środa, 30 stycznia 2019

Ilona Gołębiewska "Teatr pod białym latawcem"




Autor: Ilona Gołębiewska
Tytuł: Teatr pod białym latawcem
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 482
Gatunek: literatura współczesna







Zuzanna znalazła się na życiowym zakręcie. Straciła wszystko, co wcześniej brała za pewnik, a jej życie zmieniło się z dnia na dzień. Szukając inspiracji do napisania poruszającego artykułu, dziennikarka natrafia na ślad zapomnianej już aktorki i fundacji, o której wcześniej nie słyszała. Czy w pogoni za szczęściem znajdzie czas na to, co naprawdę ważne?

Bardzo cenię sobie literaturę obyczajową, staram się jednak zawsze wybierać książki z najwyższej półki. Takie, które nie tylko zaintrygują tematem, ale również utrzymają zainteresowanie i skupienie za sprawą jego realizacji oraz te, które zostają z czytelnikiem jeszcze na długo po odłożeniu ich na półkę.

„Teatr pod białym latawcem” to wnikliwe spojrzenie na kwestie, jakie nie mogą pozostawić czytelnika obojętnym. Na kolejnych stronach powieści przeplatają się bowiem tematy trudne, uniwersalne, trafiające do naszej wyobraźni i skłaniające nas do zajęcia konkretnego stanowiska zarówno względem opisywanych wydarzeniach, jak i biorących w nich udział bohaterów. Przez tę powieść nie sposób przebrnąć szybko, bez refleksji, bez poświęcenia czasu konkretnym sytuacjom czy przywołania własnych wspomnień.


Swojej historii Gołębiewska nadała taki damsko- męski charakter. Poszczególne rozdziały nie skupiają się bowiem jedynie na problemach, dylematach i decyzjach kobiecych. W tym utworze mężczyźni także mają głos, a poświęcone im kwestie są niemniej istotne. Dzięki temu utwór staje się bardziej uniwersalny, realistyczny i wiarygodny. Bez problemu możemy postawić się na miejscu bohaterów i spróbować odnaleźć się w ich niełatwej codzienności.

Powieściowi bohaterzy bardzo się autorce udali. Każdego z nich obdarowała zestawem cech, dzięki którym nabrali ludzkiego wymiaru, raz po raz przypominając nam nas samych. Zarówno damskie, jak i męskie charaktery oddane zostały drobiazgowo, dokładnie, z wielką sympatią dla każdej z postaci. W tej książce nic nie jest czarne czy białe, rzeczywistość ma wiele odcieni szarości i ta szarość kształtuje również decyzje bohaterów. Oni także wpływają na fakt, że historia wydaje się być wzięta prosto z życia.

„Teatr pod białym latawcem” to wyrazista, poruszająca, głęboka i mądra opowieść o życiu- tym, co w nim najpiękniejsze i tym, co może budzić największe rozczarowanie. Gołębiewska pięknie przeplata ze sobą elementy wywołujące mnóstwo emocji, sprawiając, że bardzo łatwo w tej książce się odnaleźć, odnosząc przy tym wrażenie, jakby napisana ona została właśnie dla nas. Po to, by zwrócić nam uwagę na pewne aspekty, przywołać wspomnienia, skłonić do pogodzenia ze sobą i spojrzenia na przyszłość w inny sposób.


Autorka ma bardzo lekki, przyjazny czytelnikowi styl. Przez tę historię po prostu się płynie, kolejne strony czytając w niewyobrażalną wręcz prędkością. Przewrotnie jednak, prędkość ta nie sprawia, że brakuje nam czasu na emocjonalne przystanki, będące poniekąd obowiązkiem podczas tej lektury. Widać, że Gołębiewska przelała na tę historię pasję, wiedzę, doświadczenie. Całość wydaje się bardzo dojrzała. Ciężko do czegokolwiek się w tym przypadku przyczepić.

Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości księgarni internetowej selkar. Serdecznie Was zapraszam do przejrzenia wszystkich Książek Dla Kobiet, jakie znajdują się w ofercie.
  

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Manal Asz- Szarif "Saudyjka za kierownicą" [recenzja przedpremierowa]




Autor: Manal Asz- Szarif
Tytuł: Saudyjka za kierownicą
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 494
Gatunek: autobiografia 







Los kobiet żyjących w Arabii Saudyjskiej dla nikogo właściwie nie jest już tajemnicą. Konieczność podporządkowania się mężczyźnie, gorsze możliwość, przebywanie na (zawsze) straconej pozycji- to jedynie kilka elementów charakterystycznych dla ich codzienności. Mimo że na ten temat powstało już sporo publikacji, nie znaczy to jednak, że przestał on szokować lub zaczął wywoływać obojętność. Nie, wręcz przeciwnie.

Po historię Manal sięgnęłam z ciekawości i chęci przekonania się, jakie wydarzenia doprowadziły do jej konfrontacji z władzami. Koniecznie pragnęłam się dowiedzieć, jak daleko posunęła się w celu udowodnienia, że kobieta nie jest w niczym gorsza od mężczyzny i podobnie jak on ma prawo do normalnego życia, nieregulowanego zbiorem absurdalnych nakazów. W jej pojęciu jedną z takich niedorzecznych i narzuconych bezpodstawnie zasad jest niemożność kierowania przez kobiety autem. Choć kwestia ta nie została uregulowania w kodeksie drogowym zbiór powszechnych norm uznaje ją za obowiązującą.

Na kolejnych stronach powieści autorka przytacza wiele problemów związanych z tym tematem. Kobiety powinny bowiem przemieszczać się jedynie w towarzystwie opiekunów lub korzystać z taksówek. Nikogo nie interesuje, że takowy opiekun nie ma czasu, chęci lub sposobności pomóc, a taksówek brakuje lub ich kierowcy wykorzystują sytuację. Co ciekawe, jazda taksówką w przewrotny sposób traktuje przepis, że kobieta nie powinna przebywać sama w obecności obcego mężczyzny. Te dziwaczne zakazy i normy sprawiły, że Manal postanowiła zawalczyć o swoje prawa i przeciwstawić się temu, co od zawsze uznawano za coś normalnego.

Książka w dużej części traktuje o tym, jak jej autorka doprowadziła do sporu z władzami, ściągając na siebie gniew, obelgi i groźby. Mimo że sprawa ściśle dotyczyła przepisów związanych z ruchem drogowym, nie obyło się również bez policji religijnej i pobytu w więzieniu. Bardzo się cieszę, że Manal nie tylko postanowiła zawalczyć, ale także szczegółowo opisała swoją historię. Podczas lektury towarzyszyły mi rozmaite emocje, obejmujące zarówno złość i poczucie niesprawiedliwości, jak i dumę i przeświadczenie, że cała sprawa warta była poświęcenia.

Choć w dużej części powieść poświęcona została kwestiom związanym z kobietami za kierownicą, to jednak temat ten w dużej mierze stanowi punkt wyjścia dla głębszych rozważań. Autorka bowiem chętnie, szczerze i wiarygodnie opowiada o tym, jak wyglądało jej życie, zanim doszło do konfliktu z władzą. Nie ukrywa faktów dotyczących trudnego dzieciństwa, a z jej opowieści wyłania się portret kolejnej uciskanej kobiety, której doświadczenia wyniesione z dzieciństwa i młodości w dużym stopniu wpłynęły na to, jakąś stała się osobą.

Duże wrażenie zrobiła na mnie również sama Manal. Możemy sobie tylko wyobrażać, jak trudno jest w takim kraju przeciwstawić się mężczyźnie, ściągając na siebie gorzkie słowa, przemoc, nieprzychylność i obawiając się konsekwencji. A jednak autorka książki postanowiła spróbować zdobyć to, na czym tak mocno jej zależało, zaryzykowała wszystko i spotkała ją za to surowa kara. Nie jest łatwo walczyć o siebie i swoje marzenia, szczególnie w takim miejscu.



„Saudyjka za kierownicą” to ważna, pouczająca i dająca do myślenia lektura. Napisana realistycznie i przejmująco, ale przy tym bardzo lekko i intrygująco. Wspaniale czytało mi się o życiu Manal, a pokonując kolejne rozdziały nie raz pomyślałam, że można pogratulować jej odwagi i konsekwencji. Serdecznie polecam.

Za przesłanie książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 

piątek, 25 stycznia 2019

Danka Braun "Morderstwo przy drodze krajowej 94"



Autor: Danka Braun
Tytuł: Morderstwo przy drodze krajowej 94
Wydawnictwo: Prozami
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 352
Gatunek: literatura współczesna 







Po 30 latach od serii brutalnych zbrodni, znalezione zostaje ciało mężczyzny, który za nie odpowiadał. Czy zabójstwo okazało się efektem zemsty? A jeśli tak, to dlaczego dokonano go dopiero kilka lat po opuszczeniu przez niego więzienia? Kto miał motyw? A może w grze pojawił się nowy zawodnik?

Danka Braun przyzwyczaiła mnie już do intrygujących połączeń wątków obyczajowych z tymi, jakie są charakterystyczne dla dobrego kryminału. Sięgając po jej powieści zawsze spodziewam się, że zaskoczą mnie one z każdej możliwej strony- pomysłem, klimatem, zmianami akcji i oczywiście także zakończeniem.

W „Morderstwie…” pieczę nad rozwiązaniem zagadki zabójstwa przejmuje prywatny detektyw, któremu ramię w ramie służy emerytowany policjant. Taki duet sprawia, że akcja nabiera werwy, z jednej strony bowiem ich działania opierają się na latach doświadczenia i wspomnieniach różnego rodzaju przypadków, z drugiej zaś wyczuć można świeżą energię i zapał do rozwiązania pierwszej poważnej sprawy. Takie zestawienie bardzo dobrze się sprawdziło, a bohaterzy dobrze do siebie pasowali.



Całkiem interesująca okazała się również kwestia samego morderstwa. Choć sprawa nie była zawiła, a ilość wątków nie namnażała się w trakcie, to jednak każdy, kto pojawił się na liście podejrzanych świetnie nadawał się do zyskania miana zbrodniarza. Efektem poszukiwań tego, kto faktycznie zabił, stało się solidne, wytrwałe i drobiazgowe śledztwo, które nie raz mogło zamieszać czytelnikowi w głowie. Szczerze mówiąc dość długo wydawało mi się, że całość wypada dość spokojnie, a autorka mogła jednak popuścić mocniej wodze fantazji. Tymczasem docierając do zakończenia, uświadomiłam sobie, że to w nim tkwi cała siła tej historii. To tam kryło się zaskoczenie, gwałtowny zwrot akcji i fakty, jakie Braun sprytnie przed nami zataiła.

Wątek kryminalny nadaje powieści dość mroczny i ciężki klimat. Samo śledztwo, całkiem spokojne, dotyczy w końcu bardzo nieprzyjemnej historii, jaka cieniem położyła się przez lata na życiu wielu osób. A autorka powieści świetnie potrafi to wykorzystać, działając na czytelniczą wyobraźnię, przykuwając uwagę i utrzymując w stanie permanentnego zaciekawienia. Klimat książki staje się posępny i ponury również dzięki bardzo niepokojącym kwestiom, jakie porusza.  Braun nie boi się wyzwań i opiera akcję na wyrazistych wydarzeniach, budując klimat w oparciu o brutalność, przemoc i strach.

Autorka przyzwyczaiła mnie także do lekkiego pióra i bardzo swobodnego stylu. Kilkakrotnie przekonałam się, że każda z jej powieści zyskuje na wartości za sprawą przyjaznej czytelnikowi narracji, która miejscami dość frywolna potrafi niepostrzeżenie uderzyć w bardziej dobitny i mroczny ton. Braun nie ubarwia na siłę, korzysta z prostego języka, który kieruje opowieść prosto do serca czytelnika.

Jedyny zgrzyt pojawił się przy tym obyczajowym aspekcie. Wiem, że autorka chętnie łączy takie kwestie z kryminalnym zacięciem i do tej pory bardzo mi to odpowiadało, ale tym razem nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Wydawało mi się to trochę niepotrzebne i przesadzone, albo raczej tym sprawom poświęcone zostało w mojej opinii za dużo miejsca. Myślę, że to charakterystyczne dla początków serii i w ten sposób jestem w stanie to zaakceptować- bo zakładam, że z młodym detektywem jeszcze się spotkamy.


„Morderstwo przy drodze krajowej 94” to interesująca historia, która z pewnością przekona wiele czytelników. W dużej mierze ze względu na fakt, że świetnie łączy różne aspekty, sprawiając, że każdy może znaleźć w niej coś dla siebie.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prozami.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Kaira Rouda "Ten jeden dzień" [recenzja przedpremierowa]




Autor: Kaira Rouda
Tytuł: Ten jeden dzień
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 352
Gatunek: literatura współczesna/thriller psychologiczny







Wydaje się, że życie Paula i Mii jest idealne. Piękny dom, wspaniałe dzieciaki, małżeństwo zbudowane na solidnych fundamentach. Tylko ile w tym wszystkim jest prawdy, a ile iluzji?

Tym, co w przypadku tej powieści, zasługuje na największą uwagę czytelnika jest z całą pewnością kreacja głównego bohatera. Rouda stworzyła bardzo wyrazisty, mroczny, realistyczny i działający na wyobraźnię portret, jaki przez cały czas trwania lektury wywołuje napięcie i niepokój. Subtelne sygnały, jakie autorka daje nam od początku książki, stopniowo narastają, by uderzyć w nas z całym impetem pod koniec powieści, potwierdzając tym samym wszystkie nasze najgorsze przypuszczenia.

Paul to skoncentrowany na sobie psychopata. Człowiek przekonany o własnej nieomylności, skupiony na realizacji własnych celów za wszelką cenę, czujący palącą potrzebę kontrolowania wszystkich i wszystkiego. Zagłębiając się w akcję „Tego jednego dnia”, poznajemy wszystkie złe uczynki, jakich się dopuścił. Z kolejnych stron powieści wyłania się obraz człowieka groźnego, pustego, zdolnego do wszystkiego. I to ta charakterystyka wywołała we mnie podczas lektury najwięcej emocji. Uwielbiam takich bohaterów i lubię czuć rodzącą się we wnętrzu obawę i niepewność, oparte na podejmowanych przez nich decyzjach.

Rouda świetnie spisała się także wybierając narrację pierwszoosobową. Taki sposób przedstawienia historii w tym wypadku sprawdził się znakomicie. Podążając za słowami Paula czujemy się tak, jakbyśmy mieli okazję w tych wydarzeniach uczestniczyć, a przynajmniej obserwować je z bliska. Bohater zwraca się do nas jak do starych znajomych, utrzymując narrację w lekkim, momentami niemal gawędziarskim tonie. Swobodny styl i przyjazne czytelnikowi pióro sprawiają, że książkę czyta się szybko i przyjemnie.


Bardzo podoba mi się także, że akcja powieści została zamknięta w jednym dniu. Już zerkając na jej tytuł, zaczęłam się zastanawiać, ile faktycznie może wydarzyć się tak krótkim czasie. Czy jeden dzień rzeczywiście może zmienić czyjeś życie? Czy to odpowiednie tło dla wydarzeń będących podstawą do skonstruowania dobrego thrillera? Czy te kilkanaście godzin pozwoli autorce zbudować zaskakującą i mroczną akcję, czy sprawi, że czytelnik otrzyma jedynie zarys pomysłu? Na szczęście Rouda zmieściła się w tym czasie idealnie, umieszczając w tych godzinach wiele emocji i refleksji.

Można by powiedzieć natomiast, że miejsca nie starczyło już na samą akcję. Bo choć podczas lektury można poczuć niepewność, to jednak napięcie wydaje się praktycznie w całości oparte na sylwetce głównego bohatera i jego postępowaniu, a nie oszałamiających incydentach i porywających zwrotach akcji. Pod tym kątem powieść okazała się dla mnie nieco zbyt spokojna i senna. Przez cały czas czekałam, aż główny bohater mnie zaskoczy, a wydarzenia nabiorą tempa, ale tak się nie stało. Zaskoczenie możemy poczuć docierając do zakończenia, które z pewnością wzbudzi w nas także sporo przemyśleń, ale jednak do tego miejsca wszystko odbywa się niespiesznie i leniwie.

„Ten jeden dzień” to świetnie napisana historia, która stanowi dobrą rozrywkę czytelniczą. Mimo że okazała się trochę zbyt spokojna, to autorce nie można odmówić dobrego pomysłu i całkiem ciekawego sposobu, w jaki go zrealizowała.

Za przesłanie książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 

niedziela, 20 stycznia 2019

Katarzyna Puzyńska "Rodzanice" [recenzja przedpremierowa]




Autor: Katarzyna Puzyńska
Tytuł: Rodzanice
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 560
Gatunek: kryminał 







Co łączy martwą dziewczynę znalezioną na zamarzniętym jeziorze i zamordowaną dziennikarkę, na której ciele znaleziono ślady ugryzień? Czy krwawy superksiężyc, dawne legendy i dziwne wierzenia mają związek z zabójstwami? Gdzie zniknęła Klementyna Kopp? I co ma na sumieniu Daniel Podgórski?

“Rodzanice” to dziesiąty tom cyklu o Lipowie. Pamiętam jak dziś ten moment, kiedy dopiero zaczynałam swoją przygodę z twórczością Katarzyny Puzyńskiej. Nigdy nie pomyślałabym, że autorka zabrnie tak daleko i że ja tak mocno się zaangażuje. Kolejny raz udowodniła nam jednak, że wciąż potrafi zaskoczyć i przykuć uwagę, a pomysłów jej nie brak.

Rzadko kiedy czytam serie czytelnicze. Długie cykle nie są dla mnie, a poza tym zazwyczaj po kilku tomach ten format zaczyna nużyć, cała fascynacja fabułą i bohaterami powoli się kończy, a wspomnienie tego, co było dobre, a już nie jest- powoduje nostalgię. Tymczasem saga o Lipowie przez cały czas utrzymuje się na wysokim poziomie. Akcja kolejnych powieści skupia się wokół intrygujących spraw, nie sposób nadążyć za rozwojem wydarzeń, autorka wciąż zaskakuje zwrotami akcji, a bohaterzy zmieniają się na naszych oczach. Nigdy nie zdarzyło mi się, żeby którakolwiek z książek Puzyńskiej wywołała u mnie negatywne emocje, a i tym razem nie było inaczej.

Fabuła „Rodzanic” stanowi elektryzujące połączenie elementów charakterystycznych dla dobrego kryminału z tymi, jakie powinny pojawić się w każdej powieści obyczajowej z wyższej półki. Dzięki temu zainteresowanie czytelnika jest wciąż podsycane, nagromadzenie tematów i ujawnianie nowych faktów wymaga skupienia uwagi i odłożenia na później innych spraw, a intrygująca całość sprawia, że nasza wyobraźnia działa na podwyższonych obrotach. I ciężko powiedzieć, które elementy mocniej przyciągają, bo tradycyjnie już mocne i mroczne śledztwo idzie w parze z jeszcze okrutniejszymi wątkami obyczajowymi- nie tylko stanowią one świetne uzupełnienie dla pozostałych wydarzeń, ale tworzą także wartość samą w sobie.

Dziesiąta część cyklu o Lipowie jest jedną z najlepszych. W powieści przez cały czas wiele się dzieje. Czytelnik nie ma czasu na załapanie oddechu, a każda nieplanowana przerwa wywołuje zniecierpliwienie. Puzyńska kluczy między wydarzeniami, rzuca cień podejrzeń na każdego z bohaterów, sugeruje, podszeptuje, miesza nam w głowie. Im więcej ujawnia, tym trudniej się w tym jednak odnaleźć. Na każdą ujawnioną informacje przypada następna tajemnica. Bardzo szybko czujemy w głowie mętlik, zatrzymujemy się, by na spokojnie pomyśleć. Ale w żadnym wypadku nie wywołuje to rozdrażnienia i nie budzi irytacji. Dzięki temu każdy z nas staje się detektywem, podąża niespokojnie za autorką, próbując zrozumieć wszystko przed finałem, rozgryźć na własną rękę to, co przygotowała dla nas tym razem.


Puzyńska przyzwyczaiła nas do tego, że obok poruszającego kryminalnego śledztwa, możemy liczyć na niemniej poruszające wątki obyczajowe. Tym razem autorka przeszła jednak samą siebie. Uwielbiam mroczne sprawy, niedoścignionych morderców, skomplikowane zagadki, ale „Rodzanice” wyjątkowo zrobiły na mnie większe wrażenie za sprawą tych ujawnionych sekretów, brudnych tajemnic, tematów, o jakich niezwykle trudno rozmawiać czy myśleć.



Warto wspomnieć również o bohaterach powieści. Wracając do nich kolejny już raz, traktujemy ich jak starych znajomych. Mamy pojęcie, czego możemy się po nich spodziewać. Jedni budzą sympatię i przywołują na twarz uśmiech, drudzy sprawiają, że na wierzch wypływają nieprzyjemne uczucia. Autorka zadbała natomiast o to, by te postacie nam nie spowszedniały, sprawiając, że za sprawą książkowych wydarzeń, mamy okazję spojrzeć na nich inaczej. Ich decyzje zaskakują, oni także potrafią jeszcze zadziwić.

Łącząc wszystko w taki sposób autorka przygotowała prawdziwą bombę. Uwielbiam sagę o Lipowie i być może ze względu na ten fakt patrzę na pewne sprawy z przymrużeniem oka, ale ta część wzbudziła we mnie wiele gwałtownych emocji i całkowicie przewróciła mi w głowie. Z pewnością to jedna z lepszych, a może i najlepsza z całego cyklu? Serdecznie polecam.  

Za możliwość przeczytania książki przed premierą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka. 

czwartek, 17 stycznia 2019

A. F. Brady "Na krawędzi"



Autor: A. F. Brady
Tytuł: Na krawędzi
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 480
Gatunek: literatura współczesna 









W pracy wszyscy kojarzą Sam z profesjonalizmem i zaangażowaniem. Kobieta wydaje się naprawdę cenić dobro pacjentów, chętnie podejmuje się również leczenia tych najtrudniejszych przypadków. Jednym z nich zdaje się być Richard. Mężczyzna trafia pod opiekę Sam, choć wydaje się, że takiej opieki właściwie nie potrzebuje. Kim jest? Jak trafił do ośrodka? Jaki ma cel?

Rozpoczynając lekturę powieści autorstwa A. F. Brady liczyłam na mroczną i psychologiczną opowieść, jaka na długo pozostanie w mojej pamięci. Swego czasu o tym tytule było niezwykle głośno, później jednak negatywnych opinii pojawiło się odrobinę więcej, niż można by przypuszczać. Tym bardziej byłam ciekawa tej powieści i chciałam się z nią zmierzyć na własną rękę.

Akcja od początku rozwija się dość wolno. Autorka skupia się na problemach emocjonalnych i psychicznych, zarówno pacjentów ośrodka, jak i samej terapeutki. Dla mnie kwestie te okazały się nad wyraz interesujące i nie czułam żalu, że nie mogę dostrzec tych elementów charakterystycznych dla thrillera, na które tak wcześniej liczyłam. Poza tym, szczerze trzeba przyznać, że samo miejsce akcji i występujący w powieści bohaterzy potrafią wzbudzić w czytelniku zaniepokojenie i wywołać gęsią skórkę.


Zupełnie nie spodziewałam się, że Brady poświęci tak dużo miejsca głównej bohaterce. Kolejne rozdziały książki to przewrotne przyglądanie się sylwetce pani psycholog i ocenianie kogoś, kto zawodowo zajmuje się przecież oceną innych. Choć na dłuższą metę opisy dotyczące postępowania Sam mogą nieco nużyć, głównie ze względu na powtarzalność zachowań i powielanie wzorca, to jednak i one okazały się dla mnie mimo wszystko na plus. Z jednej strony doceniłam, w jaki sposób autorka wniknęła w psychikę terapeutki, próbując dociekliwie tę postać przedstawić, z drugiej zaś w tym miejscu właśnie spodziewałam się mrocznych niespodzianek.  

To właśnie charakterystyka Sam jest moim zdaniem najmocniejszym punktem tej powieści. Autorka pokazała tę postać bardzo wnikliwie, docierając do najgłębszych zakamarków jej umysłu. Początkowo może się wydawać, że ta kobieta jest dość płytka i prezentuje sobą zestaw naprawdę niegodnych pozazdroszczenia cech, jednak angażując się w tę lekturę, odkrywamy, jak powierzchownie ją potraktowaliśmy. Sam bowiem ma do zaoferowania (i ukrycia) o wiele więcej. Może to jej tak naprawdę potrzebna jest profesjonalna pomoc?

Choć w powieści można doszukać się pewnych elementów charakterystycznych dla thrillera (bo wydawało mi się, że po ten gatunek przecież sięgam), to jednak ja określiłabym tę książkę jako powieść psychologiczną. Przede wszystkim ze względu na fakt, że cały wywołany podczas lektury niepokój wiązał się bardziej z wykreowanymi postaciami, niż faktycznie z samymi wydarzeniami. Być może Brady trochę za bardzo skupiła się na problemach głównej bohaterki i przez to fabuła została złagodzona. Bardzo dobra powieść psychologiczna- tak, thriller (nawet psychologiczny)- nie.

Powieść czyta się dobrze, w dużej mierze za sprawą narracji pierwszoosobowej. Może nie jest łatwo wczuć się w sytuację głównej bohaterki, ale przy odrobinie dobrej woli można ją zrozumieć. Czytając jej relację czujemy, że coś jest nie tak i na to rozwiązanie zagadki czekamy, odnosząc wrażenie, że coś w końcu się wydarzy, a całość przypomina ciszę przed burzą. I dzieje się, faktycznie, jednak trochę trzeba na ten zwrot akcji poczekać.

„Na krawędzi” to książka, która nie trafi do wszystkich i nie przez wszystkich zostanie doceniona. Mnie taka forma przypadła do gustu, ale powiem uczciwie, że niewiele by się zmieniło, gdyby została nieco okrojona i skrócona, a akcja zaczęła nabierać rozpędu trochę wcześniej.  

Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję Agencji Business&Culture. 

środa, 16 stycznia 2019

Alain de Botton "Prawdziwa historia miłości"



Autor: Alain de Botton
Tytuł: Prawdziwa historia miłości
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 320
Gatunek: literatura współczesna/poradnik








Na kolejnych stronach książki wraz z Kirsten i Rabihem doświadczamy uroków i trudności związanych z kolejnymi etapami związku. Podążając ich śladem, w dużej mierze dzięki autorskim komentarzom, przekonujemy się, jakie błędy popełniają i w jaki sposób wpływają one na ich rzeczywistość.  

O miłości pisze się wiele i często. Czy temat ten może być jeszcze zatem odkrywczy, niebanalny lub nieprzewidywalny? A czy sposób jego przedstawienia może zaskoczyć? W tym przypadku odpowiedź na obydwa pytania brzmi: tak, jak najbardziej.



„Prawdziwa historia miłości” to książka, po którą sięgnęłam z ogromnej ciekawości. Prawdę mówiąc nie cenię szczególnie takiej tematyki i zazwyczaj nie potrafię docenić jej obecności w powieściach, tym razem jednak wiodło mną wielkie zaintrygowanie. Cóż bowiem oznacza historia prawdziwa? Co takiego mógł napisać de Botton, o czym jeszcze nie czytaliśmy? Czy do tej pory zatem nas okłamywano? Jak w ogóle to pojęcie rozumieć?



Szybko przekonałam się, że faktycznie tej prawdziwości w powieści nie brakuje. Objawia się ona bowiem za sprawą autorskich komentarzy, które tłumaczą i w pewien nietypowy sposób objaśniają zachowanie bohaterów oraz komentarzy, jakie nie raz i nie dwa wprawiły mnie w osłupienie. Za każdym razem jednak oszołomienie przybierało w końcu formę zachwytu, ponieważ czułam się tak, jakby ktoś pisał trochę o mnie i moim związku, objaśniając wszystko na przykładzie konkretnych wydarzeń.

Brzmi nieprawdopodobnie. Ale naprawdę jest możliwe. Kilkakrotnie przerywałam lekturę, by przeczytać poszczególne fragmenty narzeczonemu. Sporo było przy tym śmiechu, ale trochę również powagi i niedowierzania. Bo choć wiadomo, że podobne rzeczy zdarzają się niemal każdemu, to rzadko kto chce o nich mówić, czy to w formie żartu, czy też na poważnie. Tymczasem de Botton tonem lekkim, przyjemnym, a momentami nawet lekko gawędziarskim opowiada o rzeczach trudniejszych czy bardziej wstydliwych, po mistrzowsku wnikając w psychikę bohaterów i fantastycznie odnajdując się na ich miejscu.

„Prawdziwą historię miłości” rekomenduje się jako książkę, która może zastąpić wszystkie poradniki świata. Myślę, że w dużej części to stwierdzenie wcale nie mija się z prawdą. Nie czytam poradników, zatem moje pojęcie o tego typu lekturach nie jest pełne, ale w tym przypadku rzeczywiście poczułam się trochę tak, jakby ktoś zwracał się konkretnie do mnie i dawał mi szereg rad i wskazówek, czego nie robić, a co można zrobić lepiej. I niektóre komentarze naprawdę utkwiły mi w pamięci.



Co więcej, lektura książki stanowi prawdziwą przyjemność. Lekka, szczera, realistyczna, bardzo przyjazna czytelnikowi. Czyta się szybko, styl autora bardzo tę lekturę ułatwia. Możliwość utożsamiania się z bohaterami również stanowi dodatkową zaletę.

Z czystym sercem mogę polecić ten tytuł czytelniczkom, które lubią proste, ale życiowe historie oraz tym, które chętnie sięgają po poradniki. Każda z nich znajdzie w tej książce coś dla siebie.  

Książkę do recenzji otrzymałam dzięki uprzejmości księgarni internetowej selkar.pl. Zapraszam Was serdecznie do odwiedzin ich strony KLIK

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Alex Perry "Dobre matki"




Autor: Alex Perry
Tytuł: Dobre matki
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 336
Gatunek: literatura faktu







Kobietami mafii stały się przypadkiem. Poprzez miejsce urodzenia, więzi rodzinne, ślub i wydanie potomstwa. Nikt nigdy nie zapytał, czy chcą tak żyć. A one z wielka odwagą udowodniły, że marzą o czymś innym, lepszym świecie dla siebie i swoich dzieci.

“Dobre matki” to literatura faktu w najlepszym wydaniu. Alex Perry oferuje czytelnikowi intrygujący temat, znakomicie go realizuje i wywołuje przy tym mnóstwo emocji. Książka trzyma w napięciu, sprawiając, że ani przez chwilę nie mamy ochoty jej odłożyć, a opisywane wydarzenia przez cały czas utrzymują nas w zaciekawieniu i poczuciu nieoczekiwanego. Bo w tej historii zdarzyć może się dosłownie wszystko.

Sięgając po tę powieść przenosimy się do świata po brzegi wypełnionego brutalnością i okrucieństwem, codziennie spływającego krwią, splamionego poprzez narkotyki, morderstwa, przemoc i pieniądze. A także zadziwiające układy i powiązania. To świat rządzony przez ‘ndranghetę- największą na świecie mafię, której macki sięgają o wiele dalej, niż każdy z nas mógłby to sobie wyobrazić. Kolejne rozdziały w szokujący sposób przedstawiają garść historii, jakie nie powinny mieć miejsca i grono ludzi, którzy nie zasłużyli, by stać się ich uczestnikami.

„Dobre matki” to realistycznie przedstawiony i obfitujący w szczegóły portret społeczeństwa, jaki nie raz i nie dwa wprawił mnie w oszołomienie, niedowierzanie, a również przerażenie. Wydaje się, że o mafii napisano już sporo i ciężko jest dodać do tego coś nowego, ale ta książka stanowi świetne połączenie poruszających historii o ludziach, faktów związanych z funkcjonowaniem systemu, informacji dotyczących ścigania tych zwyrodnialców, a przy tym bardzo wnikliwą i głęboką analizę tego, jak to możliwe, że całość działa tak długo i tak niezawodnie, coraz bardziej się zacieśniając i umacniając.


Perry na stronach książki bardzo szczerze i dobitnie dokumentuje materiały, jakie zebrano dzięki kobietom, które odważyły się zeznawać przeciwko rodzinom, z jednej strony chroniąc siebie i dzieci, a z drugiej, przewrotnie, narażając się jeszcze mocniej i odcinając na zawsze od krewnych i własnych korzeni. Lektura stanowi niezwykłe odzwierciedlenie dramatu, jaki je spotkał. Emocji, które im towarzyszyły, ciężaru podejmowanych decyzji, momentów wahań, mniejszych i większych potknięć, próby postąpienia w najlepszy, możliwy sposób.

Autor, decydując się na spisanie ich historii, postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Przede wszystkim bowiem nie jest zadaniem łatwym odtworzenie tego, co przeżyły te kobiety, sprawiając, by rzeczywiście opisać wydarzenie w sposób rzetelny, logiczny oraz interesujący. Perry świetnie sobie poradził, sprawiając, że dość ciężkie historie o dość smutnych rzeczach stały się absorbujące i przykuwające uwagę, niczym najlepsze thrillery. Z wielkim zniecierpliwieniem śledziłam losy poszczególnych bohaterek, wciąż nie mogąc nasycić wyobraźni i próbując na własną rękę ubrać w szczegóły wszystkie okoliczności.

A sylwetki kobiet zostały ukazane bardzo realistycznie, drobiazgowo, emocjonalnie. To ich portrety, tłumaczące poszczególne decyzje i podjęte ryzyko, sprawiają, że całość jest tak ujmująca. Duże znaczenie ma dla mnie fakt, że Perry skupił się nie tylko na kobietach mafii, ale również tych, które z tą mafią walczą każdego dnia- przedstawicielkach władzy.

„Dobre matki” to poruszająca i wstrząsająca lektura, będąca świetnym przykładem na to, że literatura faktu nie musi być trudna i niewdzięczna. Ta książka Was zaangażuje, sprawi, że ze zniecierpliwieniem będziecie pokonywać kolejne strony, nie pozwoli o sobie zapomnieć na długi czas.

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.

piątek, 11 stycznia 2019

Julia Heaberlin "Papierowe duchy" [recenzja przedpremierowa]




Autor: Julia Heaberlin
Tytuł: Papierowe duchy
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 416
Gatunek: thriller psychologiczny







Jej wydaje się, że w końcu znalazła mordercę swojej siostry. On, będący w jesieni życia, zmagający się z demencją, chcący jeszcze coś przeżyć. Razem wybierają się w kilkudniową podróż, podczas której każde z nich wykorzysta zebrane informacje, własne doświadczenia i umiejętność manipulacji. Do czego ich to doprowadzi? Kim okażą się na końcu swojej wyprawy?   

Dwoje silnych, manipulujących i dziwnych bohaterów. Powrót do wydarzeń sprzed lat. Próba znalezienia odpowiedzi na pytania, które nigdy nie przestały dręczyć zmęczonego umysłu. Niepokojąca przejażdżka mająca na celu odkrycie prawdy. Nieprzewidziane zdarzenia i szokujące okoliczności. Tak najkrócej można by opisać fabułę „Papierowych duchów”. Czy taka charakterystyka kusi, zachęca, skłania do rozpoczęcia lektury? Jak najbardziej!

Nie miałam okazji przeczytać poprzedniej książki autorki, dlatego podeszłam do jej nowego tytułu bez większych oczekiwań. Choć wierzyłam, że powieść sprawdzi się idealnie jako niepokojący thriller, to przecież nigdy nie ma pewności. Tymczasem od samego początku ta historia okazała się niezwykle angażująca i absorbująca, sprawiając tym samym, że z wielką przyjemnością poświęcałam jej swój czas. Heaberlin zbudowała intrygującą fabułę opierająca się na niewyjaśnionej sprawie sprzed lat, przywołała duchy, przykre wspomnienia, garść tajemnic, a to wszystko doprawiła obecnością charakternych bohaterów.

Kolejne rozdziały zdają się być jeszcze bardziej przytłaczające, niż można by się tego spodziewać. Całość obleka mrok, duszna atmosfera ciąży, nowe okoliczności wywołują więcej pytań, niż sugerują odpowiedzi, a każdy szczegół ma duże znaczenie. Dawno nie czytałam thrillera, w którym atmosfera byłaby aż tak gęsta, cierpka, nieprzyjemna. Autorka świetnie poradziła sobie ze zbudowaniem mrocznej, zastanawiającej i melancholijnej scenerii, która raz po raz uderza w czytelnika i wywołuje bardzo mieszane uczucia. Uwielbiam takie przepełnione tajemnicą klimaty, bardzo mocne opisy, niespodziewane zwroty, nowe kłopoty.

Uważam, że tym tytułem autorka świetnie podołała wszystkim wymaganiom, jakie stawia się thrillerom. Szczególnie zaś spisała się przy budowaniu warstwy psychologicznej, do której nie można mieć absolutnie żadnych zastrzeżeń. Podążanie za decyzjami bohaterów, analizowanie ich kolejnych kroków, próba zrozumienia, co rzeczywiście się wydarzyło i odgadnięcia, co jeszcze przed nimi. Konieczność zrozumienia, kto jest szczery, a kto ma coś do ukrycia. Kłamstwa, półprawdy, sekrety, niedopowiedzenia, przemilczenia. I manipulacje. Czytamy w skupieniu i z uwagą, próbujemy to rozgryźć na własną rękę, ale nie jest łatwo.

Heaberlin znakomicie wykreowała książkowych bohaterów, sprawiając, że nie można tak po prostu o nich zapomnieć zaraz po odłożeniu książki. Każdy z nich ma coś na sumieniu, każdy z nich chce coś dla siebie ugrać. Nigdy nie możemy być pewni, do którego momentu obowiązuje szczerość, a gdzie zaczyna się manipulacja. Mają swoje zasady, ale one cały czas się zmieniają. Nakręca ich egoizm, determinacja, próba udowodnienia czegoś sobie i innym. Kto jest łowcą, a kto ofiarą? A może żadne z nich nie zasługuje na te miana? Może za pokerową twarzą kryje się jeszcze więcej?



Wrażenie niepokoju pogłębia się również ze względu na wykorzystanie narracji pierwszoplanowej. To dzięki niej mamy poczucie mocniejszego zaangażowania w tę historię, głębszego uczestnictwa w opisywanych wydarzeniach. Taki sposób przedstawienia historii sprawia, że możemy popatrzeć na całość z innej perspektywy. Więcej dostrzec, mocniej odczuć, głębiej dotrzeć.



„Papierowe duchy” to bardzo klimatyczna i gorzka opowieść. Zastanawiająca, budząca emocje, trochę inna. Autorce można zarzucić, że wydarzenia momentami rozgrywały się zbyt wolno, że brakowało dynamizmu, a akcja zwalniała. Moim zdaniem jednak zbudowany klimat, mroczna zagadka i sylwetki bohaterów są  w stanie zrekompensować te niedociągnięcia.

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu W.A.B. 

czwartek, 10 stycznia 2019

Francesc Miralles, Care Santos "Najlepsze miejsce na świecie jest właśnie tutaj"



Autor: Francesc Miralles, Care Santos
Tytuł: Najlepsze miejsce na świecie jest właśnie tutaj
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 192
Gatunek: literatura współczesna, poradnik 





Po śmierci rodziców Iris nie potrafi znaleźć swojego miejsca. Przypadkowa wizyta w nietypowej kawiarni i zaskakujący goście, których tam zastaje, sprawiają, że kobieta zaczyna inaczej postrzegać swoje życie.

“Najlepsze miejsce na świecie jest właśnie tutaj” to tytuł, który reklamowano jako połączenie lekkiej przyjemnej powieści i poradnika. Przyznam szczerze, że to właśnie to zestawienie gatunków zainteresowało mnie najbardziej. Zazwyczaj nie zwracam uwagi na poradniki, taka forma jednak wydała mi się bardzo kusząca.


Powieść autorstwa Care Santos i Francesc Miralles urzeka już od pierwszych stron za sprawą lekkości, z jaką została opisana historia głównej bohaterki. Choć opowieść rozpoczyna się mocnym i smutnym akcentem, to całkiem szybko zza chmur wychyla się słońce, raz na zawsze odmieniając życie Iris. Każda kolejna strona wypełniona została subtelnie przekazywanymi czytelnikowi radami i sugestiami, jak żyć i co robić, by lepiej się czuć i być szczęśliwszym.



„Najlepsze miejsce na świecie…” okazało się prostą, ale dodającą otuchy i nadziei historią. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, czego nam potrzeba. Nie jesteśmy pewni, czego oczekujemy. Szukamy zbyt daleko i wymagamy za wiele. A jak widać na przykładzie Iris, czasami szczęście rzeczywiście jest tuż tuż, ale to my musimy o nie zawalczyć, wybrać najlepszą dla nas drogę, porzucić utarte ścieżki.

Bardzo mi się podoba, że te dobre rady i kierunkowskazy zostały tak delikatnie wtrącone, ładnie wpasowując się w całość historii. Gdyby zostały mi one przedstawione w specjalnie poświęconym ku temu tytule lub za pomocą konkretnych lekcji, to mogłabym poczuć się znudzona lub nie na miejscu. Tymczasem tutaj ten swobodny przekaz, oparty na zawodowym doświadczeniu Mirallesa, naprawdę świetnie się sprawdza.

Powieść napisana została prostym językiem, a lekka narracja sprawia, że kolejne strony pokonujemy szybko, nie zastanawiając się zupełnie nad ich upływem. Nie sprawdzamy numeru, nie kontrolujemy ile zostało do końca. Po prostu przyjemnie i na luzie poznajemy oferowaną nam treść. Mogłoby się wydawać, że książka jest nieco błaha, ja mam jednak wrażenie, że to dość ciężki temat przekazany czytelnikowi przy pomocy przyjaznego stylu i uzupełniony osobistymi doświadczeniami oraz nabytą wiedzą.

Główna bohaterka, Iris, jest trochę jak każda z nas. Nieco niepewna, uparcie trzymająca się obranej ścieżki, żyjąca tu i teraz, i często niepotrafiąca cieszyć się z tego, co ma, a co dopiero zawalczyć o więcej. Myślę, że nietrudno odnaleźć w niej własne cechy, błędy czy rozczarowania. Choć bez wątpienia stanowi ona również świetny przykład tego, że zawsze możemy coś zmienić, bo nikt inny nie zrobi tego za nas.

„Najszczęśliwsze miejsce na świecie jest właśnie tutaj” to mała książeczka z wielkim przekazem. Krótka, ale bardzo treściwa. Niewielka, ale bogata w treść. Skłaniająca do przemyśleń, motywująca do podejmowania odważnych decyzji. Prosta, ale nieco inna.

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Agencji Business & Culture.