Tytuł: Dom stu szeptów
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 352
Gatunek: horror
Zdecydowanie nie jestem wielbicielką horrorów.
Opowieści grozy sprawiają, że po ich lekturze wyobraźnia podsuwa mi
przerażające obrazy, a niepokojące i mroczne wizje nie pozwalają dobrze spać i
spokojnie myśleć. „Dom stu szeptów” trafił w moje ręce zupełnie przypadkiem.
Zgodnie z zasadą, że zawsze warto spróbować, a każda książka może oferować
wspaniałą przygodę, zabrałam się do czytania.
Stara rezydencja, szepty niosące się po domu, pasma
wrzosowisk, niewyjaśniona śmierć i intrygujące zaginięcie- te elementy złożyły
się na klimatyczną i przykuwającą opowieść. Pierwsze rozdziały zaintrygowały
mnie, ale nie pozwoliły poczuć strachu. Czytałam z uwagą i zainteresowaniem,
czekając na rozwój wydarzeń. Sposób, w jaki autor poprowadził akcję dość szybko
zaczął przyprawiać mnie o ciarki , a całość nabrała złowieszczego charakteru.
Choć książkę czytałam w środku dnia, to i tak
momentami potrzebowałam chwili na złapanie oddechu. Nie raz też zastanawiałam
się nad odłożeniem lektury, bo posępne kąty i groźne cienie budziły wiele
niepożądanych emocji. Wygrała jednak ciekawość i potrzeba przekonania się, jak
potoczą się losy bohaterów i co jeszcze wydarzy się na kartkach książki.
Masterton wykorzystał interesujące motywy, z którymi
nie miałam raczej szansy wcześniej się spotkać. Być może wynika to z faktu, że
rzadko sięgam po podobne powieści, ale naprawdę zainteresowały mnie książkowe
treści, przyniosły ze sobą powiew świeżości i pogłębiły moją ciekawość. Choć
chwilami całość wydawała się nieco przerysowana i nierealna, to skupiałam się
na przedstawianych wydarzeniach, opisach i emocjach, przenosząc się na czas
lektury do powieściowego świata i to na nim skupiając całą uwagę.
Autor pozytywnie zaskoczył mnie kreacją miejsc i
postaci. Tchnął w nie dużo realizmu, wyobraźni, pomysłu. Widać było, że
tworzenie książkowych realiów nie jest dla niego nowością, a pisanie i
oferowanie historii czytelnikom przynosi mu przyjemność i satysfakcję. Oprócz
ujmujących rozwiązań dobre wrażenie zrobiła na mnie także lekka i przyjemna narracja,
która umilała lekturę i nieco ją odciążała.
„Dom stu szeptów” to ponura i pogrążona w mroku
historia. Odpowiednia dla osób, które lubią się bać, ale także dość subtelna w
budzeniu grozy. Nawet tak bojaźliwa osoba jak ja dała radę się z nią uporać. A
czy Wy jesteście na tyle nieustraszeni?
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
Świetna powieść, bardzo mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńJesienią i zimą lubię czytać horrory, więc mam w planach ten tytuł.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie mroczne historie a po Mastertona to az grzech nie siegnac prawda? :)
OdpowiedzUsuń