czwartek, 12 grudnia 2019

Ilaria Tuti "Kwiaty nad piekłem"




Autor: Ilaria Tuti
Tytuł: Kwiaty nad piekłem
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 352
Gatunek: kryminał







Brutalna zbrodnia i profilerka z własnymi sekretami. Recepta na sukces? Niekoniecznie.

Sięgając po „Kwiaty nad piekłem” spodziewałam się wielkiego bestsellera, szczególnie, że taka obietnica kryła się w okładkowej rekomendacji. Tym większy jest mój żal spowodowany tym, że nie do końca znalazłam w tej powieści to, czego szukałam. Po jej zakończeniu mam bardzo mieszane odczucia. Kilka aspektów zdecydowanie zasługuje na plusa, jednak niektóre zapisały się w mojej pamięci dość negatywnie.

Zawsze warto rozpocząć miłym akcentem, dlatego chętnie pochwalę sposób, w jaki ta historia została przedstawiona. Podział fabuły na teraźniejszość i przeszłość niezmiennie mnie urzeka i raz po raz utwierdza w przekonaniu, że taka stylizacja w przypadku kryminału i thrillera sprawdza się zawsze. I tym razem wypadło to bardzo korzystanie, podtrzymując nastrój oczekiwania i zaintrygowania. Niecierpliwie przebiegałam wzrokiem po kolejnych kartkach, próbując własnymi siłami wytypować sprawcę i połączyć poszczególne elementy układanki.

A wcale nie było to zadanie łatwe. Tuti bowiem niewiele zdradza w czasie poszukiwania zbrodniarza. Nic nie zostaje podane detektywom na tacy, a każdy szczątek informacji jest w tym przypadku na wagę złota. Podążanie tropem autorki powieści sprawia wiele frajdy, bowiem oszczędnie obchodzi się ona z ujawnianiem kolejnych faktów, bazując na niepewności czytelnika i wystawiając jego cierpliwość na próbę.


Stworzona przez Tuti fabuła również nie wywołała u mnie większych zastrzeżeń. Widać, że autorka zbudowała ją wokół konkretnego, przemyślanego i dopracowanego pomysłu. I czuć, że dobrze wie, co chce przekazać swojemu czytelnikowi. Jak przystało na niezły thriller w książce nie brakuje atmosfery napięcia, opisywane wydarzenia są mroczne, a związki między nimi  nie tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Wielkie sekrety, powracająca przeszłość, trochę krwi i szczypta dramatu to elementy, które ładnie się przeplatają i uzupełniają całość.

Autorka ma także dojrzały i wyrazisty styl, co sprawia, ze książkę po prostu dobrze się czyta. Potrafi budować dialogi i dobrze radzi sobie także z opisami. Dzięki temu czyta się szybko, całkiem przyjemnie, bez potrzeby robienia dłuższych przystanków.

Największe nadzieje pokładałam chyba jednak w głównej bohaterce. Mocno zaciekawiła mnie postać doświadczonej profilerki po przejściach. I pod tym względem nie można autorce niczego zarzucić. Nie mogę powiedzieć, by postać ta była wykreowana nieciekawie, by czegoś w niej brakowało. Po prostu w moim odczuciu okazała się szalenie irytująca. Jej wiedza, sposób kierowania śledztwem i szukanie winnego nie okazały się dla mnie na tyle interesujące bym mogła spokojnie patrzeć na jej stosunek do współpracowników i sposób bycia. Przypominała mi w tym nieco denerwującą kobiecą postać z prawniczej serii Remigiusza Mroza, a takie porównanie wypada w moich oczach na minus.

Rozczarowało mnie także śledztwo prowadzone przez funkcjonariuszy. Choć sama sprawa zrobiła na mnie dobre wrażenie, to jednak dochodzenie do prawdy szło bardzo opornie, powoli posuwając się do przodu i wskazując niewielu podejrzanych. Mam wrażenie, że detektywom ciężko przychodziło łączenie związków między wydarzeniami i odkrywanie rzeczy oczywistych. Zabrakło mi rozpędu, akcja za bardzo momentami zwalniała.

Podsumowując, „Kwiaty nad piekłem” okazały się całkiem przyzwoitą, ale nie najlepszą lekturą oraz dobrym początkiem serii. Można poświęcić jej wieczór lub dwa, jednak uważam, że może rozczarować osoby, które z kryminałem spotykają się na co dzień. Ja na pewno nie zaliczyłabym jej do bestsellerów, nie ma takiej możliwości.  

Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję portalowi sztukater.pl.

wtorek, 10 grudnia 2019

Andrzej Depko, Delfina Dellert "Zbrodnia i seks"



Autor: Andrzej Depko, Delfina Dellert
Tytuł: Zbrodnia i seks
Wydawnictwo: Agora
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 336
Gatunek: literatura faktu







“Zbrodnia i seks” to pozycja niecodzienna. Szalenie interesująca, mocno działająca na wyobraźnię, budząca niepokój i lęk. Wywołująca mnogość emocji, pozwalająca zgłębić informacje ze sfery tematów zakazanych, a przynajmniej niemile widzianych. To mądra i zaskakująca rozmowa, fantastycznie poprowadzony wywiad. A przede wszystkim literatura faktu najwyższych lotów.

Choć za lekturę książki zabierałam się z olbrzymią ciekawością i nie mniejszą niecierpliwością, to nie była to historia, z którą zmierzyłam się szybko i bez problemu. Nagromadzenie trudnej tematyki, wstrząsających historii, poruszających faktów oraz świadomość, że mowa o tym, co rzeczywiście miało miejsce, sprawiały, że raz po raz miałam chęć tę publikację odłożyć. I zapomnieć, że takie rzeczy faktycznie się zdarzają.

Dlatego nie przeczytałam jej na raz, tak jak zakładałam w związku z interesującym tematem i niewielkim rozmiarem. Czytałam uważnie, powoli, z przystankami. Gotowa do przemyśleń i pragnąca rozmowy. Nie da się ukryć, że o takich sprawach trzeba rozmawiać, a snutymi refleksjami warto się dzielić. Więc rozmawiałam, a teraz piszę. By poinformować innych, że tak ciekawa książka powstała i że posiada niezwykłe wartości- otwiera oczy i pozwala spojrzeć na pewne tematy inaczej.

Nie da się ukryć, że „Zbrodnia i seks” to lektura mocna i kontrowersyjna. Mimo że niektóre poruszane kwestie są łatwiej zrozumiałe i przystępne, to jednak każdy rozdział potrafi czytelnika oszołomić. Szczególnie, że ta rozmowa jest bogata w szczegóły. Wspaniały rozmówca spotkał się ze znakomitą rozmówczynią. U Niego widać doświadczenie, setki przypadków, mnóstwo opinii, lata poznawania tematu. A u Niej ciekawość, przygotowanie i gotowość do zadawania pytań, na które udzielone odpowiedzi zostaną w jej głowie już na zawsze.


Byłam przygotowana na wstrząsającą i pełną okropieństw lekturę, ale to, co otrzymałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Lubię mocne tematy, przemoc i krew, ale na stronie książek, kiedy wiem, że autor realizuje swoje pomysły i daje się ponieść wyobraźni. Tymczasem „Zbrodnia i seks” są mocniejsze od najgorszych kryminałów i najmroczniejszych thrillerów. To wcielenie największego zła i los, który jedni ludzie zgotowali innym.

Bardzo podoba mi się, że oprócz suchych informacji Andrzej Depko posługuje się konkretnymi przykładami oraz przypadkami, z jakimi zetknął się w swojej pracy. Widać, że mężczyzna posiada ogromne doświadczenie oraz zaskakującą i imponującą wiedzę. Takiej osoby słucha się z wielką przyjemnością i przekonaniem, że świetnie zna się na rzeczy i dobrze wie, co mówi. Uważam, że Dellfina Dellert nie mogła znaleźć lepszego rozmówcy.

Forma wywiadu wydaje mi się w tym przypadku bardzo atrakcyjna. Mam wrażenie, że dzięki temu informacje łatwiej przekazać, pojawiają się wtrącenia i anegdoty, a prowadząca pozwala sobie na refleksje i uwagi, oferując celne spostrzeżenia i trafne komentarze. Taki sposób przedstawienia idealnie oddaje wagę tematu, ale pozwala także na pewne odciążenie.

Andrzej Depko zdaje sobie sprawę, że ma do czynienia z czytelnikiem amatorem, który prawdopodobnie nie ma pojęcia o opisywanych treściach. Dlatego też wszystko cierpliwie tłumaczy, wskazuje różnice, przechodzi od szczegółu do ogółu. Dzięki temu łatwiej sobie te trudne kwestie przyswoić i nieco się z nimi oswoić.

„Zbrodnia i seks” to wspaniała, choć przerażająca lektura. Bardzo cenna, świetnie opracowana, dająca do myślenia. Poruszająca tematy niewygodne, ale ważne. Na pewno nigdy tej książki nie zapomnę.

Powieść do zrecenzowania otrzymałam od portalu sztukater.pl.

niedziela, 8 grudnia 2019

Heather Morris "Tatuażysta z Auschwitz"




Autor: Heather Morris
Tytuł: Tatuażysta z Auschwitz
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 320
Gatunek: literatura faktu 







“Tatuażysta z Auschwitz” to powieść opowiadająca o Lale Sokołowie, który spędził trzy lata życia w Auschwitz. W tym czasie pracował jako tatuażysta, ryzykował pomagając innym oraz zajmując się nielegalną wymianą towarów, kilkakrotnie otarł się o śmierć oraz poznał miłość swojego życia.

Postać Lale zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ten młodziutki mężczyzna nie tylko wspaniale odnalazł się w tych nieludzkich okolicznościach, ale także na miarę swoich możliwości przysłużył się innym. Każda kolejna strona to historia odważnego i dobrego mężczyzny, który postanowił przeżyć za wszelką cenę, dając świadectwo tego, co niesłusznie spotkało tak wielu ludzi.

Morris napisała swą debiutancką powieść na podstawie odbywanych latami rozmów z Lale. To, o czym mężczyzna nie chciał mówić przez całe swoje życie, postanowił potraktować jako swoiste rozliczenie na końcu swej ścieżki. Kiedy już gotowy był dołączyć do swojej zmarłej żony, postanowił podzielić się smutną, ale również niezwykle piękną i wartościowa historią.


Strony książki zostały pokryte nie tylko informacjami zaczerpniętymi z jego życia. To w dużej mierze także emocje i uczucia. Taka mieszanka stanowi niezwykłe połączenie, jakiemu po prostu nie sposób się oprzeć. Magnetyzuje czytelnika, nie pozwala oderwać się od lektury, nie wymaga przystanków. Co ciekawe, to jedna z tych książek, których względnie niewielka objętość skrywa potężne wnętrze. Przede wszystkim zaś jednak to sposób, by podkreślić, że w tych nieludzkich czasach ludzie także potrafili znaleźć nieco miejsca na miłość. Czasami to ona pozwalała im przeżyć.

Widać, że Morris bardzo zaangażowała się w tę historię. Napisała ją z dużym szacunkiem i oddaniem, pozwalając czytelnikowi lepiej poznać realia obozu i przybliżając szereg interesujących postaci. Lale chętnie podzielił się swoimi wspomnieniami, nie zapominając ani o najlepszych rzeczach, jakie go spotkały w Auschwitz, ani o najgorszych. W powieści nie brakuje szczegółowych opisów, które budzą żywe emocje, a wyrazistość obrazów, jakie pojawiają się przed naszymi oczami, przez długi czas nie pozwala wymazać ich z pamięci.

„Tatuażysta z Auschwitz” to smutny pamiętnik z tragicznych wydarzeń, które miały miejsce wcale nie tak dawno temu, a jednak zdają się powoli być zapominane. Dobrze, że takie historie powstają, że dba się o to, by wciąż były świeże w umysłach czytelników. To bardzo ważne.  

Do przeczytania książki zainspirował mnie portal www.czytampierwszy.pl.

czwartek, 28 listopada 2019

Lucinda Riley- Pokój motyli




Autor: Lucinda Riley
Tytuł: Pokój motyli
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 528
Gatunek: literatura współczesna 







Posy Montague niedługo skończy siedemdziesiąt lat. Jej codzienność wypełniają rodzinne problemy, a kobieta żyje głównie dla swoich synów. Kiedy niespodziewanie spotyka Freddiego, swoja pierwszą miłość, powracają do niej wspomnienia i pytania, na które nigdy nie znalazła odpowiedzi. Jakie sekrety wiążą się z tym mężczyzną? Jakie tajemnice skrywają mury starego domu?  

Choć “Pokój motyli” był dopiero drugą książką autorki, jaką miałam okazję przeczytać, już teraz mogę powiedzieć, że Lucindę Riley śmiało można określić jako twórczynię literatury kobiecej najwyższych lotów, a jej powieści postawić na półce obok tak fantastycznych nazwisk jak Jodi Picoult czy Diane Chamberlain. Jednym słowem- kolejna powieść i kolejne zauroczenie.

Riley wspaniale radzi sobie z trudnymi tematami, których realizacji tak chętnie się podejmuje. Tym razem akcję powieści zbudowała wokół rodzinnych sekretów. „Pokój motyli” to piękna i mądra opowieść o miłości i przyjaźni, wojnie i pokoju, wspaniałych marzeniach i trudnych decyzjach. Takie kwestie świetnie sprawdzają się w przypadku tego typu lektur, ale tajemnice i zapowiedź związanych z nimi gwałtownych zmian w życiu bohaterów, dodają całości charakteru.

Podczas czytania cały czas miałam wrażenie, że to tylko cisza przed burzą. Życie opisywanych postaci toczyło się swoim torem, ale łatwo było wyczuć napięcie, pogłębiające ciekawość i popychające ku kolejnym rozdziałom. Dobrze wiedziałam, że w końcu dotrę do momentu, kiedy jedna chwila wszystko zmieni, stawiając bohaterów w sytuacji, która będzie wymagała podjęcia zaskakujących decyzji oraz wpłynie na całe postrzeganie ich świata. Z przyjemnością przyznaję, że autorka doprowadziła do prawdziwego emocjonalnego wybuchu.  


„Pokój motyli” to rodzinna opowieść, łącząca bohaterów niezwykłymi więziami. Każdy z nich wiele przeszedł, a wczytując się w książkę, zaczynamy powoli, i choć chwilowo, to jednak z dużym zaangażowaniem, żyć ich życiem. Postrzegać wszystko przez ich pryzmat, oceniać ich działania, darzyć ich większą lub mniejszą sympatią. Autorka postarała się, by przedstawione postacie wywarły na nas mocne wrażenie i nie pozwoliły nam na obojętność. O każdej z nich łatwo wyrobić sobie opinię, a te przekonania zostają jeszcze z nami na dłuższą chwilę po zakończeniu lektury.

Riley opowiada swoją historię łącząc bieżące wydarzenia z przeszłością głównej bohaterki. Dwie płaszczyzny czasowe pozwalają lepiej poznać Posy i zrozumieć, jak znalazła się w tym miejscu, w którym jest dziś. Historia bohaterki jest niezwykle interesująca i zajmująca, wypełniona miłością i dramatami, chwilami szczęścia i momentami kryzysu. Bardzo piękna i kobieca. Z nutą melancholii i tęsknoty, ale również nadzieją i optymistycznym spojrzeniem na przyszłość.

Styl autorki zaskakuje połączeniem lekkości i dojrzałości. Widać, że pisanie sprawia jej przyjemność, a słowa same układają się w spójną i logiczną całość. Riley wykorzystuje magię języka, opowiadając tę historię dokładnie tak, jak trzeba. Słowem stopniuje emocje, przedstawiając książkowe wydarzenia tak realistycznie, jakby opisywała urywki z własnego życia.

„Pokój motyli” to kolejna urocza powieść w dorobku autorki. Nie można jej niczego zarzucić, a łatwo znaleźć elementy godne pochwały. Z pewnością przypadnie do gustu wymagającym czytelniczkom, ceniącym sobie kobiecą literaturę na najwyższym poziomie.

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.

poniedziałek, 25 listopada 2019

Colson Whitehead "Miedziaki"




Autor: Colson Whitehead
Tytuł: Miedziaki
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 288
Gatunek: literatura współczesna







Dobrze się uczył, a po lekcjach pracował i odkładał pieniądze, by otrzymać miejsce w college’u dla kolorowych. Jedna błędna decyzja sprawiła, że zamiast do wybranej szkoły, trafił do poprawczaka. A raczej miejsca, na pobyt, w którym nikt sobie nie zasłużył.

Choć nie miałam wcześniej przyjemności spotkać się z twórczością Colsona Whiteheada, to wybór tematu jego nowej powieści zainteresował mnie na tyle, że sięgnęłam po nią z dużą ciekawością i niecierpliwością. Fabuła obiecywała trudną i ważną tematykę, poruszanie się wokół ponadczasowych i aktualnych problemów oraz emocje związane z rozwinięciem tematu. Tego się spodziewałam i właśnie to otrzymałam.

Już pierwsze strony książki utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie będzie to lektura lekka i przyjemna. Choć krótka to wyraźnie dająca co myślenia i skupiająca się na kwestiach, które niezależnie od tego, ile razy nie byłyby omawiane, zawsze poruszają. „Miedziaki” uderzają w czytelnika tym mocniej, że akcja powieści osadzona została w miejscu, jakie rzeczywiście istniało. Książkowy zakład poprawczy przez ponad 100 lat był miejscem poniżenia i krzywdy wielu chłopców, szczególnie tych czarnoskórych.

Temat segregacji rasowej to jeden z tych, o których napisano już sporo, a które jednak zawsze pozostawiają autorowi szereg możliwości. Nie da się jednak ukryć, że sięgając po niego, podnosi on sobie poprzeczkę bardzo wysoko i wystawia się na ryzyko związane z nieuzyskaniem czytelniczej aprobaty. Ani przez chwilę nie przeszło mi jednak przez głowę, że mogłabym do czegokolwiek się w tej powieści przyczepić. Jeśli temat omawiany przez autora jest interesujący i istotny, to chętnie się w nim zagłębiam, niezależenie od tego, ile podobnych publikacji już powstało.


Tym, co szczególnie spodobało mi się w tej książce, jest szczerość i autentyczność przekazu. Whitehead podchodzi do opisywanych spraw rzeczowo i z wielką naturalnością opowiada o bolesnych i krzywdzących kwestiach, o których wielu wolałoby zapomnieć. Wyciąga na światło dzienne to, co naprawdę ważne. Skłania do refleksji, zmusza do zajęcia stanowiska, ale również przypomina i uświadamia. A może nawet nieco motywuje, by docenić to, co się posiada i w jakim miejscu się jest?

„Miedziaki” to powieść angażująca i niepozwalająca o sobie zapomnieć. To jedna z tych powieści, których niepozorna wielkość zaskakuje poruszaną tematyką. Najlepszy dowód na to, że książka nie musi być długa, czy skomplikowana, by dotrzeć do serca czytelnika. Nowa książka Whiteheada to dość krótki, ale konieczny przekrój przez historię Ameryki ubiegłego wieku. Wskazanie tego, co było nie tak i ukazanie zachodzących zmian, ale także towarzyszące temu nastroje społeczeństwa i emocje ludzi.

A to wszystko w osobie rezolutnego i bystrego, choć niesłusznie skazanego i nieco zagubionego chłopca, który potrafi czytelnika zaskoczyć. Kreacja postaci sprawia, że lektura, choć przykra, upływa przyjemniej. W tym bohaterze udało się autorowi zawrzeć to, co niezbędne.

„Miedziaki” to książka, którą można przeczytać jednego dnia, choć pośpiech nie wydaje się w tym przypadku dobrym doradcą. Ja cieszyłam się lekturą przez kilka dni, poświęcając jej sporo przemyśleń. Jeśli i Wy jesteście gotowi na taką tematykę, to serdecznie Wam tę powieść polecam.    

Za przesłanie powieści dziękuję Wydawnictwu Albatros.

wtorek, 19 listopada 2019

Nele Nauhaus "Wśród rekinów"




Autor: Nela Neuhaus
Tytuł: Wśród rekinów
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 784
Gatunek: thriller







Młoda, zdolna i piękna Alex Sontheim osiągnęła w finansowym świecie to, co nie udało się zbyt wielu kobietom przed nią. Kiedy poznaje tajemniczego Sergio Vitaliego, uświadamia sobie, że poza pracą potrzebuje czegoś jeszcze… Kim jest Vitali? Co ma na sumieniu? Czy Alex powinna obawiać się o swoje bezpieczeństwo?

Nele Neuhaus, którą czytelnicy mieli okazję poznać za sprawą kryminalnej serii z Mią Kirchoff i Oliverem von Bodensteinem, tym razem pokazała się z zupełnie innej strony. W ręce fanów oddała przewrotną powieść, której akcja kręci się w świecie finansowych gigantów, wielkich interesów i przekrętów na olbrzymią skalę. Czy taki klimat może zaangażować czytelnika równie mocno jak kryminalne intrygi i skomplikowane morderstwa?

Starałam się podejść do tej powieści, a raczej do przedstawianego tematu, na neutralnym gruncie. Nie mam bowiem pojęcia o funkcjonowaniu wielkich banków i zakrojonych na szeroką skalę działaniach tych jednostek. Nie byłam pewna, czy taki temat może okazać się dla mnie interesujący, ale z dużą dozą ciekawości i otwartym umysłem byłam skłonna się przekonać. Muszę przyznać, że autorka bardzo mnie zaskoczyła swoim przygotowaniem do realizacji fabuły oraz zgromadzoną wiedzą.

Dotarłam do informacji, że autorka studiowała prawo. Z pewnością zdobyta tam wiedza mogła okazać się po części przydatna przy budowaniu akcji tej powieści, jestem jednak przekonana, że Neuhaus dała też sporo od siebie. To taki temat, że po prostu nie można do niego usiąść i z biegu stworzyć interesującej i wartościowej historii, spontanicznie i pod wpływem chwili. Choć momentami przedstawiane wątki nieco mnie przytłaczały, rzeczywiście odnosiłam wrażenie, że znajduję się bliżej bohaterów i ich świata.


Taka powieść w przypadku tej kryminalnej autorki to dla mnie duże zaskoczenie. Mimo że lepiej odnajduję się w książkach dotyczących wspaniałej pary detektywów, to i tej opowieści nie sposób tak naprawdę niczego zarzucić. Widać, że Neuhaus dobrze wie, w jakim kierunku powinna zmierzać akcja i wszystkie działania do tego prowadzą. Wątki, które mogłyby wydawać się poboczne czy niepotrzebne, ostatecznie wspaniale się łączą i uzupełniają całość. Każdy drobiazg ma tutaj duże znaczenie i wpływa na nasz odbiór powieści.

Choć tak specjalistyczne przedstawienie tematu nieco mnie znużyło, to trzeba przyznać, że nie jest łatwo taką książkę napisać. Szczególnie zaś stworzyć z niej historię z dreszczykiem. W powieści nie brakuje bowiem ofiar, manipulacji, sekretów, przemocy, a te elementy składają się na imponującą i mroczną całość. Ten finansowy klimat Nowego Jorku przesiąknął napięciem i niepokojem, które mogą udzielić się czytelnikowi podczas lektury.

Autorka świetnie poradziła sobie także z kreowaniem sylwetek bohaterów, ale że tak będzie, nie wątpiłam ani przez chwilę. W tym punkcie nigdy nie można jej niczego zarzucić. Fantastycznie oddaje emocje towarzyszące książkowym postaciom, pozwala sobie wniknąć głębiej w ich psychikę, subtelnie wskazuje, jakie elementy wpłynęły na kształtowanie się ich charakterów. Jej bohaterzy są wyraziści, charyzmatyczni i dynamiczni.

„Wśród rekinów” to Nele Neuhaus z innej strony. Równie tajemnicza i klimatyczna, ale poruszająca się wokół zupełnie nowej tematyki. Myślę, że taka powieść może okazać się świetną rozrywką, ale także ciekawą odskocznią. A jeśli jeszcze nie znacie tego nazwiska, to proponuję Wam, jak najszybciej nadrobić zaległości.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina.

poniedziałek, 18 listopada 2019

Alice Hoffman "Zasady magii"




Autor: Alice Hoffman
Tytuł: Zasady magii
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 378
Gatunek: fantastyka 







Choć w każdym uczuciu tkwi odrobina magii, to ta kryjąca się w cieniu rodu Owensów może być wyjątkowo niebezpieczna. Ich rodzina od lat próbuje uporać się ze swoją wyjątkową naturą, usiłując żyć po swojemu, ale także przestrzegać wyznaczonych zasad. Tylko czy jest to możliwe?

Sięgając po “Zasady magii” nie byłam pewna, czy to rzeczywiście historia dla mnie. Odrobina czarów, klimatyczna atmosfera, urok czegoś nowego- na te elementy liczyłam i czekałam, wiedząc, że to właśnie taka dawka magii, jaka mnie interesuje i przekonuje. Radośnie i z satysfakcją muszę przyznać, że autorka właśnie tak tę historię opowiedziała. Lekko, przyjemnie i z pewną dawką niecodziennych wydarzeń, nie zapominając jednak o istotnych rodzinnych wartościach i ważnym społecznym tle.

Właśnie takie połączenie sprawia, że ta opowieść staje się cenna i niebanalna. Przełamanie wątków obyczajowych i znanych w literaturze motywów obrazami codzienności zadziwiającej rodziny, która z pokolenia na pokolenie musi radzić sobie z mocami, jakie przynieść mogą więcej szkody niż pożytku. Taki pomysł na fabułę i sposób jej realizacji sprawiają, że nie jest trudno się w tę książkę zaangażować, pozwalając, by na kilka godzin powieściowe realia zastąpiły nam jesienne dni.

Choć historia nie rozwija się w zawrotnym tempie, małe opóźnienie i pewną opieszałość Hoffman bez wątpienia wynagradzają nam kreacje bohaterów. To młodzi ludzie, którzy walczą o swoje szczęście, przeciwko naturze. To rodzeństwo, które musi poznać na nowo nie tylko siebie nawzajem, ale także zrozumieć, co kryje się w ich wnętrzu. Każdy z nich i wszyscy razem stanowią dla czytelnika niezłą gratkę i szansę na spędzenie czasu w niezwykłym towarzystwie.


Choć zazwyczaj od magii trzymam się z daleka, to książkowe czary najzupełniej mnie przekonały. Być może wynika to z faktu, że autorka przedstawiła swą historię bardzo przekonująco, wyraziście  i z dużą dawką emocji. Nie doszukałam się tutaj niezgrabnych opisów czy przekombinowanych scen. Natomiast przez cały czas czułam, że autorka dobrze wie, co chce przekazać swojemu czytelnikowi i podąża wybraną ścieżką do osiągnięcia celu.

Czarny zdobiące okładkę, odnajdziemy również w środku. Książkowy świat jest po prostu magiczny. Wyjątkowe motywy, zadziwiające wydarzenia, walka z naturą, niezwykłe talenty. Te motywy można mnożyć, a zagłębiając się w lekturę poznamy ich więcej, jeszcze ciekawszych i bardziej magnetyzujących. Ta powieść przyciąga i kusi.

„Zasady magii” to dobrze napisana i wciągająca opowieść. Pięknie wygląda i pięknie się czyta. Lekki styl idzie w parze z przyjazną czytelnikowi narracją i bogatą wyobraźnią autorki. Mimo drobnych mankamentów uważam, że to fantastyczna propozycja na nadchodzące dni. Odczarujcie zimę!

Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.

piątek, 15 listopada 2019

Tess Gerritsen "Kształt nocy"




Autor: Tess Gerritsen
Tytuł: Kształt nocy
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 352
Gatunek: thriller 







Ava próbuje uciec od dręczących ją koszmarów. Przeprowadzka do Strażnicy Brodiego budzi w niej jednak mieszane uczucia. Co wydarzyło się w tym domu? Czy kobieta ma powody do obaw?

“Kształt nocy” to książka zupełnie inna, niż te, które Tess Gerritsen proponowała nam wcześniej. Można by powiedzieć, że to powieść dość odważna, a raczej nieco eksperymentalna, niestety nie jestem pewna, czy to wyszło jej na dobre. Każdy może czasem się potknąć i to chyba ten moment, kiedy przyszedł czas na tę autorkę.

Pierwszy zgrzyt między mną, a Gerritsen nastąpił podczas przedstawienia głównej bohaterki. Bardzo się starałam, ale dość ciężko było mi znaleźć dla niej ciepłe uczucia. Moim zdaniem to jedna z takich postaci, które od początku historii uwierają czytelnika i nawet jeśli potem coś zmieni się na lepsze, to i tak pozostają nam nieprzyjemne skojarzenia i niekorzystne odczucia.

Wydaje mi się, że ta historia miała spory potencjał. Stary dom i otaczająca go aura tajemnicy. Czy może być lepszy motyw dla budowania fabuły mrocznego thrillera? Choć nieco ograny, to jednak dający sporo możliwości. Nie jestem jednak przekonana, czy z tej okazji skorzystała autorka. Choć książkę czyta się szybko, to jednak czegoś w niej brakuje, gdzieś zagubił się ten obowiązkowy dla thrillerów element napięcia i zaskoczenia.


Nie przekonał mnie także ten wątek paranormalny. No nie. Po prostu nie. Staram się być otwarta na różne możliwości i świeże pomysły, ale tutaj coś wyraźnie nie zagrało. Może i sam pomysł jest dość ciekawy i niebanalny, ale nie przekonała mnie jego realizacja. Niektóre wątki były dla mnie dziwne i niezrozumiałe. Trochę inaczej wyobrażałam sobie rozwój tej historii i jej finał.

Czego by jednak o tej książce nie mówić, nie można zaprzeczyć temu, że Gerritsen ma świetny styl. Lekkie pióro i swoboda przelewania myśli na papier sprawiają, że każda z jej historii jest niezwykle łatwa do przyswojenia i przeczytania, pochłania się je migiem. I to właśnie ten cudowny styl nieco poprawia opinię, jaką wyrobiłam sobie po lekturze.

Być może oceniłam ją zbyt surowo, ciężko mi jednak pogodzić się z tym, że nie przypomina powieści autorki znanych mi z wcześniejszych lat. Wiem, że stać ją na więcej, tym bardziej więc boli ten spadek formy. Wierzę jednak, że to tylko jednorazowy błąd, a kolejna powieść znowu mnie zachwyci.

Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.

czwartek, 14 listopada 2019

Wojciech Chmielarz "Żmijowisko"




Autor: Wojciech Chmielarz
Tytuł: Żmijowisko
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 480
Gatunek: literatura współczesna







Rok po tajemniczym zaginięciu Ady, jej ojciec wraca na miejsce wydarzenia, próbując ustalić, co stało się tamtej nocy. Jak to możliwe, że po dziewczynie nie został nawet jeden ślad?

“Żmijowisko” to trzecia książka Wojciecha Chmielarza, jaką miałam okazję przeczytać. Niestety, podobnie jak „Rana” nie do końca spełniła moje oczekiwania i nie wywołała tak pozytywnych emocji jak w przypadku „Cieni”. Tym, co przede wszystkim okazało się dla mnie problemem, jest mała zawartość thrillera w thrillerze.

Za każdym razem niezwykle ciężko jest mi pogodzić się z sytuacją, w której powieść okazuje się różnić gatunkowo, od tego, jak ją sobie wyobrażałam. Nie ma sensu przesadnie dyskutować nad poprawnym kwalifikowaniem książek, po prostu sięgając po mroczniejszą powieść, zawsze mam nadzieję, że okaże się ona taka nie tylko z opisu.

„Żmijowisko” to książka, której nie można absolutnie niczego zarzucić w kwestiach obyczajowych. Autor fantastycznie przedstawił problemy, z jakimi zmagają się rodzice zaginionej dziewczynki. Emocje, problemy, rozterki. Całość miała bardzo wyrazisty i szczery charakter, przypominała prawdziwą historię. Chmielarz opowiedział tę historię w sposób emocjonalny i bardzo autentyczny. Warto też dodać, że autor generalnie fantastycznie radzi sobie z trudnymi tematami, o czym miałam okazję przekonać się już wcześniej.

Nowa powieść autora to taka gorzka lekcja o nas samych. Zwrócenie się w stronę potrzeb, instynktów, uczuć. Naszych najmroczniejszych pragnień i najgłębiej skrywanych tajemnic. Dlatego też podczas lektury dość łatwo postawić się na miejscu bohaterów- zwyczajnie przypominają nam nas, naszych przyjaciół czy bliskich. A i poruszana tematyka, opierająca się na kilku prowadzonych równolegle wątkach, znakomicie ukazuje ważne, i choć znajome, to jednak wciąż interesujące i aktualne sprawy.


Chmielarz znakomicie uporał się także z tworzeniem sylwetek bohaterów. W tym przypadku również urzekł mnie realizm. Wszyscy jawili mi się jak żywi, mocne charaktery i trudne przeżycia sprawiły, że raz po raz pokazywali na co ich stać. Wielowymiarowość i wszechstronność postaci zrobiła na mnie duże wrażenie. W tej kwestii ciężko do czegokolwiek się przyczepić, znaleźć jakieś niedociągnięcia czy braki.

Historia zdobyła moje uznanie również za sprawą sposobu, w jaki została przedstawiona. Zderzenie przeszłości i teraźniejszości sprawdza się za każdym razem. Takie poprowadzenie fabuły zawsze pobudza moją ciekawość i sprawia, że mam chęć mocniej zaangażować się w czytaną historię. Szczególnie, kiedy autor potrafi te płaszczyzny czasowe odpowiednio łączyć, nieco w ten sposób pogłębiając napięcie.

Styl jest także jednym z tych elementów, o których wartości nie można dyskutować. Chmielarz posiada świetne pióro. Pisze w sposób lekki, przyjazny czytelnikowi. Bez problemu przelewa swoje myśli na papier, oddając dokładnie to, co trzeba. Pisze emocjami, zostawia na papierze uczucia. Trafia do umysłu i serca czytelnika, zdając się dobrze przy tym bawić i wierząc w wartość opisywanych historii. Podąża wybraną ścieżką i zdecydowanie wybiera dobrze.

Tym, co jednak mnie zabolało i o czym wspomniałam już na początku, jest mało przekonujący watek kryminalny. To nie tak, że tych mroczniejszych wydarzeń w ogóle w książce nie ma. Po prostu autor eksponuje je w drugiej części powieści. Wtedy wybucha napięcie, emocje stają się gorętsze, całość nabiera rozmachu, a zaskoczenie zaskakuje. Ale zanim do tego dojdziemy musimy przebić się przez gęstą warstwę obyczajową, która niestety zwalnia tempo, czasami nieznośnie.

„Żmijowisko” to wartościowa i interesująca powieść, ale nasze spojrzenie na nią jest zależne od tego, co życzymy sobie w niej znaleźć. Najlepiej sprawdzić to samemu.  

Do przeczytania książki zainspirował mnie portal www.czytampierwszy.pl.

wtorek, 12 listopada 2019

Maurizio De Giovanni "Bękarty z Pizzofalcone"




Autor: Maurizio De Giovanni
Tytuł: Bękarty z Pizzofalcone
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 384
Gatunek: kryminał 







Nowa sprawa i nowe towarzystwo. Inspektor Lojacono znowu w akcji.

“Bękarty z Pizzofalcone” to druga część serii z inspektorem Lojacono. Jej poprzedniczka zrobiła na mnie dobre wrażenie i pozwoliła sądzić, że kolejne spotkanie będzie jeszcze ciekawsze. I rzeczywiście nie miałam powodów do narzekania.

Nie da się ukryć, że obydwie powieści sporo łączy- główny bohater, miejsce, podobny klimat. Te elementy nie rozczarowały mnie za pierwszym razem, dlatego i teraz chętnie do nich powróciłam. Inspektor Lojacono to doświadczony i niesprawiedliwie potraktowany bohater z dużym potencjałem. Odważny, bystry, potrafiący wykorzystać sytuację. Nawet w przypadku znalezienia się w takim, a nie innym miejscu. Włoski klimat czuć tutaj bardzo wyraźnie, choć akurat miejsce osadzenia akcji nie jest przyjazne. Lojacono tam pasuje, dobrze wpisuje się w te ulice, a one wydają się stworzone dla niego. Cieszę się, że ta włoska atmosfera pierwszej części ma się dobrze.

Pewnych podobieństw można również doszukać się w budowaniu fabuły. Akcja toczy się wartko, a  poszczególne wątki zostają szybko wyjaśnione. Autor nie traci czasu, nie sięga po niepotrzebne szczegóły. Podąża wybraną ścieżką, dobrze wiedząc, co chce zaproponować swojemu czytelnikowi. Płynność akcji wpływa również na tempo, w jakim powieść poznajemy. Jednym słowem- szybko i przyjemnie.


„Bękarty z Pizzofalcone” to kolejna interesująca kryminalna zagadka. Autor skupia się na różnych wątkach i różnych bohaterach. Smaczku historii dodaje sposób jej przedstawienia. De Giovanni zdecydował się bowiem na wielotorową narrację, która pobudza ciekawość i zatrzymuje czytelnika przy powieści. Dzięki temu możemy również spojrzeć nieco inaczej na poszczególne postacie oraz samego mordercę.

Kolejne spotkanie z inspektorem Lojacono wypadło bardzo interesująco. Polubiłam tego bohatera i cieszę się, że powrócił. Autor urozmaicił akcję książki decydując się na wprowadzenie nowych bohaterów, ale to jednak ten inteligentny mężczyzna wciąż gra rolę pierwszoplanową, co wypada jak najbardziej na plus. Szczególnie, że to postać, która wywołuje bardzo pozytywne emocje.

„Bękarty z Pizzofalcone” to krótka i treściwa historia. Nie miałabym nic przeciwko, żeby autor nieco wydłużył swoją opowieść, a może nawet trochę ją skomplikował. Niemniej uważam, że warto poświęcić wieczór albo dwa, by przenieść się na chwilę na niebezpieczne włoskie ulice.

Za przesłanie powieści do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza.

niedziela, 10 listopada 2019

Maurizio De Giovanni "Metoda krokodyla"




Autor: Maurizio De Giovanni
Tytuł: Metoda krokodyla
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 320
Gatunek: kryminał 







Na ulicach Neapolu giną kolejni młodzi ludzie. Całość przypomina dobrze przygotowaną egzekucję. Czy to mafijne porachunki czy bardziej skomplikowana intryga? Rozwiązaniem zagadki zajmuje się upokorzony detektyw.

„Metoda krokodyla” to pierwsza część cyklu Bękarty z Piccofalcone, włoskiego autora Maurizio De Giovanniego. Kiedy sięgałam po tę powieść spodziewałam się interesującego rozpoczęcia nieco egzotycznej kryminalnej serii. Czy rzeczywiście moje oczekiwania nie okazały się zbyt duże? Czy sięgnę po kolejną części?

Jak przystało na dobry początek serii, autor książki pozwala sobie poświęcić nieco więcej miejsca na przedstawienie głównego bohatera. Inspektor Lojacono to doświadczony śledczy po przejściach, który w wyniku wielkiego nieporozumienia i krzywdzącego posądzenia o współpracę z mafią, zostaje zesłany na odległy posterunek i skazany na wykonywanie najnudniejszych obowiązków. Autor w bardzo interesujący i przekonujący sposób pokazał sylwetkę tego bohatera, raz po raz uświadamiając czytelnikom, że mają przed sobą wyrazistą i niebanalną postać.

Takich postaci pojawia się w książce więcej. Giovanni nie oszczędza bowiem kartek i wyobraźni na uświadomienie nam, że w tym temacie nie można mu niczego zarzucić. Obok interesujących śledczych stawia nietypowego mordercę. Kogoś, kto morduje z zimna krwią, ale wydaje się mieć ku temu powód. Jaki? Czy można się wcześniej tego domyślić? A może elementy tej kryminalnej układanki nie chcą się do siebie dopasować przesadnie łatwo?


Podoba mi się, że autor książki już w tej pierwszej części wykazuje się dużą odwagą i swobodą przy budowaniu akcji. W powieści nie brakuje ofiar, a morderca upodobał sobie nastolatków. Taki temat daje pisarzowi duże pole manewru, pozwala się wykazać, ale także może stanowić pułapkę. Moim zdaniem Giovanni sobie w tej kwestii poradził, czyniąc dzięki temu fabułę nie tylko bardziej interesującą, ale również nieco refleksyjną.

Podczas lektury, podobnie, jak książkowy inspektor, próbowałam zrozumieć, co łączy ofiary. I prawdę mówiąc nie było to wcale takie proste zadanie, wydawało się bowiem, że nie ma między nimi powiązań. Czego zatem próbuje dokonać zabójca? W jaki sposób typuje kolejnych nastolatków? Do czego tak długo się przygotowywał? Te pytania towarzyszyły mi bardzo długo, a odkrycie prawdy zajęło sporo czasu i przyniosło uczucie zadowolenia z rozwiązanej zagadki.

„Metoda krokodyla” to przyjemne i stanowiące świetną rozrywkę czytadełko. Nie jest to najlepszy kryminał, jaki czytałam, ale nie mam autorowi tego za złe. Mam jedynie wrażenie, że policyjne śledztwo powinno być nieco bardziej rozbudowane. Choć może mam po prostu żal, że bystry detektyw rozwiązał zagadkę przede mną?

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Muza. 

sobota, 9 listopada 2019

Christina McDonald "Ostatnia noc Olivii"




Autor: Christina McDonald
Tytuł: Ostatnia noc Olivii
Wydawnictwo: Niezwykłe
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 335
Gatunek: thriller psychologiczny







Kiedy telefon budzi Abi ze spokojnego snu, wie już, że musiało wydarzyć się coś złego. Jej córka leży w szpitalu nieprzytomna, wypadek doprowadził do śmierci mózgu. Tylko czy rzeczywiście można mówić o wypadku? Co wydarzyło się tamtej nocy?

„Ostatnia noc Olivii” to książka będąca sympatycznym połączeniem bardzo subtelnego kobiecego thrillera oraz emocjonalnej i dającej do myślenia powieści obyczajowej. Podczas lektury elementy charakterystyczne dla tych gatunków przenikają się, podsycając zaciekawienie czytelniczek i utrzymując je w przekonaniu, że autorka ma jeszcze wiele do zaoferowania.

I rzeczywiście, podążając śladem głównych bohaterek- matki i córki- wciąż przekonujemy się, że ta historia wygląda inaczej, niż mogłyśmy to sobie wyobrazić. Każda z nich prowadzi swoją narrację, która pokazuje wydarzenia przed i po wypadku. Takie przedstawienie historii stopniuje napięcie i utrzymuje zainteresowanie czytelnika, nakłaniając go do tworzenia własnego scenariusza z tamtej nocy i próby odnalezienia winnego samodzielnie.

A kandydatów na sprawcę mamy przynajmniej kilku. Choć wszyscy lubili Olivię, to czy naprawdę była ona taka sympatyczna i grzeczna, jak można by sądzić? A może ostatnie miesiące przed wypadkiem zmieniły podejście dziewczyny i to właśnie decyzje z przeszłości doprowadziły do tego, co się jej przydarzyło? Duże znaczenie miało dla mnie, że śledztwo w sprawie tamtej nocy poprowadzono nieszablonowo. Mniej profesjonalnie, ale z dużą dozą uczucia. Brzmi intrygująco, prawda?


Na początku nie byłam do końca przekonana, czy rzeczywiście tę powieść można by podciągnąć pod thriller. Owszem, cała historia wydawała się dość mroczna i zaskakująca, ale nagromadzenie wątków obyczajowych bardzo ją łagodziło i uspokajało, sprawiając, że akcja wyhamowywała. Kiedy jednak dotarłam już do zakończenia i pozwoliłam sobie na moment wzruszenia, stwierdziłam, że tak właśnie powinno być. Emocjonalność książki pozwala porównywać ją bowiem z twórczością najlepszych kobiecych pisarek, a tego nie można mieć nikomu za złe.

„Ostatnia noc Olivii” to dwutorowa narracja i dwie bohaterki. Matka i córka. Każda opowiadająca o swoich problemach i uczuciach. To świadectwo dwóch kobiet, które były zagubione i nie potrafiły sprostać stawianym im oczekiwaniom oraz własnym ambicjom. Bardzo realne i wyraziste ukazanie charakterów oraz pełnokrwistość i wielowymiarowość bohaterek sprawiają, że łatwo się z nimi identyfikować.

Nie można również zapominać, że Christina McDonald ma lekkie i przyjazne pióro. Książkę czyta się przyjemnie i szybko. Śmiało mogę powiedzieć także, że przyciąga ona czytelniczki, które czytają rzadko- zanim sama zdążyłam po nią sięgnąć, to została już przechwycona przez moją mamę.

Ta powieść to intrygujący temat oraz dobry materiał do przemyśleń i rozmów. Czy wydarzenia mogły potoczyć się inaczej? Przekonajcie się same!

Recenzja powstała we współpracy z portalem www.czytampierwszy.pl.