Tytuł: Płatki na wietrze
Autor: Virginia C. Andrews
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 446
Gatunek: literatura piękna
Cathy, Christopher i Carrie. Urocza trójka rodzeństwa,
którego życie potoczyło się w najmniej przewidywalny i najgorszy możliwy
sposób. Wydawać by się mogło, że ucieczka z poddasza pozwoli im raz na zawsze
zamknąć ten rozdział i przestać wciąż oglądać się za siebie, w oczekiwaniu na matczyną
miłość. W rzeczywistości jednak nie ta łatwo wymazać przeszłość i oddzielić ją
grubą kreską. Nie można tak po prostu porzucić wspomnień i zacząć żyć, jakby
nic się nie stało.
„Płatki na wietrze” to kontynuacja przygód rodzeństwa,
które czytelnik poznał za sprawą „Kwiatów na poddaszu”. Już w trakcie czytania
pierwszej części wiedziałam, że muszę poznać jej kontynuację. Byłam szalenie
ciekawa, jak potoczą się losy rodzeństwa i czy w końcu odnajdą spokój. Mimo że
ta część zapowiadała się nieco bardziej optymistycznie, w ostatecznym
rozrachunku ciężko określić ją jako pozytywną historię. Dlaczego? Być może za
sprawą tej kłopotliwej przeszłości, być może to kwestia poruszanych przez nią
problemów.
Dalszą historię poznajemy z perspektywy Cathy i to jej
najwięcej jest w tej książce. Dziewczynka próbuje podążać za marzeniami i zapomnieć
o popełnianych błędach. W uszach wciąż brzmią jej przykre słowa babki, a serce
rozrywane jest przez grzechy matki. Cathy nie chce przypominać żadnej z nich.
Skupia się na sobie i swoich uczuciach. Może nawet trochę za bardzo. W jej
postępowaniu niewątpliwie mocno odbijają się cienie przeszłości. Mroczne widma
powracają w ponownej krzywdzie. Dziewczynka pragnie być dobra i czysta, jednak
widać, że ciężko jej normalnie funkcjonować. Niedostatki miłości sprawiają, że
zapalczywie i gorąco pożąda bliskości, poniekąd myląc miłość z namiętnością. W
drugiej części, podobnie jak w poprzedniej książce, nie brakuje odważniejszych
scen z udziałem dziewczynki. Nie brakuje także kolejnych partnerów, miłostek,
przygód. Tylko tego Chrisa jakby mniej. I sama nie wiem, czy to dobrze, czy
źle.
„Myśl o rozstaniu przerażała mnie. Czy potrafię bez
niego żyć? To była jej wina, to ona sprawiła, że nie mogliśmy bez siebie
egzystować”.
Przez cały czas miałam wrażenie, że Chris w pewien
sposób ciągnie Cathy na dno, nie pozwalając jej zapomnieć o tym, co było. Bez wątpienia
chłopcu o wiele ciężej jest przejść nad tą sytuacją do porządku dziennego i
wyleczyć się z tej grzesznej miłości. Trochę szkoda mi było tego rodzeństwa,
tak zaplątanego w sieć intryg i kłamstw rodzicielki, zwłaszcza, że ich
zagubienie nie ustępowało z upływem kolejnych lat, chyba nawet wręcz
przeciwnie. Cathy i Christopher byli jak ćmy lecące do ognia. Niszczyli siebie
i bliskich, żyjąc wciąż przeszłością. Każde na swój sposób próbowało uporać się
z koszmarem dzieciństwa, ale ich sposoby tylko pchały ich ku autodestrukcji.
Kolejne strony i kolejne lata nie zmniejszały tęsknoty
za matką. Bo czy można o niej zapomnieć? Czy naprawdę można się wyrzec tej
najbliższej osoby? Czy można przestać łaknąć matczynej bliskości? Nie. To nie
jest możliwe. Mówi się, że miłość i nienawiść dzieli tylko jeden krok. Wydaje
mi się, że to zdecydowanie zbyt mało, by przestać kochać, a zacząć nienawidzić.
Nie, po prostu nie można! Nie da się żyć w ten sposób, nie oszukując samego
siebie. Matka, jaka by nie była, zawsze będzie matką.
„Jeśli odtrąca cię własna matka, to cóż warte jest
życie? Czy ma ono jakiś sens”?
Autorka pięknie przedstawia dylematy młodości.
Fizyczne pociągi, zauroczenia, problem z odróżnieniem rzeczy błahych od
istotnych. Mam wrażenie, że tym samym przybliża się do nurtu literatury
młodzieżowej, którą tak lubię. Wspaniale czytało mi się o tych młodych i
pożądających życia ludziach, którzy pragnęli jedynie zaznać trochę szczęścia.
Wraz z nimi podążałam za marzeniami, a następnie dzieliłam porażki, po cichu
licząc na to, że każde z nich wyjdzie w końcu na prostą.
Drugą część przygód rodzeństwa pochłonęłam równie
szybko jak pierwszą. Świetnie się bawiłam, rozkoszując się tym mrocznym
światem. Autorka jeszcze bardziej zagłębiła się w mrokach umysłu, zostawiając
czytelnika sam na sam z czarnymi myślami. Kolejne kroki rodzeństwa mogły
dziwić, szokować, czy obrzydzać, jednak ja chętnie ich usprawiedliwiałam, wciąż
pamiętając o trudnej przeszłości. A czy Ty, drogi czytelniku, tak chętnie
odpuściłbyś im grzechy?
„Jeśli człowiek chce osiągnąć spokój duszy i
szczęście, musi nauczyć się przebaczać”.
Koniecznie muszę poznać "Kwiaty na poddaszu"! Myślę o tej książce już od dłuższego czasu i nadal nie mogę się za nią zabrać. Z pewnością nadrobię zaległości :)
OdpowiedzUsuńJa rozglądam się dopiero za "Kwiatami na poddaszu" i mam nadzieję, że niedługo zapoznam się z twórczością autorki.
OdpowiedzUsuńObie książki mam w planie:)
OdpowiedzUsuńDla mnie to okropna książka, w ogóle seria, ale co kto lubi :)
OdpowiedzUsuńJa już mam za sobą całą serię. Czytało się szybko, powieść fascynowała. Zawsze się jednak zastanawiałam skąd autorka brała tak makabryczne pomysły. To prawda co napisałaś. Cathy i Christopher działali na siebie destrukcyjnie. Jednak przez pobyt na poddaszu ich relacje zostały tak silnie powiązane, żw trudno było je rozluźnić. Tetaz na pewno sięgnę po Pamiętnik Christophera. Jestem ciekawa co tam można było jeszcze wymyślić.
OdpowiedzUsuńTa seria powoli staje się moim wyrzutem sumienia, bo mimo że od dawna mam pierwszą cześć u siebie, wciąż po nią nie sięgnęłam :( Muszę w końcu ją dopaść, bo ogromnie ciekawią mnie losy bohaterów.
OdpowiedzUsuńCzytałam dwa razy tę serię, raz jeszcze w szkole średniej, drugi raz całkiem niedawno. Za pierwszym razem mi się podobała, ale to za drugim razem, kiedy spojrzałam na nią z perspektywy rodzica, wstrząsnęła mną do granic możliwości. Choć to dwie pierwsze części, są moimi ulubionymi, jak dla mnie im dalej tym... inaczej.
OdpowiedzUsuńChcę, chcę i jeszcze raz chcę! :)
OdpowiedzUsuńmodnaksiazka.blogspot.com
Akurat ostatnio znajoma namawiała mnie na przeczytanie "Kwiatów na poddaszu" i z pewnością sięgnę po nie, jak tylko uporam się ze swoimi zaległościami;)
OdpowiedzUsuńwww.ksiazkoholiczka94.blogspot.com
Nie miałam styczności z twórczością autorki, a widzę, że mogę żałować. Twoja recenzja przekonuje mnie, że warto i jeżeli tylko się zdecyduję, zacznę od „Kwiatów na poddaszu”, lubię poznawać historie od początku, inaczej czułabym jakieś braki... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTa seria towarzyszyła mi przez wakacje, teraz zabieram się za "Pamiętnik Christophera" :)
OdpowiedzUsuńCzytałam całą sagę Dollangangerów :) i dwie pierwsze części oraz tom piąty podobały mi się najbardziej :) Potem nie było dla mnie już tak emocjonująco, aczkolwiek nie żałuję, że zapoznałam się z całą serią :) Ciekawa jestem Ewelinko, jak ocenisz pozostałe tomy :) Pozdrawiam ciepło i życzę Ci przyjemnego tygodnia :)
OdpowiedzUsuń