wtorek, 31 stycznia 2017

Styczeń na zdjęciach

Styczeń upłynął mi bardzo szybko, a jeśli chodzi o lektury dosyć owocnie. Nie będę się jednak rozpisywać na temat liczby przeczytanych stron, czy statystyk dziennych :)

Miesiąc rozpoczęłam od niezwykłej opowieści o wodowaniu na rzece Hudson. Bardzo lubię historie oparte na faktach.


Ogromne wrażenie zrobiła na mnie powieść "Sama się prosiła". Przeczytałam ją jednym tchem.


Lee Childowi jestem wierna od ładnych kilku lat :) 


Ciekawy styl i urocza okładka czyli "Zdobywcy oddechu". 


Taki pies mi się marzy.


Fantastyczna polska autorka- najlepszy przykład na to, że warto dawać szansę rodakom.


Chamberlain nigdy mnie nie zawodzi, jak zawsze na wysokim poziomie.


Kolejna piękna opowieść oparta na faktach. Takie scenariusze pisze tylko życie.


Afganistan to miejsce, które zawsze chętnie literacko poznaję. 


"Nieobecna" to wielka perełka, a Agnieszka Olejnik moje nowe odkrycie.


Miesiąc zakończyłam mocną lekturą na ważny temat. 


A jak wyglądał Wasz styczeń?

Jakie perełki Wam się trafiły?

Pochwalcie się :)


poniedziałek, 30 stycznia 2017

W mroku przeszłości



Autor: Andrzej Nowak- Arczewski
Tytuł: Zmiłuj się nad nami
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 256
Gatunek: literatura faktu








Klimontów to miejsce, w którym echo wojny nigdy nie ustanie i nie da o sobie zapomnieć.

Arczewski próbuje przedstawić nam kilka wspomnień i obrazów ze świata, który naznaczony został wojenną przeszłością. Tej przeszłości nie można zignorować, zapomnieć, zepchnąć na dalszy plan. Nie łatwo jest również przejść nad nią do porządku dziennego, dlatego, że wydarzenia, mimo upływającego czasu, wciąż są żywe w umysłach mieszkańców miasta. Niczym ciernie ranią ich serca, niczym upiory z dzieciństwa zalegają w umyśle.

„Okrutne sceny wydostają się tutaj z każdego kąta. Wychodzą na wierzch skrywane skrzętnie tajemnice. Nie dają spokoju, burzą utarty rytm życia, niepokoją, skłócają, irytują”.

Ta książka to zbiór fragmentów niebanalnie ułożonych. To układanka, w której brakuje elementów. Zestaw puzzli, w których pojedyncze pogubiły się, zniszczyły, w dziwny sposób przestały pasować. Nie ma powodów, by doszukiwać się w niej sensu, logiki, pełnego wyjaśnienia faktów, bo wydarzeń, które zdeterminowały życie mieszkańców Klimontowa nie można w żaden sensowny sposób usprawiedliwić czy wyjaśnić.

Arczewski cierpliwie próbuje uporządkować uzyskaną wiedzę, zabierając nas w podróż do świata wypełnionego smutkiem, melancholią, zbrodnią. Rozpytuje mieszkańców Klimontowa, z premedytacją docierając do zakamarków duszy i głębin umysłu. Choć może wcale nie trzeba szukać tak daleko? Niektórzy nie chcą z nim rozmawiać, wolą dusić w sobie żale, poczucie niesprawiedliwości, wyrządzone krzywdy. Inni chętnie dzielą się wspomnieniami, opowiadając o zasłyszanych historiach czy wydarzeniach, których świadkami się stali. I nie, nie muszą wcale szukać w pamięci. Mimo upływu lat wszystko jest żywe i rozpalone, przypomina niezagojone rany i blizny wypalone na skórze ludzkim okrucieństwem.

„W Klimontowie ciągle mówią o dawnych sąsiadach, ale jakby wstydliwie, na ucho, w zaufaniu”.

Nie czyta się łatwo. Nie czyta się szybko. Ta lektura boli, wywiera nacisk, zmusza do refleksji i obcowania z faktami. Nie pozwala zostać obojętnym. Nie umożliwia zrozumienia. Wwierca się w psychikę, napiera na nas przeszłością i zmienia teraźniejszość. Prawda nie wyzwala. Realizm nie oczyszcza. A spowiedź nie przynosi odpuszczenia win.

To w dużej mierze opowieść o nas, Polakach. O tym, jacy potrafimy i możemy być. O lojalności, przyjaźni, wrażliwości na okrucieństwo i chęci niesienia pomocy. Nie znaczy to jednak, że brakuje w niej mroku, zawiści, zdrady, krzywdy. Można by spróbować je wytłumaczyć. Zastanawiać się, skąd tyle nienawiści i agresji. Ale nie można zrozumieć tego, czego nie przeżyło się na własnej skórze.

Tej książki nie można jednoznacznie ocenić, podobnie jak wydarzeń, które naznaczyły przeszłość. To piękne, choć smutne świadectwo wiecznie żywej historii.  Dobrze się jednak stało, że Arczewski podjął próbę wyciągnięcia na światło dzienne drzemiących w mieszkańcach upiorów i że pokazał, iż po wielu latach ludzie wciąż pamiętają. Nie cofniemy czasu, nie zadośćuczynimy, możemy tylko pamiętać i przekazywać informacje dalej. I wracać do książkowych zdjęć, pamiętając uwiecznionych na fotografiach ludzi. Moim zdaniem warto. 


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:



sobota, 28 stycznia 2017

Must read: Luty

Redaktor Marta Witecka odnosi sukces po publikacji książki opartej na historii miasteczka Mille. Na jednym ze spotkań autorskich ekscentryczna czytelniczka prosi ją o pomoc w rozwiązaniu zagadki tajemniczych zgonów. Dziennikarka odmawia. Ale gdy giną kolejne osoby, postanawia rozpocząć prywatne śledztwo, a przy okazji wykorzystać tę historię jako materiał do swojej następnej książki. Marta Witecka wraca do wydarzeń sprzed trzydziestu lat, kiedy na obozie sportowym w Trzciance zawiązało się bractwo młodych sportowców- pod okiem zafascynowanego ich wyjątkowością opiekuna. Nietuzinkowi, hardzi i pewni siebie, ale też uwikłani z rozmaite prywatne problemy, szybko zyskali sławę obozowej elity. Każdy chciał należeć do tego wyjątkowego grona, jednak oni strzegli swoich granic i swojej przyjaźni. Składali przysięgi lojalności, grali w gry, które czasem przynosiły im mnóstwo śmiechu, a czasem…


Maya Stern, była oficer sił specjalnych, niedawno wróciła do domu z misji w Iraku. Pewnego dnia zamontowana w jej domu kryta kamera, mająca śledzić zachowanie opiekunki dwuletniej Lily, nagrywa filmik z udziałem bawiącej się dziewczynki i jej ojca. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie fakt, że Joe został brutalnie zamordowany dwa tygodnie wcześniej. Czy może uwierzyć w to, co widziała? Ale to przecież by oznaczało, że Joe żyje. Czy to w ogóle możliwe? Była przecież naocznym świadkiem jego zabójstwa, a po wszystkim zorganizowała mu pogrzeb. Aby znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania, Maya musi uporać się z mrocznymi tajemnicami z własnej przeszłości. 




Urokliwa sceneria wybrzeża Morza Czarnego oraz wesele przyjaciółki wprawiają Anhusz Czarkudian w nostalgiczny nastrój. Kobieta marzy o życiu poza swoją niewielką, nie dającą żadnych perspektyw, ormiańską wsią. Realia okropnego konfliktu zbrojnego nie pomagają w realizacji celów. Na dodatek Anhusz doskonale zdaje sobie sprawę, że miłość to nieprzewidywalna i nieokiełznana siła. Na przekór społecznym normom, wdaje się w sekretny i niebezpieczny romans z oficerem tureckim. Na tle szalejącej I Wojny Światowej Ormianie są uznawani za nieprzyjaciół stanu, a okrutnym zbrodniom nie ma końca. 


Pociągiem z Kalkuty podróżuje ekscentryczna dziewczyna z kolorowymi nitkami we włosach oraz złotem i srebrem w uszach. Towarzyszą jej trzy matrony wybierające się w pierwszą w swoim życiu wspólną podróż. W Dżarmuli rozśpiewany herbaciarz Johhny Toppo zabawia swoich klientów, a przewodnik świątynny Badal, zakochany w młodzieńcu Raghu, stacza boje ze stryjem. Współczesne Indie kipią życiem, lecz za każdą z tych radosnych historii kryje się głęboko skrywana tajemnica.

Nomi ma siedem lat, gdy wybucha wojna. Dziewczynka traci swoją rodzinę i trafia do aśramy. Jednak również w miejscu objętym pieczą Boga, nic nie jest w stanie obronić jej przed krzywdzącą ręką człowieka. Teraz, jako dorosła kobieta, wraca do Indii, by zmierzyć się ze swoją przeszłością. 




Poruszające wspomnienia z syberyjskiego zesłania. Wyjątkowy powrót po 70 latach na miejsce zsyłki.

W ten sposób powstał unikatowy zapis wspomnień dwojga żyjących uczestników tamtych wydarzeń- Danuty i Bogusława. Ich przeplatające się wypowiedzi malują całościowy obraz najpierw przedwojennego i rodzinnego życia w Hajnówce, potem tragedię wywózki, dramat syberyjskiej tułaczki, powrót do Polski, a wreszcie podjętą po dziesięcioleciach próbę odtworzenia trasy dawnej tułaczki i odwiedzenie miejsc zesłania. 

Kilkunastoletnia Soyara mieszka w Syrii. Gdy wybucha wojna domowa, ginie jej brat, rodzinny dom zamienia się w gruzy, a dziewczyna wraz z matką i rannym ojcem musi uciekać. Trafia do obozu dla uchodźców w Turcji- pobyt jednak zamienia się w piekło. Aby ratować córkę, ojciec decyduje się wydać ją za mąż. Dopiero w drodze do przyszłego męża, Soraya dowiaduje się, że będzie drugą żoną ponad dwukrotnie starszego od siebie mężczyzny. Pierwsza żony i trzy córki nie ukrywają swojej nienawiści. Soraya czuje się jak w pułapce. Czas płynie, a świeżo poślubiony małżonek nie ustaje w zabiegach o jej względy. Dziewczyna dostrzega, że jest kochana, uczy się jak sama może kochać, jej ciało budzi się do miłości. I wtedy po raz kolejny Soraya musi podjąć decyzję, która zaważy na całym jej życiu. 



W lutym tytułów, które mnie interesują jest mniej niż w styczniu, ale doszukałam się kilku perełek. A jak jest u Was?

Na jakie powieści polujecie?

Czy coś z moich propozycji przypadło Wam do gustu?

czwartek, 26 stycznia 2017

Uważaj, czego sobie życzysz




Autor: Agnieszka Olejnik
Tytuł: Nieobecna
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 350
Gatunek: literatura współczesna 






Julia i Julita. Bliźniaczki. Tak podobne zewnętrznie, a tak mocno różniące się podejściem do życia i snutymi marzeniami. Młode, pełne pasji , niezastanawiające się nad konsekwencjami swoich działań.

„Mama chciała, żebyśmy zawsze się dzieliły. Wszystkim”.

O Agnieszce Olejnik słyszałam wielokrotnie, zawsze w samych superlatywach. Czytelniczki zachwycały się jej wspaniałą wyobraźnią i świetnym warsztatem. Kolejne pozytywne recenzje sprawiały, że nabierałam coraz większej ochoty na jej dzieła. Swoją przygodę postanowiłam zacząć od najnowszego utworu pisarki- „Nieobecnej”.

Co najbardziej urzekło mnie w tej powieści? Połączenie wątków kryminalnych z obyczajowymi. Uwielbiam klimatyczne i mroczne książki, które zostają w pewien sposób odciążone przez zachęcające obyczajowe tło. A kiedy ta obyczajowość prowadzi do błędów, zmian akcji i wielkich tragedii, czuje się zachwycona. Nie pozostaje mi nic innego jak stwierdzić, że tym razem otrzymałam kobiecy kryminał w najlepszym wydaniu.

Olejnik stworzyła misterną sieć połączeń, intryg i manipulacji. Bardzo łatwo i szalenie przyjemnie jest zatracić się w tej historii, która choć dosyć nieprawdopodobna, moim zdaniem mogłaby się wydarzyć. I te cząstki realizmu, szczerości, prawdziwego życia zatrzymują i popychają czytelnika ku kolejnym stronom powieści. Podczas czytania miałam wrażenie, że książkowe kartki przewijają się same. Wciąż miałam chęć na więcej i więcej. Bardzo się zaangażowałam, a każda chwila, kiedy musiałam odłożyć powieść, sprawiała, że nerwowo zaczynałam się zastanawiać nad tym, kiedy będę mogła do niej wrócić.

Jak już wspomniałam, autorka zaoferowała swoim czytelnikom fantastyczną mieszankę gatunkową. Historia otula nas mrokiem, czasami przyprawia o gęsią skórkę, zaskakuje, a przy tym zmusza do refleksji i zajęcia otwartego stanowiska wobec bohaterek. Nie umiem sobie wyobrazić, że mogłabym tak żyć i postępować. W ten sposób igrać z innymi ludźmi. Oszukiwać, manipulować, szykować swego rodzaju zasadzki. Z drugiej jednak strony- jak wiele człowiek jest w stanie poświęcić, by poczuć, że żyje? Jak dużo może postawić na szali by zaczerpnąć oddechu?

Ciężko jest polubić bohaterki. Niełatwo także się z nimi utożsamiać. Bez wątpienia jednak ich zachowanie jest niezwykle intrygujące. Myślę, że każdemu z nas przyszło choć raz do głowy, jakby to było zamienić się z kimś na jeden dzień i spróbować życia determinowanego decyzjami innych. Takie myśli są moim zdaniem zupełnie normalne, choć niewielu z nas przyszło by do głowy, żeby traktować je poważnie. Olejnik, za sprawą Julii i Julity, wprawiła swoje przemyślenia w czyn. Dała ujście wyobraźni i pokazała, że życie to nie bajka, a to co początkowo wydaje się dobrym pomysłem, niekoniecznie okaże się nim na końcu.

Nie żałuję ani jednej chwili, którą poświęciłam tej lekturze. Autorka bardzo dobrze sprawdziła się w swojej roli igrając z czytelnikiem i sprytnie łącząc cechy charakterystyczne dla różnych gatunków. Trochę obawiałam się, czy Olejnik podoła realizacji swojego pomysłu, ale wszelkie wątpliwości okazały się nieuzasadnione. Świetnie poprowadzona akcja oraz finał będący sprawnym uzupełnieniem całości sprawiają, że łatwo nabiera się apetytu na więcej. Polecam z czystym sumieniem.



Za możliwość poznania tej historii dziękuję portalowi Sztukater.


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:



wtorek, 24 stycznia 2017

Dywany plecione z marzeń




Autor: Anna Badkhen
Tytuł: Cztery pory roku w afgańskiej wiosce
Wydawnictwo: Kobiece
Rok wydania: 2017
Gatunek: literatura faktu
Liczba stron: 352






Żyją na pustyni. Ich historię opowiadają niesione wiatrem ziarenka piasku i kolejne supełki plecionych bez końca dywanów. Skromnie, biednie, nielekko. W dalekiej Oce, o której nikt nie pamięta. A jednak napisano o nich przepiękną historię.

Anna Badkhen stworzyła niezwykły portret ludzi, którzy mają niewiele, ale skłoni są dzielić się tą odrobiną z obcymi. Opowiedziała o tych, którzy każdego dnia od nowa mocują się z życiem, biorąc na swe barki okrutne ciężary. Pokazała nam istoty ubogie, często nie posiadające o wiele więcej niż stare ubrania i kilka motków wełny, a  jednak pogodzone z losem i na swój sposób szczęśliwe. Ukazana przez nią społeczność zasadniczo różni się od nas. To ludzie prości, biedni, nie mający szans na lepsze jutro, ale potrafiący czerpać radość z prostych czynności i niewielu drobiazgów. Marzący o lepszym jutrze, ale zadowalający się tym, co mają, bo czego innego mogliby oczekiwać?

W portrecie tym doszukałam się smutku i melancholii. Niesprawiedliwość losu, poniewierającego  Okańczykami, uwierała mnie bardziej z każdą pokonaną stroną. Ciężko uwierzyć, że na świecie są takie miejsca, w których ludzie dzielą niewielką przestrzeń ze zwierzętami, załatwiają się za domem, mieszkają całymi rodzinami w jednej izbie, mogą zostać okaleczeni od rozsianych na pustyni min, karmią dzięki opium by stłumić apetyt, a na lunch jedzą suchy chleb. Ten obraz dogłębnie mną wstrząsnął, zwłaszcza, kiedy czytałam, że mimo biedy w ludziach tych tkwi dobroć i chęć dzielenia się tym, co mają.


Autorka opowiada szczerze, szczegółowo. Chętnie wspomina wielkie troski i małe radości, które dzieliła z mieszkańcami wioski. Nie próbuje niczego ukrywać, nie chowa trudnych tematów za pojęciem tabu. Ale też nie koloryzuje i nie próbuje robić z całej tej sytuacji dramatu. Prostymi słowami opowiada o prostych wydarzeniach- suchych porankach, pocałunkach słońca na skórze, muśnięciach wiatru, ciepłym piasku, skromnych rodzinnych posiłkach i pleceniu dywanów. Badhken stała się częścią życia tych ludzi i razem z nimi celebrowała codzienność. A potem skrawek tej rzeczywistości przekazała nam za pomocą tej powieści. Co więcej, sprawiła, że poczułam się, jakbym towarzyszyła jej w tej podróży.

„Ale dywan Saury, jak każdy dywan tkany ręcznie, będzie się subtelnie różnił od innych. Będzie tylko jej. Będzie stanowił jej autobiografię, jej pamiętnik z tego roku, jej kronikę zimy, z zasmuconymi zygzakami, marzycielskimi zawijasami, melancholijnymi pętelkami i pełnymi radości węzłami”.

Ta książka to skarbnica wiedzy o biednej ludności Afganistanu. O ich podejściu do życia, szacunku do drugiego człowieka, stosunku do religii ale także o rytuałach i obyczajach. Pojęcie życia w odległych kulturach interesuje mnie od dłuższego czasu, a dzięki reportażowi autorki mogłam posłuchać o rzeczach, o których wcześniej nie słyszałam, jak choćby zjawisko wymieniania się siostrami w procesie planowania zaślubin. Nie masz wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zapłacić rodzinie panny młodej? Nie szkodzi, możesz zaoferować bratu narzeczonej rękę swojej siostry.



Cieszę się, że miałam okazję poznać historię mieszkańców Oki. Historię smutną, ale piękną, wyrazistą i niezwykle życiową, przybliżającą nas do kultury i tradycji, których może nie będziemy mieli okazji poznać w inny sposób. Szkoda, że życie Okańczyków nie jest tak urzekające jak tworzone przez nich dywany i mieniące się tysiącami kolorów.  






Za możliwość poznania lektury dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:



sobota, 21 stycznia 2017

Walcząc o oddech





Autor: Przemysław Piotr Kłosowicz
Tytuł: Zdobywcy oddechu
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 200
Gatunek: literatura współczesna 





Wiktor, Piotr, Zbigniew. Tak różni, a może jednak tacy podobni? Z potrzebą zmiany, niezadowoleniem z siebie, żalem do życia. I walką o oddech.

Tym, co najbardziej podoba mi się w tej powieści jest język autora. Kłosowicz potrafi niezwykle sprawnie operować słowem, łącząc wyrazy w sposób pozornie chaotyczny, a jednak nadający im interesujący, choć specyficzny przekaz. Swobodnie i oryginalnie przechodzi z tematu na temat, łącząc ze sobą te intrygujące zdania. Na początku miałam z tym spory problem i nie do końca podobał mi się taki sposób przekazywania myśli, jednak z czasem doceniłam styl autora i zrozumiałam, że niełatwo jest posługiwać się literami w taki sposób. Bardzo dawno nie czytałam książki napisanej tak charakterystycznym stylem- stylem, który sam w sobie może być dobrym początkiem dla dyskusji między czytelnikami.

Za postaciami swoich bohaterów Kłosowicz ukrył trudne tematy, ale to kwestie, z którymi mógłby zmagać się każdy z nas. Aktualne, niebanalne, choć spotykane w literaturze raczej często- opieka nad chorym dzieckiem, seksualna odmienność, poszukiwanie swojego miejsca na świecie. Każdy z bohaterów powieści, oprócz niesprzyjającego otoczenia, błędnie podjętych decyzji czy niesprawiedliwości losu, zmaga się przede wszystkim z sobą samym, walcząc o lepsze jutro i kolejny oddech. Wydaje mi się, że wiem, co autor miał na myśli opatrując swoją powieść takim tytułem. Nie jest łatwo zdobyć (wywalczyć sobie?) oddech.

„Jest dla ciebie nikim, póki się nie poznacie. Znów staje się nikim, gdy złamie ci serce”.

„Każdy po rozstaniu zabierał sobie część mnie. Teraz jest mnie tylko trzy czwarte. On musi wrócić, oddać mi mnie”.

Kłosowicz z każdej strony bombarduje nas refleksjami. Powieściowe postacie nurzają się w dylematach, rozpatrują dokonane wybory, myślą o tym, co się nie udało. W pewien sposób zmusza nas to do zastanowienia się nad naszym życiem i rzuca cień na naszą codzienność. Zastanawiamy się razem z nimi, debatujemy, osądzamy. A autor porusza się płynnie między tematami, elegancko łącząc różne przestrzenie czasowe, różne uczucia i różnych ludzi. Ale czasami nie jest łatwo odnaleźć się w tych ścianach tekstu, w których próżno doszukiwać się zbyt wiele dialogów i szalonej akcji. Nie, bo to powieść spokojna, refleksyjna, dająca do myślenia. Tylko czy tego myślenia nie jest momentami zbyt dużo?


„Zdobywcy oddechu” to książka specyficzna i charakterystyczna. Czytelnik, który się z nią zmierzy z pewnością nigdy jej nie zapomni, przede wszystkim ze względu na styl autora. Z pewnością nie jest to jednak książka dla każdego. Podoba mi się, w jaki sposób Kłosowicz podszedł do tematu i odpowiada mi jego styl narracji, ale nie pogniewałabym się, gdyby w książce więcej się działo i gdyby część wewnętrznych monologów zastąpiono akcją, która nieco ożywiłaby powieść.


Za przesłanie powieści dziękuję Autorowi. 

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:


czwartek, 19 stycznia 2017

By poznać przeszłość



Autor: Saroo Brierley
Tytuł: Lion. Droga do domu
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2016
Gatunek: autobiografia
Liczba stron: 272







Walka Saroo trwała przez całe lata. Walczył o siebie, swoją tożsamość, swoje miejsce w świecie. I wygrał.

Lektura tej powieści była dla mnie krokiem oczywistym, przede wszystkim ze względu na moje zamiłowanie do prawdziwych historii. Nawet najlepsza fikcja literacka nie pokaże codzienności tak pięknie i tak realistycznie jak opowieść utkana przez faktycznie żyjących ludzi.

Dla mnie „Lion. Droga do domu” to pozycja bardzo wartościowa. Niezwykle się cieszę, że Saroo zdecydował się podzielić z czytelnikami tym, co mu się przydarzyło, zwłaszcza, że historia ta jest tak nieprawdopodobna. Czytałam ją z zapartym tchem- od początku do końca. Każdy etap jego wędrówki- opuszczenie rodziny, adopcję, poszukiwania bliskich- przyjęłam z ogromną ciekawością, dlatego że interesowały mnie w tym samym stopniu.

Bardzo mi się podoba, że historia ma swój początek w Indiach i to ten kraj stał się osią wydarzeń. Poznanie Indii jest moim podróżniczym priorytetem, a za sprawą naszego bohatera mogłam nieco lepiej wyobrazić sobie to państwo. Niezwykle poruszyły mnie fragmenty dotyczące dzieciństwa chłopca, panującej biedy, ludzkiego okrucieństwa. Ciężko pogodzić się z tym, że ludzie żyją w takich warunkach, szczególnie gdy problem ten dotyczy małych dzieci. Niemniej Saroo zauroczył mnie swoją siłą charakteru, sprytem, walką o przetrwanie. A przede wszystkim determinacją.

Ta determinacja szczególnie silnie przejawiała się na etapie poszukiwania utraconej rodziny. Za sprawą tej opowieści czytelnik ma możliwość przekonania się, jak istotną rolę w życiu każdego człowieka odgrywa poznanie swojego pochodzenia i zrozumienie swoich korzeni. Nawet osoby, którym dopisało szczęście w postaci nowego domu i wspierającej rodziny adopcyjnej, nie potrafią przejść nad tym do porządku dziennego. Problem ten nigdy mnie nie dotyczył, co nie oznacza, że mnie nie interesował. Poszukiwania, refleksje, determinacja.

„Rozmowy z Lisą odsłaniały czasem ukryty sens moich poczynań: to, że szukam domu, żeby zamknąć jakiś rozdział, żeby zrozumieć swoją przeszłość i może dzięki temu również siebie, moją nadzieję, że uda mi się ponownie spotkać z hinduską rodziną i wyjaśnić jej, co się ze mną stało”.

Mówi się, że cel uświęca środki. To stwierdzenie świetnie pasuje do historii Saroo, który zaimponował mi swoją siłą i energią w dążeniu do celu. Jego próba odnalezienie rodziny przypominała szukanie igły w stosu siana, a jednak ani przez chwilę go to nie zniechęciło. To bardzo ważne, że tak szczegółowo opisał każdy krok, pokazując nam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Czasami dotarcie do celu zajmie nam nieco więcej czasu, ale warto go poświęcić. To przepiękna, mądra i przede wszystkim motywująca historia.

Podczas czytania odczuwałam wiele intensywnych emocji, a przez głowę przemykały mi różnorodne refleksje.  Duże wrażenie zrobiło na mnie to zderzenie światów, lepiej ukazujących biedę w Indiach i dobrobyt w Australii, co dodatkowo podkreśliło, że można mieć w zasięgu ręki wszystko, a jednak możliwość spełnienia marzeń czy bogactwo stracą na znaczeniu, kiedy nie będziemy rozliczeni z przeszłością.

Powieść przeczytałam szybko, choć nie było lekko. Saroo pisze swobodnie, z chęcią dzieląc się z nami szczegółami, a jednak temat ten nas uwiera i przygniata swoim ciężarem. Historia ma bardzo pozytywny wydźwięk, choć dotarcie do happy endu może kosztować nas wiele emocji. 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak. 

Recenzja bierze udział w wyzwaniach:




wtorek, 17 stycznia 2017

Deszczowa piosenka




Autor: Dominika van Eijkelenborg
Tytuł: Kiedy będziemy deszczem
Wydawnictwo: Kobiece
Rok wydania: 2017
Gatunek: literatura współczesna
Liczba stron: 432






Ona jedna przeciwko całemu światu- nieposkromionym dzieciom, niespełnionym nadziejom, nieszczęściom małżeńskim. Rozdarta między tym, czego by chciała, a tym do czego się zobowiązała. Kuszona perspektywą lepszego jutra.



„To było wszystko co jej pozostało po marzeniach i oczekiwaniach? To było życie, które wybrała? Rzeczywistość złożona z miliona prostych czynności, których nikt nie zauważał, które pożerają jej cały czas i wszystkie siły witalne. Pusty pokój, dni przepełnione, a sprawiające wrażenie pustych, nieobecny mąż”.





„Kiedy będziemy deszczem”  to książka, po której spodziewałam się czegoś zupełnie innego- samej realizacji tematu, więcej mrocznych tropów, bardziej skomplikowanego śledztwa policyjnego. Elementy te zostały zastąpione, a raczej zdominowane, wątkami związanymi z rodziną, macierzyństwem, spełnieniem zawodowym i prywatnym. I muszę przyznać, że zamiana ta wyszła autorce jak najbardziej na korzyść.

Inga nie jest szczęśliwa. Matczyne obowiązki, słaby kontakt z partnerem, brak przyjaciół coraz bardziej ją uwierają. Kobieta odczuwa narastające zmęczenie i stres, którego nie sposób rozładować. Chętnie dzieli się szczegółami w niezwykle osobistych mailach. Przyznam szczerze, że momentami czułam się bardzo przytłoczona, a nawet lekko przerażona jej wyznaniami. Miałam wrażenie, jakby to na mojej szyi zaciskała się pętla zbudowana z rodzinnych powinności, a ciężary spadały na moje ramiona bez żadnego ostrzeżenia. Dawno nie czytałam powieści przedstawiającej macierzyństwo w taki sposób- nie jako spełnienie marzeń, a proces, który faktycznie może zmęczyć, obciążyć, sprawiać, że rodzi się w nas bunt.

Autorka stworzyła bardzo emocjonalną i smutną powieść, określającą rolę wielu kobiet w dzisiejszych czasach. To osobisty, przepełniony refleksjami, goryczą i niespełnionymi marzeniami portret kury domowej, samotnie zamkniętej w wieży zbudowanej z niedomówień i złamanych obietnic. Kolejne rozdziały mocno mnie zastanawiały i sprawiały, że popadałam w coraz większą złość, jednocześnie obawiając się, że moje życie mogłoby również tak kiedyś wyglądać i zastanawiając się, co zrobić, by do tego nie dopuścić.




„Macierzyństwo i małżeństwo odbierają nam, kobietom, tożsamość. Zamieniamy się w automaty czynne całą dobę, wypełniające swoje obowiązki. Stajemy się tłem, niewidocznym mechanizmem, dzięki któremu wszystko działa, jak należy”.







Przeminione marzenia i dni wypełnione frustracją stają się dobrym fundamentem do stworzenia dziwnej, niepokojącej i nieprzyszłościowej relacji. Obserwujemy zalążki tego uczucia, z jednej strony ciesząc się, że bohaterka będzie mogła liczyć na pomocne ramię i odrobinę wsparcia, z drugiej jednak pragnąc ją ostrzec i odciągnąć od niej tego mężczyznę. Co najważniejsze autorka nie oferuje nam płomiennego romansu, a ta zdrada nie boli. To pochmurna i deszczowa historia poprzetykana promieniami szczerego uczucia, które zdarza się raz w życiu.

Ta historia może nas zasmucić, nie brak w niej gorzkich fragmentów, niesie ze sobą łzy, złość, obawy. Znalazłam wszystko, mnóstwo emocji i pragnień, choć nadzieja na lepsze jutro została starannie ukryta. To z pewnością jedna z tych powieści, którą każdy czytelnik odbierze inaczej, doszukując się w niej wielu plusów, ale też braków, jakie można by policzyć na minus- zależnie od tego, czego oczekujemy i jak bardzo jesteśmy elastyczni wobec przekazanej nam treści.



Spodziewałam się interesującego policyjnego śledztwa, bo na takie autorka zrobiła mi apetyt na początku książki. Tymczasem konstrukcja powieści okazała się zgoła inna- śledztwo rozpoczyna i zamyka powieść, gubiąc się w codzienności Ingi. Taki obrót akcji nieco mnie zaskoczył, ale niekoniecznie mi przeszkadzał. Liczyłam również na więcej elementów charakterystycznych dla thrillera, ale może takie stonowane tło nie jest najgorszym pomysłem. Eijkelenborg zachowała się całkowicie fair oferując prostą, a jednak emocjonalną i refleksyjną historię, mądrze i składnie napisaną, uzupełnioną pełnowymiarowymi bohaterami i nostalgiczną otoczką. 






Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu. 


Recenzja bierze udział w wyzwaniach: