niedziela, 31 marca 2024

John Grisham "Lista sędziego"

 


Autor
: John Grisham

Tytuł: Lista sędziego

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 416

Gatunek: thriller prawniczy/ kryminał 




John Grisham to jeden z moich ulubionych pisarzy. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek zawiodła się na jego twórczości, dlatego też po każdy kolejny tytuł jego autorstwa sięgam w ciemno. Nie inaczej było zatem z nową książką pisarza. Prowadzona olbrzymią ciekawością i przekonaniem o gwarantowanej satysfakcji zabrałam się za lekturę „Listy sędziego”.

Uwielbiam postacie seryjnych zabójców. Ze względu na wyobraźnię oraz inteligencję idealnie wpisują się w mocne i niepokojące oblicze książek kryminalnych. Jedną z takich postaci niewątpliwie jest sędzia Bannick. Powszechnie znany i szanowany, od 10 lat zajmujący ten niezwykle ważny urząd. Pod maską uprzejmego, grzecznego i dobrze wychowanego kulturalnego mężczyzny kryje się jednak ktoś zupełnie inny. Sędzia Bannick bowiem w wolnym czasie rozlicza się z przeszłością, a raczej z ludźmi, którzy z różnych powodów zasługują według niego na śmierć.

Postępowanie sędziego, jego motywy, sposoby działania, element zaskoczenia- wprost nie mogłam się oprzeć historii zbudowanej wokół tej postaci. Niemniej interesująca od sędziego Bannicka okazała się Lacy Stolz działająca w komisji badającej etykę sędziów. Silne, odważne, bystre i zdecydowane kobiety wspaniale sprawdzają się w przypadku często zdominowanych przez męskich bohaterów książek kryminalnych i thrillerów. W tym przypadku Grisham stawia naprzeciw siebie sędziego mordercę oraz ceniącą etykę i moralność prawniczkę. Czyż nie brzmi to ekscytująco?

Fabuła powieści zaintrygowała mnie już od pierwszych rozdziałów. Z wielkim zainteresowaniem śledziłam rozwój akcji pragnąc czym prędzej przekonać się, co zaplanował dla swoich czytelników Grisham. Ten pościg za mordercą nacechowany został wspaniałymi, typowo kryminalnymi elementami. W książce nie brakuje napięcia i zaskoczenia. Klimat przeładowany jest od niepokojących emocji. Czytelnicy mogą liczyć na niespodzianki i zwroty akcji. A bohaterzy nie tylko świetnie wpisują się w całość, ale także są niezwykle interesujący sami w sobie.

„Lista sędziego” dostarczyła mi wspaniałej rozrywki. Podczas lektury, w czasie której towarzyszyła mi ulubiona herbata i ciepły koc, przypominałam sobie, za co tak mocno cenię książki. Nowa powieść Grishama nie tylko podziałała na moją wyobraźnię i skłoniła do myślenia, ale też dostarczyła prostej przyjemności płynącej z czytania i spędzania czasu nad słowem pisanym. Ta książka nie byłaby jednak aż tak dobra, gdyby nie lekkość pióra autora i umiejętność przelewania myśli na papier.

Jak już wspomniałam na początku tekstu, Grisham nigdy mnie nie rozczarował. I nie wydaje mi się, by było to w ogóle możliwe. „Lista sędziego” to kolejny znakomity tytuł w kolekcji tego autora. Wspaniały kryminał, ale też niezła gratka dla osób choć trochę zainteresowanych tematyką prawniczą. Moim zdaniem każdy może znaleźć tutaj coś dla siebie. Serdecznie polecam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuje Wydawnictwu Albatros. 

środa, 27 marca 2024

Annie Ernaux "Ciała"

 


Autor
: Annie Ernaux

Tytuł: Ciała

Wydawnictwo: Czarne

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 232

Gatunek: literatura współczesna 




“Ciała” to dla mnie w dużym stopniu kronika kobiecego doświadczenia. To opowieść o wydarzeniach, które mogłyby spotkać każdą z nas. To swego rodzaju rozliczenie z przeszłością. Zadawanie kontrowersyjnych pytań i szukanie odpowiedzi wewnątrz siebie.

Zbiór Annie Ernaux zdecydowanie nie jest lekką i przyjemną lekturą. Trudny do przeczytania, niełatwy do opisania. Autorka porusza w nim wiele skomplikowanych tematów i analizuje dużo aktualnych, mimo upływu lat, zagadnień. Z jednej strony ktoś mógłby powiedzieć, że to wszystko już było, a Ernaux przerabia znane kwestie. Z drugiej jednak strony każda taka publikacja ma ogromną wartość i niezwykłe znaczenie.

Zaskoczyła mnie i poruszyła odwaga autorki. O swoich losach opowiedziała przecież całemu światu. Dojrzale, otwarcie i szczerze. Z dużą pewnością siebie. W sposób nie tylko pytający ale też wyzywający. Jakby chciała się przekonać, czy w jej czytelniczkach również tkwi odrobina odwagi do rozliczenia się z przeszłością. Podczas lektury przed oczami pojawiały mi się kadry z minionych lat. Siłą rzeczy zauważałam podobieństwa w niektórych z przedstawianych sytuacji. Przywoływałam nieprzyjemne wspomnienia i chwile upokorzenia, ale patrzyłam na nie w sposób inny niż przed laty.

Ernaux pokazała mi różne sprawy z własnej perspektywy, pozwalając, by jej uczucia i refleksje stały się również moimi. Zapożyczyłam się w jej emocjach, głęboko zanurzając w lepsze i gorsze momenty dziewczyny, którą mogłabym być. Autorka dzieli się z czytelnikami swoimi wzlotami i upadkami, opowiada o smutkach i radościach, łamie tabu. A przede wszystkim bardzo odważnie opisuje i przedstawia wydarzenia, w których brała udział.

Nie boi się tupać nogą, krytykować i przeklinać. Zadaje pytania, znając już jednak odpowiedzi. Próbuje wywołać w nas reakcję. Skłonić do myślenia. Szukać podobieństw. Dorastałam w nieco innych czasach niż Ernaux, ale jak każda młoda dziewczyna poznałam wady i zalety nastoletniego seksu, wiązałam się z nieodpowiednimi mężczyznami, ponosiłam konsekwencje podejmowanych decyzji i mierzyłam się z opinią innych. Część tej przeszłości we mnie została, ale czy potrafiłabym przejść nad nią do porządku dziennego?

Ernaux bez wątpienia i bez wahania potrafi zmierzyć się z sobą i z innymi. Perspektywa upływających lat i zebranych doświadczeń wpływa na jej dojrzałość i odwagę. Byłam pod ogromnym wrażeniem, w jaki sposób potrafi opowiadać o tym, co ją spotkało. Mocne słowa, emocjonalne opisy, trudne zagadnienia. Opowiadanie o sobie dla większości z nas nie jest prostą rzeczą. Ale Ernaux nie ma z tym absolutnie żadnego problemu. I robi to naprawdę fantastycznie. Z wielką przyjemnością poznawałam jej historię, rozkoszując się przy tym pięknym, kobiecym i mądrym stylem.

Rzadko sięgam po publikacje podobne do „Ciał”. Wielka szkoda. Nie chcę myśleć o tym, ile interesujących tytułów, ważnych tekstów i potrzebnych tematów mogło mnie ominąć. Tymczasem jednak serdecznie polecam Wam ten zbiór. Przeczytajcie. Dla siebie.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czarnemu. 

sobota, 23 marca 2024

Elis=zabeth Fremantle "Rozgrywka królowej"

 


Autor
: Elizabeth Fremantle

Tytuł: Rozgrywka królowej

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 448

Gatunek: powieść historyczna 




Do tej pory niezbyt często sięgałam po książki historyczne. Jeśli takowe znalazły się w moich rękach, wybierałam historię współczesną, skupiając się na tematyce związanej z II Wojną Światową. Choć postać Henryka VIII nie jest mi obca, co nieco również słyszałam o jego burzliwych małżeństwach, to w porównaniu do wiedzy zawartej na stronach książki, posiadane przeze mnie informacje to zaledwie namiastka.

Lekturę powieści Fremantle rozpoczęłam z wielką ciekawością, zaintrygowana tym, co kryje się pod hasłem tytułowej rozgrywki. Nie ukrywam, że towarzyszyło mi także trochę obaw i niepewności związanych z tak odległą historią. Założyłam, że tak posunięta w czasie opowieść może okazać się trudna, skomplikowana i obciążona nieznanym mi słownictwem. Byłam ogromnie zaskoczona, przekonując się, że moje czytelnicze lęki nie mają absolutnie żadnego pokrycia.

Fremantle napisała swoją historię w niesamowicie przekonujący i bardzo dojrzały sposób. Mimo że tematyka książki nie należy do gatunku lekkich i przyjemnych i znacząco różni się od lektur wybieranych przeze mnie na co dzień, kolejne rozdziały czytałam z niesłabnącym zainteresowaniem i ogromnym zapałem, pragnąc znaleźć choć krótki moment na przeczytanie kilku stron między codziennymi obowiązkami. Fremantle napisała tę powieść w sposób piękny i dojrzały, wykorzystując wartość słowa i czerpiąc całymi garściami z językowego bogactwa. Wielokrotnie zatrzymywałam się przy konkretnym fragmencie, z przyjemnością czytając go po raz drugi i trzeci, nie mogąc przy tym uwierzyć, jak wspaniale autorka oddaje myśli i jak dużo przekazuje przy tym czytelnikom.

„Rozgrywka królowej” to opowieść niezwykle życiowa i w pewien sposób aktualna mimo upływu czasu. Autorka w dużej mierze bazuje na prawdzie historycznej, wykorzystując do tego liczne źródła i publikacje, dzięki czemu całość sprawia wrażenie realistycznej i rzeczywistej. Oprócz swojej wiedzy i suchych faktów Fremantle przekazuje też jednak ogrom emocji towarzyszących rozgrywającym się wydarzeniom. Podczas lektury naprawdę przywiązałam się do bohaterek, przeżywając ich wzloty i upadki oraz życząc im jak najlepiej, choć rozwój historii nie zwiastował niestety niczego dobrego.

Fremantle stworzyła niezwykłe portrety postaci. Wszystkie odmalowane zostały jak żywe. Nie jest łatwo obdarzyć bohaterów zestawem takich cech i przymiotów, by ich charaktery mogły przypominać nas samych i żebyśmy podczas czytania raz po raz znajdywali w nich coś prawdziwego. Autorka stworzyła galerię silnych osobowości, wśród których dobro i zło oraz siła i słabość nieustannie się przenikają. 

W czasie czytania dostrzegałam różnice między nimi, czułam wartość ich urodzenia i wynikające z niej wpływy lub niedostatki. Pochodzenie wiązało się również z ubiorem czy sposobem mówienia. Nawet w takich drobiazgach autorka wykazała się niezwykłą dbałością o każdy szczegół, sprawiając, że ta historia malowała mi się przed oczami żywa, barwna, głośna i realistyczna.  

„Rozgrywka królowej” zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zakładałam, że to może być wspaniała historia, ale powieść Fremantle po prostu mnie zauroczyła i urzekła. To historia, która sprawdzi się w przypadku osób lubiących intrygi, sekrety i historię z domieszką silnych emocji i lubianych, sprawdzonych tematów. Serdecznie polecam. Wszystkim bez wyjątku!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

piątek, 15 marca 2024

Valerie Perrin "Zapomniane niedziele"

 


Autor
: Valerie Perrin

Tytuł: Zapomniane niedziele

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 384

Gatunek: literatura piękna 




Do tej pory przeczytałam dwie powieści autorstwa Valerie Perrin. Wystarczyło mi natomiast zaledwie kilka stron pierwszej z nich, by przekonać się, że tej pisarce mogę zaufać. Zauroczył mnie jej styl, rozkoszowałam się narracją, a dialogi i opisy były czystą przyjemnością. Perrin utwierdziła mnie w tym, że książki kobiece nie muszą być banalne i miałkie, mogą natomiast poruszać istotne tematy oraz zaoferować czytelnikowi równie wiele emocji i refleksji, jak inne gatunki literatury.

W przypadku kolejnych spotkań z autorami, którzy zdobyli moje serce, zawsze towarzyszy mi wiele emocji. Na ekscytacji i radości kładzie się cień obawy, że może ten nowy tytuł nie będzie tak doskonały, jak poprzedni. Nazwisko Perrin jest jednak niczym gwarancja powieściowej jakości, a „Zapomniane niedziele” stanowią godne towarzystwo i niejako uzupełnienie dla „Cudownych lat” oraz „Życia Violette”. Gdyby ktoś zapytał mnie o rekomendację w kwestii literatury kobiecej bez wahania poleciłabym tej osobie jeden z tych trzech tytułów.

„Zapomniane niedziele” to historia łącząca w sobie tak wiele istotnych i cennych zagadnień, że trudno byłoby wybrać, które z nich odgrywa rolę pierwszoplanową. Warto jednak byłoby zaznaczyć, że Perrin na swój dojrzały, piękny, urzekający, a przy tym świeży sposób opowiada o rzeczach i motywach znanych i lubianych. Na stronie powieści mamy okazję przekonać się o sile przyjaźni i pasji miłości, poznać rodzinne sekrety, zrozumieć wzloty i upadki bohaterek, wrócić do wojennego mroku. Perrin opowiada o tym, co interesujące i ważne, trafiając prosto do umysłów i serc czytelniczek.

Poznając kolejne rozdziały zbliżamy się do niesamowitych bohaterek. Z jednej strony bowiem możemy przyjrzeć się młodej lecz doświadczonej przez życie Justine. Z drugiej zaś obserwujemy dzieje wiekowej Helene. Kobiety, różniące się za sprawą wieku i przeżyć, zostają przez Perrin połączone szczerą przyjaźnią, której siła pozwala im rozliczyć się z przeszłością i odnaleźć w sobie spokój. Za sprawą tej opowieści autorka dzieli się z nami mądrością, przypominając o tym, co rzeczywiście jest ważne i dając kilka dobrych wskazówek i złotych rad.

„Zapomniane niedziele” czytałam w ogromnym zainteresowaniem i olbrzymią ciekawością. W dużej mierze wynikało to z dobrego stylu autorki, o którym już wspominałam. Można by powiedzieć, że książka czytała się sama, a liczba nieprzeczytanych stron niepokojąco szybko się zmniejszała. Wspaniałe pióro niewiele by jednak znaczyło, gdyby Perrin nie przedstawiła nim tak pięknej i mądrej historii. Obarczona dużym ciężarem emocjonalnym, dostarczyła także nadziei, przywołała przyjemne refleksje i pozwoliła na szczere i głośne wybuchy śmiechu.

Mogłabym napisać znacznie więcej. Nie chcę natomiast już niczego zdradzić czy zasugerować. Ta książka po prostu zasługuje na Wasze zainteresowanie. Wasza uwaga jej się należy!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

wtorek, 12 marca 2024

Louisa May Alcott "Staroświecka dziewczyna"

 



Autor
: Louisa May Alcott

Tytuł: Staroświecka dziewczyna

Wydawnictwo: MG

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 432

Gatunek: klasyka




Kilka miesięcy temu miałam okazję przeczytać znakomitą i cenioną powieść Louisy May Alcott „Małe kobietki”. Klasyka, choć znajduje się w zakresie moich czytelniczych zainteresowań, nie jest jednak na pierwszym miejscu. Zawsze nieco się obawiam, że nie uporam się z dawniejszymi dziejami i nieco innym stylem autorów. „Małe kobietki” zauroczyły mnie jednak na tyle, że po kolejną powieść autorki sięgnęłam niecierpliwie, z wielkim zainteresowaniem i uśmiechem na twarzy.

I ten uśmiech towarzyszył mi nieustannie podczas lektury. W dużej mierze stało się tak za sprawą niezwykle lekkiej, przyjemnej i kobiecej narracji, przy pomocy której pisarka przelała swoje myśli na papier. „Staroświecka dziewczyna” to najlepszy przykład tego, że czasami dobry i wyrazisty styl autora wydaje się wystarczyć i jest w stanie zadowolić i usatysfakcjonować czytelnika niezależnie od przedstawianego tematu czy ewentualnych niedociągnięć. W przypadku tego tytułu bawiłam się znakomicie, gdyż urocza, przyjazna i zabawna narracja była nie tylko uzupełnieniem dla fantastycznej opowieści, ale także stanowiła wspaniałą wartość sama w sobie.

Gdyby ktoś zapytał mnie, o czym jest „Staroświecka dziewczyna”, musiałabym zastanowić się dłuższą chwilę nad odpowiedzią. Łatwo byłoby bowiem powiedzieć, że to historia rodzącej się miłości lub kwitnącej przyjaźni, kontrast między biedą i bogactwem, opowieść o dorastaniu, kronika wzlotów i upadków. Takie odpowiedzi stanowiłyby natomiast duże uproszczenie i odbierały wartość tej powieści. „Staroświecka dziewczyna” to barwna, prawdziwa, wyrazista i poruszająca historia o życiu. To spojrzenie na autentycznych bohaterów i próba zrozumienia ich emocji. To możliwość wyobrażenia sobie, jak wyglądały różnice społeczne ponad 100 lat temu.

Fabułę książki śledziłam z ogromną ciekawością i niesłabnącym zainteresowaniem. Zaintrygowała mnie przedstawiona w powieści codzienność. Dobre oko autorki, spostrzegawcza natura, możliwość przyjrzenia się drobiazgom. Podążając za jej piórem odwiedzałam bogate domy i biedne pokoje, obserwowałam różnicę w wyglądzie kobiet z różnych sfer społecznych, a także uczestniczyłam w wystawnych ucztach i skromnych posiłkach. Alcott oddała klimat swoich czasów w sposób autentyczny, uczciwy i żywy. Sprawiła, że czytałam kolejne rozdziały z zainteresowaniem, ale nie znużeniem. Znalazła złoty środek między opisami miejsc i sytuacji, dialogami łączącymi bohaterów oraz własnymi spostrzeżeniami i refleksjami.

Zainteresowanie książką podsycały również niezwykłe losy bohaterów. Autorka stworzyła tak niezwykłe postacie, że podczas lektury przelałam na nie prawdziwe emocje i uczucia. Pierwsze miejsce w moim sercu zajęła oczywiście główna bohaterka, rozkoszna Polly. Cóż za cudowna dziewczyna! Jakże dobra, mądra i wyjątkowa. A przy tym skromna i pokorna. Tak trudno odnaleźć te cechy w dzisiejszych czasach. Tak trudno dostrzec szczęście w prostych przyjemnościach i małych podarunkach od losu. Ale Polly to potrafiła. Uwielbiałam ją. Alcott nie poprzestała na stworzeniu jednej wyjątkowej postaci. Na stronach powieści mamy okazje poznać innych wspaniałych bohaterów oraz obserwować to, jak się zmieniają, dojrzewają i znajdują własne drogi do szczęścia.

„Staroświecka dziewczyna” to książka, która mnie zachwyciła. Piękna, mądra, barwna, wielowymiarowa i dojrzała. I niezwykle aktualna mimo upływu lat. Choć widać różnice w życiu ludzi, a i język nieco odbiega od tego, jakim dziś się posługujemy, to autorka zawarła w swej historii uniwersalną prawdę o życiu i nas samych, dała nam kilka cennych lekcji i ważnych wskazówek. Serdecznie polecam ten tytuł. Jestem przekonana, że każdy mógłby znaleźć w nim coś dla siebie.   

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi kulturalnemu sztukater.pl.

niedziela, 10 marca 2024

Gareth Rubin "Dom klepsydry"

 


Autor
: Gareth Rubin

Tytuł: Dom klepsydry

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 448

Gatunek: kryminał 




Uwielbiam kryminały i thrillery. Nigdy nie odmawiam mrocznej i niepokojącej historii. Niestety lata spędzone w podobnych klimatach sprawiły, że coraz lepiej radzę sobie z rozwiązywaniem książkowych zagadek i coraz trudniej mnie zaskoczyć. „Dom klepsydry” w dużej mierze zwrócił moją uwagę za sprawą swojej nietypowości. 

Rubin zaoferował bowiem swoim czytelnikom dwie historie zamknięte w jednej powieści. Z jednej strony obserwujemy rozwój wydarzeń na maleńkiej wyspie Ray. Z drugiej strony natomiast przyglądamy się pełnym napięcia dziejom rodziny Tooke’ów, zamieszkujących słoneczną Kalifornię. Historie te można poznawać osobno ale cały majstersztyk utworu polega na tym, że wzajemnie się uzupełniają. Mamy w tym przypadku do czynienia z tak zwaną tetbeszką.

Nie kojarzę, bym wcześniej miała przyjemność przeczytać kryminał wydany w takiej formie. Z wielkim zdumieniem i niemniejszą ciekawością kilkakrotnie obracałam książkę, zastanawiając się, w jaki sposób rozpocząć tę specyficzną czytelniczą przygodę. Pierwsza z przedstawionych historii podobała mi się tak bardzo, że przedwcześnie zaczęłam obawiać się, że ta druga może jej nie dorównać. Jednak już po kilku przeczytanych rozdziałach kolejnej opowieści przekonałam się, że jest niemniej interesująca i zajmująca niż jej poprzedniczka.

Rubin postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko, ale wspaniale poradził sobie z realizacją tego tematu. Czytelnicze wyzwanie pokazało, że autor nie tylko posługuje się piękną fantazją i dobrym stylem, ale również potrafi przelać swoje myśli na papier w taki sposób, by zainteresować czytelnika. Obydwie opowieści zrobiły na mnie duże wrażenie, łącząc w sobie wszystkie elementy, które powinny znaleźć się w dobrym kryminale i pełnym napięcia thrillerze.

Na stronach książki poznajemy dwa zupełnie różne, ale w podobny sposób interesujące, miejsca akcji. Mimo że więcej je łączy niż dzieli, to ponura atmosfera, klimat niepokoju i intrygująca zbrodnia umieszczają je na wspólnym miejscu na mrocznym podium. Podczas lektury potrafiłam wyobrazić sobie, że znajduję się w każdym z nich i poczuć emocje towarzyszące książkowym bohaterom.

W kwestii przedstawionych postaci Rubinowi również nie można niczego zarzucić. W pierwszej historii główną rolę odgrywa młody lekarz, w drugiej zaś początkujący aktor. Obydwaj bohaterzy wykazali się bystrością umysłu, dużą przenikliwością i umiejętnością łączenia faktów. Obydwaj również przeprowadzili znakomite amatorskie śledztwa, które w niczym nie odbiegały od tych prowadzonych przez profesjonalnych detektywów, a nawet czyniły historie jeszcze bardziej interesującymi.

Obydwie opowieści ukazały także nietypowe i skomplikowane zbrodnie oraz sekrety rodzinne. Wspaniale bawiłam się próbując samodzielnie wszystko połączyć, choć udało mi się to z mało satysfakcjonującym rezultatem.

Pełna napięcia lektura i wszystkie jej aspekty przyniosła mi wiele przyjemności i pozwoliła wspaniale spędzić czas. Chciałabym, żeby wszystkie publikowane kryminały i thrillery mogły być tak dobre jak „Dom klepsydry” Rubina.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.