Tytuł: Powiedz wilkom, że jestem w domu
Autor: Carol Rifke Brunt
Wydawnictwo: YA!
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 400
Gatunek: literatura młodzieżowa
June
uwielbia przenosić się w marzeniach do średniowiecza. Popołudnia spędza w
lesie. Wydaje się jej, że słyszy wilki i tylko ona wie, gdzie je znaleźć. Nie
potrzebuje alkoholu, używek, czy chłopaka. W zasadzie to nawet nie ma chęci się
całować. June nie jest typową nastolatką, o czym najlepiej świadczy fakt, że do
szczęścia potrzebuje jedynie Fina- swojego wujka.
„Powiedz
wilkom, że jestem w domu” przyciągnęło mnie z kilku powodów. Chciałam poznać
bliżej June i Fina, przyjrzeć się ich niecodziennej, choć z perspektywy czasu
muszę przyznać, pięknej relacji. Pragnęłam także dostać możliwość wczucia się w
sytuację osoby chorującej na tak poważną chorobę, jaką jest AIDS. Uwielbiam
takie elektryzujące, emocjonalne i wybuchowe mieszkanki. A w tym przypadku
intryguje wszystko- tytuł, okładka, fabuła.
Czytało
mi się wspaniale. Uwielbiam takich bohaterów jak June. Nietypowych i
specyficznych. Z przyjemnością za nią podążałam, choć droga którą obrała pełna
była wybojów i zakrętów. Wydawać by się mogło, że życie czternastolatki nie
może zaskakiwać, ranić, przerażać. Bo niby czym taka nastolatka mogłaby się
przejmować? Niestety, życie June nie zostało usłane różami, a czytelnik może
się o tym przekonać na każdym kroku. Co jednak najważniejsze, dziewczynka
dzielnie walczy o swoje ideały i przekonania, a tego nigdy za wiele.
Na
pierwszy rzut oka można zauważyć, że autorka nie boi się wyzwań i trudnych
tematów. Swobodnie porusza się wokół całego szeregu trudnych zagadnień, od razu
rzucając się na głęboką wodę. Tym, co poruszyło mnie najwcześniej, jest ten
skomplikowany świat młodej osoby. Autorce znakomicie udało się pokazać wszelkie
dylematy i rozterki bohaterki, z jednej strony podkreślając nawarstwiające się
w jej życiu problemy, z drugiej pokazując, że do wszystkiego można dojść małymi
kroczkami, a rozwiązanie w końcu się znajdzie.
„Odniosłam wrażenie, że zdobyłam dowód na to, że nie
wszystkie dni są tej samej długości, a czas nie zawsze waży tyle samo. Że może
istnieć nieskończona liczba światów wewnątrz innych światów, jeśli tylko im się
na to pozwoli”.
Odniosłam
wrażenie, że pierwsze skrzypce w tej historii chciałaby zagrać siostra June. Z
góry muszę uprzedzić, że znienawidziłam Gretę, bardzo szybko. Nie znalazła się
ani jedna minuta, kiedy próbowałabym ją usprawiedliwić, czy zrozumieć. Nie, nie
ma takiej możliwości. Zawsze uczono mnie, że siostry powinny się wspierać i
stanowić dla siebie oparcie. Dlaczego zatem Greta rzuca swojej kłody pod nogi?
Dlaczego myśli tylko o sobie? Dlaczego pozwala sobie na zatracenie się w
smutku, zupełnie nie zważając na problemy młodszej siostry?
„Nie
chciałam się nią przejmować, ale jak zwykle robiłam coś dokładnie odwrotnego.
Greta była połączona z moim sercem. Niewidoczne kable wiły się, supłały i
przechodziły przez sam jego środek”.
Bardzo
podoba mi się, że autorka tak mocno skontrastowała bohaterów, choć uczciwie
muszę przyznać, że nie wszyscy i nie wszystko w tej historii jest dobre lub
złe, czarne albo białe. Każdy z bohaterów mierzy się w końcu nie tylko ze
światem, ale także z samym sobą, a do tego czasami trzeba użyć czegoś więcej
niż dobre serce. Poruszając się w kręgu zagadnień etycznych, muszę poświęcić
kilka słów i refleksji tematyce AIDS. Mam wrażenie, że Brunt udało się uchwycić
to, co moim zdaniem najważniejsze, czyli problem ludzkiej niewiedzy i głupoty.
Kobieta przedstawia swoją historię z perspektywy lat 80, jednak ciężko mi się
oprzeć wrażeniu, że nic się nie zmieniło. Ludzie dalej unikają kontaktów z
zakażonymi, jakichkolwiek, obawiają się najprostszych życzliwych gestów, może
nawet kilku dobrych słów. Tylko dlaczego? Po co to całe wykluczenie? Czy
faktycznie wydaje Wam się, że taka osoba nie ma już wystarczająco dużo zmartwień
i utrapień?
„Może
dopiero, gdy się umiera, człowiek jest w stanie zacząć robić, co mu się żywnie
podoba”.
„Gdy człowiek akceptuje samego siebie i zadaje się tylko z
najlepszymi z możliwych osób, śmierć wcale nie jest straszna”.
Kolejne
strony powieści mnożyły pytania i refleksje z mojej głowie. Tym, nad czym
utknęłam najdłużej jest skomplikowanie ludzkiej natury, a w tym przypadku w książce jest dokładnie tak, jak w życiu.
Bohaterowie bowiem się niezwykle prawdziwi, emocjonalni i realistyczni,
chciałoby się rzec- z życia wzięci. A książkowe wydarzenia faktycznie mogły
mieć miejsce. Wiem, że gdzieś na świecie mogłaby żyć dziewczynka, która kocha
Średniowiecze i swojego wujka, umierającego na AIDS.
„Powiedz
wilkom…” zrobiło na mnie bardzo duże wrażenie. Pomysłem, rozwinięciem,
warsztatem. Podejściem do tematu i do bohatera, a może raczej do człowieka. Brunt
stanęła na wysokości zadania. Z wielką niecierpliwością będę wypatrywać
kolejnej książki jej autorstwa.
Przy okazji przypominam o trwającym konkursie:
http://rudarecenzuje.blogspot.co.uk/2016/01/styczniowe-rozdanie.html
Mam zamiar ją kupić w lutym :) Aż się bałam czytać Twojej recenzji, bo nie chciałam sobie "psuć" przed lekturą, ale Twoja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Teraz nie mogę się jej doczekać jeszcze bardziej. Wydaje się być naprawdę wyjątkowa.
OdpowiedzUsuńWidziałam tę książkę kilka razy, ale przyznam szczerze, że nie przyglądałam się jej jakoś bliżej. W ogóle wyobraziłam sobie banalną historię i nie zwracałam na nią uwagi. Jakie zdziwienie mnie ogarnęło jak przeczytałam u ciebie, że dziewczyna choruje na AIDS. Nie spotkałam się jeszcze z taką tematyką w książkach, więc na pewno przyjrzę się tej powieści uważniej.
OdpowiedzUsuńSkutecznie zachęciłaś mnie do lektury. Uwielbiam książki, które zmuszają do refleksji, więc i obok tej nie mogę przejść obojętnie.
OdpowiedzUsuńBardzo zachęciłaś mnie swoją recenzją i na pewno bo nią sięgnę w najbliższym czasie ;).
OdpowiedzUsuńKsiążka zrobiła na tobie wrażenie więc chciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńO kurcze, nie spodziewałam się, że ta książka jest tak dobra ;) Może uda mi się przeczytać niebawem ;)
OdpowiedzUsuńTę książkę mam na liście do przeczytania już od dłuższego czasu. W żadnej recenzji nie widziałam jednak, by poruszała temat AIDS. Tym bardziej chcę po nią sięgnąć. Ma świetny tytuł, okładkę, oko się już wizualnie cieszy i mam nadzieję, że treść również i mnie przypadnie do gustu :)
OdpowiedzUsuńDobrze, ze się spodobała ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji grzechem byłoby nie zapoznać się z pozycją ;)
OdpowiedzUsuńPolać jej za trafny komentarz! :)
UsuńWilki! Uwielbiam wszystko co jest chociażby odrobinę powiązane z wilkami, choćby tytuł. A widzę, że książka serwuje czytelnikowi naprawdę sporą dawkę emocji i kawał dobrej historii, więc.. popieram poprzedniczkę :)
OdpowiedzUsuńApteka Literacka
Już od dawna ciekawi mnie ta książka. Mam ją nawet na półce, ale wciąż czeka na swoją kolej. Myślę, że po Twojej recenzji ta chwila nastąpi szybciej. ;)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że książka ma ogromny warsztat. Bardzo mnie to cieszy, zwłaszcza że mam ją na półce. Muszę w końcu po nią sięgnąć ;).
OdpowiedzUsuńSądziłam, że to powieść dla młodszego odbiorcy, teraz jednak wiem, że jest ponad podziałami. Chętnie poznałabym relację dziewczyny z wujkiem, także z siostrą. Poznam z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nigdy wcześniej nie widziałam tej okładki ani nie słyszałam o tym tytule. A wydaje się to naprawdę intrygująca lektura. Interesuje mnie postać wujka umierającego na AIDS. Poważny temat i jestem bardzo ciekawa, jak został przedstawiony w tej książce...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo :)
OdpowiedzUsuńNareszcie ktoś mnie przekonał do tej książki. Tytuł ciągle gdzieś krążył, ale ja jakoś nie byłam przekonana. Dzięki, dzięki i jeszcze raz dzięki!
http://zapachstron.blogspot.com/
Zatem książka natychmiast ląduje na mojej liście "must have"! I tyle! Nie ma się co rozpisywać, temat ważny, książka zawiera wszystko co lubię, a Ty napisałaś kolejną recenzję, którą czytało mi się świetnie, słowem -natychmiast mnie przekonałaś!
OdpowiedzUsuńJuż dawno miałam w planach tę książkę, muszę ją w końcu dorwać :)
OdpowiedzUsuń