środa, 28 lutego 2018

C. J. Tudor "Kredziarz" [recenzja premierowa]




Autor: C. J. Tudor
Tytuł: Kredziarz
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 384
Gatunek: thriller/ kryminał 








30 lat temu Eddie i jego banda odkryli w lesie zwłoki kobiety. Choć ujęto podejrzanego, sprawa nigdy nie została do końca wyjaśniona. Dziś, za sprawą niepokojących wiadomości, do Eda powracają wspomnienia. Czy jemu i jego dawnym przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo?

„Kredziarza” mocno promowano już na kilka tygodni przed premierą. Zapowiadano wielki hit. Obiecywano świetny kryminał. Ile jednak z tych obietnic faktycznie otrzymało pokrycie? Ich z tych okładkowych zapewnień nie okazało się zwyczajnymi marketingowymi sztuczkami?

Jako fanka mrocznych gatunków, do jakich niewątpliwie należą kryminały i thrillery, nie mogłam przejść obojętnie obok tego tytułu. Wszystko wskazywało na to, że to powieść, która zatrzęsie światem tych, którzy cenią budzącą grozę fabułę, zwroty akcji i tajemnice sprzed lat. Zabrałam się zatem za nią z wielkim apetytem i ogromnymi nadziejami, nawet nie dopuszczając do siebie możliwości, że coś może pójść nie tak. Muszę przyznać, że od początku czytało mi się świetnie, a lekturę pokonałam błyskawicznie, w czym pomogło kilka sprawdzonych trików.


Pierwszy z nich to narracja pierwszoplanowa. Przyznam szczerze, że uwielbiam taki sposób przedstawienia historii i moim zdaniem trzeba się bardzo postarać, by sobie z nim nie poradzić lub by taka opowieść nie zaintrygowała czytelnika. Tudor naprzemiennie korzysta z głosu nastolatka i dojrzałego mężczyzny, kolejno przedstawiając fakty z przeszłości i bieżące wydarzenia. Eddie opowiada ciekawie, dzieli się z nami swoimi tajemnicami, wyjawia skryte na dnie serca sekrety. Jego słowa płynnie przechodzą z dziecięcej opowieści w historię mężczyzny po przejściach. Wszystko się odpowiednio układa, czyta się szybko i przyjemnie.

Podział rozdziałów na teraz i wtedy sprawia, że fabuła nabiera barw i przykuwa uwagę. Czytelnik zostaje zachęcony do odkrywania kolejnych zagadek, nakręca się go do utrzymywania tempa autora, do skupienia na lekturze i poświęcenia jej całego wolnego czasu. Kiedy czytam powieści skonstruowane w ten sposób praktycznie zawsze pochłaniam je z wielka niecierpliwością, pragnąc przekonać się, które fragmenty zrobią na mnie większe wrażenie oraz czy okażą się one na równi interesujące. „Kredziarz” to świetne połączenie tego co tu i teraz z tym, co miało miejsce przed 30 laty. Historia oparta na tajemnicach, przekłamaniach i półprawdach.

Powieść przeczytałam z wielkim zapałem także dzięki bohaterom. Autor wykreował sylwetki postaci w sposób wiarygodny, zarysował je na tyle realistycznie, by u czytelnika wywołały konkretne i silne emocje. Bohaterzy się zmienili, a my poniekąd staliśmy się świadkami tych metamorfoz. Jednych polubiliśmy bardziej, inni wywołali w nas raczej złość, melancholię czy gorycz, z pewnością jednak nieprędko o nich zapomnimy. Podoba mi się fakt, jak zostali oni dopasowani do tła wydarzeń oraz jako to tło ich zmieniło.

Jedna rzecz natomiast nie daje mi spokoju i nie mogę tego przemilczeć. Właściwie w żadnym momencie nie poczułam napięcia, które autor usilnie próbował zbudować. Nie jestem pewna, z czego dokładnie to wynika. Historia okazała się interesująca, dość mroczna, obsiana tajemnicami, a i zwroty akcji miały miejsce. Wiarygodne postacie, klimatyczne miejsca, sporo przestrzeni dla wyobraźni. Zapowiada się niesamowicie, prawda? A jednak czegoś mi zabrakło. Nie poczułam dreszczyku, nie doświadczyłam silniejszych emocji, atmosfera nie okazała się przesadnie duszna. Czytało mi się świetnie i tyle. Dziękuję, odkładam na półkę, zapominam.

„Kredziarz” to książka bardzo dobra, ale nie mogę nazwać jej dobrym kryminałem czy thrillerem. W moim odczuciu to raczej powieść obyczajowa z mroczną nutką. Fabuła zbudowana została wokół zastanawiających wydarzeń, ale nie wywołuje napięcia. To trochę jak telewizyjny program „Czy boisz się ciemności?”- w podstawówce robił wrażenie, ale teraz już wiem, że nie było się czego bać.

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję agencji Business & Culture.
   

wtorek, 27 lutego 2018

Ona i Ty




Autor: Michelle Frances
Tytuł: Ta dziewczyna
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 416
Gatunek: thriller psychologiczny







Laura to spełniona producentka telewizyjna, żona i matka. Cherry dopiero zaczyna zawodową karierę, wciąż pamiętając o nieszczęśliwej przeszłości. Dziewczyna wiele by dała, by zająć miejsce Laury. Czy pomoże jej w tym związek z synem producentki?

O dziewczynach pisze się w ostatnim czasie sporo. Najczęściej stają się one bohaterkami intrygujących thrillerów i mrocznych kryminałów. Tytułowe dziewczyny po prostu przykuwają uwagę, zapierają dech, wymagają skupienia. A jaka okazała się „Ta dziewczyna”?

Tym, co szczególnie spodobało mi się w tej powieści jest poprowadzenie akcji dwoma torami. Autorka kolejno ukazuje te same wydarzenia z punktu widzenia poszczególnych bohaterek tego dramatu. Ich podejścia, odczucia i refleksje zaskakująco się różnią, o czym możemy szybko się przekonać. Możliwość spojrzenia na wydarzenia z różnych perspektyw sprawia, że fabuła staje się głębsza, skłania do zajęcia stanowiska po jednej ze stron, śledzenia akcji z większą pasją. To dwa wymiary tych samych wydarzeń, na podwalinach których Laura i Cherry stworzyły własne tragedie.

Można by odnieść wrażenie, że Frances w większym stopniu skupia się na ukazaniu sylwetek bohaterek, niż na dramatach z ich udziałem. Niespiesznie zarysowuje charaktery, pokazuje łączące je podobieństwa i dzielące różnice, przybliża nam to, co w nich najgorsze. Na naszych oczach bohaterki się zmieniają, pozwalają, by na światło dziennie wypłynął czający się w nich mrok, ich determinacja przybiera najgorszą formę, a one nie przebierają w środkach. Napięcie w tej powieści zbudowane zostało w oparciu o ludzkie charaktery, ukazaniu podłości, złości, nienawiści i zazdrości. To te emocje stają się powodem koszmarów, to w tym kontekście budzi się zło.

Laura i Cherry są niczym dwa walczące ze sobą żywioły. Z takiego konfliktu nie może wyjść nic dobrego. Takie spięcie nikomu nie przyniesie korzyści. Za to czytelnikowi dostarcza kolejnych powodów, skłaniających do pochylenia się nad lekturą. Kolejne strony zostały wypełnione po brzegi niechęcią, wrogością i pragnieniem zemsty. To fascynująca mieszanka drobnych sekretów, większych kłamstewek, skrytych na dnie duszy tajemnic. A tym, co stanowi ukoronowanie dla całej historii, jest powracająca w najgorszym momencie przeszłość. Uwielbiam takie połączenia, przekorne powracanie starych wydarzeń, niezatarte wspomnienia, wciąż otwarte rany.


Biorąc udział w tym niepokojącym konflikcie ciężko jednoznacznie ocenić, kto rzeczywiście jest dobry, a kto zły. A może w tej historii zwyczajnie nie występują pozytywne postacie? Może bohaterzy dzielą się jedynie na złych i gorszych? Możemy spróbować ocenić, spekulować, wyciągać wnioski, zgadywać, co jeszcze się wydarzy, a jednak do końca nie możemy być pewni, czy autorka nie trzyma w rękawie jeszcze kilku asów, czy nie zaplanowała kolejnych intryg, zmian stanowiska.

„Ta dziewczyna” nie należy do grupy tych powieści, w których fabuła wciąż zaskakuje, akcja zmienia się z minuty na minutę, a powieściowych wydarzeń jest tyle, że ciężko się w nich odnaleźć. Nie. Jej autorka skupiła się na psychologii postaci, ukazaniu ludzkiego charakteru z wielu perspektyw, udokumentowaniu tych najgorszych decyzji, najtrudniejszych wyborów. To powieść, w której napięcie rośnie wraz z bliższym poznawaniem bohaterów i związanych z tym faktów.



Podoba mi się sposób, w jaki autorka pokierowała książkowymi wydarzeniami. Cieszę się, że zdecydowała się na takie psychologiczne podejście, że poświęciła więcej miejsca postaciom i ich motywom. Dla mnie takie przedstawienie historii okazało się w pełni satysfakcjonujące.

Za przesłanie powieści dziękuję Wydawnictwu Albatros.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Świadek czy morderca?




Autor: B. A. Paris
Tytuł: Na skraju załamania
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 352
Gatunek: thriller psychologiczny 







Cass nie zatrzymała się, by sprawdzić, czy właścicielka zaparkowanego na leśnej ścieżce auta nie potrzebuje pomocy. Przeraziły ją późna pora i gwałtowna ulewa. A dziś kobieta nie żyje. Oprócz wyrzutów sumienia Cass dręczą głuche telefony. Kto do niej dzwoni? Świadek wypadku czy morderca?

Dobrze pamiętam zamieszanie, jakie w zeszłym roku wzbudziła powieść „Za zamkniętymi drzwiami”. Przez długi czas nie przestawało być o niej głośno. Jeszcze lepiej pamiętam ciepłe uczucia jakie we mnie wywołała, niecierpliwość podczas czytania i gorączkowe pochłanianie kolejnych stron. Tym bardziej nie mogłam doczekać się lektury najnowszej książki B.A.Paris.

„Na skraju załamania” zaczyna się mocnym akcentem, który uruchamia serię niefortunnych zdarzeń. Jedna noc, błędna decyzja, zaledwie kilka minut zawahania. Tyle wystarczyło, by życie Cass zmieniło się na zawsze. Tylko tyle zaważyło na jej przyszłości i pociągnęło kobietę na samo dno. Upiorne wspomnienie szybko staje się jej codziennością, a najgorsze koszmary opanowują umysł. Autorka w sposób niezwykle realistyczny oddaje emocje towarzyszące bohaterce. Przejmująco i dramatycznie przedstawia kolejne stadia załamania. Zabiera nas w podróż skomplikowanymi ścieżkami ludzkiej psychiki. A tym psychologicznym podejściem do tematu całkowicie mnie kupiła.

Kolejne rozdziały to fascynująca mieszanka pytań bez odpowiedzi, tego co pewne z tym, co nieokreślone, słów wypowiedzianych i przemilczanych. To niezwykła gra, jaką człowiekowi może zapewnić tylko jego umysł. Cass szybko traci pewność, co rzeczywiście miało miejsce, coraz więcej sobie dopowiada, coraz częściej zagłębia się w ukryty w kątach mrok. Jej umysł staje się dla niej więzieniem. Jestem pod wrażeniem, w jaki sposób autorka wykreowała tę postać i pokazała zachodzące w niej zmiany. Metamorfoza, jaką przeszła na kartach powieści, naprawdę mnie zachwyciła. Niezwykle trudno jest w sposób tak rzeczywisty oddać charakter postaci, tchnąć w nią tyle realizmu i prawdziwości. Tak bardzo wczuć się w jej sytuacje, towarzyszące jej emocje, opanowujące ją strachy. I za to Paris należą się wielkie brawa i wiele szacunku.

Opowiadana przez nią historia zbudowana została na wspomnieniach, wyobrażeniach i niedopowiedzeniach. Cały nastrój budują skrawki wydarzeń, a to, czego nie widać mocniej działa na wyobraźnię czytelnika, niż przemoc czy brutalność. Autorka stworzyła przejmującą atmosferę, w której nic nie jest takie jakie się wydaje, a dążenie do rozwiązania zagadki i dopasowania wszystkich elementów sprawia, że czytanie powieści przynosi wiele przyjemności i sprawia wielką frajdę. Klimat niepewności stale udzielał mi się podczas czytania, zachęcając mnie do pędzenia poprzez tę historię niemalże bez tchu.

Czytałam prędko i niecierpliwie. Z wielką ciekawością zagłębiałam się w tę opowieść, zastanawiając się, czym jeszcze autorka może mnie zaskoczyć. I oczywiście zaskoczyła, co najważniejsze, więcej niż raz. Zmiany akcji, kolejne szczegóły, nowe fakty, zaskakujące zachowanie bohaterki- to bez wątpienia elementy składające się na kolejny sukces Paris. Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, teraz już na pewno go opuszczą. Ta powieść pochłania bowiem maksimum uwagi, angażuje wszystkie zmysły, wymaga skupienia, nie pozwala się oderwać do samego końca.



Pierwszoosobowa narracja to coś, czego zwyczajnie w takim przypadku nie mogło zabraknąć. Dzięki niej akcja powieści staje się jeszcze bardziej przekonująca i wiarygodna. Jeszcze mocniej angażuje, przyciąga, magnetyzuje. To niczym mroczny i klimatyczny pamiętnik z kilku miesięcy przepełnionego strachem życia, opowieść o największych koszmarach i najokropniejszych tajemnicach.




„Na skraju załamania” to thriller w najlepszym wydaniu. Z psychologicznym rysem, zastanawiającą akcją, garścią tajemnic i masą niespodzianek. Autorka z wielką gracją buduje napięcie, na każdym kroku udowadnia, że kierują nią pasja i talent.

Za przesłanie powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.



sobota, 24 lutego 2018

Pora zawalczyć




Autor: Agnieszka Szygenda
Tytuł: Odnaleziony po latach
Wydawnictwo: Edipresse
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 184
Gatunek: literatura współczesna







Stracił pracę, syna i zdrowie. Mógł poddać się biegowi wydarzeń albo zawalczyć i zmienić swoje życie. Z dnia na dzień zostawił wszystko, porzucił znajome kąty dla miejsc pięknych lecz obcych. Ale to ta obcość pozwoliła mu się sprawdzić, poznać i zrozumieć.

Moje zainteresowanie tym tytułem nakierowane było głównie na wątek obiecanej tajemnicy z czasów II Wojny Światowej. Od czasu do czasu lubię sięgnąć po powieści dotyczące tamtego okresu, choćby zostały one jedynie luźno nim inspirowane. To dla mnie ważne, a nawet konieczne, zwyczajnie nie potrafię przejść obok tego tematu obojętnie. W powieści Szygendy kwestie te nie zajmują zbyt wiele miejsca, autorce rozchodzi się bardziej o konsekwencje podjętych decyzji, następstwa ludzkich działań, a także odpowiedź na pytanie, jak zachowamy się w obliczu konieczności dokonania ciężkich wyborów.

Bardzo się cieszę, że autorka umieściła w swej powieści taki wątek. Tajemnice, powroty do przeszłości, historyczne zawiłości, siła wspomnień- to motywy, które w literaturze bardzo sobie cenię. Interesujące, skłaniające do refleksji, znajome. Popularne, a jednak wciąż jeszcze nieograne. Szczególnie, gdy zostają połączone i, tak jak w tym przypadku, stanowią punkt wyjścia dla innych wydarzeń. Nieco się obawiałam, że kwestie dotyczące II Wojny Światowej zostaną zanadto zmarginalizowane i zepchnięte na boczny tor, na rzecz tematyki mniej zajmującej. Moim zdaniem Szygendzie udało się jednak zachować odpowiednie proporcje.

Zanim jednak do tych tajemnic dojdziemy i pozwolimy przeszłości odgrywać pierwsze skrzypce, musimy nieco lepiej poznać głównego bohatera i pomóc mu uporać się z codziennością. To mężczyzna po czterdziestce, którego życie układa się zupełnie inaczej, niż by sobie tego zażyczył. Strata pracy, wyprowadzka nastoletniego dziecka, poważna choroba. Wydaje się, że czas nieszczęść nie chce dobiec końca. Co zrobić w takiej sytuacji? Poddać się czy walczyć? Przyjąć rzeczywistość taką, jaka została nam oferowana czy zgodzić się jedynie na własne warunki?

W dużej mierze to powieść o próbie pogodzenia się z kłodami rzucanymi nam przez życie pod nogi. O ludzkich wyborach, konieczności podejmowania decyzji, radzeniu sobie z dziś, walką o jutro. Nasz bohater znalazł się na rozdrożu i tylko od niego zależało, co zrobi dalej. Przyznam szczerze, że nie do końca mnie on przekonał, nie zapałałam do niego przesadną sympatią, iskrzyło, ale nie w tym pozytywnym sensie. A jednak rozumiałam jego rozterki, bo ja też nie zawsze jestem pewna, jak żyć, co zrobić i jakie decyzje podjąć. Pod tym względem książka okazała się bardzo rzeczywista i do bólu realistyczna, co zawsze jest dla mnie na duży plus.

Szygenda posługuje się prostym językiem. Więcej, ona wyraźnie i chętnie korzysta z potocznego stylu. Pierwszoosobowa narracja prowadzona przez mężczyznę po czterdziestce nie ma nas olśnić znajomością trudnych słów. On prosto i na temat opowiada o tym, co go spotkało, dzieli się swoimi refleksjami i spostrzeżeniami, kiedy ma ochotę przekląć, to po prostu to robi. Narracja przypomina opowieść, jaką dzieli się z nami dobry znajomy. To opowieść prosta, życiowa, naśladująca, a może oddająca rzeczywistość.


Nigdy wcześniej nie spotkałam się z twórczością Agnieszki Szygendy, dlatego możliwość poznania jej najnowszej książki wywoływała we mnie przede wszystkim ciekawość. Dostrzegłam mieszankę tematów, które lubię i cenię i podeszłam do niej z nieśmiałą nadzieją. Przeczytałam jednego wieczora. I choć określenie tej książki bestsellerem, byłoby sporym nadużyciem, to nie żałuję poświęconego jej czasu. Czyta się szybko, przyjemnie, a sama powieść jest krótka i treściwa. Mnie to wystarczy.

Za możliwość poznania tej historii serdecznie dziękuję agencji BookSenso.

  

piątek, 23 lutego 2018

Jens Henrik Jensen "Zanim zawisły psy" [recenzja przedpremierowa]




Autor: Jens Henrik Jensen
Tytuł: Zanim zawisły psy
Wydawnictwo: Editio Black
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 448
Gatunek: kryminał/thriller/ powieść sensacyjna 






Oxen lubi samotność i swojego psa. Dawniej bohater wojenny, dziś zamknięty w sobie biedak. Mężczyzna zupełnie nieoczekiwanie zostaje wciągnięty w podejrzaną sprawę, z miejsca stając się głównym podejrzanym. Jak potoczą się jego losy? Oxen to sprawca czy ofiara?

“Zanim zawisły psy” to pierwsza część nowego kryminalnego cyklu z Nielsem Oxenem, byłym żołnierzem duńskich sił specjalnych. Początki serii zawsze budzą wielką ciekawość czytelnika, także i w tym przypadku nie mogło być inaczej. Sięgając po książkę zastanawiałam się przede wszystkim, ile na temat głównego bohatera zdradzi nam autor i czy to, co zostanie nam przedstawione, ukaże go w pozytywnym świetle czy wręcz przeciwnie. Podczas lektury nieustannie nasuwały mi się porównania do Jacka Reachera, bohatera znanego z powieści Lee Childa, jednak nie mogłam mieć o to do Jensena pretensji, bowiem jest to jedna z moich ulubionych postaci literackich.

Oxen wydaje się osobą dość skrytą i tajemniczą, o czym szybko mamy okazję się przekonać. Otaczająca go mgiełka niepewności i sekretna aura bardzo przypadły mi do gustu, a w połączeniu z zaskakującą przeszłością otrzymujemy prawdziwa bombę. Były żołnierz walczy ze wspomnieniami, jednak nie poddaje się im. Cechuje go niezwykła siła i niebywała determinacja, a w rękawie chowa on niejednego asa. Taka charakterystyka postaci robi duże wrażenie. I choć bohater może momentami wywoływać mieszane uczucia, ja szczerze go polubiłam i chętnie powróciłabym do niego przy okazji kolejnych powieści autora.

Rozpoczynając lekturę spodziewałam się soczystego, mocnego kryminału. Ten gatunek szczególnie sobie cenię, dlatego też do każdej reprezentującej go powieści podchodzę z dużymi oczekiwaniami. Dość szybko przekonałam się, że „Zanim zawisły psy” to książka raczej międzygatunkowa, łącząca w sobie elementy charakterystyczne dla kryminału, thrillera i powieści sensacyjnej. Takie zestawienie szczerze mnie zaintrygowało i rozbudziło moje zainteresowanie. Nie miałam do autora przesadnego żalu, że odebrał mi nieco krwawej rozrywki na rzecz śledztwa prowadzonego przez byłego żołnierza, niepokojącej atmosfery, garści tajemnic i zawirowań politycznych.

Taka gatunkowa mieszanka sprawiła, że powieść okazała się dla mnie dużym zaskoczeniem, a może raczej prawdziwą niespodzianką. Chętnie zagłębiałam się w kolejne szczegóły, zastanawiając się, na czym autor oparł swój pomysł. Bo choć podczas lektury możemy odnieść wrażenie, że sprawa jest dość oczywista, to jednak z ujawnieniem wielu faktów autor cierpliwie czeka do końca. Napięcie i tajemnice szczególne dla thrillera, rzetelne śledztwo poprowadzone jednak z innej strony, nieco kryminalnej brutalności i męska siła charakterystyczna w przypadku powieści sensacyjnej- te elementy nie pozwolą nam się nudzić.




Szczerze powiem, że czytało mi się powoli, ale nie mogę powiedzieć, że opornie. Skomplikowana sprawa, kolejne szczegóły, zwroty akcji i wątek polityczny sprawiły, że nie była to powieść, którą czytało się jednym tchem. A jednak czytało się dobrze, niespiesznie, w oczekiwaniu na kolejne niespodzianki.






„Zanim zawisły psy” to książka w moim odczuciu bardzo udana. Świetna sylwetka głównego bohatera, interesująca zagadka, ciekawe tło wydarzeń i dopracowany styl autora składają się na wartościową i niebanalną całość.

Osoby zainteresowanie przeczytaniem tego tytułu zapraszam na stronę editio.pl.

Za możliwość poznania tej historii dziękuję Wydawnictwu Editio Black. 
  

środa, 21 lutego 2018

A miało być tak pięknie




Autor: Lynn Weingarten
Tytuł: Piękne samobójczynie
Wydawnictwo: Feeria Young
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 350
Gatunek: literatura młodzieżowa 







June i Delia przez wiele lat były nierozłączne. Jednak kilka miesięcy temu wydarzyło się coś, co na ich przyjaźni pozostawiło rysę, a kolejne pęknięcia znacznie je od siebie oddaliły. Dziś Delia nie żyje, jednak June nie może uwierzyć, że dziewczyna popełniła samobójstwo. Co tak naprawdę się jej przytrafiło?

Tym, co w powieści podobało mi się najbardziej, jest wykreowanie przez autorkę sylwetek głównych bohaterek. Weingarten zestawiła je ze sobą, podkreślając łączące je podobieństwa i uwypuklając dzielące różnice. Im bardziej zagłębiamy się w tę historię, tym większe emocje budzą w nas tytułowe samobójczynie. Wraz z rozwojem akcji, wprowadzonymi w niej zwrotami, kolejnymi sekretami i tajemnicami z przeszłości stajemy się świadkami zmian zachodzących w bohaterkach. Obydwie zaskakują podjętymi decyzjami, ciężko pozostać wobec nich obojętnym. I do samego końca tak naprawdę nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać, czym jeszcze nas zaskoczą.

Fabuła powieści skupia się na etapie bycia młodym. June i Delia to dziewczynki, które na łamach powieści dorosły. Poznały smak pierwszego pocałunku, rozczarowanie towarzyszące pierwszej miłości. Zrozumiały jak istotna jest przyjaźń. W tym wieku wiele spraw postrzegamy inaczej, po części wyolbrzymiamy. A jednak emocje obecne w książce mogą udzielić się podczas czytania. Przede wszystkim ze względu na fakt, że autorka wykorzystała znane i lubiane motywy, jak miłość, przyjaźń, problemy z rodzicami, uzależnienia. Ta powieść nie poruszy w ten sam sposób czytelników starszych, ale oni także mogą z tej lektury czerpać przyjemność i mieć sporo frajdy.

Bardzo cenię sobie sposób prowadzenia narracji, jaki wykorzystała Weingarten. Przeplatanie bieżących wydarzeń z migawkami z przeszłości zawsze się sprawdza, więc i tym razem nie mogło być inaczej. Długo zastanawiamy się, co wydarzyło się między głównymi bohaterkami. Analizujemy zaszłości, próbujemy zrozumieć pęknięcia na łączącej ich przyjaźni i wyjaśnić wszystkie zagadki. Przedstawienie historii w taki sposób mocniej przykuwa uwagę, sprawia, że opowieść staje się bardziej interesująca, a my mamy chęć zaangażować się w nią silniej.

Powieść czytało mi się naprawdę dobrze. Styl autorki nie jest skomplikowany, a wykorzystywane przez nią słownictwo przesadnie wyszukane. Sprawnie udało się jej odtworzyć realia świata nastolatek i udanie naśladować młodzieżowy slang. Lekkiej i przyjemnej lekturze sprzyjają ponadto krótkie rozdziały, sprawiające, że przez tę historię po prostu się płynie. Szybko, bez zbędnego analizowania szczegółów, w ciekawości oczekując zakończenia.  

Mam jednak z tą powieścią pewien problem. Obiecano mi bowiem thriller psychologiczny, a ja nie doszukałam się zbyt wiele elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Owszem, przez długi czas nie możemy być pewni, co tak naprawdę się wydarzyło. Towarzyszą nam tajemnice przeszłości, a w bohaterach można dostrzec sporą dawkę mroku. Ale w moim odczuciu autorka nie do końca poradziła sobie ze stopniowaniem napięcia i nie pomogły w tym nawet zwroty akcji. Druga część powieści nadgania, robi lepsze wrażenie, bardziej niepokoi, za to pierwsza jest dużo spokojniejsza i nie jest aż tak interesująca, jak można by było przypuszczać ufając okładkowym zapewnieniom.

„Piękne samobójczynie” to książka, którą czyta się w szalonym tempie. Prosty język autorki, konkretna historia, zmiany akcji- te elementy sprawiają, że kolejne strony właściwie czytają się same. Osobiście nie nazwałabym tej książki bestsellerem, z uwagi na pewne niedociągnięcia, ale zapewniła mi ona porcję sympatycznej rozrywki i kilka przyjemnych godzin z lekturą. 

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young.

niedziela, 18 lutego 2018

Niekochany



Autor: Marieke Nijkamp
Tytuł: Chłopak, który bał się być sam
Wydawnictwo: Feeria Young
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 280
Gatunek: literatura młodzieżowa







Nowy semestr w Opportunity tradycyjnie rozpoczyna nijakie wystąpienie szkolnej dyrektorki. Zaraz po nim wszystko się jednak zmieni, a nudę na twarzy uczniów zastąpi strach i lęk przed tym, co ich czeka. Jeden z nich postanowił zamienić ich życie w koszmar, zamiast książek zabierając do szkoły broń.


Choć po książki młodzieżowe sięgam z wielką przyjemnością, mam wobec nich coraz większe wymagania. Staram się wybierać jedynie te, które rzeczywiście mogą mnie zaskoczyć swą tematyką. Unikam romansów, strzegę się wątków miłosnych, błahe kwestie działają na mnie jak płachta na byka. Dobrze wiem jednak, że wśród powieści dla młodszych czytelników zdarzają się prawdziwe perełki. „Chłopak, który bał się być sam” jest tego najlepszym przykładem.



Od tej powieści po prostu nie mogłam się oderwać. Do lektury podchodziłam dość ostrożnie, z jednej strony licząc na to, że naprawdę mnie zaintryguje, z drugiej zaś starając się nie nastawiać przesadnie na młodzieżowe arcydzieło. Tymczasem już pierwsze strony przekonały mnie, że wybór książki Marieke Nijkamp to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Autorka oferuje nam bowiem utwór bardzo wyrazisty i emocjonalny, o mocnym i dosadnym przekazie, skłaniający do refleksji, a co najważniejsze napisany konkretnie i na temat.

Autorka zdaje się świetnie wiedzieć, co dokładnie chce przekazać swoim odbiorcom. Przez cały czas czułam, że fabuła książki została wcześniej dogłębnie przemyślana, w przy jej spisywaniu Nijkamp posłużyła się fantastyczną mieszanką świetnego stylu i odpowiedniej dozy przemyśleń i uczuć. Przede wszystkim podoba mi się, w jaki sposób historia ta została ukazana. Jej autorka zestawiła ze sobą bohaterów, którzy z różnych powodów pozostawili ślad na sercu Tylera. Wkradli się w jego umysł, zagrali na jego emocjach, pozwolili mu poczuć czym się różni dobro od zła. Każdy z nich otrzymał w tej powieści swój głos. I każdego z nich mogliśmy lepiej poznać i zrozumieć.

Nijkamp stawia przed nami plejadę znakomicie skonstruowanych postaci. Ich pierwszoosobowe wypowiedzi przykuwają uwagę czytelnika, skłaniając go do głębszego i bardziej refleksyjnego zagłębienia się w tę opowieść. Autorka postarała się, żeby każdy z nich wywarł na nas odpowiednie wrażenie, nie pozwalając na obojętność. Zajmują istotne miejsce, bowiem doprowadzili Tylera na samą krawędź. Jakie motywy miał nasz bohater? Czym się kierował podejmując taką decyzję? Czy można było tego uniknąć?

Mocne rozpoczęcie, akcja zaskakująca rozmachem, zmiany fabuły, nowe wątki- to tylko kilka elementów, które sprawiają, że powieść czyta się bardzo szybko i naprawdę przyjemnie. Autorka intryguje świetnym wstępem, a potem dba o to, by emocje nie opadły. Bez wątpienia powieść zyskuje na wartości dzięki uzupełnieniu jej obyczajowym tłem. Powrót do przeszłości poszczególnych bohaterów i argumenty przemawiające za decyzją Tylera popychają akcję nieco w stronę psychologii, sprawiając, że powieść mocniej oddziałuje na czytelnika, dłużej zostaje w pamięci, po prostu budzi ciepłe uczucia.

Styl autorki świetnie pasuje do klimatu tej historii. Prosty i lekki dobrze wpisuje się w nurt literatury młodzieżowej, umożliwia szybsze poznanie historii, nie sprawia czytelnikowi kłopotów, nie zatrzymuje w dążeniu do zakończenia. A przy tym styl ten jest dojrzały i dopracowany. Każde słowo zdaje się zajmować  swoje miejsce, wszystko zostało odpowiednio wyważone, zestawione, dopasowane. Lektura stanowi prawdziwą przyjemność.

„Chłopak, który bał się być sam” to bardzo wartościowa pozycja, dobra nie tylko dla młodszych czytelników. Poza umileniem nam popołudnia, zostawi po sobie garść przemyśleń.

Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young.


sobota, 17 lutego 2018

Nowy stosik

Stosikowe książki staną się moimi lekturami na nadchodzące tygodnie. Starałam się trochę je gatunkowo pomieszać, żeby było ciekawiej.


A jakie są Wasze czytelnicze plany?


środa, 14 lutego 2018

Raz za razem




Autor: Assiatou Mina Kaci
Tytuł: Uprowadzona przez Boko Haram
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 160
Gatunek: literatura faktu






Assiatou miała zaledwie 14 lat, gdy jej wioska została podbita przez Boko Haram. Islamscy terroryści zabili mężczyzn, a młode kobiety uprowadzili i zmusili do podporządkowania się. Nastolatka została zmuszona do usługiwania swemu oprawcy i wypełniania obowiązków jego żony.

Takie historie nigdy nie przestaną mnie szokować. Choć przeczytałam ich wiele, zawsze wielkie wrażenie robi na mnie podejście do kobiet, ich uprzedmiotowienie, brutalność czynów i przemoc, jaką się wobec nich stosuje. Takie opowieści budzą jednak jeszcze więcej emocji, kiedy ich uczestniczką staje się dziecko, kilkunastoletnia dziewczynka, mająca przed sobą całe życie.

W „Uprowadzonej…” poznajemy historię Assiatou, na którą składa się moment porwania, uwięzienie, ucieczka oraz powrót do rodziny. Każdy z tych fragmentów okazał się dla mnie niemniej zaskakujący i smutny. Dziewczynka straciła wszystko, co miała, a oprawca nie tylko rozdzielił ją z rodziną, ale także odebrał jej to, co było dla niej najważniejsze- pewność siebie, godność, dziewictwo.  W jej kulturze jest niezwykle ważne, by kobieta pozostała czysta do ślubu, jednak ona nie miała takiej szansy.

Opowieść Assiatou przepełniona jest emocjami i naprawdę porusza. Kolejne strony wypełnia złość, gniew i niedowierzanie. Ona nie może uwierzyć w to, co ją spotkało, a my wraz z nią. Dziewczynka opowiada niezwykle szczerze, nie szczędzi nam szczegółów. Zaprasza nas do świata, który został zagarnięty przez Boko Haram- ludzi uważających, że mogą oni nawracać i sprowadzić każdego do poziomu ustanowionych przez nich praw i szanowanych wartości. Assiatou i jej rodzina nie mieli szans w porównaniu z tą sektą, przegrali z bandą brutalnych terrorystów.



Podoba mi się, że dzięki tej książce możemy dowiedzieć się więcej, zarówno o samej grupie Boko Haram, jak i warunkach panujących w Nigerii, w tym kulturze i obyczajowości. Dziewczynka chętnie opowiada, jak wyglądało jej życie przed, co było wskazane, a co nie, jak funkcjonowała ona i jej rodzina. Choć wiedli życie dość skromne, to jednak trzymali się swych ideałów i czuli się spełnieni.




Duże wrażenie zrobiły na mnie również wspomnienia Assiatou dotyczące jej rodziców. Nie otrzymali oni szansy, by się kształcić, a związek małżeński zawarli w młodym wieku, a jednak zależało im na tym, by zaoferować swoim dzieciom lepsze życie. W edukacji dostrzegli dla nich szansę. A oprócz tego potrafili pogodzić się z tym, co spotkało ich córkę, bez wyrzekania się jej. Choć nam wydaje się to oczywiste, w ich kulturze niezwykle liczą się wartości i obyczaje, a zhańbiona kobieta często nie może liczyć na zbyt wiele.

„Uprowadzoną…” przeczytałam jednych tchem. Historia bohaterki wzbudziła we mnie wiele emocji, pozwoliła mi nieco poszerzyć wiedzę i przekonać się, że warto doceniać to, co mamy. 

Za możliwość poznania tej historii dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 12 lutego 2018

TOP 10: Twarzowe okładki

Zazwyczaj nie przywiązuje większej wagi do książkowych okładek. Ani nie przekonują mnie one do sięgnięcia po daną pozycję, ani nie odrzucają, najczęściej nie przykuwają także mojej uwagi na dłużej. Wyjątek stanowią jednak "twarzowe" okładki- czyli mówiąc najprościej te, na których umieszczono ludzkie twarze. Takie okładki naprawdę do mnie przemawiają i sprawiają, że zapamiętuję je najdłużej. Moich ulubieńców znajdziecie poniżej.




A Wy doceniacie okładki?

Jaki typ lubicie najbardziej?

niedziela, 11 lutego 2018

Alex Rosenberg "Dziewczyna z Krakowa" [recenzja przedpremierowa]




Autor: Alex Rosenberg
Tytuł: Dziewczyna z Krakowa
Wydawnictwo: Editio
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 440
Gatunek: literatura współczesna







Rita miała plany i marzenia, które pokrzyżowała jej wojna. Studiując prawo, nigdy nie spodziewała się, że jej życie może całkowicie się odmienić. Strata rodziny, konieczność ukrywania się, życie w getcie- to tylko część wydarzeń, z jakimi musiała się zmierzyć. A na dodatek na sercu ciążyła jej wielka tajemnica.


Moje odczucia dotyczące lektury w zaskakujący sposób mieszają się z pustką w głowie. Choć może raczej chodzi o uczucie pustki w sercu? Z każdą kolejną powieścią dotyczącą tematyki wojennej to uczucie się pogłębia, a nieodłącznie składają się na nie zaskoczenie, niezrozumienie, złość. Tych negatywnych emocji wciąż jest więcej, a jednak czuję nieustającą potrzebę, by po takie książki sięgać. Zwłaszcza, kiedy tak jak w przypadku „Dziewczyny z Krakowa”, są one poruszające i pozwalają nieco pogłębić wiedzę.


Rosenberg oferuje nam niezwykłą literacką podróż, dzięki której poznajemy miejsca, zgłębiamy ludzkie uczucia, ocieramy się o wydarzenia historyczne. Z niezwykłą wyobraźnią, bogatą wiedzą i wspaniałym przygotowaniem oferuje czytelnikowi dość zaskakującą mieszankę, wielokrotnie szokującą i skłaniającą do przemyśleń. Mnogość poruszanych przez niego tematów, ich zestawienie, niezwykłość czasów, do których wraca, sprawia, że nie sposób przejść obok tej lektury obojętnie. I nawet, kiedy wydaje nam się, że niektóre kwestie niekoniecznie nas przekonają, warto spróbować. Przekonałam się o tym na własnym przykładzie.



Podążając za tytułową „Dziewczyna z Krakowa” przenosimy się w wojenne czasy trosk, braków, strat, a przede wszystkim niekończących się obaw. Rosenberg odmalowuje niezwykle smutny obraz, sprawiając, że emocje towarzyszące podczas czytania zaskakują i biorą górę nad czytelnikiem. Stworzony przez niego klimat bardzo wyraziście podkreśla to, z czym kojarzy nam się wojna, mocno akcentując śmierć, biedę, pustkę i wszystkie negatywne zjawiska, jakie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Mimo że nie są to tematy sympatyczne, gorąco wierzę, że warto do nich wracać, wiedzieć albo dopiero się dowiadywać, zadawać pytania i szukać odpowiedzi. Myślę, że ta powieść nam to umożliwi.





Wielkie wrażenie wywołał na mnie sposób, w jaki Rosenberg wykreował swój książkowy świat. Czytałam już wiele powieście wojennych i żadna nie pozostawiła mnie obojętną, a jednak ta wydaje się nieco inna. Autor pisze z wielkim przekonaniem i dużą wiedzą. Przekazuje swą dojrzałość i doświadczenie. Widać, że na karki powieści przelał emocje, że jego również ta opowieść wzruszyła, a te wzruszenia wplótł w historie swoich bohaterów. Nieco się martwiłam, kiedy przeczytałam, że powieść zawiera nutę erotyki. Szybko przekonałam się, że dołożono również do niej nieco polityki. A jednak te dwa tematy mnie nie raziły, został zachowany pewien umiar. Co więcej- w moim przekonaniu w interesujący sposób pokazały oblicze wojny, które na polityce w dużej mierze się przecier opierało, a cały ból, smutek i beznadzieja nie odebrała jednak ludziom potrzeby bycia ludźmi- ich emocji, tęsknot, a nawet popędów.

Bardzo podoba mi się grono stworzonych przez autora bohaterów. Ku mojemu zdziwieniu obok „Dziewczyny z Krakowa” postawionych zostało wiele barwnych postaci. Każda z nich musiała podejmować trudne decyzje, mierzyła się z własnymi bolączkami, walczyła o siebie i swoje jutro. Nie każdą z nich łatwo jest polubić, ale książkowe okoliczności sprawiają, że zostajemy zmuszeni popatrzeć na nich z różnych perspektyw. Sama Rita, główna bohaterka tej historii, wywołała we mnie wiele sprzecznych odczuć, niemniej to jedna z bohaterek, o których na pewno szybko nie zapomnę. Silna, zdeterminowana, rezolutna, a nawet trochę zadziorna- będę ją dobrze wspominać.

Rosenberg pokazuje nam swą historię za sprawą różnorodnych bohaterów i jeszcze różniejszych miejsc. To świat wielokrotnie zaskakujący, wywołujący mieszaninę emocji, łączący dobro i zło, najlepsze cechy z najgorszymi instynktami. Czyta się dobrze, choć powoli, niespiesznie. To lektura, którą warto się cieszyć, a także powieść, nad którą warto się pochylić. Mnie podobała się szalenie. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio.