poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Miłość na wojennym tle




Autor: Kristin Hannah
Tytuł: Słowik
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 560
Gatunek: literatura współczesna







Dwie siostry, dwa złamane serca i dwie wojny. Każda wymagająca poświęceń i nadludzkiej odwagi. I wydarzenia, których nie sposób było przewidzieć.

Z potrzeby serca i wiary, że ma to sens, regularnie sięgam po książki, których fabuła dotyczy II Wojny Światowej. Czasami są to powieści oparte na faktach, czasami, podobnie jak „Słowik” o te fakty uzupełniane przy wykorzystaniu wiedzy historycznej. Niemniej każda tego typu książka mocno zapada w pamięć i silnie oddziałuje na emocje czytelnika. W tym przypadku nie mogły być inaczej.

Muszę przyznać, że powieść Kristin Hannah długo czekała na swoją kolej. Myślę, że wynikało to przede wszystkim z faktu, że swego czasu o tytule tym można było przeczytać wszędzie. Może to dziwne, ale takie książki nieco mnie odstraszają, a kiedy już po nie sięgam moje wymagania często okazują się wygórowane. Tym razem, ku mojej wielkiej radości, miałam okazję przekonać się, że „Słowik” w pełni zasłużył na wszelkie pochwały czytelników. Sama bowiem nie doszukałam się ani jednego elementu, do którego mogłabym, czy chciałabym, się przyczepić.

Książka autorstwa Hannah nie pozwala na obojętność. Już pierwsze strony zabierają nas w podróż ku czasom strasznym, choć przecież wcale nie tak odległym. Lata II Wojny światowej zostały przedstawione na postawie historii jednej rodziny. Dodać trzeba, że rodziny niezwykłej, zarówno zbliżonej do siebie, jak i oddalonej, za sprawą wydarzeń, których uczestnikami się stali. Dotycząca ich życia opowieść zaintrygowała mnie od pierwszych rozdziałów, sprawiając, że nie miałam chęci się od niej odrywać. Kolejne rozdziały pokonywałam co prawda powoli, ale z wielką niecierpliwością, z zaciekawieniem przemieszczając się od jednej strony do drugiej, od wydarzenia do wydarzenia.

Za sprawą ciężkich tematów lektura upływała mi w miarowym, spokojnym tempie. I choć historia ta przepełniona została smutkiem, poczuciem krzywdy, złością i całą paletą negatywnych emocji, cieszyłam się spędzonym wspólnie czasem. Hannah tka swą opowieść z fragmentów poszarpanej codzienności. Rzeczywistość powieściowych bohaterów przypadła na najgorsze lata, zawierając w sobie wszystkie wojenne okropieństwa- głód, śmierć, strach, niewolę… I tych okropieństw Hannah swym postaciom nie oszczędza, sprawiając, że czytelnicze serce wciąż musi znosić więcej i więcej.

Autorka pisze tak, jakby widziała te tragedie na własne oczy albo jakby była świadkiem tamtych wydarzeń. Sprawia wrażenie zaangażowanego obserwatora, opisy poszczególnych miejsc i scen sprawiają bardzo realistyczne wrażenie, jeszcze mocniej oddziałując na wyobraźnię czytającego. Wiarygodność i plastyczność tej historycznej katastrofy robią wielkie wrażenie, sprawiając, że książkowe obrazy zapisują się w naszej pamięci na dłużej. Hannah na kartach powieści zmieściła cały dramatyzm historycznych wydarzeń, wszystko o czym warto mówić i pamiętać, choć niekoniecznie mamy chęć to zrobić.

Najmocniejszy punkt tej historii stanowią jednak bez wątpienia jej bohaterzy. Dwie siostry i dwie zupełnie odrębne opowieści. Miejsca, zdarzenia i postacie, które jednocześnie łączą i rozdzielają. Inne decyzje, inne wybory i inne konsekwencje. Hannah wykreowała dwie piękne sylwetki, dwa silne kobiece charaktery. I Vienne i Isabelle wielokrotnie nas zaskakują, na naszych oczach się zmieniają. Każda z nich stanowi świadectwo dla tamtych wydarzeń. Obydwie natomiast stanowią niezwykłą całość. Obraz chwytającej za serce siostrzanej miłości poznaczonej okruchami przeszłości i garścią gorzko- słodkich wspomnień.

„Słowik” wywarł na mnie piorunujące wrażenie. To jedna z tych powieści, które pochłaniają nasz czas i uwagę w zamian oferując niezwykłą podróż w odległe miejsca, a nawet światy otulone głębią ukrytych w różnych zakamarkach emocji. To opowieść, która mimo upływu lat wciąż jest istotna i żywa.    

środa, 25 kwietnia 2018

Rak na pierwszym planie




Autor: Len Vlahos
Tytuł: Życie na podglądzie
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 344
Gatunek: literatura młodzieżowa 








Jedna wiadomość może wywrócić całe nasze życie do góry nogami. Przekonał się o tym Jared, kiedy usłyszał, ze jego mózg zajmuje nieuleczalny nowotwór. Dla kochającego ojca i opiekuńczego męża najistotniejsze było jednak zapewnienie finansowej stabilizacji najbliższym. A czy można zrobić to lepiej, niż biorąc udział w reality show?  

„Życie na podglądzie” to tytuł wyjątkowy, a na jego wartość składa się wiele przepięknie dobranych elementów. Z przyjemnością i na jednym tchu wyliczyłabym wszystkie zalety powieści, jednak mam wrażenie, że to jedna z tych książek, których istotność trzeba poznać samemu. Opowiem Wam co szczególnie przypadło mi do gustu, przedstawię najmocniejsze strony książki, ale niestety nie jestem w stanie oddać siły zawartego w niej emocjonalnego ładunku i uczuć, jakie wywołuje u czytelnika podczas lektury.

Vlahos podjął się zadania niezwykle trudnego- postanowił opowiedzieć o ojcu, którego życie kończy się wraz z rozwojem choroby. Opowiedział także o jego rodzinie  i tym, że dla niej ta historia również skończy się nieszczęśliwie. Wiele powstało już podobnych książek „chorobowych”, to tematyka ważna, a przy tym lubiana, ceniona i chwytliwa. Dlatego tak duże wrażenie robi sposób, w jaki autor tę historię zarysował. Mogłoby się wydawać, że sprzedaż własnego życia i udział w reality show podsumowującym ostatnie chwile to zbyt wiele. Dla każdego. Ale Jared, niezwykły ojciec, jest gotów zrobić wszystko dla swojej rodziny.  Ich dalsze życie ma dla niego wartość większą, niż cokolwiek innego.

Taka realizacja tematu szalenie mnie poruszyła. Vlahos w przedziwny sposób sprawił, że jego powieść stała się ujmująca, intrygująca, a miejscami także zabawna. W tej historii ukrył zadziwiającą przewrotność, która stale mnie zaskakiwała. Nie jest łatwo opowiadać o chorobie, a jeszcze trudniej robić to tak, jak on. Interesująco, na temat i trzymając się faktów, w przy tym z pewnym dystansem i próbą przemycenia wydarzeń i postaci łagodzących tę opowieść. To niesamowite, że w pozornie prostej fabule można tak wiele zmieścić, a w znajomych treściach przemycić tak dużo nowego.

Autor prosto, a zarazem bardzo przenikliwie opowiada o historii pewnej rodziny. Rodziny podzielonej przez Gleja- nowotwór mózgu. Każdy z uczestników tego dramatu zasłużył w tej historii na swoje miejsce i na swój czas. Bo ta opowieść nie dotyczy jedynie Jareda i jego walki z chorobą. Ten koszmar wkradł się w życie całej rodziny. Kochającej żony, oddanych córek. Co ciekawe, istotnych bohaterów w tej powieści jest więcej, a każdy z nich wywołuje w nas konkretne, silne emocje. Szczególnie zaskoczył mnie udział samego nowotworu, który na kartach powieści stał się swojskim i niemal przyjaznym Glejem. On także otrzymał swoje 5 minut, a takie dziwne oddanie mu fragmentu powieści sprawia, że staje się ona jeszcze ciekawsza, bardziej zaskakująca i emocjonalna.

Jak już wspomniałam, Vlahos pisze przewrotnie, starając się nas zaskoczyć. W ten sposób sprawia, że akcja powieści tchnie świeżością, nabiera nowych odsłon i kolorów. Choroba pokazana w takim wymiarze wciąż pozostaje chorobą, ale zwraca naszą uwagę na inne czynniki. Skłania do refleksji, wywołuje mnóstwo różnorodnych uczuć. Opisy autora są bardzo plastyczne, mocno działają na wyobraźnię, sprawiają, że szybko i chętnie stajemy się nie tylko świadkami, ale i uczestnikami tamtych wydarzeń. To książka angażująca, zachęcająca do rzucenia wszystkiego w kąt i pełnego skupienia.

Vlahos pisze lekko, posługuje się prostym słowem, ale w tej prostocie tkwi siła tej historii. To wspaniałe, że można czytać szybko, ale nie umyka nam sens. Swoboda i przyjazność stylu sprawiają, że posuwamy się do przodu w zawrotnym tempie, nie tracąc przy tym ani na chwilę wątku, nie pomijając ani jednej litery. Autor udowadnia, że można pisać lekko o trudnych rzeczach, bo ich ciężar nie wymaga już dodatkowego podkreślania trudnym słowem.

„Życie na podglądzie” całkiem podbiło moje serce. Zawsze dziwi mnie, że książki zaklasyfikowane do literatury młodzieżowej mogą wciąż robić na mnie tak duże wrażenie. Bo przecież już dawno mogłabym, a może powinnam, z nich zrezygnować. Tylko czy warto? Przecież mogłyby ominąć mnie takie tytuły.

Za możliwość poznania tej historii dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.

  

sobota, 21 kwietnia 2018

Dlaczego musieli umrzeć?




Autor: Asne Seierstad
Tytuł: Jeden z nas. Opowieść o Norwegii
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 525
Gatunek: literatura faktu 







Jak doszło do masakry na wyspie Utoya? Jakie wydarzenia doprowadziły Breivika na skraj załamania? Dlaczego wydawało mu się, że zabijając tyle młodych osób może w kraju coś zmienić? Kto jeszcze zawinił? Czemu nie zareagowano wcześniej? Kim były ofiary? Odpowiedzi na te pytania szukajcie w tej niezwykłej książce, która stanowi najlepsze świadectwo dla krwawej historii sprzed lat.

Przyznam szczerze, że ta powieść na swoją kolej czekała wyjątkowo długo. Dlaczego? Przede wszystkim z racji swoich gabarytów. Ponad 500 stron zadrukowanych dość drobną czcionką trochę mnie przerażało. A przecież tematyka, sama w sobie, również robi wrażenie. Mowa w końcu o psychopacie i historii, której nie sposób zapomnieć i obok, której nie można przejść obojętnie. A jednak kiedy już zaczęłam lekturę, ciężko było mi się od niej oderwać, choć ze względu na wyżej wymienione przeszkody, czytałam powoli i cierpliwie, na raty.

Rzadko praktykuję taki sposób poznawania historii. Nie przepadam za odrywaniem się od powieści, by rozpocząć inną, lub za naprzemienną lekturą, jednak w tym wypadku takie rozwiązanie wydawało mi się najlepszym, a może jedynym rozsądnym. Sięgając po ten tytuł wkraczamy do świata niezwykle mrocznego, wypełnionego po brzegi złem i spaczonego za sprawą niewypowiedzianych słów i tłumionych emocji. Stajemy się uczestnikami rzeczywistości smutnej, ale angażującej w niewyjaśniony sposób, zostajemy świadkami książkowych wydarzeń budzących tak wiele refleksji, że przerwy w lekturze stają się zwyczajnie uzasadnione.

Jak łatwo się domyślić po grubości książki i niewielkiej czcionce, historia ta została przedstawiona szczegółowo i wnikliwie. Autorka zwróciła baczną uwagę na każdy aspekt życia Andreasa Breivika- postaci, która nawet po upływie tylu lat wciąż kojarzy się z bardzo krwawą masakrą w Norwegii. Poznajemy okoliczności rozpadu małżeństwa jego rodziców, obserwujemy, w jaki sposób wrogie nastroje matki i ojca stopniowo przechodziły na syna, zaczynamy rozumieć, czemu szkolni znajomi trzymali się od niego na dystans i jak to się stało, że nie zaznał ani prawdziwej przyjaźni ani gorącej miłości. Okoliczności te sprawiają, że zaczynamy postrzegać jego osobę nieco inaczej.

Takie podejście do tematu nadaje sprawie bardzie psychologiczny rys. Odniosłam wrażenie, że autorka powieści próbuje zrozumieć swego bohatera, dowiedzieć się, co doprowadziło go na skraj przepaści i odpowiedzieć na pytanie, czy można było temu zapobiec. W żadnym wypadku go jednak nie tłumaczy i nie usprawiedliwia. Po prostu podchodzi do tej historii bardzo profesjonalnie i rzeczowo, zwracając uwagę na każdy szczegół życia Breivika- jego podzieloną rodzinę, wpływ otoczenia, niszczące poglądy, pretensje do rządzącej partii itd. „Jeden z nas” stanowi intrygujące połączenie mrocznej sylwetki psychopaty i norweskiej historii. Bo to, co działo się wówczas w kraju odgrywa w tym wszystkim niebagatelną rolę.

To, co spodobało mi się w powieści szczególnie, to zwrócenie uwagi nie tylko na postać mordercy, ale także próba zarysowania charakterów jego ofiar, pokazanie, kim byli i kim mogli być. Breivik z zimną krwią pozbawił życia wielu młodych działaczy politycznych, odebrał rodzicom synów i córki, pozbawił kraj nadziei ulokowanej w tych niezwykle bystrych dzieciakach. Saierstad opowiada o tym wszystkim w sposób wnikliwy i szczegółowy, pozostawiając jednak miejsce na czytelnicze emocje, refleksje i pytania.

Uwielbiam literaturą faktu, bardzo cenię sobie opowieści oparte na prawdziwych historiach. Ale „Jeden z nas” to reportaż, który budzi szczególne odczucia. Tak dopracowany, zaskakujący w swej formie, przygnębiający za sprawą przypomnianych szczegółów. Tematyka ta jest ciężka sama w sobie, mowa przecież o mordercy. A co dopiero, gdy obok niego postawi się norweską politykę, obyczajowe zagadnienia, krajowe tradycje i wiele innych istotnych, acz trudnych tematów. To niepokojąca mieszanka, która nie pozostawi obojętnym żadnego czytelnika, zwłaszcza, gdy wiemy, że to smutne życie doprowadziło do tragedii i o niej również przeczytamy na kartach powieści.

Saierstad stworzyła w mojej opinii dzieło niezwykle wartościowe, ale też dość trudne w odbiorze. Jak wspomniałam, czytałam powieść na raty, codziennie po kilka rozdziałów, urozmaicając lekturę innymi historiami. Ta przygoda nie była dla mnie łatwa, ale okazała się niezmiernie ciekawa i bardzo satysfakcjonująca. Z przyjemnością przeznaczę dla niej wyjątkowe miejsce na mojej półce.


środa, 18 kwietnia 2018

Zdzisław A. Raczyński "Harib" [recenzja premierowa]




Autor: Zdzisław A. Raczyński
Tytuł: Harib
Wydawnictwo: Editio Black
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 544
Gatunek: literatura współczesna







Przyłączając się do norweskiej ekipy telewizyjnej podczas wyprawy do Libii, Harib nie mógł wiedzieć, że trafi w sam środek rewolucji. Nie mógł również przewidzieć, że stanie się uczestnikiem zaskakujących i niepokojących wydarzeń, które zagrożą jego życiu. Jakie sekrety skrywa jego przeszłość? Dlaczego to właśnie jego upatrzyły sobie tajne służby?

Po „Hariba” sięgnęłam licząc na intrygujący i niebanalny thriller, mroczny, wielowątkowy, zaskakujący. Ku mojemu zdziwieniu powieść okazała się niecodziennym gatunkowym miksem. Prawdę mówiąc nie czuję jednak żalu i nie mam do autora pretensji, bowiem powieściowe wątki połączył i zestawił ze sobą wyjątkowo ciekawie. Na kolejnych stronach mieszają się wątki kryminalne i kwestie polityczne, które złagodzone zostały poprzez nutkę przygody i przyjemny romans między bohaterami.



Taka mieszanka sprawia, że książka mocno się wyróżnia i zapada w pamięć, choć nie każdemu przypadnie ona do gustu z równą mocą. Motywy polityczne interesowały mnie nieco mniej i trochę wydłużały mi lekturę, nie mogę jednak powiedzieć, by nie zostały one zrealizowane w interesujący i dopracowany sposób. Najprzyjemniej czytało mi się natomiast o pobycie Hariba w Libii. Raczyński poświęcił sporo miejsca na przedstawienie tradycji i obyczajów narodu Tuaregów, wprowadzając tym samym do opowieści powiew świeżości i magię orientu. Wierzenia tamtejszej ludności, obowiązujące zwyczaje, kulturowa odmienność- te elementy sprawiały, że zanurzałam się w lekturze z wielką przyjemnością.

Ze względu na wprowadzenie do powieści elementów charakterystycznych dla różnych gatunków, mój odbiór książki na każdym etapie był inny, czemu towarzyszyły różnorodne emocje. Nie będę ukrywała, że „Harib” to wymagająca lektura. Trzeba poświęcić jej uwagę, by dobrze zrozumieć poszczególne wątki, czytać w skupieniu, by zrozumieć niuanse. To powieść, którą pokonuje się powoli i dobrze jest, moim zdaniem, poznawać ją etapami, niespiesznie, po to by opowieść nam się nie dłużyła i po to, by ją docenić. Niektóre wątki podobały mi się nieco bardziej, inne trochę mniej, nie mogę jednak odmówić autorowi zaangażowania w tę historię, dopracowania jej w każdym szczególe, zgromadzenia interesującej wiedzy i umiejętności zgrabnego przekazania jej czytelnikowi.

Powoli, ale z przyjemnością, poznawałam wydarzenia towarzyszące głównemu bohaterowi. Na początku nie obdarzyłam go szczególna sympatią, jednak z czasem zaczął mi on pod pewnymi względami przypominać jednego z moich literackich ulubieńców- Jacka Reachera. Harib, podobnie jak on, wielokrotnie wykazał się niezwykłym sprytem i intelektem. W dążeniu do celu był zdeterminowany, a w spełnianiu obietnic nie miał sobie równych. Odważny, inteligentny, zdeterminowany, zamieszany w dziwne zagadki z przeszłości i jeszcze bardziej zaskakujące intrygi polityczne i finansowe. Chciałoby się rzec: ciekawy facet.


Choć opowieść nie należy do lekkich, styl Raczyńskiego jest przystępny i nie sprawia trudności podczas czytania. Autor zagłębia się w przedstawiane tematy, stara się wyjaśnić czytelnikowi niezbędne szczegóły, ale nie nuży i nie zbacza z kursu. „Hariba” czyta się dobrze, podczas lektury cały czas mając przeświadczenie, że to jedna z tych powieści, którym rzeczywiście warto poświęcić czas. Jedna z książek, które warte są nieco wysiłku ze strony czytelnika.



Powieść okazała się nieco inna, niż przypuszczałam, ale przyniosła mi wiele frajdy i czytelniczą satysfakcję. Czytałam powoli, dawkując sobie książkowe tematy i czekając na niespodzianki ze strony autora, bo byłam pewna, że takie jeszcze na mnie czekają. Do gustu bardzo przypadło mi zakończenie książki, w przyjemny i lekki sposób uzupełniające całą historię.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio.

   

niedziela, 15 kwietnia 2018

Wyszyła swoją przyszłość




Autor: Mary Chamberlain
Tytuł: Krawcowa z Dachau
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 330
Gatunek: literatura współczesna







Ada miała wielkie marzenia, które zniszczył wybuch wojny. Jej umiejętności krawieckie sprawiły jednak, że codzienność bohaterki okazała się nieco bardziej znośna. Niestety doprowadziły ją także na skraj przepaści. Co przydarzyło się Adzie? W jakim kierunku poprowadził ją los?

„Krawcowa z Dachau” leżała na mojej półce od długiego czasu, cierpliwie czekając na swoją kolej. Wiedziałam, że prędzej czy później ten dzień nadejdzie, bo bardzo cenię sobie powieści wojenne oraz te, które chociaż muskają ten temat, korzystając z niego jako tła dla opisywanej historii. Zaczęłam czytać, a im bardziej zagłębiałam się w tę powieść, tym mocniej mnie ona przyciągała, nie pozwalając choć na chwilę się oderwać.

Tym, co spodobało mi się w pierwszej kolejności, jest kobiecość umieszczona na kartach książki. Z jednej strony ujawnia się ona w osobie głównej bohaterki, ceniącej sobie piękno w każdej jego postaci, z drugiej odnaleźć ją można w świecie, który Ada tak kocha. Na jej rzeczywistość składają się niezwykłe materiały, czekające tylko na odpowiednie wykorzystanie i kobiety zmieniające się dzięki jej kreacjom. Ada kocha ubrania i możliwości, jakie dają, ceni modę, szyk i styl. Nie przypominam sobie, żebym czytała wcześniej książkę, w której temat ten wysuwałby się na pierwszy plan, trochę szkoda.

I bynajmniej nie dlatego, że kwestie te rzeczywiście są tak interesujące. Po prostu przyjemnie się czyta, gdy ktoś opowiada o czymś z pasją, dzieli się czymś, na czym dobrze się zna, co zmienia jego życie. W historii Ady miłość do szycia ubrań odegrała niebagatelne znaczenie, wpłynęła na cały jej los, zmieniając przyszłość dziewczyny na zawsze, zapewniając jej ratunek, ale również skłaniając do złożenia ofiary. Temat ten zajmuje w powieści miejsce szczególne, pięknie łącząc się z innymi, poruszanymi w niej, kwestiami. Miłość, przyjaźń, rodzicielstwo, a także oczywiście ciążący nad nimi cień wojny- te elementy wielokrotnie zaskakują i wywołują u czytelnika mnogość emocji.

Uwielbiam takie bohaterki, jak Ada. Kobiety silne, zdeterminowane, odważne i zmieniające się na oczach czytelnika. A przecież wcale nie tak łatwo jest na nie w książkach trafić. Postać wykreowana przez Chamberlain jest wielowymiarowa i nie pozwala czytelnikowi pozostać obojętnym na jej los. Podejmowane przez nią decyzje mogą nas szokować, możemy również nie zgadzać się z jej wyborami, niemniej ta pasja i gorliwość, które w niej tkwią, robią wrażenie. Jestem przekonana, że Ada zostanie w mojej pamięci na dłużej.

Bardzo zdziwił mnie kierunek, jaki wybrała autorka do poprowadzenia akcji książki. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że ta historia może mieć takie rozwinięcie, a już na pewno nie zakończenie. Opowieści z wojną w tle zazwyczaj wywołują smutek, złość czy poczucie zawodu, jednak w tym przypadku jej tragizm wynika w dużej mierze z innych czynników i wydarzeń. Chamberlain ani przez chwilę nie oszczędza swojej bohaterki, co rusz rzucając jej kłody pod nogi, z którymi ona radzi sobie na swój sposób. Bardzo smutno czytało mi się o tym, co spotyka Adę, zwłaszcza, że bohaterka stała mi się dość bliska. Ale to przecież ten melancholijno- tragiczny klimat powieści najbardziej mnie poruszył i urzekł.

Autorka pisze możliwie lekko, sprawiając, że powieść czyta się dość szybko. Przewaga opisów nad dialogami oraz trudna tematyka nieco spowalniają lekturę, choć nie przyczyniają się do kłopotów w odbiorze. Mnie taka forma jak najbardziej odpowiada.

„Krawcowa z Dachau” to powieść, którą wspominam bardzo ciepło. Mądra, zaskakująca  opowiadająca o tym, co w życiu naprawdę ważne. To odpowiedni wybór dla osób lubiących opowieści kobiece, z wojną w tle.

czwartek, 12 kwietnia 2018

Katarzyna Puzyńska "Nora" [recenzja przedpremierowa]



Autor: Katarzyna Puzyńska
Tytuł: Nora
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 816
Gatunek: kryminał 









Zniknięcie młodej buntowniczki niepokojąco wiąże się z rodziną jednego z lipowskich policjantów. W tym samym czasie zostaje zabita pacjentka szpitala psychiatrycznego, a na terenie zamkniętego od dawna obiektu znalezione zostają zwłoki. Co łączy te trzy sprawy?

Każde kolejne spotkanie z twórczością Puzyńskiej stanowi dla mnie możliwość powrotu do Lipowa- ulubionych bohaterów i ciepło wspominanych zakątków. Bardzo rzadko sięgam po serie, ale dla tych tytułów chętnie robię wyjątek. Zwyczajnie przywiązałam się do tych swojskich, a przy tym niezwykle krwawych okolic Lipowa.

To już dziewiąty raz, kiedy Puzyńska zaprasza nas do podjęcia wyzwania i podążania tropem mordercy. Wiele razy przekonałam się już, że o ile taka podróż przynosi wiele frajdy i czytelniczej satysfakcji, o tyle nie ma większego sensu na własną rękę szukać rozwiązania i dojścia do prawdy. Możemy dotrzeć do kilku faktów, znaleźć garść powiązań, zrozumieć nieścisłości. Ale nie ma takiej możliwości, by połączyć wszystkie elementy te układanki i rozgryźć całą intrygę. Puzyńska ukrywa w rękawie kilka asów, które chętnie wykorzystuje, a im bliżej zakończenia zdajemy się być, tym bardziej wszystko się oddala.

„Nora” to kolejna skomplikowana zagadka i kolejny dowód na to, że zarówno wyobraźni autorki, jak i jej umiejętnościom pisarskim, niczego nie brakuje. Puzyńska stworzyła niezwykle misterną fabułę, w zaskakujący sposób łącząc tajemnice przeszłości, sekrety skrywane przez mieszkańców Lipowa i okolic oraz najciemniejsze strony ludzkiej duszy. Przebiegle i z pewnym wyrafinowaniem wodzi nas za nos, sprawiając, że te 800 stron pokonujemy w szybkim tempie, niecierpliwie pragnąć choć na krok zbliżyć się do odkrycia prawdy.

Wielkie wrażenie zrobił na mnie fakt, jak bardzo autorka zaangażowała się w świat powieściowych bohaterów i mroczne książkowe zaułki. Każde wydarzenia zostało opisane bardzo szczegółowo i wnikliwie, a relacje łączące bohaterów wydają się być bardzo realistyczne. Momentami czułam się tak, jakbym czytała kronikę kryminalną, czy opowieść opartą na faktach. Mimo że poznałam już tyle historii spod pióra Puzyńskiej wciąż jestem zafascynowana tym, jak bardzo wniknęła w tą rzeczywistość, jak umiejętnie opisuje poszczególne wydarzenia i przedstawia związki między  bohaterami. Każdy szczegół zajmuje w tej opowieści swoje miejsce, wszystko zostało dokładnie przemyślane i skrupulatnie spisane. Majstersztyk.

Z wielką serdecznością skłaniam się również w stronę obyczajowego tła, do którego autorka powraca z takim upodobaniem. Obok kryminalnej zagadki pozostawia sporo miejsca na problemy bohaterów, w interesujący sposób uzupełniające całość i sprawiające, że czytelnicy bardziej angażują się w książkową historię. Jej bohaterzy wydają się być niezwykle ludzcy, pełnokrwiści, charyzmatyczni. Z każdą kolejną częścią serii poznajemy ich lepiej, choć śmiało mogę powiedzieć, że zmieniają się oni również na naszych oczach. Morderstwa i tajemnice sprawiają, że ich zachowanie nieustannie zaskakuje.



Styl Puzyńskiej jest bardzo lekki, przyjazny czytelnikowi. Autorka przyjemnie i swojsko snuje swą opowieść, dbając o to, by wszystko pozostawało dla czytelnika zrozumiałe i jasne. To historia, w którą łatwo się zaangażować nie tylko ze względu na interesującą kryminalną sprawę, ale także prosty i niewyszukany język prowadzący nas w szybkim tempie od jednego do drugiego rozdziału.




„Nora” to świetne połączenie dobrego kryminału i powieści obyczajowej. Drobiazgowe policyjne dochodzenie, interesujące sylwetki funkcjonariuszy, nowe wątki i zwroty akcji idą w parze z problemami głównych bohaterów i ukazaniem codziennego życia mieszkańców Lipowa. Mnie takie połączenie jak najbardziej odpowiada. I szczerze polecam je tym, którzy w te okolice jeszcze nie zawitali.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Katie Marsh "Życie bez ciebie" [recenzja przedpremierowa]




Autor: Katie Marsh
Tytuł: Życie bez ciebie
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 416
Gatunek: literatura współczesna 








Wydarzenia sprzed kilkunastu lat na zawsze podzieliły Zoe i jej mamę. Przez cały ten czas kobiety żyły z dala od siebie, walcząc z emocjami i próbując udźwignąć ciężar tego, co wydarzyło się między nimi. Kiedy w dniu ślubu Zoe dowiaduje się o aresztowaniu matki, musi zdecydować, co jest dla niej najważniejsze i na nowo poukładać swoje życie.

Nie jest żadną tajemnicą, że uwielbiam powieści należące do serii Kobiety to czytają. Pieczątka klubowa stanowi dla mnie gwarancję poruszającej lektury, która skłoni do refleksji i pozwoli spojrzeć na pewne sprawy inaczej. Mówiąc krótko to powieść kobieca w najlepszym wydaniu, o czym miałam okazję przekonać się kolejny raz.

Tym razem książkowa fabuła okazała się dla mnie szczególna. Nie potrafiłam przejść obojętnie obok tematu napiętych relacji głównej bohaterki, Zoe, i jej mamy. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jakie wydarzenia sprzed lat poróżniły kobiety i oddaliły na kolejną dekadę. Moja więź z mamą jest wyjątkowa i nie wyobrażam sobie, że mogłabym przestać się do niej odzywać i tak po prostu żyć dalej. Nie rozmawiać ze sobą każdego dnia, nie dzielić wspomnień. Dlatego też temat ten okazał się dla mnie tak istotny i interesujący- chciałam zrozumieć motywację Zoe.

Na uznanie zasługuje przede wszystkim sposób, w jaki autorka przedstawiła tę historię. To wyjątkowo emocjonalne połączenie bieżących wydarzeń i minionych lat. Główna bohaterka kojarzy się z teraźniejszością, zmianą stosunku do matki, próbą wybaczenia, zmianą punktu widzenia. Natomiast jej matka symbolizuje przeszłość, za sprawą przepięknych listów opowiadając jak mijały jej najpiękniejsza lata z Zoe i te najsmutniejsze bez niej. Przeplatanie się tych wydarzeń sprawia, że historia staje się bardziej interesująca i mocniej angażuje czytelnika, dodatkowo pozwalając nam zrozumieć obydwie strony.

W swojej powieści Marsh wytrwale i poruszająco szuka drogi do serca czytelniczek. Odwołuje się do ich wspomnień, skłania do zajęcia stanowiska wobec bohaterek i postawienia się na ich miejscu. Nie jestem jeszcze matką, za to bardzo dobrze pamiętam czasy mojej młodości i problemy w komunikacji z mamą. Wyolbrzymianie faktów, podchodzenie do wszystkiego bardzo emocjonalnie, próby udowodnienia, że wiem wszystko najlepiej, bo jestem już dorosła. Te wszystkie wspomnienia wróciły do mnie podczas lektury, a wraz z nimi pytanie- co by się stało, gdybym to ja zastąpiła w tej historii Zoe? Zasmucające relacje powieściowych kobiet noszą znamiona gniewu, żalu i złości, które toczą walkę z próbą zrozumienia i przebaczenia.

Ta historia uderzyła we mnie bardzo mocno, dzięki temu, że trafiła i do rozumu, i do serca. Czytałam ją z wielką niecierpliwością, przez cały czas licząc na happy end i wierząc, że Zoe i jej mama w końcu się odnajdą, zapominając o dawnych krzywdach i ciesząc się z czasu, który został im dany. Marsh snuje swą opowieść umiejętnie, pisząc o rzeczach ważnych i emocjonalnych, ale z wyczuciem, subtelnie. Pięknie łączy ze sobą istotne, niebanalne i ponadczasowe tematy, na każdej stronie udowadniając, że wcale nie jest łatwo być kobietą, a jeszcze trudniej być po prostu dobrym człowiekiem.

Przez długi czas próbowałam uporać się z moimi odczuciami wobec głównej bohaterki. Początkowo Zoe wywoływała we mnie dużą niechęć, ze względu na fakt, że nie rozumiałam jej postępowania wobec matki. Wraz z zagłębianiem się w tę opowieść zdumienie zastąpiło coś na kształt zrozumienia. W żadnym wypadku nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ją usprawiedliwić, ale jej motywacja stała się dla mnie bardziej oczywista, szczególnie, kiedy sięgnęłam pamięcią do lat mojej młodości. Uczestnicy tej historii to postacie złożone, ich postępowanie wywołuje w nas wiele emocji, co szczególnie podoba mi się u Katie Marsh.

Autorka pisze lekko, ale z wielkim zaangażowaniem i szacunkiem dla tego, co łączy jej bohaterów. Jej opowieść składa się z prostych słów, które najszybciej trafiają do serca i najdłużej zostają w pamięci. To piękna historia o tym, co w życiu najważniejsze.

Za możliwość poznania historii Zoe dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

czwartek, 5 kwietnia 2018

Dziwne tradycje i niepokojące rytuały




Autor: Vidar Sundstol
Tytuł: Obrączka diabła
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 320
Gatunek: thriller/ kryminał








Noc przesilenia wiosennego przed trzydziestu laty już zawsze będzie kojarzyła się mieszkańcom Telemarku z zaginięciem młodej badaczki folkloru. Kolejne zaginięcie sprawia, że miejscowi powracają pamięcią do tamtych wydarzeń. Napięcie rośnie. Co właściwie wydarzyło się przed laty? Czy te dwa wydarzenia mają ze sobą coś wspólnego?

Uwielbiam kryminały i thrillery. Nigdy nie czuję przesycenia klimatem grozy, mrokiem ukrywającym się na dnie ludzkiej duszy, atmosferą napięcia, zwrotami akcji i skomplikowanymi zagadkami, do których rozwiązania dążę wraz z bohaterami powieści. A jednak rosnąca liczba przeczytanych powieści, które należą do tych gatunków, sprawia, że coraz rzadziej czuję zaskoczenie, coraz mniej emocji towarzyszy mi podczas lektury, a sama fabuła niezbyt często zaskakuje mnie oryginalnością czy nietypowymi rozwiązaniami.


Sięgając po „Obrączkę diabła” nie czułam żadnych obaw, bowiem przynależność tej powieści do serii Gorzka czekolada, stanowiła dla mnie gwarancję książkowej jakości. Wielokrotnie zaczytywałam się w tytułach do niej należących i jeszcze nigdy nie ogarnęło mnie rozczarowanie. Tym razem nie mogło być inaczej. Największy atutem powieści to oparcie fabuły na dawnych wierzeniach. Mroczne tradycje, tajemnicze rytuały, zagadki związane z kultem świeckich bóstw- te elementy złożyły się na sukces książki. Taka tematyka pozostawia autorowi spore pole manewry, pozwala wdzięcznie łączyć historyczne fakty (o czym Sundstol pisze w podziękowaniach) z popisami wyobraźni. W tym przypadku wyszło to naprawdę znakomicie.

Od początku zdajemy sobie sprawę, że w opowieści tej kryje się wiele sekretów, które zajmująco łączą ze sobą dawne wydarzenia i bieżące sprawy. Duszny klimat małej miejscowości, mieszkańcy znający się od lat, pilnie strzeżone tajemnice, a przede wszystkim zagadkowe zaginięcia… to tylko początek tego, co autor proponuje nam w swej powieści. Zupełnie przepadłam między stronami wypełnionymi zarysem tych dziwnych tradycji, pragnąc jeszcze mocniej zaangażować się w ten niepokojący świat tajemniczych rytuałów. Takie sekciarskie zapędy zawsze robią na mnie duże wrażenie, nie tylko wpływają na wyobraźnię, ale także mnożą kolejne pytania i budzą wciąż nowe refleksje.

Książkę czyta się zaskakująco szybko i wyjątkowo przyjemnie. Napięta atmosfera, nowe wątki i zwroty akcji sprawiają, że bez problemu wnikamy w tę opowieść całą czytelniczą duszą. Obecność tradycji, odwołanie się do religii, interesujące ze względów historycznych miejsca, a także wątki wciąż powracającego rytuału sprawiają, że całość jest interesująca i zaskakująca. To historia, w którą łatwo się zaangażować i choć niektóre sprawy rozwiążemy zanim autor ujawni nam wszystko w finale, nie stanowi to dużego problemu i nie sprawia, że lektura staje się przez to mniej ciekawa.

Podoba mi się, w jaki sposób autor poprowadził akcję książki. Odpowiednio dozował napięcie, ujawniał kolejne szczegóły, powracał do wydarzeń z przeszłości, a także zachęcał czytającego do podążania tropem zbrodni. Bez wątpienia, duże znaczenie w budowaniu tej historii odegrali główni bohaterzy. Nie mogło zabraknąć silnego męskiego ramienia w postaci byłego policjanta, pracującego od wielu lat w charakterze detektywa. Interesujące urozmaicenie stanowiła jednak dla mnie osoba bibliotekarki lubującej się w kryminałach. Sympatyczny, dopasowany duet.

„Obrączka diabła” to powieść, której warto poświęcić kilka godzin. Można dla niej zaryzykować wieczór albo dwa. Takie klimaty świetnie sprawdzają się w przypadku kolejnych chłodnych wieczorów.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.

wtorek, 3 kwietnia 2018

Ewa Zdunek "Mediatorka" [recenzja przedpremierowa]




Autor: Ewa Zdunek
Tytuł: Mediatorka
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 400
Gatunek: literatura współczesna







Każdego dnia próbuje pomóc swoim klientom znaleźć kompromis w narastających konfliktach. Ułatwia im życie biorąc udział w skomplikowanych negocjacjach, raz po raz udowadniając, że pracy mediatora nie można porównać do żadnej innej. Niespodziewanie przychodzi czas, kiedy to jej przydałaby się pomoc, bo życie prywatne wywraca się do góry nogami.



Zanim sięgnęłam po „Mediatorkę”, o jej autorce nie słyszałam zupełnie nic. Nieco się obawiałam, bo do polskich książek wciąż podchodzę z dystansem, choć mniejszym niż wcześniej, to jednak pewne obawy pozostały. Tymczasem bardzo szybko przekonałam się, że sporo bym straciła, gdybym przeszła obojętnie obok tego tytułu.






Ta wiosenna premiera skusiła mnie przede wszystkim za sprawą odwołań do pracy mediatora. Przyznam szczerze, że niewiele wiedziałam na ten temat, dlatego też sięgnięcie po powieść kojarzyłam z możliwością poszerzenia wiedzy oraz pewną świeżością wśród wydawanych każdego dnia książek podobnych tematycznie. Ku mojej ogromnej radości kwestie mediacji okazały się szalenie interesujące, a w książce poświęcono im wiele miejsca i jeszcze więcej uwagi.

Nie zdawałam sobie sprawy, że praca mediatora to zadanie tak niewdzięcznie. Trudne, słabo płatne, angażujące emocjonalnie i obciążające psychicznie. Co więcej, o klienta często trzeba walczyć, bo mediacja wciąż pozostaje niedoceniana i spychana na margines. Bardzo dobrze czytało mi się o funkcjonowaniu w tym świecie, gdzie w zadziwiający sposób łączą się wszelkiego rodzaju spory, a niecodzienne problemy wymagają innego spojrzenia. Temat ten okazał się dla mnie na tyle zajmujący, że kolejne strony pokonywałam w zaskakującym tempie.

Zdunek podeszła do tej powieści z niewiarygodnym zaangażowaniem. Nie jestem jednak pewna, czy ta książka mogłaby być tak dobra, gdyby nie fakt, że jej autorka sama zajmuje się prowadzeniem mediacji. Bez wątpienia praca w tym charakterze pozwoliła jej oddać wady i zalety tego zajęcia, lepiej zrozumieć emocje towarzyszące ludziom w trakcie negocjacji, poznać charakter tej pracy z każdej strony. Przedstawione przez nią przypadki skłoniły mnie do wielu refleksji i przemyśleń. Każdy kolejny okazywał się jeszcze ciekawszy od poprzedniego. Wszystkie zaś zostały wspaniale opisane, przedstawiając sytuacje intrygujące, a przy tym bardzo realistyczne.


Autorka wykreowała bohaterów, których można polubić, a z pewnością można zapamiętać. To postacie niezwykle ludzkie, przypominające nam nas samych. Wydarzenia z ich życia nie pozostawiają nas obojętnych. Momentami czujemy przejęcie, czasami na twarzy pojawia nam się uśmiech. To sympatyczni bohaterzy każdego dnia zmagający się z przeszkodami losu, niepewni co znajdą za kolejnym zakrętem.




Magiczna formuła „ciąg dalszy nastąpi” wywołała we mnie mieszankę uczuć. Z jednej strony żal mi było, że koniec pojawił się za wcześnie, z drugiej zaś ucieszyłam się na myśl o kolejnym spotkaniu z tytułową mediatorką. To świetna, kobieca, przemyślana i dopracowana powieść. Napisana swobodnym stylem, przenosząca czytelnika do intrygującego świata, emocjonalna, ale także zabawna. Polecam. 

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu W.A.B.