wtorek, 28 maja 2024

Daphne du Maurier "Niespokojny duch"

 


Autor
: Daphne du Maurier

Tytuł: Niespokojny duch

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 448

Gatunek: literatura piękna 




“Niespokojny duch” to już siódma książka autorki, którą miałam przyjemność przeczytać. Nieprzypadkowo użyłam określenia „przyjemność”, bowiem właśnie to czuję podczas czytania powieści Daphne du Maurier. Za każdym razem towarzyszą mi zaciekawienie, harmonia i uśmiech ale również napięcie i niepokój. Autorka ma niezwykły talent do opowiadania historii i wywoływania burzy emocji. Tym razem nie mogło być inaczej.

Gdyby nie zostało to jasno i wyraźnie zaznaczone, nigdy nie domyśliłabym się, że to właśnie od tego tytułu du Maurier rozpoczęła swą niesamowitą pisarską karierę. Zazwyczaj w debiutach łatwo doszukać się nieścisłości, słabości, potknięć czy braków. Ale nie w tym przypadku! „Niespokojny duch” to tak samo intrygująca, piękna i mądra opowieść jak pozostałe książki pisarki, które przeczytałam wcześniej. Nie byłabym w stanie wybrać ulubionej, choć świeżo po lekturze sercem jestem wciąż przy tych bohaterach niespokojnych duchem.

Dzięki temu tytułowi mamy wspaniałą okazję, by poznać dzieje niezwykłej rodziny Coombe’ów. Podążając za autorką obserwujemy kolejne pokolenia, ich wzloty i upadki, rodzinne przywiązanie oraz najgorsze instynkty pokonujące bliskość i zażyłość. To rodzinna saga w najlepszym wydaniu. Wypełniona po brzegi emocjami, intensywna niczym kornwalijskie przypływy i gwałtowna jak zimowa burza na oceanie. Nie mogłam oderwać się od tej lektury, czując ogromne zaciekawienie rozwojem wypadków ale również duże przywiązanie do bohaterów powieści.

Nie chciałabym zbyt wiele zdradzić, mogę natomiast powiedzieć, że na stronach książki poznajemy grono niesamowitych postaci. Nie wszystkich możemy polubić czy też obdarzyć sympatią, ale nie sposób pozwolić sobie na obojętność wobec nich. Śledząc ich losy, zauważamy, jak wielki talent i jak piękną wyobraźnię posiada autorka. Powieściowi bohaterzy wyglądają bowiem, jak żywi. Pełnowymiarowi, charyzmatyczni, ludzcy, przekonujący. Du Maurier pozwala im na słabości i nie odbiera ułomności, ale znajduje też dla nich nieco zrozumienia i wytłumaczenia. Rozsądnie i z wyczuciem pokazuje ich uczucia i motywacje.

Sylwetki bohaterów odgrywają w tym dramacie pierwszorzędna rolę aczkolwiek historia ta nie byłaby tak dobra, gdyby zabrakło w niej innych elementów. Tym, który również zasługuje na uznanie, jest tło książkowych wydarzeń. Kornwalijskie wybrzeże, rodzinna stocznia i port, zmienność krajobrazu i pogody, swojski charakter miasteczka- to wszystko budzi duże emocje i mocno działa na wyobraźnię. Wiem, jak piękna jest w rzeczywistości Kornwalia i uważam za niesamowite, jak wspaniale autorce udało się to piękno oddać na książkowych stronach.

„Niespokojny duch” to w dużej mierze opowieść o samym życiu. Poruszająca istotne tematy, znane i lubiane motywy, ale wykorzystująca je na swój własny sposób. Du Maurier potrafi fantastycznie opowiadać, przekazywać uczucia, budzić wspomnienia i wywoływać refleksje. Jestem zauroczona tym, jak łączy tematy i urzeczona tym, jak kieruje powieściowymi wydarzeniami.

Do tej pory przeczytałam siedem książek autorki i ani razu się nie zawiodłam. Śmiało mogę powiedzieć, że to jedna z najbardziej zachwycających pisarek, jakie poznałam. Chętnie zachwalałabym ją dalej, a pochwałom nie byłoby końca. Nie chcę jednak za dużo powiedzieć, żeby nie odebrać Wam ani odrobiny przyjemności z lektury. Serdecznie i gorąco polecam, zarówno „Niespokojnego ducha”, jak i pozostałe tytuły du Maurier.     

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

środa, 22 maja 2024

Antti Tuomainen "Teoria bobra"

 


Autor
: Antti Tuomainen

Tytuł: Teoria bobra

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 368

Gatunek: kryminał 




“Teoria bobra” to już ostatnia (niestety) część przygód aktuariusza Henriego Koskinena, który w wyniku serii niefortunnych zdarzeń zostaje właścicielem parku przygody. Choć zazwyczaj nie sięgam po podobne książki, zakładając, że humor nie pasuje do thrillerów czy kryminałów, z czystej ciekawości sięgnęłam po tę dziwną i przewrotną trylogię Tuomainena i ani przez chwilę nie żałowałam.

Fiński autor nie oszczędzał głównego bohatera. Odkąd Henri został ściśle związany z miejscem, w którym rządzą dzieci, nie miał ani chwili spokoju. Ogromne długi, niezadowoleni pracownicy, zaskakujące wypadki i nieliczący się z nikim i niczym rywale, a do tego niespodziewana miłość w pakiecie z małą dziewczynką… Henri zdecydowanie nie miał łatwo. Wszystkie trzy części to ogrom kłopotów, przypadków i niespodzianek, przez które nasz bohater brnie niczym przez ogromne finlandzkie zaspy, powoli ale konsekwentnie i z uporem.

Aktuariusz, zajmujący się jeszcze niedawno karierą w towarzystwie ubezpieczeniowym, został wystawiony przez autora na wielką próbę. Tuomainen zrzucił mu na barki ogrom ciężarów, z którymi Henri próbuje się uporać za pomocą matematyki i logiki. Tak, jak w dwóch poprzednich częściach serii, tak i w tym przypadku, nie sposób się przy nim nudzić. Z wielką przyjemnością i niesłabnącą ciekawością podążałam za nim krok w krok, usiłując zrozumieć i pokonać wszelkie przeciwności.

„Teoria bobra” to taki lekki i sympatyczny kryminałek. Choć na stronach książki zostaje przelane sporo krwi, całość ma humorystyczne zabarwienie i służy czystej czytelniczej rozrywce. Oprócz humoru mamy tutaj sporą dawkę absurdu, dystansu i ironii. Tuomainen łączy wszystko w przewrotny i szalony sposób, ale ten pomysł i styl mają w sobie dużo uroku i budzą sympatię. Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że przez długi czas będę jeszcze wspominać Henriego i jego przygody z uśmiechem na twarzy.

Mimo że akcja książki rozgrywa się w zimnej Finlandii, a śnieg niemalże przesypuje się z jednej kartki książki na kolejną, to opowieści o tym nietypowym bohaterze zdecydowanie rozgrzała moje serce. Choć bawiłam się znakomicie (znowu), to jednak przez cały czas trzymałam kciuki, by autor przestał w końcu rzucać głównemu bohaterowi kłody pod nogi. Henri wzbudził we mnie tyle uznania i sympatii, że po prostu życzyłam mu wszystkiego najlepszego i wierzyłam, że ostatnia część trylogii musi zakończyć się szczęśliwie.

„Teoria bobra” to znakomite zakończenie dla tej serii. Utrzymująca poziom poprzednich książek, zabawna, intrygująca i przewrotna. Pokazująca przemianę, jaka dokonała się w głównym bohaterze i całym jego otoczeniu. Odpowiadająca na wszystkie pytania i rozwiewająca wątpliwości. Po prostu fantastyczna. Mam nadzieję, że Tuomainen jeszcze nie raz mnie zaskoczy i że rzeczywiście sympatycy tej serii, ze mną na czele, doczekają się jej ekranizacji.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

wtorek, 21 maja 2024

Claire Vaye Watkins "Kocham cię, ale wybieram ciemność"

 


Autor
: Claire Vaye Watkins

Tytuł: Kocham cię, ale wybieram ciemność

Wydawnictwo: Czarne

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 368

Gatunek: literatura współczesna/ autobiografia 



“Kocham cię, ale wybieram ciemność” to opowieść o samym życiu. Do głębi prawdziwa, poruszająca, emocjonalna. Działająca na wyobraźnię, łamiąca serce, odwołująca się do wszystkich zmysłów. Skłaniająca czytelników do myślenia, rozmawiania, wspominania. Zmuszająca do działania.

Powieść Watkins to paraliżująca i przewrotna autobiografia. Autorka na kolejnych stronach dzieli się z czytelnikami fragmentami swojego życia, rozpoczynając od historii swoich rodziców, a kończąc na okresie współczesnym. Odniesienia do przeszłości zrobiły na mnie duże wrażenie. Sportretowanie rodziców w tak brutalnie prawdziwy sposób rzeczywiście zaskakuje. Ojciec Watkins współpracował z Charlesem Mansonem. Matka natomiast specjalizowała się w różnego rodzaju kradzieżach i oszustwach oraz miała problem z alkoholem i narkotykami. Takie charakterystyki narzucają bardzo nieprzyjemne myśli i pytania. Przywołują kwestię wpływu otoczenia, czerpania przykładu, inspiracji rodzicielskiej.

Ale Watkins nie próbuje oczerniać rodziców lub usprawiedliwiać w ten sposób swoich decyzji. Po prostu szczerze i prawdziwie opowiada o początkach, nie kryjąc się za żadnym tabu i pokazując sprawy takimi, jakimi rzeczywiście były. W tym tonie utrzymuje całą narrację. Każde odwołanie, wspomnienie, wydarzenie zostało przedstawione w przerażająco autentycznym świetle. Ta szczerość miała oczyszczający, ale też szalenie intensywny wymiar. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do nazywania rzeczy po imieniu. Lubimy krążyć, wikłamy się w przesadną dyplomację, nie mówimy wprost. Watkins nie ma z takimi kwestiami żadnego problemu.

Jej refleksje, uczucia i rozliczenia przypominają raz po raz wymierzany policzek. Podczas lektury czułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. Autorka mnie zniszczyła emocjonalnie. Czułam się pusta, nijaka, wydrążona, wyśmiana. Nie pamiętam, kiedy ostatnio poczułam podobne emocje podczas lektury. A jednak te wrażenia miały o wiele głębszy wymiar i większy sens. Nie umiałam odpuścić, poddać się, odłożyć książki. Ta bolesna autentyczność, dosadna i chamska narracja, wulgarna i przesadna manipulacja działały w pewien sposób kojąco. Tak, jakby Watkins przy wykorzystaniu własnej historii, dawała czytelniczkom garść dobrych rad i pomocnych wskazówek.

Mogłoby się wydawać, że ta kobieta miała wszystko. Dobrego męża, urocze maleństwo, satysfakcjonującą pracę- piękne i poukładane życie. A jednak nie czuła się z tym wszystkim komfortowo. I postanowiła o tym opowiedzieć. A nawet wypróbować inny scenariusz. Watkins zaimponowała mi odwagą w tym dzieleniu się fragmentami siebie. Pokazała, że nie ma nic złego w tym, że ktoś chciałby żyć inaczej, uciekając od przydzielanych mu ról i potencjalnie najlepszych dla niego scenariuszy. Opowiedziała o rzeczach, o których niewiele się mówi, a już na pewno nie w taki sposób, jak zrobiła to ona.

Watkins wywołała we mnie ogrom emocji. Oddała w moje ręce coś prawdziwego. Zaoferowała siebie. Mam wrażenie, że coś poświęciła. Może siebie? Zdecydowanie nie jest łatwo być kobietą, mierzyć się z oczekiwaniami innych. Ona o tym opowiedziała tak, jak nikt już dawno tego nie zrobił. A może nigdy.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czarnemu. 

czwartek, 9 maja 2024

Antti Tuomainen "Paradoks łosia"

 


Autor
: Antti Tuomainen

Tytuł: Paradoks łosia

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 416

Gatunek: kryminał 




“Paradoks łosia” to druga część ujmującej, przewrotnej, dziwnej, sprytnej oraz zabawnej trylogii kryminalnej. Szczerze mówiąc nigdy nie powiedziałabym, że tego typu historia może tak bardzo przypaść mi do gustu, ale przygody aktuariusza, który przejmuje zarządzanie parkiem przygody naprawdę mnie przekonały. Nie mogłam się doczekać, by sprawdzić, co jeszcze Tuomainen przygotował dla swojego głównego bohatera, a tym samym dla nas.

Skoro książka nosi zaszczytne miano kryminalnej, nie mogło zabraknąć w niej trupa. Nie mamy w tym miejscu jednak do czynienia z gęstą i brutalną, starannie zaplanowaną i okraszoną determinacją intrygą. To raczej wypadek przy pracy! Okazuje się bowiem, że taki niewinny park przygody, przez który przechodzą spore pieniądze, przyciąga nie tylko głośne i spragnione rozrywki dzieci, ale także czarne charaktery. A z tymi bandziorami wszelkiej maści radzić musi sobie matematyk.

Po części ze względu na naszego głównego bohatera, książka ta staje się raczej w pewien subtelny sposób niepokojąca niż mroczna i brutalna. Aktuariusz Henri radzi sobie bowiem bardziej opierając się na działaniu mózgu niż sile własnych rąk czy wrodzonej agresji, której akurat nie posiada. „Paradoks łosia” to przedziwna i przewrotna walka tegoż nietypowego bohatera, który to jest zupełnie niepodobny do książkowych postaci poznanych przeze mnie wcześniej.

Henri Koskinen naprawdę mnie zaskoczył pod wieloma względami. Szalenie polubiłam tę niecodzienną postać, sprawiającą wrażenie, jakby nie radziła sobie zbyt dobrze z niczym, co nie opiera się na działaniach matematycznych. Jego rozwiązania, oparte na rozumie, a jednak przewrotne i nieco absurdalne, zapewniły mi sporą satysfakcję czytelniczą, dużą dawkę rozrywki oraz szeroki uśmiech. Polubiłam tego niepasującego do parku przygody matematyka i liczyłam, że w końcu wszystko pójdzie po jego myśli, a staranne obliczenia w pewnym momencie rzeczywiście się przydadzą i pozwolą mu ocalić park przygody.

„Paradoks łosia” to książka, którą trzeba potraktować z przymrużeniem oka oraz humorem. Od początku wiele się w niej dzieje a akcja ani na chwilę nie zwalnia tempa. Nie sposób się przy niej nudzić czy męczyć, ale warto pamiętać, żeby nie traktować jej całkiem na poważnie. To lekki, przyjemny tytuł, który kojarzony powinien być raczej z rozrywką i relaksem, bo choć interesujący i błyskotliwy to jednak prosty i niewymuszony.

W „Paradoksie łosia” znalazłam rozwiązania, które kojarzyłam już z pierwszej części trylogii. Swoje umiejętności pisarskie i dobre pomysły autor kolejny raz przełożył na poczynania i przygody głównego bohatera, zaskakujące zwroty akcji, nietypowe niespodzianki oraz przyjazną narrację. Nie jestem pewna, czy to taki typ książki, która mogłaby skraść wszystkie czytelnicze serca, ale ja ani przez chwilę nie zawaham się, by sięgnąć po kolejną część przygód matematycznego geniusza. Serdecznie polecam. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

wtorek, 7 maja 2024

Benjamin Gilmer "Przypadek doktora Gilmera"

 


Autor
: Benjamin Gilmer

Tytuł: Przypadek doktora Gilmera

Wydawnictwo: Czarne

Rok wydania: 2024

Gatunek: reportaż

Liczba stron: 312




„Przypadek doktora Gilmera” to tytuł, któremu nie mogłam się oprzeć. Już pierwsze strony utwierdziły mnie w przekonaniu, że wybrałam słusznie, a kolejne rozdziały pogłębiały zainteresowanie, skłaniały do zaangażowania i wywoływały refleksje. Choć po literaturę faktu sięgam regularnie, nie przypominam sobie, kiedy ostatnio reportaż wywołał we mnie aż tak silne, a przy tym bardzo skrajne, emocje. Publikacja Benjamina Gilmera to wspaniały dowód na to, że życie pisze najciekawsze scenariusze.

Przeprowadzka do Karoliny Północnej i rozpoczęcie pracy w niewielkiej wiejskiej przychodni miały być dla doktora Gilmera idealnym wstępem do praktykowania medycyny rodzinnej. Wielką szansą na spełnienie marzeń i rozwijanie się w wybranym przed laty kierunku. Już na początku tej przygody spotkał się natomiast z pewną przeszkodą- legendą w postaci poprzedniego doktora Gilmera. Uwielbianego, docenianego i podziwianego przez tamtejszą społeczność. Tyle, że pierwszy doktor Gilmer zabił swojego ojca w okrutny sposób.

Jak żyć w cieniu kogoś takiego? Jak dzielić z nim nazwisko? Jak rozpocząć życie w miejscu, w którym ktoś inny w taki sposób je sobie zniszczył i zakończył? To tylko kilka pytań, z którymi musiał zmierzyć się autor publikacji. Na miejscu ekscytacji i radości zaczęły pojawiać się strach, niepewność i paranoja. Lęk o bezpieczeństwo swoje i rodziny skłoniły Benjamina do przyjrzenia się tej sprawie i szukania odpowiedzi na dręczące wątpliwości. Jak to się stało, że rodzinny lekarz zmienił się w bezwzględnego mordercę?

„Przypadek doktora Gilmera” to próba zrozumienia faktów i uporządkowania ich. Możliwość spojrzenia z innej perspektywy na opisane wydarzenia. Sposobność, by wniknąć w umysł doktora, który z lekarskiej przychodni trafił do więzienia. Autor książki rozpoczyna własne śledztwo, usiłując dowiedzieć się, jak doszło do tej wstrząsającej zbrodni, w wyniku której jego poprzednik udusił ojca, obciął mu palce i porzucił ciało, by ostatecznie wszystkiego się wyprzeć. Benjamin Gilmer chce wysłuchać osądzonego i jeszcze raz oddać mu głos.

Kolejne rozdziały publikacji to niezwykłe, intrygujące i pełne niespodzianek medyczne śledztwo. Medyczne, bowiem oparte na tajemnicach ludzkiego umysłu, próbie postawienia diagnozy i zrozumienia, co dolegało poprzedniemu doktorowi Gilmerowi. Benjamin dość szybko doszedł do wniosku, że duże znaczenia w przypadku tej zbrodni miała niezdiagnozowana wcześniej choroba zabójcy. Co to za schorzenie? Jak wpłynęło na jego umysł? Czy może stanowić usprawiedliwienie?

Opisana historia zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Nie mogłam się doczekać, by przekonać się, co jeszcze się wydarzy i w jaki sposób rozwinie się ta opowieść. Czułam ogromne zaskoczenie spowodowane postawą nowego doktora Gilmera, jego zrozumieniem, empatią, człowieczeństwem i poświęceniem. W jego opowieści widać ogromny wysiłek, zaangażowanie i poświęcony czas. Zmierzył się z czymś, co wydawało się przekraczać jego siły, zawalczył o obcego człowieka. Wysłuchał go i spróbował zrozumieć.

„Przypadek doktora Gilmera” to bardzo trudna historia. Poruszająca, emocjonalna, nieprawdopodobna. Niełatwo się z nią zmierzyć, ale z pewnością warto. Benjamin Gilmer poświęcił się dla człowieka, którego nie znał. My możemy chociaż poświęcić czas i uwagę jego opowieści.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czarnemu. 

piątek, 3 maja 2024

Merce Rodoreda "Rozbite lustro"

 


Autor
: Merce Rodoreda

Tytuł: Rozbite lustro

Wydawnictwo: Marginesy

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 368

Gatunek: literatura współczesna 




Gdyby ktoś zapytał mnie, jak powinna wyglądać literatura kobieca, jako dobry przykład z pewnością mogłabym podać “Rozbite lustro”. Powieść Merce Roderedy idealnie łączy bowiem w sobie elementy, które najbardziej cenię w książkach obyczajowych. Znane i lubiane motywy zostały przedstawione w świeży sposób, wykorzystując siłę słowa i piękno miejsc, a charyzmatyczni bohaterzy okazali się budzić emocje i skłaniać do refleksji.

„Rozbite lustro” to opowieść, którą bardzo trafnie porównano do Downton Abbey. Uwielbiana przeze mnie historia rzeczywiście mogłaby służyć autorce za inspirację. Rodereda bowiem w umiejętny, przekonujący i elektryzujący sposób pokazuje czytelnikom dzieje zamożnej rodziny mieszkającej w urzekającej willi oraz ich życie codzienne. Na kolejnych stronach mamy szansę przyjrzeć się nie tylko poszczególnym członkom rodziny ale też poobserwować służących im pracowników. Takie zestawienie mocno działa na wyobraźnię i pozwala spojrzeć na tę historię z nieco innej perspektywy.

Choć przez długi czas pierwsze skrzypce w „Rozbitym lustrze” gra urzekająca Teresa Goday, z czasem ustępuje ona miejsca swoim dzieciom i wnukom. Podążając za Roderedą poznajemy wszystkich członków rodziny i uczestników tej opowieści. Autorka nie spieszy się. Subtelnie i powoli wskazuje ich błędne decyzje, przewinienia, skrzywienia charakteru. Im bardziej zagłębiamy się w tę opowieść, tym lepiej widzimy, jak wiele pęknięć pojawiło się na pozornie idealnym obrazie zamożnej, cenionej rodziny i jak mocno zostało splamione ich znane nazwisko.

Jak już wspomniałam na początku, pisarka przedstawia nam lubiane i popularne kwestie na swój własny, wyjątkowy i świeży pomysł. Niewątpliwie nie jest to kolejna, podobna historia obyczajowa, których tak wiele publikuje się każdego dnia. W tym przypadku sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Całość sprawia wrażenie głębokiej i wielowymiarowej. Rodereda pięknie działa na zmysły czytelnika, pogłębia jego ciekawość, buduje napięcie. Ujawniając zbrodnie i sekrety wprowadza do swojej historii element niepokoju i zaskoczenia. Zatrzymuje nas proponując więcej i sugerując, że to nie koniec niespodzianek z jej strony.

Bardzo podoba mi się sposób, w jaki autorka zbudowała charaktery swoich postaci. Nie ujawniła wszystkiego od razu. Pozwoliła, żebyśmy poznawali ich wraz z rozwojem akcji, tak jak w życiu poznajemy ludzi wraz z upływem czasu. Wniknęła głębiej w ich serca, zajrzała do umysłów, znalazła motywacje i swego rodzaju zrozumienie. W tej rodzinie prawda została ukryta za pozorami, a szczęście ma jedynie złudny charakter. Rodereda pokazuje nam, jak trudno odnaleźć siebie, nawet gdy wydaje się, że człowiek posiada już wszystko.

Pisarka zdobyła moje uznanie również za sprawą dojrzałego, kobiecego i wyrazistego stylu pisania, który jest przy tym lekki i przyjazny czytelnikowi. Poznając kolejne rozdziały byłam zdziwiona, jak szybko uciekają mi strony powieści i jak niezauważalnie liczba przeczytanych kartek zaczyna przeważać nad tymi, jakie mi pozostały. Można by powiedzieć, że powieść czytała się sama.

„Rozbite lustro” to z jednej strony historia rodzinna, z drugiej zaś opowieść o każdym z jej członków z osobna. To opowieść pełna życia, zabarwiona emocjami, bardzo realistyczna i prawdziwa. Z pewnością trafi w gust wielbicielkom kobiecych klimatów, które szukają książek pełnych pasji i głębi.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

czwartek, 2 maja 2024

Steve Cavanagh "Adwokat diabła"

 


Autor
: Steve Cavanagh

Tytuł: Adwokat diabła

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 512

Gatunek: thriller prawniczy 




Tym razem Eddie Flynn musi zmierzyć się z samym diabłem.

“Adwokat diabła” to już szósta część wspaniałego cyklu z Eddiem Flynnem. Jej autor, Steve Cavanagh, znakomicie łączy w swoich książkach elementy charakterystyczne dla thrillera oraz opisy przewrotnych, błyskotliwych i brutalnych procesów sądowych. Takie połączenie, któremu towarzyszy grono znakomitych i inteligentnych bohaterów, to prosta recepta na sukces i zdobycie uznania czytelników.

Sceny rozgrywające się w sądzie, zagrania nie zawsze zgodne z prawem, przesuwanie moralnych granic i wielkie ryzyko. Taki scenariusz jeszcze niedawno kojarzył mi się przede wszystkim z Grishamem. I wtedy na scenę wkroczył Cavanagh i pokazał, że mistrz gatunku wcale nie musi być tylko jeden. Jako wielka entuzjastka tego typu powieści nie mogłam przejść obojętnie obok takiej pokusy. Spotkałam się z Eddiem Flynnem i całkowicie przepadłam.

Choć główny bohater jest ujmujący i przyciąga niczym magnes, w tym tytule nie tylko on gra pierwsze skrzypce. Na stronach książki mamy okazję, by przekonać się, jak może wyglądać zło w ludzkiej postaci. W przeciwieństwie do Flynna, prokurator Korn nie dba o ludzkie dobro. Wręcz przeciwnie. Lubi patrzeć na cierpienie, do swoich celów wykorzystując stanowisko prokuratora okręgowego i zawodny system prawny. Można powiedzieć, że to morderca, który nie musi brudzić sobie rąk. Kreacją tej postaci, umotywowaniem jej działań i psychologicznym zarysem autor zyskał mój szacunek i uznanie.

„Adwokat diabła” to powieść, przy której nie sposób się nudzić. Od pierwszych stron czytałam tę historię z dużym zainteresowaniem, a kolejne rozdziały dostarczały mi jeszcze więcej przyjemności, rozrywki i satysfakcji. Czy kojarzycie to uczucie, kiedy podczas czytania żałujecie, że nie możecie poznać wszystkich wątków jak najszybciej, ponieważ rozpiera Was ciekawość, ale z drugiej strony lektura przynosi tyle pozytywnych uczuć, że myśl o jej zakończeniu wywołuje swego rodzaju melancholię? Dokładnie tak odbierałam tę powieść.

Cavanagh stworzył zajmującą, mroczną i dopracowaną opowieść, która nie pozwala czytelnikowi na pewność siebie. Możemy zgadywać, rozpracowywać poszczególne tajemnice, łączyć ze sobą różne wątki, bawić się teoriami. Ale nie mamy szans, by poznać zakończenie, dopóki autor nie stwierdzi, że nadszedł odpowiedni moment, by ujawnić przygotowane niespodzianki. Już wcześniej książki Cavanagh zrobiły na mnie ogromne wrażenie. „Adwokat diabła” nie ustępuje ani na krok poprzednim tytułom z tej serii.

Niezwykle ważnym elementem całości jest przyjazny czytelnikowi styl opowiadania. Autor pisze lekko, sprawnie przelewa myśli na papier, znajduje balans między opisami a dialogami. Przede wszystkim jednak na męczy i nie nuży. Potrafi pokazać proces sądowy, jakby to była najbardziej intrygująca i pasjonująca rzecz na świecie, zapraszając czytelnika do udziału w tej prawniczej rozgrywce.

Jeśli cenicie mocne zagrania, pogłębiające się napięcie, zwroty akcji i mroczne niespodzianki, a przy tym nie odstraszają Was meandry prawa, opisy scen sądowych i fragmenty procesów, nie powinniście się zastanawiać nawet przez moment. „Adwokat diabła” to książka dla Was.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.