niedziela, 29 lipca 2018

Olgierd Świerzewski "Moich 12 żon"




Autor: Olgierd Świerzewski
Tytuł: Moich 12 żon
Wydawnictwo: Edipresse
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 448
Gatunek: literatura współczesna







Olgierda Świerzewskiego wspaniale wspominam w związku z jego poprzednią powieścią- Master, którą pochłonęłam jednym tchem. Tym utworem autor zdobył moje serce, dając przykład tego, że można pisać całkiem lekko o tematyce dość trudnej. Co tu dużo mówić, miałam głęboką nadzieję, że i tym razem Świerzewski pokaże styl i klasę.

Powieść czyta się dobrze od samego początku, choć muszę szczerze przyznać, że stanowi ona spore wyzwanie czytelnicze. Autor pisze, w moim odczuciu, nietypowo. Czemu można przypisać tę oryginalność? Przede wszystkim kierunkowi, w jakim podąża fabuła. Ciężko bowiem oprzeć się przekonaniu, że choć w książce sporo się dzieje, to jednak na tę opowieść składa się nie tyle akcja, ile powrót do przeszłości. Bohater wraca myślami do tego, co było, wspomina, buja w obłokach, nie może się powstrzymać przed falą refleksji.

Tytułowe żony oznaczają zaś różnego rodzaju podróże. Nie tylko w głąb siebie i nie tylko palcem po mapie, ale związane z tym doświadczenia  Malcolma. Powieściowy bohater nie schodził ze szlaku, nie zaniechał poszukiwań. Wydaje się, że podążając za porywami serca był z każdym i wszędzie. Nie przypominam sobie, żebym spotkała książkę o podobnej fabule. „Moich 12 żon” przypomina mi bowiem po części zbiór opowiadań, które składają się na powieść dość dziwną. I choć napisaną całkiem składnie, to jednak trochę trudną w odbiorze i wprowadzającą w umysł czytelnika pewien zamęt.

Podoba mi się, w jaki sposób autor wplótł w swą opowieść elementy wyjaśniające motywację głównego bohatera, dzięki czemu jego postępowanie staje się dla nas bardziej zrozumiałe, a przy okazji sprawiając, że książka posiada solidne obyczajowe tło. Trudne relacje Malcolma z ojcem, rozczarowanie płynące z pierwszej miłości, wychowanie, które właściwie zapewnili mu dziadkowie. Dzięki tym kwestiom nieco przesadna wrażliwość, a niejako także i pewne rozbicie bohatera stają się uzasadnione i mniej drażniące dla odbiorcy.

Autor postarał się, by na kartach jego powieści nie zabrakło różnorodności. Z jednej strony za sprawą pojawiających się bohaterów, których obecność czasami zaskakuje, a jednak nie można im odmówić istotnej roli, jaką odegrali w tej historii. Z drugiej strony warto zwrócić uwagę na fakt, że Świerzewski uczynił z tej powieści coś więcej, niż blady romans, urozmaicając akcję wątkami sensacyjnymi i podróżniczymi, dzięki czemu nabiera ona rumieńców, a jej charakter staje się bardziej wyrazisty.


Nie można również zapomnieć o stylu autora, o którym powiedzieć można sporo. To naprawdę ciekawe, w jaki sposób łączy delikatność uczuć z mocnym i, miejscami dosadnym, językiem. Jak przeplata czułe wyznania w wulgaryzmami. Świerzewski pisze szczerze, nie pozuje na kogoś, kim nie jest. Widać w tym wszystkim odwagę i pewną świeżość.

Komu poleciłabym tę powieść? Czytelnikom cierpliwym, ale także wymagającym. Osobom, które w literaturze szukają czegoś więcej, choć może nie są jeszcze pewne czego.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Agencji BookSenso.

środa, 25 lipca 2018

Magda Rem "Będziesz na to patrzył"




Autor: Magda Rem
Tytuł: Będziesz na to patrzył
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 408
Gatunek: thriller







List ze słowami „Będziesz na to patrzył” spadł na niego niczym grom z jasnego nieba. Co przyjdzie mu obserwować i dlaczego? Komu zawinił? I czym? Dla Marka Barcza koszmar dopiero się zaczyna. Jak szybko się skończy? I czy w ogóle?


Magdę Rem wspominam bardzo ciepło za sprawą jej poprzedniej powieści. „Tysiąc róż” okazało się historią niepokojącą, mroczną, zastanawiającą i, w moim odczuciu, nietypową. Liczyłam, że „Będziesz na to patrzył” wywoła we mnie podobne emocje, sprawiając, że za sprawą czającego się na książkowych stronach zła, długo nie przejdę nad tym tytułem do porządku dziennego. Czy autorce się udało mnie poruszyć i zaszokować?




Już sam początek tej historii przypomina najpiękniejszą dla mnie w tym przypadku obietnicę- że tej opowieści nie sposób zapomnieć, bo wraz z głównym bohaterem będziemy obserwować wszystkie wydarzenia. Nie ukrywam, że na samą myśl o tych mrocznych scenach ogarniała mnie dziwna ekscytacja. Uwielbiam takie klimaty, gdzie autorskie niespodzianki raz po raz zaskakują i wprawiają czytelnika w osłupienie. Nie mam nic przeciwko brutalności scen, a mrok ogarniający ludzkie serca niezmiernie mnie kusi.


Dlatego też poczułam dużą wdzięczność dla Magdy Rem za klimat, jaki w tej powieści stworzyła. Od początku sporo się dzieje, choć niewiele się za to wyjaśnia. Kolejne sekrety zdają się skrywać historię bolesną, a przy tym bazującą na okropieństwach i poruszającym emocjonalnym wyzuciu. Autorka umiejętnie i odważnie pokazuje, do czego jest zdolny człowiek, który nie ma już nic do stracenia. Uwierzcie mi, będzie się działo.




Za sprawą dość mocnych scen powieść może budzić miejscami mieszane uczucia. Nie każdy lubi niepokojącą atmosferę zbudowaną w oparciu o brutalność i poruszające opisy. Dlatego też ta historia nie przekona wszystkich. Uważam jednak, że w pełni zasługuje na miano dobrze napisanego thrillera, który z jednej strony zaskakuje fabułą, a z drugiej uderza w czytelnika siłą refleksji, pytań i wspomnień. Dzięki tej książce nie raz i nie dwa zastanowicie się nad swoją przeszłością i zadacie sobie pytania dotyczące popełnionych błędów. Bo nigdy nie wiadomo, za co możecie zostać ukarani…

„Będziesz na to patrzył” to powieść, którą czyta się szybko i dobrze. Rem stworzyła intrygującą zagadkę, która do końca budzi w nas wątpliwości i nie pozwala o sobie tak łatwo zapomnieć. Zanim jednak do tego zakończenia dotrzemy, czeka nas długa podróż wypełniona sekretami, złem i dużą dawką okrucieństwa. Choć historia może wydawać się miejscami nieprawdopodobna, to moim zdaniem posiada pewną dozę realizmu. Sprawca wykorzystuje zemstę, mając przed oczami przeszłość i miłość- motywy znajome i kuszące.


Ciężko jest ten tytuł porównywać do poprzedniej powieści autorki, bo mimo podobnego klimatu te dwie książki diametralnie się różnią. Moim zdaniem wszelkie porównania wypadłyby jednak na korzyść „Będziesz na to patrzył”. Rem zrobiła duży postęp i stworzyła bardziej wymagającą i angażującą opowieść. Mnie przypadła do gustu. 

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

niedziela, 22 lipca 2018

Danka Braun "Nie chodź po lesie nocą"




Autor: Danka Braun
Tytuł: Nie chodź po lesie nocą
Wydawnictwo: Prozami
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 336
Gatunek: literatura współczesna 







Mark Biegler i komisarz Bieda stają przed koniecznością wspólnego rozwiązania kolejnego śledztwa. Tym razem zamordowany jest blisko związany z rodziną Orłowskich. Kto stoi za zabójstwem mężczyzny? Jakie sekrety wyjdą na jaw? Dlaczego musiał umrzeć?

Danka Braun to pisarka, której twórczość wywołuje we mnie szczególne uczucia. Rzadko kiedy sięgam po książki skupione na wątkach romantycznych czy romansach łączących bohaterów, ale autorka pisze o nich w sposób niezwykły, a poza tym interesująco przełamuje je motywami zbrodni. Dzięki temu treść jej powieści wyróżnia się i głęboko zapada w pamięć.

Nie mogłam się doczekać lektury jej najnowszego utworu, głęboko licząc na to, że znowu wywoła u mnie ogrom emocji i sprawi, że inaczej spojrzę na książkową miłość, nie spychając jej na boczny tor. I rzeczywiście, od początku, raz po raz, Danka Braun udowadniała mi, że te uczucia, tak przeze mnie negatywnie oceniane, mogą być głębokie, pouczające, refleksyjne, piękne i dalekie od płytkości, z jaką mnie akurat często się, w przypadku literatury, kojarzą. Autorka posiada niezwykłą umiejętność, pozwalającą jej bardzo realistycznie oddać emocje towarzyszące powieściowym bohaterom. Na kartach powieści pojawiają się uczucia barwne niczym wszystkie pory roku i podobnie jak one charakteryzujące się zmiennością temperatury.

Kiedy czytam jej powieści mam ochotę krzyczeć: tak, to jest to! Bo naprawdę uważam, że inne autorki powinny się od niej uczyć. Czerpać z tego opisowo- refleksyjnego stylu, tak pięknie wyrażać się na temat ludzkich namiętności, budzić u czytelnika ogrom emocji, które zostają z nim na długo po zakończeniu lektury. Te elementy kojarzą mi się jako cechy charakterystyczne dla twórczości autorki, a po każdej kolejnej powieści jestem jej za te rzeczy wdzięczna. Bo nie jest łatwo obudzić coś, co w czytelniku uśpione, nielubiane, wyśmiewane. Dla Braun po prostu warto zrobić wyjątek, bo wiadomo, że ona nas nie zawiedzie.

Jak już wspomniałam, dużą wartość ma dla mnie przełamywanie tych wątków romantycznych motywami kryminalnymi. Uważam, że dobra zbrodnia sprawdza się zawsze i wszędzie, a jeśli chodzi o morderstwa oczami tej autorki, to wypadają one całkiem przekonująco. Nie są to sprawy, które przypominają te, oglądane w telewizji, gdzie znalezienie sprawcy wymaga specjalistycznego sprzętu. Nie. Ona korzysta z prostej, życiowej tematyki, sylwetki podejrzanych opierając na skomplikowanych relacjach międzyludzkich. Najciekawsze jest jednak to, że choć prowadzone przez autorkę śledztwa nie wydają się skomplikowane, to znalezienie podejrzanego wymaga skupienia, wysiłku i połączenia wszystkich elementów. Bo mordercą może być każdy.


Lubię bohaterów, którzy pojawiają się w kolejnych powieściach Braun. Nieco już ich poznałam i wiem, czego mniej więcej mogę się po nich spodziewać. Wywołują u mnie sympatię, choć pewne zachowania wymagają przymknięcia oka. Dzięki temu można odnieść wrażenie, że mowa o rzeczywistych postaciach lub że inspiracja pochodzi z ludzkiej codzienności. Bardzo cenię taki realizm i szczerość wpisaną w fabułę oraz jej bohaterów.




Danka Braun skupia się na opisach, nieco może zaniedbując rolę dialogu. Mnie jednak to nie przeszkadza. Lubię opisy, refleksje, wspomnienia. I nie czyta mi się dzięki temu ciężej czy trudniej. Bo kiedy książka została napisana w interesujący sposób, nie można mieć pretensji o takie rzeczy.

„Nie chodź po lesie nocą” to moim zdaniem najlepsza powieść autorki. Wywołała we mnie najwięcej emocji. Nie mam jej nic do zarzucenia.

Za możliwość poznania tej emocjonującej historii dziękuję Wydawnictwu Prozami. 

środa, 18 lipca 2018

Dolores Redondo "Dam ci to wszystko"




Autor: Dolores Redondo
Tytuł: Dam ci to wszystko
Wydawnictwo: Kobiece
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 624
Gatunek: literatura współczesna/ kryminał 







Po śmierci ukochanego męża Manuel odkrywa, że wielu rzeczy zwyczajnie o nim nie wiedział, a niektóre fakty w ogóle nie ujrzały światła dziennego. Podobno Alvaro zmarł w wypadku, tylko czy na pewno? A może to rodzinne tajemnice doprowadziły go nad samą przepaść?

Do najnowszej powieści Dolores Redondo podchodziłam z dużymi nadziejami i jeszcze większymi oczekiwaniami, z jednej strony licząc na mroczny i tajemniczy klimat, z drugiej spodziewając się intrygującego tła książkowej historii. Czy znalazłam zrozumienie dla wszystkich ciepłych słów, które padły pod adresem tej książki i jej autorki?

Redondo pisze wyjątkowo dobrze, w słowach powieści zawierając nie tylko pisarskie doświadczenie, ale także, przede wszystkim, głębokie emocje, sprawiające, że nie sposób szybko się od jej dzieła oderwać. Od samego początku byłam pod wielkim wrażeniem stylu autorki, który w mojej ocenie wypada zadziwiająco dojrzale, a przy tym subtelnie i z wyczuciem. Redondo poświęca wiele spostrzeżeń bohaterom i miejscom, barwnie korzystając ze słowa i z przyjemnością opierając się na jego mocy. Miejscami ta refleksyjność myśli i barwność opisów zastępują dialogi, co sprawia, że powieść może wydawać się ciężka, a jednak mnie to nie przeszkadzało. Chętnie poświęcałam jej czas, nie zastanawiając się nad upływającymi godzinami.

„Dam ci to wszystko” to historia wymagająca, zarówno za sprawą zbudowanej przez autorkę fabuły, jak i objętości powieści. Z pewnością nie jest to jedna z tych książek, które możemy poznać jednego wieczoru. Zdecydowanie nie. Tej powieści należy poświęcić i czas, i uwagę, choć na początku możemy nie rozumieć zachwytów nad jej treścią. Tak to wyglądało w moim przypadku. Pierwsze rozdziały nieco mi się dłużyły- choć czytało się dobrze, to nie rozumiałam magii tej historii, odnosząc przy tym wrażenie, że niewiele się dzieje. Kiedy jednak zaczęłam się angażować, podążając śladami głównych bohaterów, całkowicie przepadłam.

Redondo stworzyła piękną, a przy tym dość smutną historię, łączącą w sobie wątki obyczajowe oraz te charakterystyczne dla powieści kryminalnej. Takie zestawienie wypadło niezwykle korzystnie, sprawiając, że opowieść idealnie sprawdzi się również w przypadku bardzo wymagających czytelników. Autorka zwróciła uwagę na znane i lubiane tematy, które świetnie zdały egzamin oraz stały się idealną bazą do zbudowania skomplikowanej i bogatej w szczegóły historii. Z jednej strony na kartach powieści o naszą uwagę walczą homoseksualizm, złożone relacje rodzinne, potrzeba znalezienia swojego miejsca, pazerność na pieniądze- tworząc poruszające obyczajowe tło. Z drugiej zaś strony na pierwszy plan wysuwa się wątek kryminalny oparty na rodzinnych sekretach i tajemnicach, które od lat próbują ujrzeć światło dzienne. Kuszące, prawda?

Magia tej opowieści w dużej mierze wiąże się z miejscem, w którym fabuła została poprowadzona. Hiszpańskie majątki, soczyste winnice, piękne szklarnie czy bogate kaplice- nadają one powieści egzotycznego i zachęcającego charakteru, który wyróżnia tę historię. W powieści mamy do czynienia z szanowaną rodziną, kryjącą mroczne tajemnice i dbającą o schowane w szafie trupy. Każda strona i każdy szczegół zachęcają nas do odkrycia, kim był zmarły Alvaro i co przydarzyło mu się w młodości. Czy jego śmierć sprawi, że rodowe tajemnice ujrzą światło dzienne?

Redondo przedstawia nam szereg niezwykle intrygujących bohaterów. Każdy  z nich posiada skomplikowaną i złożoną osobowość, co sprawia, że ciężko jednoznacznie go ocenić, a jego postępowanie prowadzi na nietypowe ścieżki. Bez wątpienia charakteru powieści dodaje interesujące zestawienie pisarza, policjanta i księdza- z takimi przeciwnikami zło nie ma żadnych szans.

„Dam ci to wszystko” to wymagająca, ale bardzo wartościowa powieść, która trafi do serc wielbicieli różnorodnych gatunków. Jej autorka wykonała trudną pracę, tworząc bogatą i nieprzewidywalną fabułę. Warto poświęcić jej swój czas. Jestem pewna, że zachwyci Was zarówno treść powieści, jak i warsztat autorki.

Za możliwość poznania tego tytułu dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

poniedziałek, 16 lipca 2018

John Grisham "Afera"




Autor: John Grisham
Tytuł: Afera
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 224
Gatunek: literatura młodzieżowa







W tym tygodniu Theo Boone musi podejść do testów standaryzowanych, których wyniki wpłyną na przyjęcie chłopca do szkoły średniej. Wyniki okazują się zaskakujące zarówno dla niego, jak i jego najbliższych, szczególnie, kiedy otrzymują oni wiadomość, że odpowiedzi do testów sfałszowano. Co rzeczywiście wydarzyło się w szkolnych murach? Czy przyszłość Theo została już przesądzona?




Choć cenię twórczość Grishama, nie miałam do tej pory do czynienia z jego utworami dla młodszych czytelników. Możliwość przeczytania „Afery” kojarzyła mi się więc przede wszystkim z poznaniem tego odmiennego nurtu jego pisarstwa. Czy autor sprawdza się także w młodzieżowym wydaniu?






Główny bohater tej powieści to Theo Boone, trzynastolatek, który od najmłodszych lat marzy o karierze prawnika. Rodzice chłopca prowadzą kancelarię, gdzie we własnym gabinecie spędza on czas po lekcjach. Nieobce są mu także posiedzenia sądu i wszelkiej maści przepisy prawne. I choć Theo co nieco, a może nawet sporo, z tej wiedzy prawniczej już przyswoił, to nie da się ukryć, że obecność nastolatka nadaje książce lekkości. Młodzieżowy ton łagodzi trudne meandry prawa, sprawiając, że całość wydaje się łatwiejsza w odbiorze i może przypaść do gustu nawet osobom, które zazwyczaj unikają podobnych treści.

Grisham w dużej mierze kojarzy mi się z, często skomplikowanymi, procesami sądowymi, głośnymi sprawami i ciężkimi tematami, które stanowią także dobry punkt wyjścia dla refleksji nad kwestiami bieżącymi i aktualnymi. I tym razem nie mogło być inaczej. Nieco krócej i w bardziej okrojonym wydaniu, a jednak na ciekawy temat, sprawiający, że niejeden czytelnik się zastanowi i weźmie sobie książkowy spór do serca. Prawdę mówiąc byłam zdziwiona, że pozornie lekka tym razem sprawa, mogła wywołać we mnie tak wiele sprzecznych uczuć.


„Afera” to także niewymagające spojrzenie na pracę prawników i proces sądowy, ale z myślą o młodszych czytelnikach dość skromne. Grisham napisał tę powieść w taki sposób, żeby tę młodzież zainteresować, przekonać, zaproponować jej coś ciekawego, ale nie zmęczyć i nie znużyć. Trochę przekornie i z przymrużeniem oka, lekko i przyjemnie. Nie znaczy to, że ta książka nie może trafić w ręce dorosłych. Po prostu nie wydaje mi się, żeby oni czerpali z niej taką samą czytelniczą radość i satysfakcję, ze względu właśnie na to dość pobieżne potraktowanie prawniczych kwestii.



Powieść czyta się szybko, czemu służy swobodny styl, stylizowany na młodzieżowy, nastoletni bohater, choć bystry, to jednak pozostający dzieckiem, a także duża czcionka i mała ilość stron. Grisham kierując swą książeczkę do  młodszych czytelników wiedział, że nie może ona przytłaczać oporną narracją, przydługimi opisami czy trudnymi sformułowaniami i postarał się, by pominąć obecność tych elementów.




„Afera” to lekka i przyjemna lektura w sam raz na jeden wieczór. Odpowiednia raczej dla miłośników twórczości Grishama, którzy jego książki akceptują w ciemno, nie krytykując przesadnie i nie doszukując się braków. Mnie pasuje taka, jaka jest.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

sobota, 14 lipca 2018

Beata Pawlikowska "Śniadania świata"



Autor: Beata Pawlikowska
Tytuł: Śniadania świata
Wydawnictwo: Edipresse
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 512
Gatunek: książka kulinarna 








Nie spotkałam się wcześniej z twórczością Beaty Pawlikowskiej i być może nie nastąpiłoby to szybko, gdyby nie fakt, że stworzyła taką podróżniczo- kulinarną opowieść. Myśląc o zwiedzaniu świata, w dużej mierze poświęcam się fantazjom dotyczącym miejscowej żywności, możliwości poznawania nowych smaków i ulicznym przysmakom. Dlatego też nowa książka Pawlikowskiej okazała się dla mnie lekturą obowiązkową.

„Śniadania świata” to lektura lekka i bardzo przyjemna w odbiorze, za sprawą znakomitego połączenia krótkich tekstów i wspaniałych zdjęć. Z jednej strony autorka opisuje, co można zjeść w każdym z przedstawianych krajów, zwraca uwagę na nawyki żywieniowe mieszkańców i standardy śniadaniowe, nie szczędząc przy tym czytelnikom wskazówek i dobrych rad. Z drugiej wszystkie opisywane posiłki dokumentuje przy pomocy barwnych i zachęcających fotografii, ukazujących nie tylko posiłki, ale także ludzi i ich codzienność.  

Niektóre z opisywanych dań, to przysmaki, które są nam znane. W dzisiejszych czasach znalezienie somosy czy kupienie enchilady nie stanowi dużego wyzwania. Ale możliwość zjedzenia ich w krajach, w których stanowią podstawę żywienia, przygotowywane są z miejscowych składników, na oczach głodnych przechodniów… to już zupełnie co innego. Pawlikowska udowadnia, ze streetfood ma się bardzo dobrze, a takie jedzenie to coś, co każdy z nas powinien poznać podczas podróży. Co ciekawe, kryje się w tym pewien paradoks- hotele i miejsca przygotowane dla cudzoziemców kładą nacisk na śniadania kontynentalne- żywność, którą znamy, a przecież większość z nas chciałaby spróbować czegoś ichniego, miejscowego i egzotycznego.


Pawlikowska pisze krótko i na temat. Chętnie opisuje wady i zalety miejscowej żywności, dokumentując przy tym największe przysmaki i najgorsze wpadki. Jednocześnie, między wierszami, zachęca nas do zdrowej diety, zwraca uwagę czytelnika na istotną rolę śniadania w naszym codziennym życiu, opisuje swoje nawyki i przyzwyczajenia. Bardzo podoba mi się, że autorka nie robi tego w nachalny sposób, nie irytuje swoimi racjami. Po prostu zwyczajnie i po ludzku tłumaczy, jak zmiana odżywienia wpłynęła na jej samopoczucie i podejście do świata.

Między wizytami w kolejnych krajach mamy możliwość poznać ulubione przepisy autorki. Jej propozycje śniadaniowe to dania niezbyt wyszukane, dość proste, a przy tym zdrowe i pożywne. Sama od niedawna przekonuję się, że warto poświęcić nieco czasu na przygotowanie owsianki, rezygnując przy tym z prostych i powtarzających się kanapek. Dobrze wiem, że nie jest łatwo odżywiać się bezbłędnie, eliminując z diety szkodliwe czy bezwartościowe składniki. Wiem też, że nigdy nie będę miała tak silnej woli i samozaparcia, jak autorka. A jednak dzięki jej przepisom mogę nad tym swoim jadłospisem nieco popracować, mogę go wzbogacić i wypróbować nowe przepisy na późne weekendowe śniadania.

„Śniadania świata” to książka lekka, ale przy tym interesująca i pozwalająca nam przemyśleć to, w jaki sposób podchodzimy do tematu odżywiania. Pawlikowska próbuje nas nie tylko zaintrygować, ale również skłonić do refleksji, podkreślając, że to od nas należy, czy z tych wskazówek skorzystamy. Ja na pewno wypróbuję kilka przepisów, a do tej pięknie wydanej książki jeszcze nie raz wrócę.

Za możliwość kulinarnego poznania dalekich zakątków dziękuję Agencji BookSenso.

środa, 11 lipca 2018

Robert Dugoni "Na polanie wisielców"




Autor: Robert Dugoni
Tytuł: Na polanie wisielców
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 400
Gatunek: thriller/kryminał







Kiedy znajoma z akademii policyjnej prosi Tracy Crosswhite, by przejrzała akta starego śledztwa, ta nie waha się ani przez chwilę. Kobieta nie zdaje sobie jednak sprawy, jak wielkie emocje wzbudzi w niej ta historia i jak wiele energii będzie wymagało jej rozwiązanie. Co wydarzyło się na Polanie Wisielców 40 lat wcześniej?

Z Robertem Dugonim spotkałam się już dwukrotnie, przy okazji poprzednich powieści z detektyw Tracy Crosswhite. Spotkania te wspominam bardzo ciepło, w dużej mierze za sprawą głównej bohaterki, choć i kryminalne zagadki autora mocno mnie zaintrygowały. Liczyłam na to, że tym razem Dugoni wypadnie równie dobrze, a może nawet podniesie poprzeczkę.

„Na polanie wisielców” to umiejętne połączenie dwóch śledztw. Jedno z nich sięga 40 lat wstecz, zakłóca spokój poszkodowanych oraz igra z sumieniem winnych. Drugie wydaje się być sprawą na jedno posiedzenie, którą można szybko zamknąć, odkładając jej akta na półkę. Zagłębiając się w treść powieści, szybko przekonujemy się, że Dugoni oszczędza nam banałów i oczywistości, na ich miejsce oferując dobrze skonstruowane, a nawet powiedziałabym, że zawiłe kryminalne intrygi.



Podczas lektury poprzednich powieści z detektyw Crosswhite przekonałam się, że ich autor świetnie radzi sobie z budowaniem wartościowej, pełnej tajemnic i napięcia fabuły. Kolejny raz udowadnia, że jest w znakomitej formie, oddając czytelnikowi powieść, której nie można tak po prostu odłożyć na później, by poczekała na naszą wolną chwilę. Kolejne rozdziały sprawiają, że zaczynamy się w te sprawy angażować, podążając śladem bohaterów badamy tropy i snujemy własne teorie, próbując dowiedzieć się, co wydarzyło się w przeszłości i jakie tajemnice skrywa to niewielkie powieściowe miasteczko. Choć Dugoni stawia panią detektyw przed koniecznością rozwiązania dwóch spraw, nie mają one równej wagi. Czy to oznacza, że jedna z nich trąci banałem i osłabia wartość książki? Absolutnie nie.

Bardzo podoba mi się, w jaki sposób Dugoni realizuje fabułę, popychając akcję do przodu. „Na polanie wisielców” nie pozwala na nudę ani bohaterom powieści, ani czytelnikom. I jedni i drudzy mają ręce pełne roboty, bo możliwość poznania tajemnic i nazwisk sprawców nie pozwala nam na przerwę i zaczerpnięcie tchu. Czyta się szybko i niecierpliwie, zachłannie pożerając wzrokiem stronę za stroną. A Dugoni specjalizuje się w budowie napięcia, oszczędnie ujawnia kolejne szczegóły, podkreślając, że policyjne śledztwa rzadko kiedy pozwalają na bezbłędne wytypowanie sprawcy i natychmiastowe poznanie wszystkich zawiłości sprawy.

Autor zaprasza nas do świata, w którym nic nie jest takie, jakie się wydaje, a wszelkie ślady prowadzą na manowce, albo wprost na Polanę Wisielców. Co wydarzyło się tam 40 lat wcześniej? Dlaczego zastępca szeryfa zachował akta sprawy? Gdzie należy poszukiwać winnych? Te sprawy nakłaniają nas do zaangażowania i szukania rozwiązania na własną rękę. Dostarczają emocji, wymuszając porównanie powieści do innych utworów ukazujących się w podobnych klimatach. Czy takie zestawienia wypadają dla niej korzystnie? Jak najbardziej.


Dugoni świetnie radzi sobie także z przedstawieniem rzeczywistości funkcjonariuszy prawa. Jego bohaterzy są zaangażowani, silni, zdeterminowani do osiągnięcia celu. Szczególnie wypada jednak w tym  temacie detektyw Tracy Crosswhite- nieustępliwa, bystra i doświadczona pani detektyw, która stanowi jeden z najmocniejszych punktów historii pisanych przez Dugoniego. Chętnie jeszcze do niej wrócę przy następnej możliwej okazji.




Serdecznie polecam Wam ten tytuł. Sprawi on przyjemność fanom mocnych gatunków, jednak moim zdaniem odnajdą się w nim również osoby nieczęsto sięgające po kryminały czy thrillery. Książka czyta się właściwie sama.

Za możliwość przeczytania tego tytułu dziękuję Wydawnictwu Albatros.

wtorek, 10 lipca 2018

Tanya Valko "Arabski syn"



Autor: Tanya Valko
Tytuł: Arabski syn
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 608
Gatunek: literatura współczesna 








Choć nie miałam wcześniej do czynienia z twórczością Tanyi Valko, to słyszałam już na jej temat sporo dobrego. Ciepłe słowa uznania i tematyka, która jest mi bliska, a przede wszystkim pewien przypadek sprawiły, że swoja przygodę rozpoczęłam od najnowszej, siódmej już, części.

Tym, na co szczególnie trzeba zwrócić uwagę, jest fakt, że autorka na karty powieści przelała nie tylko swą wiedzą, ale także doświadczenie. Valko to arabistka, która znaczną część życia spędziła w krajach orientu, tworząc sobie tym samym wspaniałą bazę pod budowanie opowieści z egzotycznymi wątkami w tle. Dzięki temu jej powieść, choć mogłaby wydawać się nieco nierealna, z pewnością w dużej mierze odzwierciedla rzeczywistość kobiet żyjących w krajach arabskich, to co autorka naprawdę zobaczyła i usłyszała.


Za sprawą „Arabskiego syna” spotkałam się z autorką po raz pierwszy. Nieco się obawiałam, że w ten sposób zostanę przytłoczona przez nadmiar wątków i bohaterów, gubiąc się w zakątkach powieściowego świata. Dlatego też postarałam się co nieco o tej serii dowiedzieć wcześniej, czytałam również uważnie i ze skupieniem, dzięki czemu opowieść nabrała dla mnie jasności i przejrzystości. A ja nabrałam pewności, że warto do tej serii podejść od początku, nadrabiając poprzednie części.

Mam wrażenie, że bogactwo książkowych emocji wywołuje w tej książce zachowanie głównych bohaterek- Darii i Marysi. Podczas lektury nietrudno dojść do przekonania, że ich sposób postępowania, podejście do życia, kategorie oceny pewnych sytuacji sprawiają, że kobiety się diametralnie różnią. Nie chciałabym zdradzać zbyt wiele, śmiało mogę jednak powiedzieć, że decyzje podejmowane przez bohaterki nie pozwalają czytelnikowi na złapanie oddechu.



W powieści wiele się dzieje, akcja jest szybka, dynamiczna i płynna, co wywoła entuzjazm u znawców serii i ciekawość u tych dopiero, podobnie jak ja, te książki poznających. Wrażeń dostarcza też zmieniające się tło, bowiem autorka chętnie przemieszcza się pomiędzy różnymi krajami. Całość wypada kolorowo, egzotycznie, barwnie, głośno. Każdy szczegół wydaje się mieć znaczenie, a nadmiar wydarzeń nie przeszkadza, a wręcz zachęca, by w tę powieść się zaangażować, by te wydarzenia docenić, pokochać, na chwilę stać się ich uczestnikiem.

Bardzo lubię egzotyczne historie, pozwalające na dalekie literackie podróże. Interesuję się klimatem orientu i życiem kobiet w tamtych regionach. Dzięki temu spojrzałam na tę powieść nieco inaczej, przez pryzmat tego, co w literaturze rzeczywiście ma dla mnie znaczenie. I patrząc w ten sposób dotarłam do wielu istotnych informacji, zwyczajów, tradycji. Nie da się ukryć, że tamte regiony charakteryzują się zupełnie innym podejściem do życia i do człowieka, szczególnie zaś do kobiety- jej miejsca i jej obowiązków. Dla mnie taka tematyka jest istotna, ma znaczenie.

Cieszę się, że tego „Arabskiego syna” mogłam przeczytać i że na tę powieść zwrócono mi uwagę. To dość lekka, a przy tym zapadająca w pamięć lektura, cenna lekcja i zbiór ważnych informacji.     



Za możliwość przeczytania książki i piękną niespodziankę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka. 

sobota, 7 lipca 2018

Dorian Malovic "Miłość made in China"




Autor: Dorian Malovic
Tytuł: Miłość made in China
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 352
Gatunek: literatura faktu 







Bardzo cenię wszelkiego rodzaju reportaże, choć zazwyczaj zwracam uwagę na te bardziej egzotyczne, pozwalające przenieść się do odległych miejsc i zaskakujących kultur. Idealnym miejscem na taką literacką podróż wydają się być Chiny, o czym przekonałam się śledząc uważnie materiały zebrane przez autora tej publikacji.

Biorąc do rąk „Miłość made In China” spodziewałam się lektury lekkiej w odbiorze, zakładając, że Malovic podszedł do tematu z dystansem, potraktował go raczej z przymrużeniem oka. I po części rzeczywiście tak jest. Nie zmienia to jednak faktu, że jego reportaż ogromnie mnie zaskoczył, za sprawą poruszonej w nim problematyki i głębokiego spojrzenia na tę tematykę z różnych stron. Nie spodziewałam się, że pod hasłem „rynek matrymonialny” może kryć się tak wiele.



Czy wiedzieliście, że w Chinach kobiety powinny wyjść za mąż do 25 roku życia, bowiem starsze określa się mianem resztek? Czy zdawaliście sobie sprawę, że w Chinach miłość regularnie zostaje spychana na dalszy plan przez bogactwo i wygląd zewnętrzny? Czy mieliście pojęcie o tym, że homoseksualiści zaskakująco często zakładają rodziny jedynie by spełnić „swój obowiązek” i wydać na świat potomka? Odpowiedzi na te pytania możecie znaleźć w tej publikacji, przy okazji poznając o wiele więcej interesujących informacji dotyczących życia w dzisiejszych Chinach.

Malovic opowiada niezwykle ciekawie. O agencjach matrymonialnych, które wzbogacają się dzięki rosnącej każdego dnia liczbie klientów. O ślubach odbywających się w zgodzie z twierdzeniem „postaw się, a nie daj się”. O targach ślubnych, na których handluje się kandydatami na małżonków niczym najpiękniejszymi pomarańczami. Tematyka ta robi wrażenie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, jak dobrze autor publikacji przygotował się do jej napisania- jak daleko sięgnął w poszukiwaniu odpowiedzi, jak wiele ludzi poznał, do jakich społeczności wniknął, do jakich eksperymentów się posunął.

Autor „Miłości made In China” przeprowadził mnóstwo rozmów z kobietami, których los został w tym kraju przesądzony, czy to za sprawą przekroczonego wieku, czy z wyboru rodziców, czy dlatego, że urodziły się w takich, a nie innych okolicznościach. Zebrane przez niego historie zachęcają do tego, by tej książki nie wypuszczać z rąk, poznać lepiej kraj i obyczaj, poobcować nieco z tą nietypową społecznością.

Bardzo podoba mi się, że Malovic potraktował ten temat poważniej, odnosząc się do tego, o czym wszyscy słyszeli, ale nie wszyscy chcą mówić. Polityka jednego dziecka, konieczność wydania na świat potomka, założenie rodziny bez względu na wszystko, potrzeba posiadania syna i zwiększająca się w związku z tym dysproporcja między liczbą kobiet i mężczyzn. Co za tym idzie, na myśl nasuwa nam się również pewien paradoks- każdy chciałby mieć syna, więc dziewczynki chętnie się oddaje, skąd jednak wziąć później dla tego syna żonę?


Z reportażu wysuwa się zadziwiający obraz Chin, które zaskakują swoim poddańczym stosowaniem się do dziwnych i niezrozumiałych reguł, silną więzią z tradycją, dość smutną momentami obyczajowością. Nie zmienia to jednak faktu, że to wszystko jest szalenie ciekawe, po to wszystko warto sięgnąć tu i teraz właśnie za sprawą tej książki o chińskiej miłości.

Za możliwość poznania tego tytułu serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.

czwartek, 5 lipca 2018

Magdalena Zimniak "Gra poza prawem"




Autor: Magdalena Zimniak
Tytuł: Gra poza prawem
Wydawnictwo: Prozami
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 384
Gatunek: literatura współczesna/ thriller






Ola i Dorota poznają się w dziwnych i zaskakujących dla każdej z nich okolicznościach- połączyła je zbrodnia. Przypadek sprawia, że rozpoczynają razem niepokojącą grę, której celem jest odnalezienie winnego tego koszmaru. Jak daleko mogą się posunąć i jak mocno wpłynie to na ich życie?




Moje pierwsze spotkanie z twórczością Magdaleny Zimniak miało miejsce w zeszłym roku, przy okazji premiery powieści „Odezwij się”. Tytuł ten na tyle mocno zapadł mi w pamięć, że z wielką ciekawością wyczekiwałam na kolejną książkę autorki. Z wielką radością muszę przyznać, że na takie powieści rzeczywiście warto czekać.





„Gra ponad prawem” to intrygujące połączenie literatury obyczajowej z subtelnym, kobiecym thrillerem. Takie zestawienie gatunków nadało fabule głębi i zwróciło uwagę czytelnika na kilka istotnych problemów. Moim zdaniem niełatwo taką akcję dograć, sprawić, by w książce sporo się działo, a przy tym nie została ona przegadana i zbytnio stonowana na rzecz wątków obyczajowych. Zimniak znakomicie udało się jednak ukazać największe zalety obydwu gatunków i przybliżyć je czytelnikowi na kolejnych stronach powieści.

Dzięki temu z jednej strony mamy szansę na nowo rozprawić się ze znanymi i lubianymi motywami charakterystycznymi dla literatury kobiecej, jak trudne relacje łączące matkę z dzieckiem, odrzucenie ze strony rodzica, mroczna przeszłość. Z drugiej zaś strony podążamy tropem zbrodni zarysowanej na początku przez autorkę. Choć rzadko mi się to zdarza to naprawdę nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń do wątków poruszanych w powieści, sposobu, w jaki została zrealizowana fabuła i połączenia ze sobą poszczególnych motywów. Świetnie to wszystko zagrało, sprawiając, że lektura książki okazała się prawdziwą czytelniczą przyjemnością.

Zimniak uczyniła swą powieść wyjątkowo kobiecą, przedstawiając nam kolejno trzy bohaterki i zwracając naszą uwagę na problemy, z jakimi każda z nich się zmaga. Takie poprowadzenie fabuły zawsze wypada dla mnie na plus, pozwala bowiem czytelnikowi spojrzeć na sprawę z różnych perspektyw i wyrobić sobie zdanie na temat każdej z książkowych postaci. Warto również dodać, że bohaterki wykreowane przez autorkę to sylwetki złożone, złamane przez przeszłość, z dość skomplikowanym podejściem do życia i zadziwiającym momentami spojrzeniem na pewne tematy.

Oddanie głosu wszystkim bohaterkom sprawia, że płynnie przechodzimy od jednego rozdziału do drugiego, z wielka ciekawością obserwując rozwój akcji i zmiany, które zachodzą w nich samych. Krótkie rozdziały, lekki styl, możliwość postawienia się na miejscu tych kobiet- te elementy sprawiają, że nawet nie zauważamy, jak szybko upływa nam czas poświęcony powieści. Czyta się wyjątkowo dobrze, z wielką uwagą i czytelniczą zachłannością, zastanawiając się, jak ta historia może się skończyć i nieudolnie próbując poznać wszystkie jej sekrety.

„Gra poza prawem” to świetny przykład na to, że polska literatura ma się dobrze, a polskim autorom warto ufać, bo nie raz i nie dwa mogą nas jeszcze zaskoczyć. Gdybym musiała wybrać między tym tytułem, a poznanym uprzednio „Odezwij się”, bez chwili wahania oddałabym mój głos na nową książkę Zimniak. Można jej zaufać w ciemno.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Prozami.