Tytuł: Małe kobietki
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2023
Liczba stron: 233
Gatunek: literatura piękna
Mam wrażenie, że czytelnicy coraz rzadziej sięgają po
klasykę literatury. Ja również robię ten błąd obawiając się, że nie udźwignę
ciężaru napisanych wiele lat wcześniej powieści. „Małe kobietki” pojawiły się w
moim domu dość przypadkowo i niespodziewanie. Postanowiłam zmierzyć się z tą
kobiecą literacką perełką i sprawdzić, czy rzeczywiście jest to opowieść
zasługująca na takie uznanie.
Już od pierwszych stron poczułam klimat książki i
pozwoliłam zaangażować się w poznawanie przygód rodziny Marchów. Alcott pisze w
taki sposób, że po prostu nie można oprzeć się tytułowym kobietkom.
Niespiesznie, po kolei, poznajemy kolejnych członków rodziny, przekonując się
jak interesujące, barwne, żywe i piękne są ich osobowości. Uwielbiam książki
pozwalające czytelnikowi obserwować zmiany zachodzące w charakterach bohaterów,
ich dojrzewanie, podejmowane decyzje, targające nimi uczucia, czy w końcu
wzloty i upadki. Dziewczynki Marchów dorastały na stronach książki, a ja z
wielką przyjemnością obserwowałam, jak w kolejnych rozdziałach powoli stają się
niezwykłymi kobietami.
Alcott stworzyła bardzo wyraziste i autentyczne
kreacje czterech sióstr, a każda z nich ma czytelnikowi bardzo wiele do
zaoferowania. Moim zdaniem to właśnie dzięki tym bohaterkom książka odniosła
taki sukces i mimo upływu czasu wciąż wraca na półki księgarń i zajmuje ważne
miejsce w bibliotekach. Piękne i mądre portrety sióstr nie pozwalają
czytelnikowi na obojętność. Wręcz przeciwnie. Podczas lektury zaczynamy czuć
sympatię i przywiązanie, życząc dziewczynkom jak najlepiej. Już pierwsze strony
książki uświadomiły mi, która z nich będzie najbliższa mojemu sercu, ale
wszystkie obdarzyłam ciepłymi i szczerymi uczuciami.
Tym, co oszołomiło mnie w tej powieści, są niezwykle
ukazane relacje rodzinne. Można by powiedzieć, że to historia o dojrzewaniu
czterech sióstr i stwierdzenie to byłoby jak najbardziej poprawne, ale jedynie
delikatnie i subtelnie odpowiadałoby ono na pytanie, o czym jest książka
autorstwa Alcott. Mam bowiem wrażenie, że to najpiękniejsza historia rodzinna,
jaką przeczytałam. Najlepszy dowód na to, że ludzi, którzy się kochają, nie
mogą rozdzielić problemy czy przeciwności losu. A ta rodzinna miłość, czułość,
opieka i pomoc pomogą pokonać każdą przeszkodę.
Alcott ujęła mnie również za sprawą doskonałego stylu.
Autorka pisze tak lekko, przekonująco i przyjaźnie, jakby opowiadała losy
prawdziwej rodziny. Narracja zaskakuje płynnością, pewnością siebie, poczuciem
humoru. Każde zdanie wydaje się przemyślane i potrzebne. Nie ma tutaj żadnej
sztywności, żadnego wymuszenia. Można poczuć, że pisarka dobrze wie, co chce
przekazać, a każda strona zbliża ją do obranego celu. Zupełnie tak, jakby
książka czytała się sama. Nie męczy i nie dłuży się. Nie można się od niej
oderwać.
Olbrzymią niespodzianką był dla mnie fakt, że w ogóle
nie odczułam tego, jak dawno została napisana ta historia. Tak, jak wspomniałam
na początku, czasami klasyka może okazać się dla współczesnych czytelników
ciężarem. Ale nie w tym przypadku. Jedynym, co uświadomiło mi, że książka
powstała w nieco innym czasie, jest sposób, w jaki zmieniły się oczekiwania
kobiet i ich podejście do życia. Pod tym kątem opowieść jest odrobinę niemodna
i nieaktualna. Gdybym pragnęła do czegoś się przyczepić, byłby to jeden maleńki
punkt, który łatwo i szybko zdominowałaby cała lista zalet. Powieść bowiem pod
każdym względem jest doskonała. Mądra, piękna, emocjonalna. Działająca na
wyobraźnię i chwytająca za serce. Serdecznie polecam.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi kulturalnemu sztukater.pl.
Na pewno sięgnę po ten tytuł.
OdpowiedzUsuń