Tytuł: Słowa pamięci
Autor: Rowan Coleman
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 400
Gatunek: literatura współczesna
Claire choruje na Alzheimera. Podstępna choroba
wdziera się do jej szczęśliwego życia i odbiera kobiecie wszystko, na czym jej
zależy- wspomnienia, uczucia, szacunek dla samej siebie. Claire dzień po dniu
traci kawałeczek siebie, zbyt szybko zbliżając się do dnia, w którym wszystko,
co znała ponownie stanie się nieznajome.
Czasami mam wrażenie, że Alzheimer to najgorsza
spośród możliwych chorób. Człowiek traci wszystko za sprawą źle funkcjonującego
i osłabionego organizmu. Jego mądrość, doświadczenie, emocje zostają skierowane
przeciwko niemu. Z dnia na dzień sam dla siebie staje się najgorszym wrogiem.
„Za każdym razem, gdy coś mi w mózgu pyknie, tracę na
dobre fragment siebie: jakieś wspomnienie, twarz, albo słowo. To coś zanika. I
po trochu ja też”.
Siłą rzeczy porównujemy książki o podobnej tematyce.
Wydaje mi się, że nie jest to dla nikogo nowością czy zaskoczeniem. „Mój” obraz
tej choroby opierał się przez długi czas na książce Lisy Genovy- „Motyl”.
Historia przedstawiona w tamtej powieści wstrząsnęła mną dogłębnie, a
poszczególne kadry z jej ekranizacji będą stawały mi przed oczami jeszcze przez
długi czas. Trochę martwiłam się, czy Coleman nie zginie w tym starciu, a jej
książka już zawsze będzie mi się jawiła, jako ta gorsza. Potrzebowałam kilku
dni na zebranie myśli i już wiem. Nie było powodu do obaw.
Świat Claire jest fantastyczny. Kobieta uwielbia swoją
pracę, ma cudowne dzieci, a u boku miłość swego życia. Mogłoby się wydawać, że
to idealna scena, ukazująca ciszę przed burzą, bo na tym idealnym obrazku musi
w końcu pojawić się jakaś rysa. I dokładnie tak to się odbywa, choć zamiast
rysy pojawiło się od razu głębokie pęknięcie, dzielące świat kobiety na wiele
kawałków.
Każdy z nich, niegdyś znajomy, najważniejszy,
najbliższy wspomnieniom, obecnie- problematyczny i budzący zamęt. Nie wyobrażam
sobie, że w moim życiu mógłby nadejść taki czas, kiedy zapomniałabym, jak
nazywa się widelec, nie mogłabym sobie przypomnieć drogi do domu, mieszałabym
przeszłość z teraźniejszością. Clare przekonała się, jak to jest na własnej
skórze. Choć walczyła jak lwica, wszyscy wiedzieli, że walczy na darmo. Bo tej
walki nie może wygrać.
„Dobrze być po prostu sobą, a nie kobietą chorą, co
mnie teraz definiuje na co dzień”.
Autorka przepięknie pokazała jej pojedynki. Jej
pazerność i zachłanność na życie zadziwiały mnie, bo nie jestem pewna, czy ja
umiałabym siłować się z samą sobą. Jak można ufać innym, skoro nie możemy ufać
samemu sobie? Claire musiała powierzyć swój los w ręce bliskich. Zawierzyć im i
przekonać się, że wiedzą, co dla niej będzie lepsze. Zupełnie niespodziewanie
przestała być matką i żoną na pełen etat, tracąc wiele z tego czasu na rzecz
bycia nastolatką i córką. Znowu.
„To właśnie jest sedno choroby, jej wpływu na mnie i
na moich bliskich: rosnąca przepaść między moją, a ich rzeczywistością. Dzień w
dzień zasypuję tę otchłań ile sił, lecz zawsze docieram do punktu, gdy już
dłużej nie mogę, a z nimi dzieje się to samo. Potem oni już nawet nie próbują,
bo mój świat to ten niewłaściwy”.
Coleman pokazuje nam szczegóły tego smutnego procesu
tracenia siebie. Z każdej strony uderzały we mnie troski i lęki głównej
bohaterki. Bolała mnie jej nieporadność i bezbronność, na którą nie miała
przecież żadnego wpływu. Realizm tej sytuacji wbijał mnie w fotel, zupełnie jakby
to wszystko działo się na moich oczach. Wszystko w tej historii było niezwykle
prawdziwe i życiowe. Autorka nie próbowała ubarwiać i udawać, że wszystko
będzie dobrze. Było wiadomo, że nie będzie. Niektórzy zarzucali jej, że w
książce za dużo cukierkowości, jednak jestem odmiennego zdania. Nazwałabym to
raczej nadzieją i miłością.
Bardzo podobało mi się także, że Coleman nie zapomniała
o innych bohaterach. Matka Claire, jej mąż, córki. Odnalezienie własnego
miejsca w świecie chorej musiało być dla nich przykre i przytłaczające, a
świadomość, że ich ukochanej osoby niedługo zabraknie- prawdziwie zatrważająca.
Wbrew wszystkim przeciwnościom musieli jednak żyć dalej, bo choroba nie czeka
na dobry moment. Przychodzi nagle, a ty musisz się dostosować.
Powieść przepełniona jest emocjami bohaterów. Przez
cały czas czułam, jak ważna jest Claire dla swojej rodziny i cieszyłam się, że
nie przechodzi przez to sama. Ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju- to, co
działo się z jej uczuciami. Choroba bowiem nie tylko odbierała jej wspomnienia
i poniżała ją, jako człowieka. Ona także zasiała w niej wielką niepewność wobec
osób, które były jej najbliższe i wobec uczuć, którymi ich darzyła. Czy może
być coś gorszego? Nie.
Autorka stworzyła wspaniałą książkę. Bardzo mądrą, ale
łatwą w odbiorze. Napisaną prosto i na temat. Ważną w swoim przekazie. I jedyną
w swoim rodzaju. Bardzo się cieszę, że dałam jej szansę.
Podobnie jak Ty, na Alzheimera patrzyłam przez pryzmat "Motyla". Muszę przyznać, że ta powieść mnie zaintrygowała i w wolnej chwili poszukam jej u siebie w bibliotece.
OdpowiedzUsuńP.S. Świetna recenzja! :)
Również Alzheimera do tej pory znałam jedynie z powieści Genovy, z przyjemnością w wolnej chwili przeczytam powieść Coleman. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta książka wypłucze mnie emocjonalnie. Chętnie po nią sięgnę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMotyl jest niesamowity, na długo zapadł mi w pamięć. Skoro Coleman trzyma poziom Genovy, to zdecydowanie jest to tytuł warty uwagi.
OdpowiedzUsuńKoniecznie chcę przeczytać tę emocjonującą książkę.
OdpowiedzUsuńTematyka jest dość ciężka, ale jestem ciekawa tej pozycji, zwłaszcza, że zbiera same pozytywne recenzje;)
OdpowiedzUsuńwww.ksiazkoholiczka94.blogspot.com
Myślę, że na razie nie jest to lektura odpowiednia dla mnie. Ostatnio ciągnie mnie bardziej w klimaty fantasy czy science fiction. Czuję, że przeczytanie tej książki przytłoczyłoby mnie i było brutalnym powrotem do rzeczywistości, do której jeszcze nie chcę wracać. Niemniej jednak zapiszę sobie tytuł, by w przyszłości poznać historię walki bohaterki z tak okrutną chorobą.
OdpowiedzUsuńPS. Nominowałam Cię do LBA. Będzie mi bardzo miło, jeśli odpowiesz na moje pytania :) http://czytanie-chwile-rozkoszy.blogspot.com/2016/01/liebster-blog-awards-3.html
Co prawda literatura obyczajowa to nie moja bajka, ale tej książce nie mówię nie ;)
OdpowiedzUsuńPóki co książki jeszcze nie czytałam. Fajne połączenie - ważny przekaz i prosty sposób przekazu. Takie powieści lubię chyba najbardziej ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałem, nie moje klimaty niestety. Może kiedyś :P
OdpowiedzUsuńpozdrawiam strefatrelaksu.blogspot.com
Cieszę się, że ta książka tak bardzo Cię urzekła i poruszyła :) To istotnie bardzo mądra i poruszająca historia i Coleman ukazała Alzheimera po swojemu, nie dublując L. Genovy i to mnie ucieszyło! Jednakże ja już zawsze będę postrzegała każdą powieść o tej tematyce przez pryzmat "Motyla", który mnie ogromnie poruszył i przeczytałam tę powieść w jeden dzień (zawalając wszelkie obowiązki) - po czym stanęła na półce z moimi ukochanymi książkami, polecam ją każdemu z pełnym przekonaniem - ta książka nie może się nie podobać! :) Dlatego dla mnie to "Motyl" będzie tą lepszą powieścią, tam towarzyszyły znacznie większe emocje - mnie się nie udało tego uniknąć :).
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja Ewelinko, czuć w niej Twoje emocje :) Pozdrawiam ciepło, życząc przyjemnego weekendu! :*
Mam tę książkę i po twojej recenzji szybciej dam jej szansę, mam nadzieję że nie pożałuję pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńNa pewno miałabym obawy, że będę porównywała tę powieść z "Motylem" i myślę, że jak bardzo bym się nie starała to i tak tego nie uniknę. Cieszę się jednak, że "Słowa pamięci" okazały się taką przejmującą książką i wydaje się, że mądrze napisaną, z wyczuciem i sprawnym uchwyceniem emocji - myślę, że dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńFaktycznie trudna tematyka, będę pamiętać o tym tytule..
OdpowiedzUsuń