Autor: Beata Szady
Tytuł: Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 176
Gatunek: literatura faktu
Kradną, wąchają klej i prostytuują się. Nie odróżniają
dobra od zła. Myślą o dniu dzisiejszym, zapominając o jutrze. Nie dbają o
wykształcenie, nie liczą na dobrą pracę. Żyją na i dla ulicy. Biedne dzieci
Limy.
W swoim reportażu Szady zwraca uwagę na główne problemy,
z którymi zmaga się współczesna Lima, biorąc pod uwagę przed wszystkim sytuację
żyjących tam dzieci. Przedstawiając kolejno szereg historii, zwraca uwagę
czytelnika na sprawy paskudne oraz niewygodne, skupiając się na problematyce
wciąż żywej i aktualnej. Z jej książki wyłania się obraz brutalnej rzeczywistości
i miasta, które nie oszczędza swoich mieszkańców.
„Ministerstwo szacuje, że żyjących i pracujących na
ulicy dzieci poniżej czternastego roku życia jest w Peru milion sześćset
tysięcy”.
Wiele razy podczas czytania musiałam robić sobie
przerwy. Niezwykle ciężko było mi zebrać myśli i pogodzić się z przedstawianymi
przez autorkę faktami. Bo jak uwierzyć, że tak wielu ludzi może żyć w tak ciężkich
warunkach i w tak wielkiej biedzie? Jak pogodzić się z tak wielkimi
skrajnościami i zaakceptować, że jedni ociekają w luksusy, a drudzy żyją na
ulicy? Jak przejść nad tymi informacjami do porządku dziennego?
Szady przybliża realia, o których prawdopodobnie wielu
z nas wolałoby nie słyszeć oraz jak najszybciej zapomnieć. Tylko że przywołując
historie faktycznie żyjących ludzi obarcza nas ciężarem i pewną
odpowiedzialnością. Zmusza do myślenia i zadawania pytań. Nie pozwala na
obojętność i bierność. Kilkakrotnie zastanawiałam się, jakie są powody stale
rosnących nierówności między nami, jednocześnie angażując się w ten świat tak
różny od mojego. Chociaż zaraz zaraz. Przecież my wszyscy żyjemy w jednym
świecie! Tylko czy na pewno?
„To jest tak, jakbyśmy mieli jakiś znak na twarzy.
Jakbyśmy mieli wypisane na czole, że jesteśmy z ulicy. Nawet jak byłam dobrze
ubrana, to rozpoznawali mnie po zachowaniu, sposobie chodzenia, po tym, jak
mówiłam i jak się bawiłam. Zawsze dziwnie na nas patrzą, jakbyśmy byli
podludźmi”.
Ciężko uwierzyć, że o takich sprawach można opowiadać
lekko, a taką książkę można czytać szybko. A jednak. Mimo że wielokrotnie włosy
jeżyły mi się na głowie, a wnętrzności przewracały, pokonywałam tę historię bardzo
sprawnie. Szady porusza ciężkie tematy mądrze i łagodnie posługując się przy
tym słowem. Widać, że na zgłębienie tych kwestii poświęciła sporo czasu, a
ludzie, z którymi przyszło jej rozmawiać mocno na nią wpłynęli.
Bardzo mi się podoba, że oprócz ludzkich historii,
osobistych wspomnień i cytatów, otrzymujemy garść faktów na temat
funkcjonowania miasta, bieżącej polityki czy gospodarki. Mówi się, że każdy z
nas ma wybór, jak pokieruje swoim życiem, ale z opowieści Szady łatwo wywnioskować,
że niekoniecznie tak jest. Czasami (a może często) zwyczajnie zawodzi system, sprawiając,
że niektórzy od początku stoją na przegranej pozycji.
„Oto jak działa państwo. Żeby przyciągnąć do Limy
turystów, wyczyściło okolice rzeki z biedaków, żebraków i bezdomnych. Niektórym
dało kawałek ziemi, innych po prostu wyrzuciło. A przecież to nie jest
rozwiązanie. To tylko przeniesienie problemu w inne miejsce”.
Co ciekawe, wydawać by się mogło, że w mieszkaniu i
życiu na ulicy nie może być nic pozytywnego, a przynajmniej nic, co mogłoby się
komukolwiek podobać. Tymczasem historie bohaterów mogą zmienić nasz punkt
widzenia. Niektórzy dopiero tam odnaleźli spokój i możliwość radzenia sobie z
życiowymi ciężarami, inni z kolei uzależnili się od tego, nie pozwalając sobie
zapomnieć o wołaniu ulicy…
O tej książce można by mówić więcej, choć i tak ciężko
byłoby uchwycić wszystkie jej zalety. Trudno uwierzyć, że w takiej niewielkiej
objętościowo książeczce można zmieścić tyle informacji, emocji, problemów. To
świetna lektura dla osób pragnących popatrzeć trochę dalej i sięgnąć po nieco
więcej.
Za możliwość poznania książki pragnę serdecznie podziękować Wydawnictwu Czarnemu.
Chętnie przeczytałabym jakiś dobry reportaż, a temat dzieci żyjących na ulicach Limy wydaje się bardzo ciekawy. Pytanie tylko, jakim językiem napisany jest ten reportaż? Czasem dobry temat można zepsuć zbyt naukowym językiem, i odwrotnie.
OdpowiedzUsuńJak widać, objętość książki nie jest najważniejsza, liczy się przekaz, a ten z pewnością jest duży. Przeczytam z chęcią. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam na pewno, potem będę mogła to skonfrontować że znajomym, który mieszka w tym mieście. Jestem ciekawa tej lektury i tego, co on na to powie.
OdpowiedzUsuńJa do tej pory jakoś stroniłam o takiej właśnie literatury, ale myślę, że powoli chyba dorastam do tego, żeby sięgać po takie publikacje ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio trafiam na takie książki, które mają w sobie ogrom treści i ciężko jest to wszystko opisać w recenzji :)
OdpowiedzUsuńLubię reportaże tego wydawnictwa, chociaż rzadko udaje mi się wygospodarować na nie odpowiednią ilość czasu. Tego jeszcze nie czytałam, ale mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu.
OdpowiedzUsuńCiężka tematyka, po którą nie sięgam...
OdpowiedzUsuńLubię od czasu do czasu sięgnąć po coś innego, głębszego, dlatego koniecznie będę musiała sięgnąć po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńChodzi za mną ta książka i będę musiał po nią w końcu sięgnąć, zwłaszcza po tej twojej zachęcającej recenzji. Jeszcze mnie ciekawi "Nemezis", który też się ukazał nakładem Czarnego ostatnio. Nie wiem czy słyszałaś, ale zapowiada się świetnie.
OdpowiedzUsuńWydawnictwo Czarne ma zawsze niesamowite książki, które wywołują we mnie dużo emocji. Powyższą też bardzo chcę przeczytać
OdpowiedzUsuń