No i już, kolejny miesiąc za nami. Mój lipiec był zaczytany, a Wasz? :)
środa, 31 lipca 2019
wtorek, 30 lipca 2019
Jens Henrik Jensen "Zamrożone płomienie" [recenzja przedpremierowa]
Autor: Jens Henrik Jensen
Tytuł: Zamrożone płomienie
Wydawnictwo: Editio Black
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 537
Gatunek: kryminał
Sytuacja Oxena bardzo się skomplikowała. Mężczyzna,
nie chcąc uciekać do końca życia, staje do nierównej walki. Czym Oxen zaskoczy
czytelnika? I w jaki sposób zostanie zaskoczony on sam?
Przyznam szczerze, że nieco tej lektury się obawiałam,
jak to często bywa w przypadku książek wieńczących daną serię. Poprzednie
części wywarły na mnie duże wrażenie, w związku z czym liczyłam na jeszcze
więcej- wrażeń, niespodzianek, przygód i mroku. I liczyłam także na osobę Oxena,
który kojarzy mi się szczególnie pozytywnie za sprawą pewnego podobieństwa do
jednego z moich ulubionych bohaterów literackich (Jack Reacher z książek Lee
Childa).
„Zamrożone płomienie” rozwijają się dość powoli. Nie można
jednak mieć o to do autora pretensji, bowiem w ten sposób buduje on nastrój
oraz pogłębia napięcie. Akcja rozwija się spokojnie, jednak ciężko oprzeć się
wrażeniu, że to tylko cisza przed burzą, a najgorsze i najciekawsze dopiero
nadejdzie. Zarówno najnowsza książka Jensena, jak i jej poprzedniczki, robi
wrażenie swą objętością. Podczas lektury, ciesząc się opisywaną historią, doceniamy,
że autor tych stron sobie nie żałował.
Jensen przyzwyczaił mnie już do tego, że przygody
Oxena zaskakują nieprzewidywalnością i niebanalnością. Choć mogłoby się
wydawać, że autor nie będzie w stanie już więcej zaszokować czytelnika, to
kolejne zwroty akcji oraz zmiany fabularne sprawiają, że znów rozdziawiamy buzię.
Widać, że Jensen przygotował się do pisania tej opowieści, znajdując miejsce
dla każdego, nawet najdrobniejszego szczegółu. Dzięki temu całość wydaje się
kompletna, dopracowana i wartościowa.
Przyjemnie jest powrócić do znajomych bohaterów. Spotykając
się z nimi po raz trzeci, czułam, że faktycznie zdążyłam już ich nieźle poznać,
a wszystko, co ich spotkało, mocno nas połączyło. Duże znaczenie ma w tym
miejscu bez wątpienia fakt, że postacie stworzone przez Jensena zostały
znakomicie zbudowane i wykreowane w taki sposób, by wywołać emocje. Za tymi
bohaterami kryją się konkretne historie, które poznajemy na stronach powieści-
historie, które ich ukształtowały i wpłynęły na podejmowane przez nich decyzje.
Seria napisana przez Jensena stanowi przyjemne połączenie
sensacyjnej historii, z kryminalnymi watkami i politycznym tłem. Taka mieszanka
mogła okazać się wybuchowa i rzeczywiście taka była, ale w bardzo pozytywny
sposób. Lubię książki, w których wiele się dzieje, różne gatunki są mieszane,
autor bazuje na wyobraźni i uzupełnia ją znakomitym stylem. W żadnej części
tego nie zabrakło.
„Zamrożone płomienie” to nie tylko rozwój akcji i
następne niespodzianki. To także uzupełnienie dla rozpoczętych wcześniej wątków
i odpowiedzi na pojawiające się w głowach czytelników pytania. To bardzo dobre,
dające do myślenia i zaskakujące zakończenie. Świetny finał.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio Black.
sobota, 27 lipca 2019
Stephen Westaby "Kruche życie"
Autor: Stephen Westaby
Tytuł: Kruche życie
Wydawnictwo: SQN
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 384
Gatunek: literatura faktu
Stephen Westaby, znany kardiochirurg, dzieli się z
czytelnikami wspomnieniami, refleksjami i przeżyciami z sal operacyjnych i
szpitalnych korytarzy.
Literatura faktu to jeden z tych gatunków, których
nigdy nie mam dość. Przede wszystkim ze względu na fakt, że tego typu powieści
niosą olbrzymie możliwości- poznania intrygujących osób oraz zgłębienia
interesujących tematów. W ostatnim czasie szczególnie chętnie zaś sięgam po
historie opowiadane przez lekarzy. Mam wrażenie, że one po prostu zbliżają mnie
do ludzi, a ich autentyczność i szczerość wywołuje we mnie mnogość emocji.
„Kruche życie” to powieść napisana przez Stephena
Westaby’ego, znanego kardiochirurga. Książka bardzo przypadła mi do gustu już
od samego początku i chętnie podążałam za opisami i refleksjami autora, choć
prawdę mówiąc czasami wcale nie było łatwo. Dlaczego? Bo lektura ta stanowi
niezwykłe połączenie poruszających serce historii, wielkich wzruszeń oraz
wzlotów i upadków i choć są one opisane fantastycznie, to momentami przytłaczać
może medyczna terminologia i szczegóły dotyczące kolejnych zabiegów.
Westaby stara się jednak, by swoją opowieścią zanadto
nie zmęczyć czytelnika. Chętnie tłumaczy na czym dokładnie polegają opisywane
działania i przybliża znaczenie poszczególnych określeń. Lektura z pewnością
okazałaby się bardziej zrozumiała dla osób związanych z medycyną, ale nie tylko
one mogą czerpać z niej przyjemność. Uparcie i konsekwentnie podejmowałam
wysiłek mierzenia się z przedstawianymi historiami, raz po raz zdając sobie
sprawę, że bicie serca, o którym na co dzień wcale się przecież nie myśli, ma przecież
ogromne znaczenie.
Bardzo podoba mi się sposób, jaki autor książki wybrał
w celu przybliżenia nam swojego życia i zawodowego doświadczenia. Kolejne
rozdziały to piękne, mądre i zaskakujące historie, w których przyszło mu
uczestniczyć. Wydarzenia, jakie wciąż pozostają w jego pamięci żywe mimo upływu
lat. Emocjonalne i poruszające fragmenty codzienności, jakich nie można z
niczym porównać. W czasie czytania widać, jak mocno Westaby poświęcił się dla
pacjentów, jak bardzo przeżywał wszystkie dobre i złe momenty. Czuć
towarzyszące mu poruszenie, widać dumę z podejmowanych decyzji, ale także złość
wynikającą z niepowodzeń.
Autor książki opowiada bardzo zajmująco. Miłość do
wykonywanego zawodu, związane z nim wspomnienia i pojawiające się podczas tej
długiej podróży refleksje sprawiają, że całość ma charakter osobisty i szczery.
Westaby dzieli się z nami istotnym fragmentem swego życia i robi to
przekonująco, otwierając się i nie robiąc niczego na siłę. Czasami daje ponieść
się emocjom, pozwala sobie na przekleństwo, ale widać, że to nie jest na pokaz,
że przemawiają przez niego lata cennych doświadczeń.
Sama postać Westaby’ego zrobiła na mnie ogromne
wrażenie. Uwielbiam inteligentne, silne, odważne i konsekwentne postacie, które
dumnie kroczą ścieżką pozwalającą na osiągnięcie upragnionego celu, krok za
krokiem. A jeszcze przyjemniej patrzy się na osoby, które próbują zmienić świat
na lepszy, dać z siebie więcej i zrobić coś dobrego dla innych. Autor nie
opisuje tylko przeżyć z sal operacyjnych, on poświęca uwagę także zmianom,
jakie zaszły w kardiochirurgii, dzieli się swoimi pomysłami, które ulepszyły i
unowocześniły tę dziedzinę.
„Kruche życie” to piękna opowieść. Wymagająca czasu i uwagi,
ale szalenie istotna i prawdziwa. Takim historiom powinno się poświęcać czas i
takimi ludźmi warto się inspirować. Westaby zwraca uwagę czytelnika na co, to
ważne, popycha nas w stronę lepszych decyzji, działa motywacyjnie. Dla mnie ta
powieść to prawdziwa perełka. Serdecznie Wam ją polecam.
Książkę do recenzji otrzymałam dzięki uprzejmości portalu sztukater.pl.
czwartek, 25 lipca 2019
Dominika Buczak "Plac Konstytucji"
Autor: Dominika Buczak
Tytuł: Plan Konstytucji
Wydawnictwo: Wielka Litera
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 320
Gatunek: literatura współczesna
Rok 1952 to szczególny czas dla Warszawiaków. Utworzenie
Placu Konstytucji i Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej zwiastuje nadejście
zmian. W tym wszystkim swoje miejsce próbuje odnaleźć młodziutka Mania,
zaangażowana społecznie i popierająca nowy ustrój. Tylko czy wszystko potoczy
się zgodnie z założeniami dziewczyny? I czy rzeczywiście ten nowy świat
zasługuje na takie oddanie?
„Plac Konstytucji” okazał się dla mnie atrakcyjnym
połączeniem niebanalnej powieści obyczajowej oraz subtelnej lekcji historii. I choć
nieco się tego tytułu obawiałam, martwiąc się o kontekst minionej dawno epoki,
to opowieść ta okazała się o wiele łatwiejsza w odbiorze, niż mogłam się tego
spodziewać. Być może wynika to z faktu, że autorka dobrze tę historię
przemyślała, przygotowując się do odpowiedniego przedstawienia jej
czytelnikowi. A może po prostu magia polega nie tyle na samym pomyśle, co na
sposobie, w jaki został on rozpisany?
Buczak snuje swą opowieść w przyjemnym, lecz zmiennym
tonie. Czasami więcej w niej jest obyczajowości, miejscami przeważa polityczny
akcent, a wspomnienie minionych czasów wybrzmiewa swoim rytmem. Podążając za
autorką wracamy do tych lat, które znamy jedynie z opowieści, choć na stronach
powieści nabierają one barw i wyrazistości. Autorka pięknie się w tę historię
wczuła, znakomicie przekazała fakty, mądrze opowiedziała o tym, o czym
rzeczywiście warto wiedzieć.
Mimo że znaczące miejsce zajmują w powieści zmiany
zachodzące w państwie i ustroju, to nie można jednak powiedzieć, by polityka
wysuwała się na pierwszy plan. To raczej żywe odmalowanie czasów, w jakich
przyszło żyć głównej bohaterce. Odważne, ale przy tym dość stonowane ukazanie
trudnych realiów i przedstawienie faktów, o których niekoniecznie chciałoby się
pamiętać. Niewiele jest podobnych powieści, bowiem niewielu autorów decyduje
się zadać sobie podobny trud. Powrócić do tego, co było, zmierzyć się z
historią, wskazać wzloty i upadki.
Bez wątpienia zaś największą zaletę powieści stanowi
natomiast osoba głównej bohaterki. Odważna, konsekwentna, ale przy tym bardzo
ludzka i przypominająca nas samych. Buczak pozostawiła jej sporo miejsca na
błędy, pozwoliła wyciągać wnioski i uczyć się na naszych oczach. Pokazała zmiany
zachodzące nie tylko w Polsce, ale i w niej samej. Konieczność dopasowania się,
odnalezienia, akceptacji. I wybory. Całe mnóstwo wyborów, których konsekwencji wcale
nie było łatwo przewidzieć.
W moim odczuciu „Plac Konstytucji” jest lekturą dość
wymagającą i z tego też powodu nie jestem pewna, czy przypadnie do gustu
wszystkim. Mam wrażenie, że coraz częściej decydujemy się na lektury
niezobowiązujące, nieskłaniające do refleksji, lekkie i przyjemne. Powieść
autorstwa Buczak stanowi natomiast konieczność zmierzenia się z historią, próbę
zrozumienia, jak było i jak jest. To ukazanie wszystkich, lepszych i gorszych,
zmian, odbudowanie państwa i społeczeństwa. Można w niej znaleźć wiele dla
siebie, ale też coś od siebie trzeba w tym przypadku dać. Trochę skupienia, namysłu,
zadumy.
Buczak napisała książkę, która bardzo się wyróżnia. Już
patrząc na jej okładkę można założyć, że to coś innego, świeżego,
nieschematycznego. I właśnie te określenia moim zdaniem pasują do tej historii.
Być może nie przekazałam dokładnie tego, co chciałam, czuję jednak, że tyle
wystarczy. Mam nadzieję, że rozbudziłam Waszą ciekawość.
Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Wielka Litera.
środa, 24 lipca 2019
WYMIANA KSIĄŻEK
Jeśli podobnie jak ja lubicie wymieniać się książkami, a coś z mojej półki wpadło Wam w oko, piszcie do mnie proszę na maila: rudarecenzuje@gmail.com.
Więcej książek znajdziecie tutaj http://lubimyczytac.pl/polka/6112867/wymienie/lista.
wtorek, 23 lipca 2019
poniedziałek, 22 lipca 2019
Melinda Gates "Moment zwrotny"
Autor: Melinda Gates
Tytuł: Moment zwrotny
Wydawnictwo: Zyska i S-ka
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 332
Gatunek: autobiografia/literatura faktu
Melinda Gates na co dzień zajmuje się prowadzeniem
założonej na rzecz kobiet fundacji. Przez wiele lat zgłębiła problemy
występujące w globalnej skali, codziennie szukając nowych rozwiązań i oferując
niebywałe wsparcie.
Choć chętnie sięgam po literaturę faktu i historie z życia
wzięte, rzadko kiedy po lekturze czuję, że dany tytuł faktycznie otworzył mi
oczy. Takie wrażenie odniosłam natomiast przy okazji poznawania „Momentu
zwrotnego”. Nigdy wcześniej nie zainteresowałam się osobą Melindy Gates,
przekonałam się natomiast, że to inteligentna, otwarta i inspirująca kobieta,
której głębokie przemyślenia, zrealizowane pomysły i wielkie plany bardzo mnie
zaintrygowały.
W swojej książce autorka połączyła szereg niezwykle interesujących
tematów, oddając tym samym głos wszystkim poszkodowanym, niezauważanym oraz
zepchniętym na boczny tor kobietom. Na kolejnych stronach poznajemy pozornie
zwyczajne kobiety, które jednak za sprawą okoliczności, w jakie zostały
uwikłane, śmiało mogłyby pretendować do miana bohaterek. Każdy z nas nieco się
orientuje, jak wygląda sytuacja kobiet w krach rozwijających się, jednak po
lekturze tej książki uświadomiłam sobie, że moje pojęcie na ten temat jest
raczej zawstydzające, a ilość posiadanych informacji mniejsza, niż mogłabym się
spodziewać.
Takie historie siłą rzeczy wywołują duże emocje. Szczególnie,
kiedy uświadamiamy sobie, jak niewiele niektórzy posiadają i jak
niesprawiedliwie zostali potraktowani. Za sprawą opisywanych kwestii Melinda
Gates wywołała we mnie ogrom przeróżnych odczuć, które jednak skupiały się
wokół pojęć negatywnych. Zaniepokojenie, złość, oburzenie i smutek mieszały się
we mnie, buzując coraz mocniej wraz z zagłębianiem się w kolejne rozdziały, a
trzeba przyznać, że każdy kolejny jest niemniej interesujący od poprzedniego.
Nie byłam do końca pewna, czego mogę spodziewać się po
tej powieści. Bałam się, że sposób przedstawienia działań fundacji małżeństwa Gatesów
okaże się mało interesujący i angażujący. Tymczasem pani Gates opowiada
naprawdę ciekawie i szczerze. Choć momentami przytłaczał mnie ciężar
podejmowanych tematów, to treść była na tyle absorbująca, że nie miałam chęci
czy potrzeby, by od tej książki się odrywać. Zainteresowała mnie na tyle, że
chętnie brałam ją do ręki i w czasie podróży, i w pracy, odrywając się od
życia, które toczyło się tuż obok mnie, zupełnie się wyłączając.
„Moment zwrotny” to przedstawienie aktualnych
światowych problemów dotyczących sytuacji kobiet i pokazanie w jaki sposób
autorka, za sprawą założonej z mężem fundacji, próbuje sobie z nimi poradzić. Widać,
że działania dobroczynne stały się sensem jej życia, a do każdej sprawy podchodzi
z wielkim sercem i pięknym zaangażowaniem. Podczas lektury nie czułam, że Gates
się wywyższa czy że czuje się lepsza dzięki temu, co robi, lub co posiada i
może zaoferować. Nie. To po prostu wspaniała osoba, w dużym doświadczeniem i
dużą klasą.
Ta powieść to poruszająca, ale i inspirująca historia,
która uświadamia, że choć na świecie nie brakuje problemów, a kobiety każdego
dnia muszą o siebie walczyć, to jednak jest ktoś, kto stara się poprawić ich
los. Gates nie pozwala sobie na obojętność. A jeśli my nie możemy pomóc w taki
sposób jak ona, to powinniśmy chociaż docenić to, co mamy i każdego dnia
pamiętać, w jak komfortowych warunkach możemy żyć. Gorąco Wam ten tytuł polecam.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
niedziela, 21 lipca 2019
Tommy Orange "Nigdzie indziej"
Autor: Tommy Orange
Tytuł: Nigdzie indziej
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 392
Gatunek: literatura współczesna
Dwunastu Indian i nadchodzący wielkimi krokami zjazd
plemienny. Jakie mają powody, by się tam znaleźć? Co przyciąga ich do tego
wydarzenia? Czy nie pożałują swojej obecności?
„Nigdzie indziej” to powieść, która po prostu coś w
sobie ma. Choć wypadałoby raczej powiedzieć, że ma w sobie wiele- refleksji,
emocji, mądrości, informacji. I ciężko uwierzyć, nawet przez chwilę, że ta
opowieść jest literackim debiutem Tommy’ego Orange.
Autor skleił tę historię z wielu różnych fragmentów, a
te mniejsze i większe kawałki składają się na interesują, ale też zadziwiającą
całość. Każdy taki okruch, stanowiący jeden podrozdział, to głos oddany
kolejnego bohaterowi. Bo w tej powieści ciężko doszukiwać się postaci na
pierwszym planie, nikt nie zajął najważniejszego miejsca. Tutaj każdy otrzymał
swoją rolę, pokazując czytelnikowi, jakie miejsce zajmuje we współczesnym
świecie.
I mam ochotę powiedzieć, że właśnie o tym jest ta
książka- o dzisiejszych czasach, które często okazują się nieprzychylne i
nieprzyjemne. O niekończącej się potrzebie odnajdywania własnej przestrzeni. O
walce o siebie i innych. A także o poczuciu tożsamości i pragnieniu
przynależności. Tommy Orange opowiada nam o Indianach, ich krzywdach, upadkach,
niedoli i problemach. Pokazuje, że są ludźmi podobnymi do nas samych, w żadnym
wypadku nie gorszymi, a tym samym stawia sobie poprzeczkę bardzo wysoko.
Wydaje się, że tej historii po prostu nie można było
opowiedzieć inaczej. Każdy bohater idealnie wpisuje się bowiem w obraz, jaki
autor chce nam przedstawić. Ich opowieści świetnie sprawdzają się jako krótkie
opowiadania, ale znakomicie zgrywają się także w całość. Mam wrażenie, że każda
z postaci reprezentuje inny problem, zwracając uwagę czytelnika na kwestie o
których na co dzień nie myśli, bo i dlaczego miałby?
Orange rozprawia się z bolesną historią robiąc to
przekonująco, z pasją i bezkompromisowo. Nie chowa się za żadnym tabu, nie
przemilcza mniej komfortowych spraw, nie unika niewygodnych tematów. Zdecydował
się na realizacje trudnej historii i
rzeczywiście dostarcza nam ją z całym smutnym bagażem. A bagaż ten jest
szalenie ciężki, bowiem pomieścić musi wspomnienie izolacji, prześladowań,
samotności. Nie mówiąc już o próbie odnalezienia się w tym wszystkim,
znajdywaniu w sobie szacunku dla tradycji i kultury, i siły, by te wartości
cenić i kontynuować.
„Nigdzie indziej” to wartościowe i intrygujące
połączenie świetnie skonstruowanych sylwetek bohaterów, pogłębionego tła
historycznego oraz ambitnej tematyki charakterystycznej dla literatury
obyczajowej z wyższej półki. Można by pomyśleć, że autor próbuje coś nam
udowodnić. Ale czemu właściwie nie miałby tego robić? On nie chowa głowy w
piasku, nie udaje, że nic się nie wydarzyło, próbuje zrozumieć i pamięta dla
innych.
Debiut Tommy’ego Orange to pozycja niewątpliwie
wyróżniająca się na rynku wydawniczym. Mądra i
potrzebna. Warto dawać szansę takim tytułom.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
czwartek, 11 lipca 2019
Emma Viskic "Zatoka milczenia"
Autor: Emma Viskic
Tytuł: Zatoka milczenia
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 352
Gatunek: kryminał
Niesłyszący Caleb próbuje rozwiązać zagadkę śmierci
swojego przyjaciela. Przeszkody pojawiające się na jego drodze oraz
niepełnosprawność skutecznie mu to zadanie utrudniają.
„Zatoka milczenia” to jeden z tych tytułów, które
podzieliły czytelników. Ciężko jest mi się dziwić, bowiem i ja mam mieszane
uczucia po przeczytaniu tej książki. Wydaje mi się, że to jeden z tych
przypadków, kiedy autor nie wykorzystuje potencjału przygotowanej historii.
Wielka szkoda.
Podoba mi się, że autorka oddała głos niesłyszącemu
bohaterowi. Dawno nie spotkałam się z taką osobą w literaturze, a już raczej
nigdy z sytuacją kiedy człowiek z taką niepełnosprawnością próbuje na własną
rękę rozwiązać zagadkę kryminalną. Uważam, że kreacja głównego bohatera jest
najmocniejszą stroną powieści, szczególnie, że Viskic bardzo dobrze udało się
oddać emocje i problemy Caleba. Na stronach powieści obserwujemy codzienną
walkę o normalność i za to bez wątpienia autorka zasłużyła na plusa.
Nie jestem natomiast pewna, czy kreując takiego bohatera,
autorka nieświadomie się nie pogrążyła. Ciężko bowiem za nim nadążyć.
Prowadzona przez niego narracja wprowadza do akcji bałagan, miejscami jest
niezrozumiała, a odnalezienie się w jego myślach mocno utrudnione. Zdarzyło mi
się, że musiałam się cofać, bo niektóre elementy nie chciały się złożyć w
pasującą całość, a mimo tego nie mogłam się w tej opowieści odnaleźć. Dużo w
niej chaosu, a dość szybki rozwój akcji, który powinien być atutem znowu obraca
się w tym przypadku na niekorzyść autorki.
Widać, że Viskic starała się, by akcja powieści była
dynamiczna i energiczna, jednak mam wrażenie, że nie wyszło tak, jak
zaplanowała. Z jednej strony, czyta się szybko i nawet całkiem nie najgorzej,
nie skupiamy się bowiem na wątkach pobocznych i unikamy przydługich
charakterystyk bohaterów. Z drugiej zaś strony czegoś brakuje, a potrzeba
prowadzenia żywiołowej i zaskakującej fabuły, sprawia, że wątki zaczynają się
rwać, można by odnieść wrażenie, że części rzeczy trzeba się domyślić lub je
sobie dopowiedzieć, a tak być nie powinno.
Myślę, że „Zatokę milczenia” najlepiej wpisać w
kategorię książek lekkich i raczej niezobowiązujących. Sama poświęciłam się tej
lekturze na plaży i w tym miejscu ona rzeczywiście całkiem nieźle się
sprawdziła. Niestety nie miałam już chęci kontynuować jej w domu. A kiedy
pojawiają się pierwsze wątpliwości, ciężko jest znowu poczuć entuzjazm i
przypomnieć sobie o zaletach utworu.
Jak wspomniałam na początku, uważam, że autorka nie
wykorzystała potencjału tej historii. Niestety widać, że jest to jej debiut.
Choć w opowieści można doszukać się zapowiedzi rozwoju, to tej książce sporo
zabrakło. Nie jestem tylko pewna, czy autorka dała z siebie zbyt mało, czy
przedobrzyła. Tytuł ten może przypaść do gustu osobom, które z kryminałem nie
mają do czynienia na co dzień, raczej na pewno zaś nie sprawdzi się w przypadku
tych wybierających tego typu książki zdecydowanie częściej.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Muza.
środa, 10 lipca 2019
Melinda Leigh "Proś o wybaczenie" [recenzja przedpremierowa]
Autor: Melinda Leigh
Tytuł: Proś o wybaczenie
Wydawnictwo: Editio Black
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 380
Gatunek: kryminał
Młoda prokurator, Morgan Dane, próbuje ułożyć sobie
życie po tragicznej śmierci męża. Kobietą wstrząsa informacja, że opiekunka jej
dzieci została brutalnie zamordowana, a o jej zabicie policja podejrzewa
przyjaciela rodziny. Po czyjej stronie powinna stanąć Morgan?
„Proś o wybaczenie” to pierwsza część kryminalnego
cyklu z Morgan Dane, młodą prokurator. Każdy wstęp do nowej serii potrzebuje
przybliżenia postaci głównych bohaterów, głębszego pochylenia się nad ich
życiem oraz nawiązywanymi relacjami i zgromadzonymi doświadczeniami. W
najnowszej powieści Melindy Leigh nie zabrakło tych elementów. Autorka postarała
się, by czytelnicy mieli możliwości zbliżenia się do Morgan i wyrobienia sobie
opinii na jej temat.
Muszę przyznać, że to taka postać, której niewiele
można zarzucić. Silna, interesująca, na życiowym zakręcie, ambitna, lojalna,
pracowita, rodzinna… Wachlarz jej zalet jest wprost imponujący. Nie dziwi więc,
że bohaterka ta wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie. Podążając jej tropem,
uważnie śledząc jej poczynania i oceniając trafność podejmowanych przez nią
decyzji, chętnie angażujemy się w akcję powieści, próbując połączyć elementy
rozsypanej układanki na własną rękę. A wbrew pozorom nie jest to wcale zadanie
łatwe.
Choć od początku utwór autorstwa Leigh czytało mi się
bardzo dobrze, nieco się obawiałam, że postać mordercy nie okaże się dla mnie
niespodzianką. Miałam wrażenie, że wyboru po prostu należy dokonać pomiędzy
przewijającymi się kolejno podejrzanymi, a nie do końca widziałam w tej roli
żadnego z nich, choć autorka umiejętnie wskazywała na nich palcem.
Niespodzianka na końcu sprawiła, że lista zalet powieści się wydłużyła.
Na plus można autorce zapisać oczywiście interesująco
poprowadzone śledztwo. Na akcję powieści składa się kilka wątków, które razem
świetnie się przeplatają i dobrze uzupełniają. Interesującym pomysłem okazało
się wielowymiarowe poszukiwanie podejrzanego, ukazujące prace prawników,
prokuratorów oraz policjantów. Taka mieszanka sprawia, że całość nabiera
charakteru, staje się bardziej dynamiczna i ujmująca.
Nie ukrywam, że wolę bardziej skomplikowane i bardziej
krwawe historie, nie zmienia to jednak faktu, że powieść okazała się
interesująca i zajmująca. Leigh stworzyła dopracowany kryminał, w którym ciężko
doszukiwać się niedociągnięć czy pomyłek. Akcja powieści rozwija się dość
szybko, sporo się dzieje, kolejnych podejrzanych nie brakuje, zakończenie
okazuje się sporym zaskoczeniem. A całość uzupełniona została o fragmenty z
pobytu podejrzanego w więzieniu oraz refleksje sprawcy. Sporo miejsca zostało
poświęcone także wątkowi romantycznemu, który łagodzi akcję i sprawia, że książka
może się okazać dobrym wyborem dla osób, które na co dzień stronią od podobnych
powieści.
Co ważne, autorka ma lekki i przyciągający styl. Jej
historię czyta się szybko i przyjemnie. Nie dłuży się, a czytelnik nie ma
poczucia straconego czasu.
„Proś o wybaczenie” to subtelny kobiecy kryminał.
Nieprzekombinowany, nie ociekający krwią, nastawiony na rozwiązanie zagadki, a
nie zaszokowanie czytelnika. Ta książka zdecydowanie może się podobać.
Za możliwość poznania tego tytułu dziękuję Wydawnictwu Editio Black.
wtorek, 9 lipca 2019
Kinga Kosińska "Beza"
Autor: Kinga Kosińska
Tytuł: Beza
Wydawnictwo: Linia
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 100
Gatunek: literatura współczesna
Iwona ma zespół Downa. Tyle widać na pierwszy rzut
oka. Ale co kryje się pod zespołem?
„Beza” to jedna z tych książek, które w niewielkim
formacie kryją wielki przekaz. To opowieść, o jakiej chciałoby się pisać,
rozmawiać, opowiadać, ale wcale nie jest tak łatwo. Bo co my tak naprawdę możemy
wiedzieć o tym, co przeżywa Iwonka, kim jest, o czym marzy?
Kinga Kosińska oddaje w tej powieści głos tym, którym
naszym zachowaniem często udowadniamy, że na ten głos nie zasługują. Zwraca uwagę
czytelnika na bolesny i niewygodny, ale aktualny i szalenie ważny problem. Pozwala
by Iwonka wykrzyczała się na kartkach jej powieści, podkreślając, że choćbyśmy
chcieli o tym zapomnieć, ona jest jedną z nas.
Nie mam w swoim otoczeniu osób zmagających się z
zespołem Downa. Choć już patrząc na tych z innymi chorobami zdążyłam zrozumieć,
że życie jest po prostu niesprawiedliwe, a my, ludzie, często wcale nie
ułatwiamy. Mijają lata, ale niewiele się zmienia. Chorzy zawsze pozostają
chorymi i zawsze krąży nad nimi widmo odbijanych w ciele i na twarzy schorzeń. Mówi
się jednak, że inny nie znaczy gorszy. I tak najlepiej podsumować tę książkę. Tak
najsensowniej zachęcić do lektury.
Kosińska przedstawia nam bardzo wyrazistą i realną
bohaterkę, która obserwuje świat oczami osoby z tym charakterystycznym zespołem,
przez co ludzie nie traktują jej poważnie. Tymczasem Iwona ma wiele do
przekazania i zaoferowania. Skrywa przepiękne wnętrze, niebanalne przemyślenia
i duże wzruszenia. Podczas lektury ta bohaterka rysuje nam się jak żywa. Autorka
nadała jej bowiem niezwykle realny, wyrazisty i autentyczny wymiar.
„Beza” to taki pamiętniczek osoby chorej. Pisany w
pierwszej osobie, skłaniający do podążania jej śladem. O bardzo mocnym
przekazie. Złożony z fragmentów, interesujących samych w sobie, ale składających
się także na kompletną i dopracowaną całość. Zawsze mnie zadziwia, że nieduże
książeczki mogą w sobie tak wiele zawierać i na tak długo ze mną zostawać. Przeczytana,
zapamiętana i nie odłożona tak po prostu na półkę. Zajmująca mało, ale
jednocześnie wiele miejsca.
Kosińska zrobiła na mnie wrażenie nie tylko za sprawa
wyboru tematu, ale również sposobu, w jaki go przedstawiła. Autorka pisze
naprawdę mądrze i pięknie. Czyta się ją z dużą przyjemnością. Z gracją dobiera
słowa, lekko przelewa myśli na papier, przyjaźnie trafia do serca czytelnika.
Jeśli jeszcze nie wyraziłam się dostatecznie jasno, to
czas, by podkreślić, że polecam Wam te powieść serdecznie. Warto spędzić z nią
kilka chwil, a potem się zastanowić. Tylko może nie nad innymi. Tylko nad sobą.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Linia.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Linia.
niedziela, 7 lipca 2019
Shaun Bythell "Pamiętnik księgarza"
Autor: Shaun Bythell
Tytuł: Pamiętnik księgarza
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 388
Gatunek: autobiografia
Shaun Bythell to właściciel antykwariatu, który dzieli
się z czytelnikami szczegółami dotyczącymi dni spędzonych za ladą sklepu z
książkami.
„Pamiętnik księgarza” to książka, która wzbudziła we
mnie dość mieszane emocje. Z pewnością zaś nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań i nie wywołała efektu wow. Nie
znaczy to natomiast, że ta lektura kojarzyć się może z całkowitą stratą czasu.
Z pewnością znajdzie swoich wielbicieli, bowiem jest kilka elementów, które
można policzyć autorowi na plus. Chętnie więc od nich zacznę.
Bardzo cenię sobie wszelkie historie prawdziwe oraz te
oparte na faktach. Cieszę się, że Shaun Bythell postanowił podzielić się z nami
swoimi przemyśleniami. Nie ukrywam, że kilkakrotnie zastanawiałam się, jakby to
było móc prowadzić sklep z książkami, przebywać wśród tych cudownych utworów
całymi dniami, rozmawiać o nich z innymi czy czasem móc zasugerować jakiś
tytuł. A relacja kogoś, kto w ten sposób rzeczywiście zarabia na życie, okazała
się dla mnie zatem całkiem interesującym doświadczeniem.
Bardzo odpowiada mi również taka pamiętnikowa forma.
Krótkie relacje z poszczególnych dni. Anegdotki, fakty, refleksje, wspomnienia.
Takie ciekawe i możliwe podsumowanie kolejnych godzin pracy i miesięcy
spędzonych w tym samym miejscu. Można poczytać chwilę, odłożyć, następnie
wrócić za jakiś czas niczego nie tracąc. Dobry pomysł na przedstawienie tego
typu historii.
I czyta się to także dość szybko, całkiem przyjemnie i
raczej niezobowiązująco. Bythell bowiem mówi na temat, nie wplata zbyt wielu
zbędnych informacji, można nawet odnieść wrażenie, że z czasem w tej opowieści
nieco się rozkręca, jego ton staje się bowiem bardziej sarkastyczny, a opowieść
nabiera pewnego dystansu do tego wszystkiego.
Bythell opowiada o swojej pracy i pasji szczerze i
otwarcie. Przedstawia zalety i wady, sugeruje problemy, podkreśla troski i
zmartwienia. Z jego opisów jasno wynika, że wcale nie jest to takie łatwe i
przyjemne zajęcie, jak mogłoby się wydawać. Uświadamia nam, jak trudno pracuje
się z ludźmi i dla ludzi, wskazuje zmiany zachodzące na rynku książki, od czasu
do czasu wplata w swoje przygody różnego rodzaju ciekawostki. I to rzeczywiście
jest całkiem ciekawe, przynajmniej początkowo.
Przede wszystkim zaś czuję się nieco oszukana.
Rekomendacje obiecują bowiem książkę zabawną i dowcipną, wypełnioną
specyficznym poczuciem humoru. Ja podczas lektury nie śmiałam się w ogóle. Co
wywołało u mnie przykrą refleksję, że moje to ja nie mam poczucia humoru? No
nie wiem, w każdym razie ja nie dostrzegłam w tej książce niczego zabawnego.
I mam wrażenie, że nie stałoby się nic złego, gdyby
relacja Bythella straciła na objętości. Nie oszukujmy się, książkowe tematy
stale się powtarzają i przeplatają. Klienci wracają, sposób pozyskiwania nowych
książek przez autora jest ten sam, nawet obroty wydają się być podobne każdego
dnia. To, co na początku wydawało mi się interesujące, z czasem zaczęło mnie
nużyć. I pomyślałam, że tracę czas, choć z szacunku dla autora szkoda było mi
tę powieść odłożyć.
Lubię literaturę faktu i cenię takie szczere
opowieści. Jestem jednak pewna, że w tym gatunku czytelnicy mogą wybierać o
wiele trafniej.
Moją uwagę na tę książkę zwrócił portal www.czytampierwszy.pl.
sobota, 6 lipca 2019
Spencer Quinn "Po dobrej stronie"
Autor: Spencer Quinn
Tytuł: Po dobrej stronie
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 408
Gatunek: literatura współczesna
„Po dobrej stronie” to książka, po którą chciałam
sięgnąć z kilku powodów. Jednym z nich, a może najważniejszym, była
autentyczność i realizm związane z poruszanymi w niej kwestiami. Tematyka
służby w armii, towarzyszące jej odwaga i poświęcenie, konsekwencje takich
wyborów… Ciężko przejść obojętnie obok tych spraw, szczególnie, że są przecież
aktualne i wciąż budzą żywe emocje. Mimo że historia opowiedziana przez Quinn
nie jest pamiętnikiem czy autobiografią, to jednak została opowiedziana w taki sposób,
jakby autor rzeczywiście doświadczył opisywanych wydarzeń.
W kolejnych rozdziałach powieści teraźniejszość LeAnne
przeplata się ze wspomnieniami z dzieciństwa i urywkami z jej misji w
Afganistanie. Taki pomysł na opowiedzenie tej historii bardzo przypadł mi do
gustu, bowiem ten autorski chaos dobrze pasuje do bałaganu, w który zmieniło
się życie kobiety. „Po dobrej stronie” zbudowane zostało z różnych kawałków,
krótszych i dłuższych fragmentów, które wzajemnie się uzupełniają, składając
się na zaskakującą i kompletną całość.
Najnowsza powieść Quinn to dramatyczna wędrówka śladem
złamanej przez los kobiety. Kogoś, kto nie wie, kim jest i kim powinien być.
Kogoś, kto nie pamięta i nie jest pewny, czy chciałby sobie przypomnieć. Błądząc
wraz z nią próbujemy trochę to wszystko poukładać i zrozumieć, znaleźć na
siebie nowy pomysł. I choć może zabrzmi to nieco naiwnie i przesadnie, myślę,
że można się z tą bohaterką utożsamić. Mało kto spośród nas ma lub mógłby mieć
podobne doświadczenia, za to każdy nie raz i nie dwa znalazł się na życiowym
zakręcie i musiał podejmować najtrudniejsze decyzje.
Szczególnie zaś podoba mi się, że w tej książce wojnę
poznajemy oczami kobiety, co przecież wcale nie zdarza się często. Zazwyczaj
wojna przybiera bardziej męskie i bardziej oczywiste oblicze. A przecież my,
kobiety, także potrafimy zaskoczyć, wykazać się odwagą i determinacją, podążać
za marzeniami, realizować cele. Właśnie tak, jak LeAnne…
„Po dobrej stronie” to lektura, która nie jest łatwa i
przyjemna. Nie czyta się jej ekspresowym tempem i nie przebiega z lekkością
kolejnych wersów. Można z niej natomiast wiele wynieść. Ta książka może
zaskoczyć. Podczas lektury dostarcza bowiem emocji, skłania do refleksji i
wywołuje w głowie czytelnika wiele pytań, na które musi sobie odpowiedzieć.
Ciężko tę powieść porównywać i ciężko ją oceniać. Bez wątpienia jednak trzeba
sobie szczerze powiedzieć, że zostało w niej zawarte wiele cennych przemyśleń,
informacji, a może i wskazówek. Tylko trzeba mieć dla niej trochę serca.
Na książkę zwróciłam uwagę dzięki portalowi www.czytampierwszy.pl.
piątek, 5 lipca 2019
Alaitz Leceaga "Las zna twoje imię"
Autor: Alaitz Leceaga
Tytuł: Las zna twoje imię
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 576
Gatunek: literatura współczesna
Alma i Estrella to siostry bliźniaczki. Blisko siebie,
razem, na zawsze. Tylko czy siostrzana więź faktycznie wszystko przetrwa? Czy
kiedy nadejdzie moment wypełnienia przepowiedni nawzajem się ochronią czy
pogrążą?
Po powieść Alaitz Leceagi sięgnęłam kuszona obietnicą
fascynującego połączenia tajemnic i mroku. I z wielką radością muszę przyznać,
że ani przez chwilę nie poczułam się zawiedziona. Podczas lektury, przez cały
czas, towarzyszyło mi przeczucie, że coś niedługo się stanie. Książkowe wydarzenia
zwiastowały ciszę przed burzą, a pozorny spokój tylko pogłębiał klimat pełen
napięcia i niepokoju. Kolejne strony zwiększały moje zaangażowanie w tę
historię, podsycały ciekawość i nie pozwoliły na znużenie czy nudę.
„Las zna twoje imię” to intrygująca mieszanka
tematyczna, w której poruszane kwestie łączą się w zadziwiający sposób. Historia
została zbudowana na bazie znanych, lubianych i ważnych motywów, jakie
uzupełniono nutą magii i sekretu. I choć momentami (szczególnie na początku)
miałam wrażenie, że taki miks jest dość ryzykowny, po zakończeniu lektury
westchnęłam z satysfakcją. Leceaga bowiem wiąże książkowe tematy w sposób nie
tylko interesujący, ale również przemyślany i dojrzały, na każdym kroku, raz za
razem udowadniając, że w tej opowieści nie ma miejsca na przypadek czy
wątpliwości.
Coraz chętniej sięgam po książki reprezentujące różne
gatunki literackie, jednak to mocne, mroczne i emocjonalne historie wciąż
pozostają moimi ulubionymi i to do nich podchodzę z największą werwą. „Las zna
twoje imię” okazał się jedną z takich opowieści. Nie zabrakło mi tajemnic i
sekretów, na stronach książki pojawiły się krwawe plamy, akcja powieści
przyjemnie zmieniała bieg, a magia osnuwała całość odżywczą mgiełką. Dzięki
temu każda czytelniczka może znaleźć w tej powieści coś dla siebie. Nie brakuje
tutaj bowiem również odniesień historycznych czy wątków miłosnych.
Książka Leceagi to moim zdaniem prawdziwa czytelnicza
uczta. Czytałam ją z wielkim zainteresowaniem, ale niespiesznie, dając sobie
czas na spokojne poznanie tej historii, zaangażowanie się w bieg akcji,
zrozumienie motywów bohaterów i lepsze poznanie okoliczności i czasów, w
których sama nigdy nie mogłabym się znaleźć. Choć książka liczy prawie 600
stron, to jej lektura nie dłuży się i nie męczy, co wynika z faktu, że
opisywane sytuacje ciekawią, a bohaterzy wywołują żywe emocje. Ponadto trzeba
dodać, że autorka ma świetny, wyrazisty i niezwykle zajmujący styl, którego
lekkość i płynność wciąż na nowo mnie urzekała.
Powieść ta nie byłaby tak dobra bez znakomitych
sylwetek bohaterów. Nie da się ukryć, że szczególne miejsce zostało poświęcone
kobietom- ich pokazom odwagi, nieprzewidywalnym decyzjom, gorącym porywom oraz wysokim
wzlotom i niskim upadkom. I choć wszyscy bohaterzy zasługują na uwagę, to
właśnie kobiety robią na czytelniku w tym przypadku piorunujące wrażenie. Nie jest
łatwo je lubić, prościej natomiast je zrozumieć i spróbować postawić się na ich
miejscu, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności.
To jeden z tych tytułów, o których nietrudno
powiedzieć wiele dobrego. Świetna powieść do czytania, opisywania i
dyskutowania. Zostaje w pamięci, przyjemnie się ją poleca, może stanowić dobre
porównanie dla innych utworów. Po prostu powinniście ją przeczytać. Jak najszybciej!
Za przesłanie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.
Subskrybuj:
Posty (Atom)