępowane były przeszkodami, jakie co rusz życie rzucało mu pod nogi. Ten szanowany lekarz i jego maleńkie dzieci z dnia na dzień musieli zrezygnować ze wszystkiego, bowiem stać ich było na niewiele więcej niż suchy chleb. Opowieść doktora jest zasmucająca i brutalnie szczera. Pokazuje bezduszność i ludzkie okrucieństwo oraz wszelkie błędy i niedociągnięcia sytemu, związane z problematyką uchodźców.

Karimi szczerze i drobiazgowo opowiada o tym, co go spotkało. I chociaż na jego drodze pojawili się również dobrzy i pomocni ludzie, to przeszkody i niedogodności wydawały się wciąż piętrzyć i pomnażać. Im bardziej zagłębiałam się w tę lekturę, tym bardziej emocjonalnie ją przeżywałam. Przy okazji „Tajemnicy Leili” nabrałam do tego mężczyzny wiele szacunku, a świadomość, przez co musiał przejść niosąc kobietom bezinteresowną pomoc, mocno mnie poruszyła. To szalenie zasmucające, że takie rzeczy wciąż się zdarzają, a Iran jest tylko jednym z miejsc, w których są one na porządku dziennym.

„Podróż tysiąca burz” to piękna, szczera i mądra opowieść, przybliżająca czytelnikowi bardzo aktualną tematykę. Wielu z nas przechodzi obojętnie obok problemu uchodźców, jednak czy rzeczywiście zdajemy sobie sprawę, z czym musieli się oni zmierzyć? Czy czasami zadajemy sobie pytanie kim byli w poprzednim życiu? 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

środa, 17 kwietnia 2019

Katarzyna Misiołek "Dziewczyna, która przepadła"



Autor: Katarzyna Misiołek
Tytuł: Dziewczyna, która przepadła
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 464
Gatunek: literatura współczesna 








Monika spędziła osiem lat w domu psychopaty. Jej życie po uwolnieniu wcale jednak nie należy do łatwych. Czy można tak po prostu trafić z jednej klatki do drugiej? Co właściwie oznacza wolność?

Tym, co najbardziej zaintrygowało mnie w “Dziewczynie, która przepadła”, jest niezwykłe połączenie gatunkowe. Pierwsza część powieści, przedstawiająca uwięzienie Moniki, przypomina dobry thriller. Druga część, związana z jej uwolnieniem, posiada wszystkie elementy charakterystyczne dla literatury kobiecej wysokich lotów. Całość natomiast czyta się tak płynnie, szybko i z sercem w gardle, jakbyśmy mieli do czynienia ze świetnie przygotowanym reportażem.



Dzięki temu powieść rzeczywiście może zachwycić i nie dziwi mnie już fakt, że zebrała ona tak wiele pozytywnych opinii innych czytelników. Misiołek bowiem w pełni zasłużyła na słowa uznania. Tworząc taką międzygatunkową książkę, autorka postawiła sobie poprzeczkę wysoko, sprawiając, że moje oczekiwania wobec tej historii były dość wygórowane. Ani przez chwilę nie czułam się jednak zawiedziona, ciesząc spragniony emocji umysł tą historią i czerpiąc z niej jak najwięcej.

Kiedy zaczynałam tę lekturę, liczyłam, że dostarczy mi ona zarówno momentów pełnych wzruszeń, jak i tych po brzeg wypełnionych napięciem, strachem czy nawet obłędem. Potrzebowałam mocnej, mrocznej i zapadającej w pamięć historii, bo to takie książki są przeze mnie najbardziej cenione. I rzeczywiście ta opowieść całkowicie mnie przekonała. Wydarzenia z życia głównej bohaterki poznawałam w towarzystwie przeróżnych emocji, które łączyły się w zaskakujący mnie na każdym kroku sposób. Wielokrotnie poczułam podziw dla Misiołek, która przelała na strony książki nie tylko dobry pomysł, ale zrealizowała go w sposób przemyślany, dojrzały i realistyczny.

Ten realizm to element powieści, którego nie można w tym przypadku pominąć. Autorka tchnęła w swą powieść niezwykłą szczerość i genialną wprost autentyczność. Z wielkim rozmachem opisała przeżycia, które ciężko sobie wyobrazić, a co dopiero przedstawić na papierze. Zaskoczyła, podziałała na wyobraźnię, skłoniła do zadawania pytań i szukania odpowiedzi. I to nie tylko na początkowym etapie powieści, ale przez cały czas trwania lektury.

Nieco obawiałam się, że po uwolnieniu Moniki, ta książka stanie się taką dość banalną powieścią kobiecą, trochę o wszystkim i trochę o niczym. A jednak Misiołek w dalszym ciągu trzymała poziom, może nawet dopiero się rozkręcając. Okazuje się, że można trafić z jednej klatki do drugiej. I wcale nie jest to trudne. Bo przecież nie da się tak łatwo wymazać koszmaru. Udawać, że nic się nie stało. Jak odpowiadać na ludzkie pytania? Jak patrzeć w oczy rodzinie? Może nawet ta druga część książki jest lepsza?



Nie wyobrażam sobie, żeby ta historia mogła zostać przedstawiona inaczej, niż za pomocą narracji pierwszoosobowej. Monika opisuje nam swoje przeżycia, które miały miejsce na poszczególnych etapach jej życia. Robi to otwarcie, szczegółowo, obrazowo. Dzięki temu można by odnieść wrażenie, że czytamy poruszający dziennik, a wszystko, co w nim opisano, rzeczywiście miało miejsce.

„Dziewczyna, która przepadła” to intrygująca, ponadczasowa i warta poznania opowieść. Przemyślana, dopracowana, dobrze napisana. Trzeba ją przeczytać. A najlepiej również zapamiętać nazwisko autorki.

niedziela, 14 kwietnia 2019

Jenna Blum- Portret rodzinny




Autor: Jenna Blum
Tytuł: Portret rodzinny
Wydawnictwo: Szósty zmysł
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 552
Gatunek: literatura współczesna 







Anna nigdy nie chciała rozmawiać ze swoja córką o młodości, którą spędziła w Niemczech. Trudy natomiast przez całe życie dręczyły pytania, wciąż pozostające bez odpowiedzi. Kim była jej matka- bohaterką czy zbrodniarką?

Wszystkie książki, których fabuła toczy się wokół wydarzeń II Wojny światowej, mają dla mnie olbrzymią wartość. Uważam, że warto po takie powieści sięgać, pamiętać, odświeżać wiadomości, pogłębiać wiedzę. Tym bardziej ucieszyła mnie możliwość przeczytania „Portretu rodzinnego” autorstwa Jenny Blum.

Opowieść została znacząco podzielona na dwie części. Jedna z nich dotyczy matki i tego, jak jej życie zmieniło się w związku z nadejściem II Wojny Światowej. Druga natomiast skupia się na córce, która choć tych wydarzeń nie doświadczyła osobiście, to równie mocno wpłynęły one na jej charakter, sposób postrzegania świata i wybór życiowej drogi. Jedna z nich pragnie o tym wszystkim zapomnieć, druga chciałaby dowiedzieć się jak najwięcej. Obydwie natomiast wciąż odczuwają na sobie to piętno, o czym przekonujemy się poznając dotyczące ich naprzemiennie ułożone rozdziały.

Początkowo sądziłam, że fragmenty poświęcone matce są o wiele ciekawsze i to one robiły na mnie największe wrażenie, działając na wyobraźnię, wywołując mnóstwo emocji i refleksji. Dość szybko zrozumiałam jednak, że autorka nie wybrała tego sposobu przedstawiania historii przypadkowo. Te niepozorne kawałki w pewnym momencie zaczynają pięknie współgrać i łączyć się w całość, stanowiąc jedną spójną, dopracowaną, mądrą i inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami historię.

Ponad 500 stron tekstu, spisane raczej niewielką czcionką i trudna tematyka, jakiej poświęcone zostało to dzieło, sprawiły, że lektura zajęła mi kilka dni. Ani razu w tym czasie nie pomyślałam jednak, że to czas zmarnowany i mogłam wybrać lepsze czytadło. Wręcz przeciwnie. Jenna Blum tym tytułem całkowicie mnie przekonała, sprawiając, że niezmiernie cieszyłam się jego długością. Świadomość, że mogę tę opowieść poznać lepiej, poświęcić jej więcej czasu i uwagi, mocniej zaangażować się w życie bohaterek i opisywane wydarzenia, przynosiła mi wiele radości i czytelniczej satysfakcji.

Każdy rozdział tej książki stanowi wspaniały przykład na to, jak wiele czasu, pracy i doświadczenia autorka włożyła w tę powieść. Na każdym kroku można zauważyć, że ta książka nie powstała ani szybko, ani nie została stworzona byle jak. Każdy element ma w tej historii olbrzymie znaczenie i zajmuje swoje miejsce. Niczego nie brakuje i niczego nie jest zbyt wiele. Wspaniale opisane wydarzenia historyczne idą w parze ze znakomicie skomponowanymi kreacjami bohaterek. Całość spisana została z wielkim wyczuciem, przy wykorzystaniu dojrzałego stylu i zebranej wiedzy, sprawiając, że nie sposób do czegokolwiek w tej lekturze się przyczepić, czy czegokolwiek nie docenić.

Nie jestem pewna, która z bohaterek ostatecznie okazała się mi bliższa. Obydwie natomiast żywo zainteresowały mnie swoim postępowaniem i podejmowanymi decyzjami. To historia, obok której nie można przejść obojętnie, w dużej mierze właśnie za sprawą tych pięknych portretów matki i córki. Wielokrotnie zaskoczyło mnie, że zbliżone podobnymi okolicznościami, jednocześnie są sobie tak obce i dalekie. Ten chłód, ciężar niedopowiedzeń, koszmar wspomnień, żal wywołany stratą i poczucie odosobnienia odczuwałam przez całą lekturę powieści.

Jedna rzecz natomiast jest w tym przypadku absolutnie nie do przemilczenia i nie do wybaczenia- korekta powieści. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką liczbą błędów w książce. Przede wszystkim mam na myśli liczne literówki, znalazłam jednak również błędy związane z odmianą wyrazów i błąd ortograficzny. Pierwszy raz zdarzyło się, że wzięłam do ręki ołówek i te błędy zaczęłam podkreślać, tak dużą irytację podczas lektury u mnie wywoływały.

„Portret rodzinny” to wartościowa i cenna opowieść o wydarzeniach, których nie powinno się zapomnieć. Wiele można by napisać o tej książce, koniecznie trzeba natomiast przeczytać ją i ocenić samodzielnie.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję portalowi sztukater.pl.

środa, 10 kwietnia 2019

Wojciech Dutka "Czerń i purpura"




Autor: Wojciech Dutka
Tytuł: Czerń i purpura
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 448
Gatunek: literatura współczesna







Ona miała marzenia, których nie dane było jej zrealizować. On miał wiarę, która go zawiodła. Obydwoje spotkali się za murami Auschwitz- miejscu, gdzie pomóc nie mogły ani nadzieje ani przekonania. Połączyła ich niepokojąca więź, szalenie niebezpieczna. Żydówka i esesman. Historia, która wydarzyła się naprawdę.

Wojciecha Dutkę poznałam najpierw od strony kryminalnej. Jego „Czarna pszczoła” zrobiła na mnie duże wrażenie i rozbudziła we mnie apetyt na więcej. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kolejną książką autora, po którą sięgnę będzie powieść wojenna. Taki zwrot akcji jednak wcale mi nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie- nie mogłam się doczekać naszego następnego spotkania.

„Czerń i purpura” zauroczyła mnie od pierwszych stron, w dużej mierze za sprawą faktu, jak pięknie jej autor operuje słowem. Dutka posiada bowiem niezwykle lekkie pióro, a jego styl jest dojrzały i wypracowany, a przy tym bardzo przyjazny czytelnikowi. Dzięki temu snutą przez niego opowieść czyta się z wielka przyjemnością, wprost nie mogąc się od niej oderwać. To jeden z tych przypadków, kiedy czytamy niecierpliwie, z ogromną ciekawością pragnąc poznać dalsze losy bohaterów, smutno uświadamiając sobie przy tym, że wcale nie chcemy, by książka się kończyła. Czytamy zachłannie i szybko, starając się nie utracić żadnego szczegółu i nie pominąć choć jednego słowa, bo każdy drobiazg i każdy wyraz mają znaczenie, składając się na niepowtarzalną i przepiękną całość.

W tym tytule autor oferuje nam melancholijną i refleksyjną podróż śladem zadziwiającej, opartej na faktach historii. Wyjątkowość tej opowieści niejednokrotnie może budzić niedowierzanie, uświadamiając nam tym samym, że nie ma nic bardziej nieokiełznanego, niż ludzkie emocje i uczucia, które często wybuchają w najgorszym momencie i najmniej spodziewanych okolicznościach. Bo czy może być coś bardziej niewłaściwego niż uczucie, które łączy esesmana i Żydówkę? Ciężko o bardziej zaskakującą, przerażającą, ale też niepokojąco piękną relację. Szczególnie, jeśli ktoś potrafi przedstawić ją w taki sposób, jak Dutka.

W jego historii nie ma banału, przewidywalności, prostoty. Na kolejnych stronach nie brakuje natomiast pasji, podążania za marzeniami, determinacji w drodze do celu, wielkiej siły i skłonności do poświęceń. Dutka bardzo dojrzale i z wielkim wyczuciem angażuje się w opisywanie wydarzeń, które mimo upływu lat wciąż budzą niedowierzanie, niepewność i wstręt. Wbrew pozorom bowiem uczucia, które pojawiają się między bohaterami, nie są w stanie zdominować tego, co dzieje się wokół nich. Nie pozwalają zapomnieć o śmierci, nie sprawiają, że opowieść wydaje się błaha. Nie. Wątek ten za sprawą swojego tragizmu stanowi piękne, choć smutne uzupełnienie dla tego, w czym autor książki postanawia się zagłębić i co usiłuje nam przypomnieć.

Ta powieść nie byłaby jednak tak dobra, gdyby Dutka nie wykreował tak znakomitych sylwetek bohaterów. Ich działania, podejmowane decyzje, popełniane błędy, niespełnione oczekiwania i przekreślone marzenia wydają się tak realne, jakby dotyczyły nas samych. A oni tymczasem zmieniają się na naszych oczach, wciąż zaskakując i wprowadzając emocjonalny chaos. Na stronach powieści toczą oni swoje własny wojny, a my wraz z nimi, czasem zajmując miejsce sojuszników, a czasem stając po stronie tych, którzy są im przeciwni.

Powieść ta zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Niełatwo czyta się książki wojenne, niezależnie od tego, w jaki sposób ich twórcy podchodzą do tego tematu. Dutka jednak moim zdaniem stworzył dzieło wyjątkowe. Opowieść, która nie pozwala o sobie zapomnieć. Odnoszącą się do historii, inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami, skłaniającą do refleksji, emocjonalnie zachwycającą. Czytam bardzo dużo, a poznawanie książkowych historii sprawia mi olbrzymią przyjemność, rzadko jednak czuję się naprawdę poruszona, nie tak, jak tym razem, kiedy to czytałam epilog załzawionymi oczami. Czy dla takiej powieści może być lepsza rekomendacja?

Za możliwość przeczytania powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.

sobota, 6 kwietnia 2019

STOSIK WYMIANKOWY

Bardzo lubię wymieniać się książkami. Dzięki temu wysyłam w świat książki, które nie spełniły moich oczekiwań, a mogą przypaść do gustu innym. W taki sposób oszczędzam również pieniądze, mogą bowiem zdobyć nowe tytuły niższym kosztem. 

Tak prezentują się moje zdobycze z ostatnich tygodni:



A czy Wy lubicie brać udział w książkowych wymianach? 

Czy udało Wam się w ten sposób zdobyć wymarzone tytuły? 

wtorek, 2 kwietnia 2019

Kate Morton "Córka zegarmistrza"




Autor: Kate Morton
Tytuł: Córka zegarmistrza
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 544
Gatunek: literatura współczesna







Kiedy Elodie Winslow, młoda archiwistka z Londynu, odkrywa podniszczoną skórzaną torbę i stare zdjęcie przedstawiające portret pięknej kobiety, nie zdaje sobie sprawy, jak to odkrycie wpłynie na jej życie. Próbując ustalić pochodzenie i znaczenie tych przedmiotów, trafia na ślad mrocznych wydarzeń sprzed lat i poznaje skrywane dotąd sekrety jej rodziny.

Sięgając po „Córkę zegarmistrza” miałam bardzo duże oczekiwania. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z twórczością autorki, ale słyszałam o niej wiele dobrego i liczyłam, że po lekturze i ja będę mogła dołączyć do grona zachwyconych nią czytelniczek. Co więcej, opisywana historia kojarzyła mi się z literaturą kobiecą najwyższych lotów. Czy tym samym nie postawiłam autorce poprzeczki zbyt wysoko?

Muszę przyznać, że opowieść Morton zrobiła na mnie duże wrażenie i z wielką przyjemnością kolejno odkrywałam wszystkie jej zalety. Jednym z elementów, jakie spodobały mi się najbardziej, jest narracja dzielona między czasy współczesne oraz przeszłość kryjącą tajemnicze i mroczne wydarzenia, o czym koniecznie trzeba wspomnieć. Takie ukazanie wydarzeń pozwala spojrzeć na tę historię z różnych perspektyw, lepiej poznać bohaterów, postawić się na ich miejscu. A także utrzymuje zainteresowanie czytelnika i przykuwa jego uwagę, niespiesznie odkrywając przed nim coraz to nowe tajemnice i zapraszając go, by wyruszył ścieżką sekretnych wydarzeń i poczuł towarzyszące temu emocje.

Sposób prowadzenia narracji sugeruje, że Morton posiada cenne pisarskie doświadczenie, a opowiadanie historii przychodzi jej z lekkością i niesie wiele satysfakcji. Zadziwiło mnie, jak umiejętnie poradziła sobie z przedstawieniem różnych aspektów swej opowieści, zgrabnie lawirując między poszczególnymi bohaterami, znajdując dla nich odpowiednie miejsce w tej historii i płynnie przechodząc od teraz do kiedyś. W „Córce zegarmistrza” każdy szczegół ma niebywałe znaczenie, a każdy z nich został przemyślany, dopracowany i dodany do reszty z wielką precyzją.


Jak już wspomniałam, głęboko wierzyłam, że w tym tytule odnajdę elementy charakterystyczne dla literatury kobiecej, ale tej najpiękniejszej, najmądrzejszej i najmocniej zapadającej w pamięć. O słuszności tego założenia przekonywałam się poznając okoliczności dramatycznych wydarzeń sprzed lat. Autorka stworzyła niebanalną i nieprzewidywalną opowieść, w której nic nie jest takie, jakie się wydaje, a w całość wpisują się różne odcienie szarości. Poznając ukrytą na stronach powieści prawdę, mamy niebywałą okazję obcować z egzotyczną mieszanką tematów, które choć pozornie mogą do siebie nie pasować, to jednak wspaniale się uzupełniają i nadają historii dojrzały, osobisty i nieco intymny charakter.

To jedna z tych powieści, które ciężko opisywać kierując się powszechnie przyjętymi kategoriami i kolejno je analizując. Złożoność tej historii, dbałość o szczegół, sposób, w jaki skłania do myślenia, wnioski, które zostają z nami po lekturze- to wszystko sprawia, że opowieść wywiera zupełnie inne, niemieszczące się w utartych schematach, refleksje. Najbardziej zależało mi, żeby poznać okoliczności wydarzeń sprzed lat, dowiedzieć się, jak doszło do morderstwa i ujawnić winnego. Tymczasem nie jestem pewna, czy więcej przyjemności z czytania nie dostarczyły mi jednak inne fragmenty- podróż śladem artystów, rodzinna bajka i niecodzienna legenda, zaklęte na wieki piękno.

„Córka zegarmistrza” to opowieść, która rozgrywa się niespiesznie, pozwalając czytelnikowi, by na spokojnie docenił to, co zostało w niej zawarte. Przemyślana w każdym szczególe, dopracowana od początku do samego końca, napisana pięknie i mądrze. To książka dość wymagająca, ale oferująca znacznie więcej niż szereg ukazujących się każdego dnia tak podobnych do siebie tytułów.

Za przesłanie powieści do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.