czwartek, 28 lutego 2019

LUTY NA ZDJĘCIACH

Kolejny miesiąc za nami. Czas zdaje się upływać coraz szybciej. Na szczęście wciąż pod znakiem sympatycznych lektur :) 



A jaki był Wasz luty?

Może polecicie mi tytuły, które zrobiły na Was największe wrażenie? 

środa, 27 lutego 2019

B.A.Paris "Pozwól mi wrócić"




Autor: B.A.Paris
Tytuł: Pozwól mi wrócić
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 319
Gatunek: thriller psychologiczny







Layla zaginęła przed dwunastoma laty. Nikt nie wie, co dokładnie wydarzyło się tamtej nocy, jednak pierwszym podejrzanym okazał się jej narzeczony, Finn. Dziś mężczyzna układa sobie życie na nowo, z siostrą zaginionej. Niepokojące sygnały pozwalają mu sądzić, że Layla żyje. Co się między nimi wydarzyło i co stało się z kobietą?

„Pozwól mi wrócić” to już trzecia książka autorki, jaką miałam okazję przeczytać. Dwie poprzednie wspominam bardzo ciepło, dlatego dobrze wiedziałam, że to jedynie kwestia czasu, zanim sięgnę po najnowszy tytuł B.A.Paris. Do tej pory przekonałam się, że opisywane przez nią historie mocno bazują na emocjach i silnie oddziałują na wyobraźnię czytelników, sprawiając, że łatwo się zagubić między tym, co rzeczywiście w powieści ma miejsce, a tym, co odbywa się jedynie w głowach bohaterów. Czy tym razem autorka również zapewniła mi elektryzującą dawkę psychologicznej rozgrywki?

Zdecydowanie największą zaletą powieści jest pierwszoosobowa narracja. Osobisty sposób przedstawiania historii, możliwość poznania myśli bohaterów, wrażenie autentyczności- te elementy sprawiają, że całość mocniej przykuwa uwagę i zatrzymuje przy lekturze. Mam wrażenie, że taka narracja pozwala także lepiej zrozumieć motywy bohaterów i umożliwia postawienie się na ich miejscu. „Pozwól mi wrócić” przypominała mi dzięki temu fragmenty mrocznego pamiętnika, które niełatwo później wymazać z pamięci.

Bardzo podobała mi się także konstrukcja książki. Umiejętne łączenie wydarzeń z przeszłości z tymi, które rozgrywają się w czasie teraźniejszym oraz udzielenie głosu i podzielenie uwagi między bohaterów. Takie zabiegi sprawiają, że powieść staje się atrakcyjniejsza w oczach czytelników, podsycają zainteresowanie i eliminują chęć robienia niepotrzebnych przystanków. Ale również mieszają nam w głowie. Bo wersje poszczególnych bohaterów się różnią, każdy z nich proponuje nam inny scenariusz wydarzeń, chętnie przedstawia własne refleksje i motywy.

Początkowo powieść Paris nie wywarła na mnie piorunującego wrażenia. Akcja rozwijała się dla mnie trochę zbyt wolno, sielska niemalże atmosfera wiejskiego życia nie działała na wyobraźnię, a raczej rozleniwiała tę opowieść. Z czasem jednak, wraz ze zmianą perspektywy czasu i bohatera, dałam się tej powieści porwać. Szczególnie, że w drugiej części książki akcja przyspiesza, więcej się dzieje, zwroty zaskakują, kolejne sekrety wychodzą na światło dzienne. W końcu można poczuć atmosferę napięcia i przypomnieć sobie, jak autorka igrała z nami w poprzednich książkach.

Paris bardzo mocno polega na psychologii postaci. Wydaje się, że fabuła jej powieści mocniej bazuje na decyzjach bohaterów i ich motywach, niż faktycznie nie rozgrywających się wydarzeniach. To refleksje, wspomnienia, dylematy mają budzić niepokój, wprowadzać zamieszanie, intrygować i zatrzymywać. I o ile pierwsze rozdziały nie przekonały mnie tym zarysem charakterów, to ostatnie całkowicie mnie oszołomiły. Rozwiązanie zagadki, wyjaśnienie wszystkich tajemnic, powrót do przeszłości, kłamstwa i niedomówienia, psychiczne zaburzenia. Po prostu cudownie.

Dużym atutem autorki jest dopracowany styl, do którego nie sposób się przyczepić. Bardzo plastyczny język, lekka narracja, umiejętność wniknięcia w psychikę bohaterów, a także krótkie rozdziały- dzięki tym elementom lektura upływa nam szybko, a kolejne strony czytają się właściwie same. Nawet jeśli nie do końca odnajdziemy się w tej opowieści i nie docenimy przedstawionej intrygi, nie możemy szczerze powiedzieć, że źle nam się czytało.

„Pozwól mi wrócić” nie zrobiła na mnie tak dużego wrażenia, jak jej poprzedniczki. Znalazłam jednak w tej historii kilka mocnych stron, które sprawiły, że nie żałuję poświęconego jej czasu. Szczególnie zaś doceniam zakończenie- w moim odczuciu rozegrane po mistrzowsku. 

Za przesłanie powieści do recenzji bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros.

poniedziałek, 25 lutego 2019

Ałbena Grabowska "Lot nisko nad ziemią"




Autor: Ałbena Grabowska
Tytuł: Lot nisko nad ziemią
Wydawnictwo: Zwierciadło
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 336
Gatunek: literatura współczesna






Choć życie Weroniki nie zawsze układało się tak, jakby kobieta tego chciała, to udało się jej spełnić największe marzenie i poznać miłość swojego życia. Nie dane im było niestety spędzić życia razem- pijany kierowca odebrał Weronice szczęście i nadzieję. Czy na gruzach dawnych marzeń kobieta będzie w stanie znowu coś zbudować?   

Z Ałbeną Grabowską spotkałam się już kilkakrotnie. Uczciwie przyznam, że moim zdaniem jej twórczość jest dość nierówna. Momentami potrafi wspaniale zaskoczyć, zapierając dech, by przy następnej okazji nieco znużyć i zmęczyć usiłując jakby sprawić, że historia wydaje się cięższa, niż rzeczywiście jest. Niezależnie jednak od tego niektóre elementy w jej powieściach na szczęście się nie zmieniają.

Jednym z nich jest fabuła nakierowana na kobiecą stronę życia. W każdej powieści autorka prezentuje nam barwne, charyzmatyczne, zdeterminowane na osiągnięcie celu bohaterki, które rzadko dają się złamać i z zaskakującą siłą odpierają przeciwności losu. Podążając ich śladem każda z nas może dopatrzeć się w nich podobnych cech, dużej dozy realizmu i przekonania, że taka historia rzeczywiście mogła się wydarzyć. „Lot nisko nad ziemią” również pasuje do tej scenerii i prezentuje życiową opowieść, która wydaje się być przeniesiona na karty prosto z naszej codzienności.

W swojej najnowszej książce autorka śmiało udowadnia, że niczego nie możemy być w życiu pewni i nigdy nie wiemy, co się wydarzy. Chwile szczęścia i piękna niestety bywają dość ulotne, a to, co kochamy zazwyczaj zostaje nam odebrane, kiedy nie jesteśmy na to w żaden sposób przygotowani. Weronika doceniała to, co miała. Żyła z pasją. Kochała i była kochana. Aż do dnia, kiedy zdarzył się wypadek. To tak prosta i zwyczajna historia. Może nawet trochę banalna, przecież ciężko taką opowieścią czytelniczki zaskoczyć. Tylko, że to z takich momentów składa się nasze życie. To takie momenty wywołują najwięcej emocji. W nich kryje się realizm, szczerość, wiarygodność.

Za sprawą pierwszoosobowej narracji Grabowska mocniej przykuwa naszą uwagę i zatrzymuje przy lekturze. Towarzyszące opisom emocje, autentyczność odczuć, silne wrażenia- te elementy przypominają nam historię opowiadaną przez kogoś znajomego lub spisaną w pamiętniku. Taki sposób opowiadania mocniej działa na wyobraźnię, skłania do zaangażowania, pozwala snuć refleksje, postawić się na miejscu bohaterów, zrozumieć tło wydarzeń. Po prostu sprawdza się najlepiej, najbardziej pasuje, szczególnie, kiedy chodzi o książki miłosne.

Autorka zbudowała swoją opowieść z kilka prostych, znanych nam tematów. Na kartach powieści przeplatają się spełnione i przepędzone marzenia, trudne relacje rodzinne wciąż zmieniające się pod wpływem bieżących wydarzeń, miłość kochanków i oddanie partnerów oraz zwyczajna, raz barwniejsza a raz raczej szara codzienność. Taki splot wątków, choć niewyszukanych, zawsze znajdzie drogę do serc czytelniczek, bo to w prostocie i normalności tkwi siła, a powieści obyczajowe zawsze są na czasie.

„Lot nisko nad ziemią” to historia dość smutna i bardzo refleksyjna. Może nieco przegadana i nieco obciążona niewielką liczbą dialogów, ale jednak traktująca o rzeczach ważnych i warta uwagi. Trzeba też pamiętać, że autorka ma wyrobiony, dojrzały i bardzo przyjemny styl. Po prostu dobrze się ją czyta. Jeśli zatem lubicie kobiece opowieści w podobnym tonie, to nie macie na co dłużej czekać.

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję księgarni internetowej selkar.pl

sobota, 23 lutego 2019

Ian McEwan "W imię dziecka"




Autor: Ian McEwan
Tytuł: W imię dziecka
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 256
Gatunek: literatura współczesna 







Fiona Maye zdobyła uznanie i szacunek jako przedstawicielka Sądu Najwyższego, zajmująca się prawem rodzinnym. Swoją karierę poświęciła rozstrzyganiu w wielu skomplikowanych przypadkach, wydaje się jednak, że najtrudniejszy dopiero przed nią. Sędzia musi zadecydować w sprawie chłopca odmawiającego transfuzji krwi z powodów religijnych. Jak upora się z tą sprawą? I czy będzie miała z kim podzielić się zaburzającymi spokój refleksjami?

Nie miałam wcześniej do czynienia z twórczością McEwana i choć słyszałam sporo dobrego, nie spodziewałam się jednak, że może mnie on w ten sposób zaskoczyć czy zauroczyć. Tymczasem „W imię dziecka” to jedna z tych pozycji, w których niewielkie rozmiary nie stanowią przeszkody dla bogatej treści i ogromnego ładunku emocjonalnego. To najlepszy dowód na to, że czasami mniej znaczy więcej, a to, co zostało przemilczane czy niedopowiedziane wpływa mocniej na wyobraźnię czytelnika niż tysiąc napisanych słów.


W dużej mierze to właśnie w tej oszczędności tkwi siła powieści. Autor wydaje się opisywać i pokazywać dokładnie tyle, ile trzeba. Dlatego też każdy szczegół ma duże znaczenie, wszystko zostało uważnie przygotowane. Niczego nie brakuje i niczego nie jest zbyt wiele. Kilkakrotnie odniosłam wrażenie, że pewnych rzeczy trzeba się w tej powieści samemu domyślić, na niektóre zaś samodzielnie przygotować, a jeszcze inne docenimy dopiero po zakończeniu lektury. Przyznam szczerze, że momentami czytało mi się dość ciężko, co wynikało chyba przede wszystkim z oszczędnego operowania dialogami i przedłożenia refleksji i wyobrażeń nad samą akcję.

„W imię dziecka” to taki teatr jednego aktora, a raczej aktorki. Fabuła powieści skupia się wokół sędzi Fiony Maye, specjalistki od prawa rodzinnego. Kolejne strony powieści poświęcone zostały różnej miary kryzysom, jakie ów bohaterkę spotykają- zarówno na gruncie rodzinnym, jak i zawodowym. McEwan przybliża nam jej sylwetkę za pomocą takich krótkich migawek, kilku szczegółów z dzieciństwa, paru znaków wskazujących na to, jaką jest osobą. Już od początku odnosimy wrażenie, że dobrze ją znamy, a takie osoby jak ona łatwo jest rozszyfrować. Okazuje się jednak, że nie do końca. Bo w jej poukładanym życiu również zdarzają się burze, a jej uporządkowane zachowanie także może się zmienić pod wpływem sytuacji.

W tej postaci autor zamknął o wiele więcej, niż przez długi czas sądziłam- emocji, wahań, porywów. Długo nie dostrzegałam pewnych rys, jakie powolutku pojawiały się na portrecie Fiony Maye. Wydała mi się ona trochę smutna i nieco bezbarwna. Teraz widzę natomiast wyraźniej wszystkie kontrasty i rozumiem, że to taka postać, którą może być każdy z nas. Złudnie spokojna, opierająca się od lat na tych samych fundamentach, melancholijnie pogubiona. Choć nie widać tego na pierwszy rzut oka, myślę, że ona rzeczywiście się autorowi udała i może to być dobrze widoczne w przypadku przeniesienia tej historii na duży ekran.

Duże znaczenie ma dla mnie także fakt, że część akcji rozgrywa się na sali sądowej i ma związek z intrygującymi przypadkami, także dotyczącymi chorób. Obydwa te elementy zawsze przesądzają dla mnie na korzyść, zwyczajnie doceniam ich obecność. Podobnie, jak i w innych kategoriach, tutaj również McEwan wykazał się oszczędnością słowną i obrazową. Zarówno procesy sądowe, jak i szczegóły kolejnych przypadków są jedynie z grubsza zarysowane. Mogą przyciągnąć uwagę czytelnika, ale na pewno go nie znużą nadmiarem detali.

„W imię dziecka” to powieść, którą trzeba sobie na spokojnie przemyśleć. Podczas lektury czułam się nią nieco rozczarowana, jednak już podczas pisania tego tekstu przekonałam się, że tak naprawdę niewiele mogę jej zarzucić. Z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu, z racji dużej dawki refleksji, a mniejszego udziału akcji. Może natomiast pozytywnie zaskoczyć, o czym warto przekonać się samemu.

Za przesłanie książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.

środa, 20 lutego 2019

Eva García Sáenz de Urturi- Cisza białego miasta [recenzja przedpremierowa]



Autor: Eva Garcia Saenz de Urturi
Tytuł: Cisza białego miasta
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 576
Gatunek: kryminał 








20 lat temu mieszkańcami Vitorii wstrząsnęły makabryczne zbrodnie. Ujęty sprawca i zakończone śledztwo sprawiły, że wydarzenia nieco zatarły się w pamięci miejscowych. Tymczasem kilka dni przed wyjściem mordercy na pierwszą przepustkę koszmar rozpoczyna się na nowo, a zabójstwa niepokojąco przypominają te sprzed lat…

Nie potrafię przypomnieć sobie zbyt wielu historii kryminalnych, które zostałyby przedstawione przy pomocy pierwszoosobowej narracji. Uwielbiam taki sposób wprowadzania czytelnika w szczegóły fabuły, a fakt, że autorka z niego skorzystała okazał się pierwszym krokiem na drodze zdobywania przez nią mojej sympatii. W tym przypadku narracja prowadzona przez głównego bohatera sprawdziła się znakomicie. Dzięki temu mamy bowiem szansę lepiej wczuć się w niekomfortową sytuację detektywa, znaleźć się bliżej niego podczas prowadzenia śledztwa, mocniej odczuć wydźwięk jego refleksji, dylematów, problemów czy wspomnień. I być może również z tego powodu, mogąc postawić się na jego miejscu, tak go polubiłam.

Fabuła powieści wydała mi się dość realistyczna, w dużej mierze za sprawą jej bohaterów. Urturi wykreowała wiarygodne, szczere i obdarzone zestawem niebagatelnych cech  charaktery. Każda z powieściowych postaci ma równe szanse, by trafić do serca czytelnika, podziałać na jego wyobraźnię czy poruszyć jego sumienie. Nie znaczy to bynajmniej, że każdy z bohaterów może pochwalić się jedynie dobrymi uczynkami czy mądrymi decyzjami. Nie. Wszystkie postacie bowiem zostały w różny sposób naznaczone przez los, a doświadczenie ukształtowały ich osobowości i sprawiły, że, niczym my sami, balansują na granicy dobra i zła.


Akcja książki, choć brutalna, zaskakująca i dramatyczna pozwoliła mi jednak doszukać się w niej pewnej dozy realizmu. Nie da się ukryć, że książkowe zbrodnie popełniane są w całkiem wyszukany sposób, a ich sprawca charakteryzuje się dużą przebiegłością, zdolnością do manipulacji i genialnym umysłem. Mimo to jednak motywy, którymi się kieruje, osnuły fabułę mgiełką autentyczności. Podążając za śledczymi i wraz z nimi odkrywając kolejne karty, potrafiłam poczuć w stosunku do sprawcy żywe emocje, niekoniecznie negatywne. Nutę wiarygodności wprowadza także ukazanie codzienności detektywów- ich potrzeb, pragnień, marzeń.

„Cisza białego miasta” to książka bardzo rzeczowa, wspaniale dopracowana, dogłębnie przemyślana i pięknie napisana. Po zakończeniu lektury mogę śmiało powiedzieć, że doszukałam się w niej wszystkich tych elementów, jakie uważam za obowiązkowe w dobrych pozycjach kryminalnych. Fabułę zbudowano wokół intrygujących wydarzeń, których początki sięgają wielu lat wstecz. Strony powieści pokryte zostały sekretami, kłamstwami i przemilczeniami, rozbudzającymi u czytelnika ciekawość i skupiającymi nieprzerwanie jego uwagę. Teraźniejszość została umiejętnie uzupełniona przeszłością, a te dwie płaszczyzny czasowe świetnie się przeplatają i podsycają emocje. Zbrodnie są niebanalne, zastanawiające, budzące zainteresowanie. Śledztwo jest szczegółowe i poprowadzone przez znakomitych detektywów, którzy mimo wszystko pozostają tylko ludźmi. A osoba sprawcy intryguje, a może nawet trochę imponuje- inteligencją i przenikliwością.

Autorka stworzyła również nieszablonowe tło dla opisywanych wydarzeń. Urturi nie zaproponowała jedynie  oprawy dla rozgrywającej się fabuły. Nie przedstawiła płaskiej scenerii ze sztucznym wystrojem. Tło bowiem stanowi wartość samą w sobie. To zaproszenie do niezwykłego świata, na który składa się tradycja, kultura, religia, kulinaria, muzyka, obyczaje. Te elementy tworzą niebagatelną całość, z jednej strony stanowiącą oprawę dla przedstawianych zbrodni, z drugiej zaś intrygujący i skupiający uwagę dodatek do całości.

„Cisza białego miasta” to angażujący i zajmujący kryminał, wprowadzający do mrocznego świata literatury powiew świeżości i egzotyki. To książka niezwykle dopracowana, zwracająca uwagę czytelnika na fakt, że każdy szczegół może mieć znaczenie. Niecierpliwie czekam na kolejną część trylogii.  

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Agencji Business & Culture.

wtorek, 19 lutego 2019

Araminta Hall "Okrutne pragnienie"




Autor: Araminta Hall
Tytuł: Okrutne pragnienie
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 352
Gatunek: thriller psychologiczny







Mike i Verity byli nierozłączni przez wiele lat. Wydawało się, że nic nie może ich rozdzielić. Jednak dziś planuje ona poślubić innego mężczyznę. Czy to możliwe, że pokochała go bardziej niż Mike’a? Mężczyzna głęboko wierzy, że ukochana pragnie go jedynie ukarać, a chwilowe niedogodności nie przeszkodzą im wkrótce do siebie wrócić. Rozpoczyna się gra…

Nigdy nie rezygnuję z okazji, by przeczytać dobrze zapowiadający się thriller. Uwielbiam mroczne, pełne pasji historie, które nie pozwalają, by z nich zrezygnować aż do samego końca. Takie książki kuszą mnie najbardziej, nie może więc dziwić, że „Okrutne pragnienie” również trafiło w moje ręce.

W powieści Araminty Hall najbardziej przypadła mi do gustu kreacja głównego bohatera. Nawet jeśli na początku nie zauważymy problemów Mike’a, to z czasem, stopniowo zagłębiając się w tę lekturę, poczujemy, że na pewno coś jest z tym mężczyzną nie w porządku. Trzeba jasno zaznaczyć, że napięcie towarzyszące nam na kolejnych stronach zostało podparte bardziej przez charakterystykę bohatera- jego refleksje, dylematy, wspomnienia, niż faktyczne działania. Choć domyślam się, że może to stanowić problem dla osób oczekujących bardziej dynamicznej akcji, mnie bazowanie na psychologii w zupełności odpowiada.

Nie jest łatwo od razu dostrzec szaleństwo ogarniające umysł Mike’a. Potrzeba czasu, by zacząć dostrzegać coraz bardziej niepokojące sygnały i zacząć odczuwać niepokój. Początkowo jesteśmy w stanie jeszcze sobie pewne rzeczy wytłumaczyć, powoli przechodząc do momentu, kiedy sprawy wymykają się spod kontroli. Moim zdaniem Hall bardzo sprawnie poradziła sobie z wykreowaniem tego bohatera, ukazując pogłębiającą się obsesję, niezrównoważenie i nieobliczalność. Umiejętnie zarysowała złożoną osobowość, wykorzystując różnorodne czynniki wpływające na naszą ocenę bohatera. Fakt, że ciężko jednoznacznie go przekreślić sprawia, że wydaje się on bardziej ludzki i podobny do nas- z całym bagażem przykrych doświadczeń, które bez wątpienia wpłynęły na rozwój jego osobowości.

W posłowie, będącym po części uzupełnieniem tej historii, Hall jasno podkreśliła, że zależało jej, by zbudować fabułę bazującą na psychologii. I według mnie wykonała to zadanie świetnie, z jednej strony umiejętnie odnosząc się do dzieciństwa głównego bohatera, z drugiej zaś niepokojąc czytelnika bieżącymi wydarzeniami. Takie połączenie tematów sprawdziło się w tym przypadku znakomicie. Przemoc, brutalność, seks, miłość, obsesja- czy może być bardziej emocjonujące, a przy tym sprawdzone, połączenie? Czy coś zapewnia większe poruszenie, mocniej działa na wyobraźnię, szybciej prowadzi do nieoczekiwanych wydarzeń?

Akcja książki rozwija się stopniowo, dość spokojnie. Autorka momentami odbiega od głównego wątku na rzecz pobocznych epizodów (które jednak nie nudzą i nie przeszkadzają). Bieżąca akcja łączy się z przeszłością, a uzupełnienie dla nich stanowi to, co dopiero nadejdzie. Bo to właśnie wydarzenia, które dopiero się rozegrają stanowią napęd tej opowieści, to ich obecność może spowodować, że docenimy tę historię. Ja czułam niepewność do samego końca, a ostatni rozdział wzbudził we mnie silne emocje.

„Okrutne pragnienie” to jedna z ciekawszych lektur w swoim gatunku, jakie miałam okazję czytać. Autorka opowiedziała dość realistyczną historię, która może podziałać na czytelniczą wyobraźnię. Jeśli, podobnie jak ja, cenicie sobie nacisk na psychologię, nie czekajcie z sięgnięciem po tę powieść.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 

poniedziałek, 18 lutego 2019

STOSIK

Bardzo lubię oglądać stosiki, więc czasami pokazuję Wam również swoje :)




Które książki już czytaliście i polecacie?

Na jakie tytuły polujecie?

niedziela, 17 lutego 2019

Hans Rosling "Factfulness"




Autor: Hans Rosling
Tytuł: Factfulness
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 368
Gatunek: literatura faktu







Z różnych powodów bardzo cenię sobie literaturę faktu. Duże znaczenie ma dla mnie możliwość dowiedzenia się czegoś nowego lub pogłębienia swojej wiedzy, poznanie w ten sposób nowych kultur, tradycji czy miejsc. I poświęcenie czasu na czytanie czegoś prawdziwego, popartego faktami. Nie mogłam więc pozwolić, by ominęło mnie „Factfulness”.

Pomyśl o tych wszystkich nieszczęściach, o których słyszysz każdego dnia. Przypomnij sobie o każdej katastrofie, jaką z wielkim upodobaniem nagłośniła telewizja. Przywołaj obraz złych rzeczy, które w zeszłym tygodniu zajęły strony gazet. Świat wydaje się parszywym miejscem, prawda? Tyle kłopotów, biedy, strachu, przemocy. Kataklizmy. Wojny. Zmiany klimatyczne. Ataki terrorystyczne. Aż się nie chce wierzyć, że potrafimy jeszcze się uśmiechać, a wśród nas żyją optymiści.

Oczywiście, to wszystko jest prawdą. Tyle że tego zła i nieszczęścia pojawia się o wiele mniej, niż jeszcze kilka lat temu. Ba, o wiele mniej, niż nam się wydaje. Sytuacja ludzi poprawia się z roku na rok. Coraz więcej dzieci zostaje zaszczepionych. Procent edukowanych dziewczynek wciąż rośnie. Zmienia się jakość życia. Średnia wieku się wydłuża. Znaczna część ludzi przestaje żyć na granicy ubóstwa. To tylko kilka faktów, na które wskazuje autor książki. Rosling w każdym rozdziale, a może nawet w każdym zdaniu udowadnia, jak niewiele wiemy o naszej rzeczywistości i jak błędną wiedzą się kierujemy. A dotyczy to każdego z nas, niezależnie od wykształcenia czy doświadczenia.

Autor publikacji próbuje nam wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje. Opowiada o instynktach, którymi się kierujemy i o tym, w jaki sposób nasz obraz świata zostaje stępiony przez przekazywane nam informacje. Umiejętnie, krok po kroku, udowadnia, w jak wielkim tkwimy błędzie i jak zacofani jesteśmy pod względem posiadanej wiedzy. Rosling nie próbuje natomiast wytykać nam niedouczenia czy niedoinformowania, bo nabywane latami doświadczenie pozwoliło mu się przekonać, że nawet ci najbardziej inteligentni kierują się błędnymi przekonaniami. Dlatego też podczas lektury nie mamy wrażenie dyskomfortu, towarzyszy nam natomiast przekonanie, że ktoś właśnie otwiera nam oczy. I uwierzcie mi, w stwierdzeniu tym naprawdę nie ma żadnej przesady.

Na początku tej publikacji znajdziemy test skupiający się na kwestiach dość dla nas odległych, a jednak aktualnych i zastanawiających. Wśród pytań pojawiają się dotyczące szczepionych dzieci, edukowanych dziewczynek, zmian zachodzących w populacji. Wydawać by się mogło, że każdy z nas dość dużo wie na każdy z tych tematów, a jednak niewiele osób udziela poprawnych odpowiedzi na te pozornie proste pytania. Brak zainteresowania? Niewiedza? A może informacje, jakimi jesteśmy napędzani przez media? Powodów jest wiele, a każdy z nich zostaje wytłumaczony przez autora na kolejnych stronach.

Bardzo podoba mi się sposób, w jaki Rosling prezentuje swą wiedzę. Zamiast suchych faktów oferuje nam interesujące historie i krótkie anegdotki. Opowiada o własnych przeżyciach, intrygujących spotkaniach, ludziach, jacy wywarli na niego wpływ. Podpiera się wykresami, przedstawia liczby, wykorzystuje statystyki. Dzięki temu całość nie tylko posiada naukowy charakter ale również zostaje w ten sposób wzbogacona i stwarza wiarygodne, realistyczne wrażenie.

Mam świadomość, że taki typ literatury nie przekona każdego, szczególnie, że publikację czyta się dość powoli. Myślę jednak, że można z niej wyciągnąć wiele dla siebie. Ja gorąco Wam ją polecam.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.

piątek, 15 lutego 2019

Jens Henrik Jensen "Mroczni ludzie"




Autor: Jens Henrik Jensen
Tytuł: Mroczni ludzie
Wydawnictwo: Editio Black
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 496
Gatunek: kryminał 







Choć Oxen najbardziej pragnie znaleźć się w cieniu, prędzej czy później zawsze dopadają go kłopoty. Śledzący go od miesięcy ludzie w końcu wpadają na jego trop. Czy tym razem konflikt między nimi również okaże się tak krwawy? Kto wyjdzie z niego zwycięsko?

Dobrze pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie postać Oxena, choć od premiery pierwszej części serii minął prawie rok. Były żołnierz- bardzo inteligentny, niezmiernie tajemniczy, zdumiewający na każdym kroku- miło kojarzył się z jednym z moich ulubionych powieściowych bohaterów (Jackiem Reacherem z książek Lee Childa). Samo to podobieństwo nie miałoby jednak znaczenia, gdyby książka nie okazała się po prostu dobra. A ja wspominam ją bardzo ciepło i dlatego z wielką przyjemnością sięgnęłam po kontynuację.

Jak łatwo się domyślić, w moich oczach, to właśnie Niels Oxen, stanowi największy plus tej powieści. W dużej mierze to dla niego znowu przysiadłam do twórczości Jensena i niezmiernie mnie ucieszyło, że kolejny raz znalazło się dla niego tak ważne miejsce w książkowej fabule. Były żołnierz niewiele się zmienił od naszego pierwszego spotkania. Wciąż zaskakiwał podejmowanymi decyzjami, ujmował sprytem i życiowym doświadczeniem, budził współczucie przy okazji przeżywanych na nowo koszmarów i oczywiście znowu stał się uczestnikiem sensacyjnych wydarzeń. Taka mieszanka okazała się gwarancją satysfakcjonującej lektury.



Znajomość poprzedniego tomu pozwoliła mi bezproblemowo odnaleźć się w akcji drugiej części, bowiem „Mroczni ludzie” to w dużej mierze nawiązania do poprzednich wydarzeń, ich cień padający na życie bohaterów i powrót do postaci z wcześniejszego starcia, które tylko pozornie kryją się w cieniu. Taki obrót spraw, przyjemnie niepokojący klimat, rosnące stopniowo napięcie- to elementy, jakich nigdy nie mam dość i zawsze mocno na nie liczę. Nie znaczy to bynajmniej, że osoby, które nie poznały wcześniejszych przygód Oxena powinny z tą lekturą się wstrzymać. Nie. Autor bowiem subtelnie uzupełnia akcję o ważne szczegóły, dotyczące zarówno charakterystyk postaci, jak i tego, co miało miejsce w pierwszej części, dzięki czemu nikt nie poczuje się zdezorientowany.

Akcja powieści rozwija się dość szybko i właściwie nie traci tej prędkości aż do końca. Choć momentami nieco zwalnia, skupiając się na chwilę na poprzednich wydarzeniach czy przeszłości bohaterów, to fragmenty te pozostają interesujące i stanowią dobre uzupełnienie dla całości. „Mroczni ludzie” to kryminał w bardzo dobrym wydaniu. W jego wnętrzu kryje się wiele tajemnic, sporo faktów pozostaje przemilczanych, bohaterów ciężko jednoznacznie określić jako dobrych i złych, a całość nabiera charakteru dzięki wątkom związanym z polityką, wojskiem i dużymi pieniędzmi- świetnie sprawdzającymi się w takich przypadkach.

Nowa powieść Jensena magnetyzuje mrokiem i niepokojem, podczas lektury ciężko pozbyć się wrażenia, że to tylko cisza przed burzą, a niedługo czytelnika (i bohaterów) zaatakuje fala ponurych wydarzeń. I rzeczywiście tak właśnie się dzieje. Narastające napięcie i duszna atmosfera prowadzą nas do zaskakujących miejsc i niemniej zadziwiających okoliczności. Takie rozwinięcie fabuły sprawia, że przez cały czas śledzimy ją w skupieniu, z niesłabnącym zainteresowaniem i niewyczerpaną ciekawością.

„Mroczni ludzie” to bardzo dobra kontynuacja, choć można również potraktować ją jako odrębną opowieść. Przemyślana, świetnie napisana, stanowiąca zbiór tych elementów, bez których nie może się obejść żaden miłośnik kryminałów. Klimatyczna, dopracowana, zaskakująca. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio Black.

wtorek, 12 lutego 2019

Ruth Ware "Gra w kłamstwa" [recenzja premierowa]




Autor: Ruth Ware
Tytuł: Gra w kłamstwa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 464
Gatunek: thriller 







Po 17 latach trzy przyjaciółki wracają do Salten, by zmierzyć się z koszmarami przeszłości. Choć kiedyś ich życie opierało się na bardziej czy mniej niewinnych kłamstewkach, nikt nie zdawał sobie sprawy, jak potężnego sekretu strzegły. Co wydarzyło się przed laty? Dlaczego tak nagle zniknęły?

Po „Grę w kłamstwa” sięgnęłam czując niepokojące nienasycenie mrocznymi powieściami. W ostatnim czasie bardzo chętnie sięgam po kryminały i thrillery, choć mam wrażenie, że tych rzeczywiście wartych uwagi jest coraz mniej. A czy może być coś bardziej zachęcającego niż kłamstwa i sekrety?

Nowa powieść Ruth Ware to historia czterech przyjaciółek, które połączył jeden sekret. Każda z nich obiecała pozostałym, że nikomu go nie zdradzi, jednak pod jego ciężarem ich ramiona uginały się przez wiele lat. Rozpoczynając lekturę łatwo odnieść wrażenie, że wiemy, na czym opiera się fabuła, a skrywane przez nią tajemnice są łatwe do rozszyfrowania. Dość szybko możemy się jednak przekonać, jak nieprawdziwe i ulotne jest takie założenie. Autorka bowiem zdradza kolejne fakty niespiesznie, z bolesną niemal ostrożnością, najlepsze zostawiając oczywiście na koniec.

Początkowo nie czułam pewności, czy rzeczywiście warto w tę opowieść brnąć. Choć klimat okazał się przyjemnie alarmujący, to jednak nie do końca potrafiłam poczuć jego zalety. Im więcej jednak się wyjaśniało i im mocniej zostawały odsłaniane przede mną bohaterki, tym lepiej z tą książką się czułam. Poznając nowe okoliczności, cenne szczegóły i wartościowe drobnostki, zaczęłam dostrzegać w tej historii potencjał, który wcale nie wydawał się taki oczywisty na początku. Może dlatego, że w drugiej części książki akcja nabrała rozpędu, a całość stała się bardziej mroczna i nieprzewidywalna.



Wartość tej historii bardzo wzrosła w moich oczach za sprawą pierwszoosobowej narracji. Taki sposób opowiadania najlepiej sprawdza się w tego typu historiach. Osobisty wydźwięk opowieści świetnie zdradza emocje, niepokoje i lęki, mocniej działając na czytelniczą wyobraźnię i skłaniając nas do skupienia uwagi przy tekście tak długo, dopóki wszystkie sekrety nie ujrzą światła dziennego.




Do uważniejszego pochylenia się nad powieścią mocno zachęca także interesujące przemieszanie obecnych wydarzeń z tymi, jakie miały miejsce przed laty. Rozgrywający się na naszych oczach dramat zostaje stopniowo podpierany i tłumaczony tym, co zdeterminowało młodość bohaterek. Historia pozornie prosta i dość oczywista, z każda chwilą staje się bardziej dramatyczna i złowieszcza. Ware bardzo dobrze udało się oddać mroczny charakter opowieści, na który składają się charyzmatyczne sylwetki bohaterów, złowrogie miejsca akcji oraz to, co powinno, a jednak nie zostało nigdy powiedziane.

Podobają mi się także realistycznie przedstawione sylwetki bohaterek. Podczas lektury łatwo zauważyć, że targają nimi emocje, a koszmary z przeszłości wciąż są żywe w ich pamięci. Ich postępowanie może wywoływać w nas niezgodę, oszołomienie czy chaos, nie można jednak powiedzieć, że ta historia nie zastanawia i nie zachęca, by się w nią mocniej zaangażować. Szczególnie, kiedy dowiadujemy się, jak niepokojące sekrety skrywają bohaterki i z jakimi rozterkami się mierzą.



Nie jestem natomiast do końca pewna, czy można tę książkę przyjąć jako thriller. Wiele razy odnosiłam wrażenie, że to raczej powieść obyczajowa, momentami zdominowana przez ponury i smutny wątek. I o ile te mocniejsze akcenty bardzo mnie przekonały, to ta warstwa bardziej kobieca okazywała się czasami za głęboką i przez to zbyt tą fabułę łagodząca.

„Gra w kłamstwa” to interesujący tytuł, któremu warto poświęcić chwilę. Szczególnie sprawdzi się w przypadku czytelniczek, które lubią nieco łagodniejsze oblicze thrillera, z mocnym kobiecym rysem. 

Za możliwość poznania tej historii pięknie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

niedziela, 10 lutego 2019

M.A.Bennett "STAGS" [recenzja przedpremierowa]




Autor: M.A.Bennett
Tytuł: STAGS
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 364
Gatunek: literatura młodzieżowa 







Rozpoczęcie nauki w ekskluzywnej szkole całkowicie zmienia życie Greer. Bogate dzieciaki i wprowadzone przez nie zasady wywołują w niej negatywne emocje i wcale nie jest pewna, czy chciałaby się do nich dopasować. Kiedy jednak otrzymuje zaproszenie do posiadłości szkolnego lidera, nie zastanawia się nawet przez chwilę. Jak zakończy się wyjazd na tajemnicze polowanie strzelanie wędkowanie?

„STAGS” to tytuł, którego premiery nie mogłam się wprost doczekać. Coraz rzadziej sięgam po powieści młodzieżowe, jednak intrygującej fabule nigdy nie odmawiam- dokładnie tak było w tym przypadku.

Sięgając po „STAGS” liczyłam na to, że książka zaskoczy mnie przede wszystkim za sprawą mrocznego klimatu. W ostatnim czasie dość trudno mi znaleźć powieści, które pod tym względem by mnie zachwyciły, a to właśnie na takie mam szczególne zapotrzebowanie w te krótkie i chłodne dni. Książka M.A. Bennett, choć dość subtelna i przeznaczona przecież dla młodzieży, może być źródłem takiej rozrywki. Kolejne strony zostały bowiem wypełnione sporą dawką niepokoju, nieprzyjemnego napięcia i poczuciem zagrożenia.

To właśnie ta gęsta atmosfera sprawiła, że powieść mocno zyskała w moich oczach. Można by powiedzieć, że akcja rozgrywa się dość spokojnie, może nawet nieco zbyt powoli, jednak to na drobnych i nieuchwytnych czasami szczegółach opiera się siła tej książki. Bennett zaprasza nas do mrocznego świata, w którym nic nie jest takie, jak mogłoby się wydawać, każdy drobiazg ma wielkie znaczenie, a zaniepokojenie i lęk wywołuje przede wszystkim zachowanie bohaterów. Kiedy uzupełnimy te elementy o zwroty akcji, nieprzewidywalne zakończenie i tajemnicze morderstwo, otrzymamy niebanalną i wyrazistą książkę dla każdego, nie tylko dla młodszych czytelników.

Pierwszoosobowa narracja jednej z głównych bohaterek sprawia, że całość nabiera innego wymiaru. Jej osobista relacja, odnoszenie się bezpośrednio do wydarzeń i emocjonalny wydźwięk sprawiają wrażenie, że mamy przed sobą pamiętnik opisujący to, co nigdy nie powinno się zdarzyć. Podczas lektury czułam, że za sprawą takiego sposobu opisywania akcji, mogę lepiej i łatwiej się w niej odnaleźć i uczestniczyć. Plastyczność opisów, prosty język, wykreowanie interesującego pod każdym względem świata sprawiają, że książkę czyta się przyjemnie, zostawia ona po sobie bardzo ciepłe wspomnienia.

„STAGS” stanowi bardzo dobre połączenie intrygującej rzeczywistości i barwnej gromady bohaterów. Autorka wykreowała zadziwiającą rzeczywistość, która z każdym rozdziałem okazuje się jeszcze bardziej nietypowa, niż moglibyśmy przypuszczać. Całość została przemyślana i dopracowana, dzięki czemu niezmiennie zasługuje na czytelniczą uwagę oraz pozwala popuścić wodze fantazji. W ten świat fantastycznie wpisują się elektryzujący wręcz bohaterzy. Inteligentni, przebiegli, wyrafinowani, pełni uroku i wewnętrznego mroku. Taka mieszanka to prosty krok do osiągnięcia czytelniczej satysfakcji.

Choć „STAGS” bardzo łatwo jest podpiąć pod literaturę młodzieżową i świetnie się sprawdza jako reprezentantka tego gatunku, to ja sama mogę być najlepszym przykładem tego, że nie warto kierować się takimi etykietkami. Powieść czytało mi się bowiem szybko, lekko i przyjemnie. Przez cały czas utrzymywała poziom i okazała się sporą niespodzianką. Co równie ważne, została także uzupełniona kilkoma aktualnymi kwestiami, jakie wyjątkowo pasowały do całości. Nie mam tej lekturze nic do zarzucenia.

Za możliwość przeczytania książki pięknie dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.

wtorek, 5 lutego 2019

Jeffery Deaver "Puste krzesło"




Autor: Jeffery Deaver
Tytuł: Puste krzesło
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 440
Gatunek: kryminał 







Owadzi Król zawsze budził u pozostałych mieszkańców miasteczka niepewność, wstręt i zgorszenie. Dziś jednak, kiedy zostaje oskarżony o porwanie dwóch młodych kobiet, do uczuć tych można dopisać jeszcze strach. Do czego jest zdolny? Dlaczego uprowadził te kobiety? Czy znany nowojorski kryminalistyk odnajdzie jego trop na nieznanej sobie ziemi?

Jako osoba uwielbiająca wszelkiej maści thriller i kryminały, nie mogłam już dłużej przechodzić obojętnie obok nazwiska Jeffery’ego Deavera. Choć wcześniej co nieco już o tym autorze słyszałam, to jednak dopiero ten tytuł faktycznie zwrócił moją uwagę.

„Puste krzesło” zainteresowało mnie od samego początku. Tym, co w pierwszej kolejności zasługuje na dobre słowo, jest niesamowita kreacja bohaterów. Mam wrażenie, że kwestia ta dość często zostaje w przypadku kryminałów nieco spychana na boczny tor, często również powieściowe postacie są do siebie dość podobne za sprawą uproszczonego życiorysu. Tym razem natomiast mamy do czynienia z wyrazistymi, charyzmatycznymi i barwnymi bohaterami, którzy już sami w sobie stanowią świetny powód, by po tę książkę sięgnąć.

Dawno nie spotkałam takiej postaci jak Lincoln Rhyme, nowojorski kryminalistyk. Mężczyzna na niemal każdej stronie książki daje nam kolejne dowody swojej inteligencji, doświadczenia i zaangażowania w pracę. Z wielką pasją śledziłam podejmowane przez niego, w celu rozwiązania zagadki, wysiłki, raz po raz nie mogąc wyjść z oszołomienia, jak sprawnie i umiejętnie potrafi opierać swoje tezy na często szczątkowych dowodach. Zupełnie szczerze i bez żadnej przesady przyznam, że kilkakrotnie podczas lektury nasunęło mi się na myśl nawiązanie do telewizyjnych kryminalnych zagadek- spotykając się jednak z taką fabułą w powieści możemy poczuć, że rzeczywiście w niej uczestniczymy, całość zostaje dokładnie wyjaśniona i nie sprawia wrażenia przejaskrawionej.

Książka rozpoczyna się mocnym akcentem i do końca nie zwalnia tempa. Wydarzenia rozgrywają się wielotorowo, w różnych miejscach i dotyczą różnych spraw. Każdy wątek jest niezwykle interesujący, a opisywanie ich w ten sposób rozbudza czytelniczą ciekawość i sprawia, że przez cały czas skupiamy całą swoją uwagę na lekturze. Kolejne wątki okazywały się zaskakujące, a zmiany akcji nie raz i nie dwa mnie zaskoczyły. Z wielką niecierpliwością czytałam kolejne rozdziały wciąż zastanawiając się, co jeszcze ten autor ma do zaoferowania, bo że tak jest, nie wątpiłam ani przez chwilę. A Deaver chętnie wyciągał z rękawa kolejne asy, oferując nie tylko interesujące śledztwo poparte dowodami, ale również kilka mocnych scen z użyciem broni, leśne pościgi za mordercą i niezwykle przebiegłego sprawę, a pod koniec mocny zwrot akcji.

„Puste krzesło” utrzymane zostało w bardzo mrocznym i niepokojącym klimacie. Książkowe napięcie zostało zbudowanie przede wszystkim w oparciu o zaskakujące wydarzenia, ale także wspaniale uzupełnione poprzez miejsce rozgrywającej się akcji i sylwetki bohaterów. Dzięki temu powieść zyskała złowieszczy i budzący obawy charakter. Widać, że autor do tego pisania się przyłożył i przygotował merytorycznie. Dzięki temu całość wypada bardzo przekonująco, opisy są plastyczne i zachęcają do zaangażowania. Każdy szczegół ma w tej powieści niebagatelne znaczenie, wszystko zostało przemyślne, dopracowane i pięknie zrealizowane. Rozpoczynając lekturę tej książki nie spodziewałam się, że może ona na mnie zrobić aż tak duże wrażenie, a jednak przez większość czasu nie mogłam wyjść z podziwu, autor rzeczywiście mnie zachwycił. Choć zaczęłam poznawać ten cykl od środka, to z przyjemnością przeczytam kolejne części serii z Lincolnem Rhymem i nadrobię poprzednie.  

Deaver stworzył bardzo dopracowaną, niezwykle intrygującą całość. Na kolejnych stronach umiejętnie i z pasją łączy ze sobą różne motywy, nie pozwalając czytelnikowi na ani odrobinę nudy. Akcja powieści stanowi połączenie wielu elementów, które składają się na satysfakcjonującą powieść kryminalną, która okaże się świetną gratką zarówno dla wielbicieli gatunku, jak i dla tych, którzy swoja przygodę dopiero zaczynają. Serdecznie polecam!

Za możliwość przeczytania książki pięknie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.