czwartek, 31 sierpnia 2017

SIERPIEŃ NA ZDJĘCIACH

Mój sierpień był bardzo zaczytany. Nie ograniczałam się gatunkowo. Na szczęście udało mi się uniknąć słabszych tytułów. 




A jaki był Wasz miesiąc? 

wtorek, 29 sierpnia 2017

Utrapienie




Autor: Laura Akkot
Tytuł: Moje życie z OCD
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 56
Gatunek: autobiografia 






Publikacja Laury Akkot ma zaledwie 56 stron. Za każdym razem jestem pod dużym wrażeniem, gdy autorowi udaje się w tak niewielkiej wymiarowo książeczce przekazać własne myśli, zainteresować czytelnika, sprawić, by pozostał do końca, a przede wszystkim rzeczywiście coś z tej lektury wyniósł. Akott tyle miejsca wystarczyło, by ukazać nam trudy, z jakimi mierzy się każdego dnia. By pokazać życie niegodne pozazdroszczenia. By zwrócić naszą uwagę na rzeczy, których zwykle nie doceniamy.

Co kryje się pod niewiele mówiącą nazwą OCD? Zaburzenia obsesyjno- kompulsywne, najczęściej określane jako nerwica natręctw. Zanim sięgnęłam po książkę autorstwa Akkot o chorobie tej wiedziałam prawdę mówiąc niewiele. Nigdy też nie poświęciłam temu tematowi więcej czasu czy uwagi. Niestety zazwyczaj tak bywa, kiedy problem nas nie dotyczy. Tymczasem trafiłam na lekturę wywołującą niesamowitą burzę emocji, na książkę, która uczy i zapada w pamięć. Na pamiętnik kogoś, kto każdego dnia walczy. Ze sobą i ze swoją psychiką.

Relacjonując swoją utrudnioną codzienność autorka zwraca uwagę czytelnika na dziwny i często niepokojący charakter własnego zachowania, na elementy, w które ciężko może być uwierzyć. Jedną z takich kwestii jest niewątpliwie obsesja na punkcie własnej czystości i panującego wokół takiej osoby porządku. Akott przedstawia nam sytuacje niewiarygodne, brzmiące szalenie nielogicznie. Wielokrotnie ciężko było mi uwierzyć w przytaczane przez nią historię.

Zawróciła do dopiero co opuszczonego mieszkania, bo poczuła przemożną chęć ponownego przemycia twarzy.

Spędziła kilka godzin w łazience, bo jej ręce wciąż wydawały się brudne.

Nie mogła sięgnąć do torebki po bilet, bo obawiała się ubrudzić jej wnętrze nieczystą dłonią.

To sytuacje dziwne, niedorzeczne. Ale tylko dla nas- ludzi niezmagających się z tym zaburzeniem każdego dnia. Zaskakują, wywołują niespotykane emocje, ale także pozwalają zrozumieć ciężar, jaki nosi na swoich barkach osoba chorująca. Człowiek, który każdego dnia walczy ze sobą i swoją psychiką o odrobinę normalności. Akott atakuje nas kolejnymi doświadczeniami, niepokojącymi obrazami ze swojej przeszłości, tym, co każdego dnia zatruwa jej życie. Na kartkach książki prowokująco szczerze opowiada o życiu z OCD.

Ta choroba niszczy ją każdego dnia. Odbiera jej normalność. Przyjmowane leki stają się elementem, bez którego już nie można się obejść, niepokojącym uzależnieniem, próbą wyparcia, zapomnienia. Tymczasem chory toczy bój z obsesją, nie tylko o psychikę, ale także o ciało. Bo choroba wyniszcza jedno i drugie, stopniowo, pomału, każdego dnia.


Bardzo cenne okazało się dla mnie również umieszczenie w tej sytuacji bliskich osoby chorej. Zwłaszcza, że tak rzadko myśli się o tych osobach w perspektywie chorującego. Współczujemy jemu, zapominając co czują jego krewni. Akkot zwraca naszą uwagę na rolę męża w jej życiu, na trudności, z którymi on również musi się mierzyć każdego dnia.



Ta niewielka książeczka napisana została emocjami, a oparta na prawdziwym życiu. To z niego zaczerpnięte zostały te przykre obrazy, te fale zmęczenia, niechęci do samego siebie, żalu do losu, poczucia klęski i niesprawiedliwości. Autorka uchwyciła kilka kadrów z codzienności osnutej chorobą, opowiedziała o nierównej walce. I właśnie to jest w tej publikacji tak cenne. Odwaga, by się zmierzyć z chorobą. Chęć, by walczyć o lepsze jutro. Dawanie innym siebie jak przykładu. Bardzo to doceniam. I pięknie za to autorce dziękuję.

Za możliwość poznania książki dziękuję portalowi Sztukater.



poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Dzieckiem być choć przez chwilę



Autor: Anna Gibasiewicz
Tytuł: Baśń o perle
Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 54
Gatunek: literatura dziecięca 








Marzenie o perle wywraca całe życie Elwiki do góry nogami, sprawiając, że dziewczyna zapomina, co naprawdę jest ważne. W jaki sposób znowu sobie o tym przypomni? Czy nie będzie już za późno?


Z bajkami, baśniami i wszelkiej maści utworami, które można by zakwalifikować do nurtu literatury dziecięcej, nie miałam do czynienia od wielu lat. Choć na myśl o niektórych z nich czuję nostalgię i powiew melancholii, nigdy tak naprawdę mi ich nie brakowało. Nie znaczy to jednak, że nie jest przyjemnie na chwilę wrócić, zatracić się w opowieści przeznaczonej dla nieco innej grupy wiekowej. Przez chwilę znowu poczuć się jak dziecko.




„Baśń o perle” to utwór, który oczarował mnie swą magią od samego początku. Narracja stylizowana na baśniową sprawia, że bardzo blisko jest mu do tych, jakie pamiętam z młodych lat. A lekki styl i prosty język zatrzymują przy historii i umożliwiają poznanie jej w zawrotnym tempie. Kiedy zaczęłam lekturę, ciężko było mi się od niej oderwać.


Utwory dziecięce najczęściej charakteryzują się prostotą, próżno szukać w nich elementów niejasnych, czy skomplikowanej akcji. Dokładnie tak było właśnie w tym przypadku. Akcja od początku zmierzała w przewidywalnym kierunku i obyło się bez większych zaskoczeń. A jednak ta historia naprawdę przypadła mi do gustu. I wcale nie przeszkadzało mi, że od grupy docelowej odbiegam o 20 lat.





Gibasiewicz sprawiła, że znowu przez chwilę mogłam być dzieckiem. Zachwycać się prostymi, ale urokliwymi historiami. Cieszyć szczęściem bohaterów, smucić ich porażkami i przeżywać rzeczy oczywiste, jakbym miała z nimi do czynienia po raz pierwszy. „Baśń o perle” to opowieść, która może oczarować czytelnika w każdym wieku, wzbudzająca bardzo pozytywne emocje. Ciepła, mądra pouczająca, taka, do jakiej ma się chęć powrócić lub przekazać ją w ręce innych, żeby oni także mogli poznać kryjący się w niej urok.


Autorka określiła swoją historię baśnią i cieszę się, że doszukałam się w niej cech w moim odczuciu charakterystycznych dla tego gatunku. Prosty język, stylizowany na baśniowy, kojarzący się nieco z tak lubianym „Za siedmioma górami...” sprawiał, że opowieść o perle nabrała magii i piękna, a przy tym była bardzo przystępna. A płynący z niej morał, mimo że kierowany do młodszych czytelników, świetnie wpisuje się w problematykę aktualną i istotną.




Bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać ten utwór. Na chwilę oderwać się od książek poważnych i ciężkich. I znowu być dzieckiem, choć niestety tylko przez chwilę.  

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Autorce. 

sobota, 26 sierpnia 2017

Śladami przeszłości




Autor: Zbigniew Zborowski
Tytuł: Skaza
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 400
Gatunek: kryminał 







Brutalne morderstwo, które okazuje się o wiele bardziej skomplikowane, niż można było się spodziewać. Kolejne tropy prowadzące policję na manowce. Przeszłość niepozwalająca o sobie zapomnieć. I detektyw, który nie odpuści. 

"Skaza" to umiejętne połączenie przeszłości z teraźniejszością, występujące pod postacią dwutorowej, żywej narracji. Autor stworzył swoją opowieść przeplatając bieżące wydarzenia z migawkami dotyczącymi tych sprzed lat. Taki sposób wprowadzania czytelnika w opowieść odpowiada mi najbardziej. Nie pozwala oderwać się od książki na dłuższą chwilę, dzięki niemu możemy również lepiej poznać bohaterów i ich motywy. 


A historia Zborowskiego intryguje od pierwszej chwili, zaczynając się od brutalnego morderstwa. Choć okrucieństwa i podłości na kolejnych stronach jest nieco mniej, akcja powieści nie zwalnia. Kolejne wątki, nowi podejrzani, zwroty akcji- te elementy sprawiają, że podążamy za autorem z wielkim zainteresowaniem i niecierpliwością, próbując zrozumieć o co chodzi w tej historii i na własną rękę dopasować do siebie wszystkie części układanki. 

Ważne miejsce zajmuje w książce solidne i drobiazgowe policyjne śledztwo. Funkcjonariusze muszą dojść do wszystkiego na własną rękę, nic nie zostaje im podane na tacy, a piętrzące się przeszkody wielokrotnie utrudniają prowadzenie sprawy. Kolejne strony prowadzą nas do rozwiązania zagadki konsekwentnie, choć powoli. Nie oznacza to bynajmniej, że tempo akcji jest wolne, zdecydowanie nie. Po prostu intryga stworzona przez Zborowskiego kryje o wiele więcej mrocznych tajemnic, niż mogłoby wydawać się na początku i nie łatwo jest odkryć wszystkie karty, zanim zrobi to na końcu autor.

W powieści pojawia się sporo bohaterów, jednak na główny plan zdecydowanie wysuwa się detektyw Bartosz Konecki. To on szczególnie przypadł mi do gustu. Lubię powieściowe postaci zdeterminowane w dążeniu do celu i ukształtowane koszmarną przeszłością. Dzięki temu stają się one wyraziste, charyzmatyczne, pełne zapału i nieco mroczne, dokładnie tak jak nasz policjant. Pozostali bohaterzy także potrafili zaskoczyć i wzbudzali różnorodne emocje. 


W "Skazie" odnalazłam dokładnie te elementy, których obecność składa się na przyzwoity kryminał. Sprawę na tyle interesującą, by zatrzymała przy książce. Bohaterów lubiących swoją pracę, ale posiadających także coś poza nią. Ciekawą dwutorową narrację, pozwalającą inaczej popatrzeć na elementy powieściowej intrygi. Tyle mi wystarczy. 




Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak.

piątek, 25 sierpnia 2017

Droga do piekła




Autor: Marisha Pessl
Tytuł: Nocny film
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 768
Gatunek: thriller







Obsesja Scotta McGratha doprowadziła go do zawodowego upadku i straty żony. Mimo upływu lat demony przeszłości go nie opuściły, a pytania, na które nie znalazł odpowiedzi wciąż do niego wracają. I oto nadszedł moment, kiedy może wrócić do tej historii jeszcze raz. Tylko czy warto? 

"Nocny film" to powieść, która zaskoczyła mnie wielokrotnie. Po części za sprawą swoich gabarytów. Tego typu książkowe cegiełki zawsze budzą we mnie trochę obaw, a na myśl automatycznie nasuwają mi się pytania: Czy objętość książki idzie w parze z dobrze poprowadzoną fabułą, zwrotami akcji i bohaterami, którzy zapadną w pamięć? Czy może akcja powieści okaże się rozwleczona, przydługa, męcząca? Na szczęście w tym przypadku szybko przekonałam się, że autorce udało się stworzyć powieść długą, ale dopracowaną, objętościowo zaskakującą, ale dokładnie taką, jaka powinna być.

Pessl w swojej książce łączy elementy, które szczerze doceniam i naprawdę lubię. Od początku lektury towarzyszył mi mroczny klimat i duszna atmosfera, podsycane kolejnymi tajemnicami, niewygodną przeszłością i decyzjami bohaterów. To jedna z tych historii, które angażują czytelnika całkowicie. Kolejne rozdziały wciągają nas do świata bohaterów, z którego próżno szukać ucieczki. Wraz z nimi próbujemy rozwikłać zagadki, oprzeć się złu, sprawdzić własne granice i nie zatracić się kompletnie w niewiarygodności tej historii.

Opowieść stworzona przez Pessl jest zwodnicza i przewrotna. Nastraja nas niepewnością i lękiem, odurzając przy tym ciemnością i zmierzchem. Powieściowa atmosfera odpowiada thrillerom w najlepszym wydaniu, sprawiając, że nie sposób odłożyć tej książki po kilku stronach. Kolejne rozdziały to nowe wątki, inni podejrzani, jeszcze więcej niepokojących zagadek, mrocznych sekretów, rodzinnych tajemnic. Ta historia ewoluuje, zaskakuje, nie pozwala o sobie zapomnieć. Wywołuje tak wiele emocji, że ciężko zebrać myśli. A kiedy już zaczniemy lekturę, poznamy ją nieco lepiej, stajemy się zaangażowani niemniej niż powieściowi bohaterzy.

Momentami nie byłam pewna, co w opowieści Pessl jest prawdą, a co kłamstwem. Zastanawiałam się, do którego miejsca mam do czynienia z thrillerem, a gdzie rozpoczyna się kryminał czy horror. Bo tej historii nie można jednoznacznie zakwalifikować do jednego z gatunków. Autorka bawi się konwencją, wprowadza elementy zaskakujące, ubarwiające, wywołujące w czytelniku napięcie i nerwowość. Momentami odnosiłam wrażenie, że Pessl i jej bohaterzy zatracili się w tej opowieści całkowicie, balansując na granicy prawdy i fantazji, pozwalając ponieść się wyobraźni i nie do końca już zdając sobie sprawę, co jest w ich odczuciu prawdziwe, a co fikcyjne. 


Dużą zaletę powieści stanowią jej bohaterzy. Męsko- damska, różnorodna wiekowo i poglądowo mieszanka bardzo przypadła mi do gustu. To ludzie, którzy nie odpuszczają, dążą do celu zapamiętale, wiedzą, o co walczą. Ale są także naznaczeni przeszłością, skrywają własne sekrety. Charyzmatyczni, pełnokrwiści, budzący przeróżne emocje.



To opowieść niezwykle dopracowana. Mimo zaskakujących szczegółów wynikających z fantazji i pomysłowości autorki, nosi pewne znamiona historii prawdziwej. Na taką została stylizowana za pomocą zamieszczanych w niej zdjęć czy artykułów prasowych. Takie elementy działają na czytelnika w niezwykły sposób. Pozwalają spojrzeć na fabułę inaczej, głębiej. 

Pessl operuje słowem z wielką lekkością. Opowiada płynnie, niespiesznie, interesująco. Każdy szczegół wydaje się przemyślany i na odpowiednim miejscu. 

Nie jest łatwo opowiedzieć taką historię, przenieść na czytelnika swoje emocje, sprawić, by on także dał się ponieść wyobraźni, ale jej się udało. Stworzyła opowieść barwną, mocną, zapadającą w pamięć. 

Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.



wtorek, 22 sierpnia 2017

Lizzie Enfield "Dawka życia" [recenzja przedpremierowa]




Autor: Lizzie Enfield
Tytuł: Dawka życia
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 404
Gatunek: literatura współczesna







Zdecydowała się nie szczepić dzieci. Miała na celu ich dobro i bezpieczeństwo. Nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji. 

"Kobiety to czytają" to niezwykła seria, w której czytelnik może znaleźć tylko powieści dobre i lepsze. Klubowa pieczątka to gwarancja wielkich emocji, głębokich wzruszeń, powrót wspomnień i wiele powodów do refleksji. Tym razem nie mogło być inaczej. "Dawka życia" to zaskakująca opowieść o ludzkich słabościach, wzlotach i upadkach, sile przyjaźni, trudach płynących z miłości i nadziei, która umiera ostatnia.

Tym, co sprawiło, że ta historia stała się dla mnie bardziej przystępna i ludzka, była dwutorowa narracja, prowadzona naprzemiennie przez dwoje głównych bohaterów- strony konfliktu. Zastanawiałam się, czemu autorka przeciwstawiła sobie matkę i ojca, a nie dwie kobiety, co wydawałoby się rozwiązaniem bardziej oczywistym. Szybko jednak miałam okazję przekonać się, że podstawy łączącego ich konfliktu są o wiele bardziej złożone, niż mogłyby się wydawać. 

Enfield oparła fabułę powieści na temacie ważnym i aktualnym, procesie szczepienia (lub też nieszczepienia) dzieci i związanych z tym zabiegiem konsekwencjach. Sama nie posiadam dzieci i takie decyzje nigdy mnie nie dotyczyły, a jednak dylematy tego typu są dla mnie niemniej interesujące i emocjonujące, zwłaszcza, że moi przyjaciele również zdecydowali się odstąpić od szczepień, a ja nigdy wcześniej nie zastanowiłam się, czym to grozi. Temat ten nie tylko mnie zaszokował i skłonił do refleksji. Autorka umożliwiła mi również poszerzenie wiedzy i zwrócenie uwagi na wiele ważnych aspektów, co zawsze ma dla mnie istotne znaczenie przy ocenie wartości powieści.

Od początku lektury towarzyszyła mi ciekawość, podsycana dodatkowo przez zwroty akcji i wyczuwalne na każdym kroku tajemnice. Enfield połączyła mocny temat z niepokojącą, miejscami wręcz duszną atmosferą. Kolejne strony naelektryzowane są napięciem i przeszłością, która wraca do bohaterów za sprawą nieujawnionych sekretów, przemilczanych uczuć i rażących niedopowiedzeń. Posunęłabym się zbyt daleko, gdybym powiedziała, że elementy te można wpisać w ramy thrillera, a jednak wprowadzają one pewien niepokój, zasiewają ziarno niepewności, zaskakują melancholią.

Autorka bardzo zmyślnie połączyła tematykę szczepień i szeroko pojętej opieki nad dziećmi z kwestiami, które nie tylko dobrze do niej pasują, ale też zawsze się sprawdzają. Kolejne rozdziały wzbogacone zostały o uniwersalną miłość, piękną choć zaskakującą przyjaźń, trudy budujące relacje damsko męskie oraz te na linii dzieci- rodzice. "Dawka życia" to kolejna piękna opowieść o kobietach i dla kobiet. To literatura kobieca z wyższej półki- mądra, refleksyjna, zaskakująca, taka, w której każda czytelniczka może znaleźć coś dla siebie. 



Bohaterzy powieści nie mogą być przez nas jednoznacznie ocenieni. Nie znaczy to bynajmniej, że ciężko ich polubić. Po prostu przypominają nas samych. Ich charaktery poznaczone zostały błędnymi decyzjami i konsekwencjami działań. Nasze oceny zmieniają się wraz z poznawanymi faktami, wielokrotnie, wciąż i wciąż na nowo.



Do gustu przypadł mi także styl autorki. Lekki i przystępny, a przy tym dojrzały, przepełniony wiedzą. Widać, że Einfield solidnie przygotowała się do stworzenia tej opowieści, że zrealizowała plan  i oddała nam cząstkę siebie.

Zdecydowanie tytuł ten należy do lepszych powieści klubowych. Długo mogłabym wyliczać jego zalety, ciężko mi natomiast doszukać się jakichś wad, uchybień, czy elementów irytujących. "Dawka życia" podoba mi się dokładnie taka, jaka jest.  

Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

sobota, 19 sierpnia 2017

Thriller po polsku




Autor: Wojciech Dutka
Tytuł: Czarna pszczoła
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 400
Gatunek: thriller







Brutalne zabójstwo nastolatka niepokojąco przypomina morderstwo sprzed wielu lat. Wydaje się, że tylko jedna osoba dostrzega związek między tymi sprawami. Co się wydarzyło przed laty? Dlaczego ktoś chciałby do tego wracać?  

Szczególnie przypadł mi do gustu sposób, w jaki Wojciech Dutka opowiada swoją historię. Prowadzenie akcji dwutorowo, a zatem przeplatanie retrospekcji z bieżącymi wydarzeniami, zawsze najbardziej do mnie przemawia. Dzięki temu autor oferuje czytelnikowi możliwość lepszego poznania bohaterów, zrozumienie ich motywów i wydarzeń, które doprowadziły ich do miejsca, w jakim się znaleźli. Co więcej, wzbudza większą ciekawość i pogłębia niecierpliwość czytelnika. Szybko pokonywałam kolejne rozdziały, pragnąc poznać szczegóły sprawiające, że historia w końcu stanie się kompletna.

A dodać trzeba, że to historia szczególna, skomplikowana, zaskakująca. Autor sięga wiele lat wstecz, sprytnie zapętla swą opowieść, wracając do tego, co bohaterzy już przeżyli. Oferuje im niepokojące deja vu, sprawiając, że ich popłoch i obawy zaczynają rzutować na czytelnika. Dutka sięga bardzo daleko w przeszłość, powraca aż do czasów wojennych. Moim zdaniem wplatanie tego typu wątków w fabułę kryminału, jest co najmniej ryzykowne- interesujące i dające szereg możliwości, ale także sposobność do potknięcia się. Tym razem wywindowanie poprzeczki przyniosło jednak pozytywny rezultat, a motyw wojenny okazał się strzałem w dziesiątkę.


Tym, na czym zyskała również powieść, są trudne tematy, których autor w ogóle nie unika, a wręcz przeciwnie. Dutka z wielkim upodobaniem łączy ze sobą sprawy niemające żadnego związku, przeplata je tworząc opowieść zadziwiającą i intrygującą. Co najważniejsze, książkowa problematyka jest wciąż aktualna, wciąż wywołuje silne emocje i głębokie refleksje. 



Wielką frajdę w przypadku takich powieści stanowi typowanie sprawcy, choć zazwyczaj liczymy jednak na niespodzianki ze strony autora. Poznawanie motywów, łączenie kolejnych szczegółów sprawy, nowe wątki- te elementy angażują, ale to rozwiązanie, które uda nam się poznać przed finałem kusi. Domyśliłam się, kto jest sprawcą, znalazłam mordercę nieco wcześniej, wciąż jednak byłam ciekawa, co Dutka wymyśli, czym mnie zaskoczy. I tych atrakcji jeszcze trochę się pojawiło, te zaskoczenia jeszcze na mnie czekały.



Co ważne, styl autora jest bardzo lekki. Skomplikowana fabuła przekazana została za pomocą prostej narracji. Dutka sprawnie łączy słowa, bardzo przyjemnie się go czyta. Dzięki temu (oprócz ciekawej fabuły) powieść pokonuje się w bardzo szybkim tempie.





Do gustu przypadli mi także książkowi bohaterzy. Charakterystyczni, zdecydowani, odważni, zdeterminowani w dążeniu do celu. Choć nie do końca rozumiem okładkowy zachwyt nad detektywem Kwietniewskim, ja nie znalazłam u niego żadnych nadzwyczajnych umiejętności czy cech charakteru.

"Czarna pszczoła" to książka interesująca ze względu na treść i ważna dzięki swojemu przekazowi. Mądra, dobrze napisana, dopracowana pod każdym względem. Warta uwagi i potwierdzająca, że polscy autorzy mają jeszcze wiele do (o)powiedzenia. 

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Albatros.



środa, 16 sierpnia 2017

Nastolatkiem być




Autor: Rebekah Crane
Tytuł: Jak pokochać freaka
Wydawnictwo: Feeria Young
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 296
Gatunek: literatura młodzieżowa








Obóz dla problematycznych nastolatków. I nastolatki, których problemy przekraczają nasze wyobrażenia. Niezwykła codzienność, zaskakujące przyjaźnie, niewinne zauroczenia, a także szczere uśmiechy, a to wszystko w gorącym Michigan. 

Wbrew pozorom "Jak pokochać freaka" nie przypomina innych książek młodzieżowych, które każdego dnia zalewają wydawniczy rynek. Przede wszystkim ze względu na nietypowe miejsce akcji, jakim okazuje się obóz dla problematycznych nastolatków. Upalne słońce, ciepła woda jeziora, gorąca atmosfera Michigan stanowią odpowiednie zrównoważenie dla trudnych tematów, jakie pojawiają się na kolejnych stronach powieści. Książki młodzieżowe w dużej części skupiają się na kwestiach lekkich i przyjemnych, jednak Rebekah Crane postanowiła udowodnić, że nie tędy droga, a nastolatkowie, podobnie, jak dorośli muszą mierzyć się z problemami, lękami i koszmarami przeszłości.

Każdy książkowy bohater utożsamiony został z innym zaburzeniem. Anoreksja, okaleczanie się, schizofrenia... A to dopiero początek. Autorka książki postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko, w dużej mierze właśnie za sprawą faktu, że potraktowała młodzież jak dorosłych. Mam wrażenie, że postanowiła zachować się trochę na przekór, podkreślając, że historie dotyczące młodzieży nie muszą opierać się na błahych romansach. Jej powieść to wachlarz głębokich problemów i wielkich emocji. 

Książkowi bohaterzy każdego dnia walczą o siebie i lepszą codzienność. Siłują się z życiem, biorą jego ciężar na własne barki. Zagłębiając się w powieść szybko przekonałam się, że tkwi w nich wielka dojrzałość, niewspółmierna do wieku. A pod maską twardych i niczym niewzruszonych bohaterów kryje się głęboka wrażliwość, poczucie krzywdy i wielkiego niezrozumienia. Crane oparła swą powieść na bohaterach niezwykłych, którzy uzupełniają się w urokliwy, choć dziwaczny sposób, pozwalając by ich problemy nie zdominowały ich jednak całkowicie, licząc, że gdzieś w nich samych jest jeszcze trochę miejsca na bycie dzieckiem.

Autorka stworzyła postacie głębokie i charakterystyczne, a fakt, że niewiele na ich temat ujawniła na samym początku, sprawia, że nasza ciekawość i niecierpliwość ich poznania zatrzymuje nas przy powieści. Wiemy, że skrywają w sobie tajemnice, czekamy aż się otworzą. A oni zmieniają się na naszych oczach. Crane udało się wykreować bohaterów bardzo ludzkich, w których każdy odnajdzie coś z siebie. Co ciekawe, zarówno dziewczęta, jak i chłopcy z jej opowieści, zostali równie dobrze ukazani, wczucie się w postacie męskie nie okazało się dla niej dużym problemem.

"Jak pokochać freaka" czyta się lekko i szybko, czemu sprzyja zarówno styl naśladujący sposób mówienia i bycia nastolatków, jak i krótkie rozdziały. Crane z wielką przyjemnością operuje słowem, pozwalając nam poznać niezwykłą historię niezwykłych młodych ludzi.

W trakcie tej lektury uświadomiłam sobie, jak ciężko jest nastolatkom. Powróciłam do własnej młodości i przypomniałam sobie, co mnie wówczas nurtowało. Ta książka pozwoliła mi również spojrzeć inaczej na pewne sprawy. Jestem pod wrażeniem historii stworzonej przez Crane, tego w jaki sposób ukazała świat młodych ludzi i towarzyszące mu problemy. Moim zdaniem to lektura warta poznania, szczególnie, że zawarta na jej stronach dojrzałość czyni te powieść odpowiednią również dla starszych czytelników.   

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young. 

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Dzika Afryka?





Autor: Olga Stanisławska
Tytuł: Rondo de Gaulle'a
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 320
Gatunek: literatura faktu 







Olga Stanisławska niespiesznie porusza się po afrykańskiej krainie, snując swoją opowieść z fragmentów zasłyszanych historii i kawałków ludzkiej codzienności. Z kolejnych rozdziałów wyłania się Afryka, nie taka wcale dzika, raczej egzotyczna, nietypowa i nieznana. Rzeczywistość na kartach powieści przybiera wielobarwny charakter, prezentuje się głośno i żywiołowo, wielokrotnie zaskakuje. Bo na wstępie trzeba dodać, że to miejsce pełne kontrastów, szalenie skrajne.

Autorka nie skupia się na opisywaniu krajobrazów, dzięki tej książce nie wyobrazimy sobie piękna przyrody i urody mijanych zakątków. Nie, dla niej liczą się tylko ludzie. Ich historie. Gesty. Uśmiechy. Dotyk rąk. Stanisławska z wielką przyjemnością dokumentuje te spotkania, przedstawia nam ludzi, z którymi spędziła istotne chwile i od których czerpała- wiedzę, energię. Ona korzystała z ich obyczajowości i kultury. Uczyła się życia, jakie prowadzą na co dzień. Nurzała się w ich rzeczywistości, z wielka pasją przekazując nam to, czego miała przyjemność doświadczyć.

Podziwiałam Afrykę jej oczami zastanawiając się, jak to możliwe, że to miejsce tak bardzo różni się od tego, w którym żyjemy my. Momentami wciąż ciężko było mi uwierzyć, że to ten sam świat, bo przecież tak bardzo inny. I tak mocno przejaskrawiony, zbudowany z różnic. Z jednej strony gościnny, wspierający, uczący się dzielić tym, co każdy posiada, bo nie liczy się własność, a chęć ofiarowania. Z drugiej wciąż jednak pod pewnymi względami zacofany. Negatywnie zaskakujący istniejącą hierarchizacją- koniecznością łączenia się ludzi według społecznego poziomu, przejawami niewolnictwa. To mnie raziło, szokowało, dawało do myślenia.

Autorka z wielką wdzięcznością przyjmowała to, co zostało jej podczas tej podróży oferowane. Każdy nowy dzień witała z dużym entuzjazmem, a nowe doświadczenia sprawiały, że przepełniało ją zadowolenie i satysfakcja. Bardzo istotne, że chciała się nimi z nami podzielić, pokazać nam Afrykę, jaką zobaczyła i zapamiętała. Podczas lektury udzielały mi się jej emocje. Czułam zapachy, widziałam barwy, słyszałam dźwięki. Potrafiłam to sobie wyobrazić, na chwilę przenieść się w tamte miejsca, by móc przeżyć to razem z nią.


Niestety czytało mi się dość ciężko. Być może wynika to właśnie z takiej reportażowej formy, w której autor buduje swą historię z zasłyszanych opowieści i fragmentów codzienności, łączącej doświadczenia obcowania i przeżywania z miejscową ludnością. Dzięki temu miałam wrażenie, że ta historia nieco się rwie, że coś mi umyka, a autorka przeskakuje po tematach. Wymagało to ode mnie cierpliwości i skupienia. Myślę jednak, że w takim przypadku było warto.

Kto z nas nie chciałby poznać Afryki? Choćby w takiej formie? 


piątek, 11 sierpnia 2017

Gdzie jesteś, Anno?




Autor: Guillaume Musso
Tytuł: Dziewczyna z Brooklynu
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 400
Gatunek: thriller/kryminał







Przyparta do muru Anna zdradza narzeczonemu swoje sekrety, a następnie znika. Rozpoczyna się morderczy wyścig z czasem. Nie ma tu miejsca na subtelności. Przeszłość rozpycha się łokciami, a teraźniejszość przestaje być taka oczywista. Co się wydarzyło i kim właściwie jest Anna?

Swoją przygodę z Musso rozpoczęłam 2 lata temu tytułem „Wrócę po Ciebie”. Powieść tak mnie oczarowała, że postanowiłam w krótkim czasie nadrobić inne książki jego autorstwa. Poznałam już kilka tytułów i ani razu się nie zawiodłam. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych pisarzy.


Z czym kojarzy mi się twórczość Musso? Z bogatą wyobraźnią. Zwrotami akcji. Historiami pięknymi i skłaniającymi do refleksji. Z pewną dozą przygnębienia i melancholii. Z głębią pokazywanych uczuć. Wcześniej nie kojarzył mi się natomiast z typowym starannym policyjnym śledztwem, w którym prawda ukazuje nam się stopniowo wraz z każdym nowo odkrytym szczegółem. Dlatego też „Dziewczyna z Brooklynu” tak mnie zaskoczyła.



Spodziewałam się thrillera, zapierającej dech w piersi akcji nacechowanej uczuciem niepokoju, szybkim tempem i zwrotami w najmniej oczekiwanych momentach. Tymczasem Musso przeszedł sam siebie (tak, wciąż jest to w jego przypadku możliwe). Zaoferował czytelnikowi rozrywkę na najwyższym poziomie. Rozrywkę w pozytywnym znaczeniu wymagającą, oczekującą naszej uwagi i pełnego skupienia. Takie śledztwa kojarzą mi się z powieściami Connelly’ego czy Cobena, z chęcią dopiszę nazwisko autora do tego zacnego grona.

Musso zbudował swoja historię wokół elementów, które na początku trudno ze sobą połączyć. Może też dlatego, że chętnie wprowadza on kolejne wątki, zanim którekolwiek spośród wcześniejszych uda nam się poskładać w logiczną całość. Z każdym kolejnym rozdziałem przekonujemy się, że ta historia jest o wiele bardziej skomplikowana i złożona, niż mogłoby się nam wcześniej wydawać. Na powierzchnię wypływają nowe kwestie, pojawiają się inne postacie, a lista nazwisk uczestników tej rozgrywki stale się powiększa. I wtedy Musso funduje nam wycieczkę śladem przeszłości bohaterów, a jak wiadomo przeszłość to idealne miejsce na upchanie w szafie kilku tropów, zatajenie wiele niewygodnych faktów, ukrycie niepokojących tajemnic.

Bardzo podoba mi się, że autor przedstawił tę historię za pomocą narracji dwuosobowej. Z jednej strony śledztwo prowadzi pisarz, którego narzeczona zaginęła, z drugiej policjant na emeryturze. Każdy z nich odkrywa nowe fakty na własną rękę, a realizowane dwutorowo śledztwo nie mogłoby być bardziej zajmujące. Lubię, kiedy odkrywaniem zagadek zajmuje się w powieści ktoś inny, niż profesjonalny detektyw, kiedy to bohaterzy odkrywają w sobie smykałkę do mierzenia się z ludzkimi koszmarami. Takie zabiegi zawsze sprawiają, że akcja powieści staje się ciekawsza, wzbogacają ją- tak, jak w tym przypadku.

Musso trzyma nas w napięciu od początku. Tej powieści nie można tak po prostu odłożyć, by zająć się innymi sprawami. Świat książkowych bohaterów przenika nasz własny, a dotyczące ich zdarzenia zaczynamy traktować niemalże osobiście. W przypadku tej książki nie można kierować się znaną zasadą „jeszcze jeden rozdział”, bo zakończenie jednego ciekawego wątku wraz z nowym rozdziałem przechodzi w początek innego. Bohaterzy (pisarz i detektyw) wprowadzają nas w kulisy śledztwa naprzemiennie, a szczegóły odkrywane przez tych mężczyzn są tak samo intrygujące i wzbudzające napięcie.

Jeśli chodzi o bohaterów, tutaj także nie ma do czego się przyczepić. Każdy z nich został wykreowany w ten sposób, by wzbudzać emocje. Na kartach powieści możemy dobrze ich poznać i przekonać się, jak bardzo są wyraziści, charakterystyczni i pełnokrwiści. Musso nie stosuje półśrodków, więc jego postacie także nie mogą być zbudowane na pół gwizdka. One mają swoje sekrety, żyją własną przeszłością, wyrażają emocje na swój sposób. Można je lubić albo nie, nie można im jednak odmówić realizmu i skłaniania nas do refleksji.



Przy budowaniu akcji autor subtelnie odwołał się do innych tematów. Zahaczył o politykę, podkreślił istotę rodzinnych więzi, wpływ przeszłych wydarzeń na całe ludzkie życie, słabość charakteru i siłę takich uczuć, jak miłość czy przyjaźń. Tematy te pięknie się uzupełniają, sprawiając, że książka nabiera obyczajowego rysu, a miejscami przypomina soczysty kryminał.





Musso pisze na temat, realizuje plan, pięknie przelewa myśli na papier. Czyta się go z wielką przyjemnością. Choćbym chciała, to nie znalazłam niczego, co w tej historii by mi nie pasowało, co by mnie drażniło. To świetna, przemyślana i dopracowana książka, która każdym rozdziałem pokazuje, że autor zasługuje na uznanie i miłość czytelników. 

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Wydawnictwu Albatros.