piątek, 22 listopada 2024

Steve Cavanagh "Obrona"

 


Autor
: Steve Cavanagh

Tytuł: Obrona

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 384

Gatunek: thriller prawniczy 




Nie ukrywam, że moim numerem jeden w kwestii pisania thrillerów prawniczych jest John Grisham. Uwielbiam pisane przez niego książki i nigdy nie waham się przed sięgnięciem po kolejny tytuł. Jakiś czas temu poznałam natomiast kogoś, kto mógłby stanowić dla niego dobrą konkurencję. Steve Cavanagh i jego cykl z Eddiem Flynnem to po prostu coś niesamowitego.

„Obrona” to pierwsza część tej mrocznej, przewrotnej i niesamowitej serii. Do tej pory poznałam dalsze części cyklu, jednak czas najwyższy, by przekonać się, jak zaczyna się ta historia. A zaczyna się znakomicie. Od mocnych wydarzeń, które nie tylko momentalnie przykuwają uwagę, ale również pozwalają czytelnikowi bliżej poznać postać Eddiego. Moim zdaniem jest ona fenomenalna. Cavangh stworzył pełnokrwistego bohatera, któremu daleko jest do ideału. Eddie ma na swoim koncie szereg potknięć i większych błędów, a kiedy już jest gotowy, by w końcu na nowo poukładać swoje życie, na jego drodze staje rosyjska mafia z naprawdę dużymi oczekiwaniami.

Akcja książki rozpoczyna się szybko i intensywnie. Autor ani przez chwilę nie oszczędza swojej postaci, pozwalając by na naszych oczach przeżywała olbrzymi dramat. Choć Eddie szybko zdobył moją sympatię, to  jego książkowe problemy sprawiły, że wprost nie mogłam oderwać się od lektury. Mroczny początek powieści zapowiada intrygującą i niepokojącą przygodę i rzeczywiście byłyby to niezwykle celne określenia dla tej historii. Interesująca, przewrotna, pełna napięcia i obfitująca w niespodzianki. Właśnie taki powinien być dobry thriller.

Z wielką przyjemnością i dużym zainteresowaniem obserwowałam rozwój wydarzeń. Cavanagh dobrze wie, co robi. W każdym rozdziale oferuje czytelnikom kilka apetycznych, mrocznych kąsków, stale podsycając apetyty na więcej. Igra z bohaterami i bawi się z nami. Jego książka przypomina niepokojącą rozgrywkę, w której nie obowiązują żadne uczciwe zasady, a wygrać może tylko ten, kto wykaże się błyskotliwością i odwagą. Rozwój akcji przynosi spore zaskoczenie, a wyczyny głównego bohatera śledzimy z pobłażliwym uśmiechem i nutą niedowierzania, ale to naprawdę wspaniała rozrywka.

„Obrona” to nie tylko bardzo dobry thriller prawniczy, ale także wspaniałe otwarcie serii. Podczas lektury czytelnik jest zaintrygowany opisywanymi wydarzeniami i podejmowanymi przez Eddiego decyzjami. Obserwujemy, zastanawiamy się, próbujemy przewidzieć kolejny ruch, a to wcale nie jest takie proste. Szybko zmierzamy do końca, usilnie pragnąc poznać zakończenie, w duszy wesoło podśpiewując na myśl, że to przecież dopiero pierwsza część, więc możemy niedługo spotkać się z Eddiem ponownie.

Książka Cavanagh to gruntownie przemyślany, dobrze zaplanowany i znakomicie spisany thriller. Kwestie związane z prawem stanowią tutaj świetnie uzupełnienie dla fabuły. Przedstawione zostały w taki sposób, by nie zmęczyć czytelnika, ale go zainteresować. Całość nie pozostawia miejsca na pytania czy uwagi. Jeśli lubicie tego typu historie, to serdecznie polecam. Weźcie ten tytuł pod uwagę w swoich czytelniczych planach.   

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

niedziela, 17 listopada 2024

Maria Kuncewiczowa "Tristan 1946"

 



Autor
: Maria Kuncewiczowa

Tytuł: Tristan 1946

Wydawnictwo: Marginesy

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 384

Gatunek: klasyka





Czuję czasami potrzebę, by zmierzyć się z klasyką. Poświęcić czas starszym historiom, dzięki nim obserwować zmiany, które zaszły w obyczajach czy języku. Tym razem sięgnęłam po jeden z utworów Marii Kuncewiczowej, „Tristan 1946”. Historia, pozornie prosta i przewidywalna, okazała się nie tylko poruszająca i refleksyjna, ale również istotna i aktualna.

Dzieło tej uznanej autorki stanowi połączenie kilku ważnych i ponadczasowych tematów. Na stronach powieści znajdziemy odwołania do czasów II Wojny Światowej, przybliżenie lubianych i cenionych kwestii obyczajowych oraz intrygujące nawiązanie do historii Tristana i Izoldy. Takie przewrotne zestawienie mogłoby budzić pewne obawy i rzeczywiście taki czytelniczy niepokój się u mnie pojawił. Choć na początku towarzyszyła mi niepewność dotycząca wartości tej książki, ta dość krótka opowieść okazała się ważna i dająca do myślenia.

Nigdzie przecież nie zostało powiedziane, że takie różnorodne i nietypowe tematy nie mogą się przyciągać, uzupełniać i ze sobą współgrać, o czym autorka zdaje się dobrze wiedzieć. Nie potrafiłabym powiedzieć, która z tych spraw najbardziej mnie zainteresowała i najsilniej przywiązała do tej książki.

Chętnie wracam do tematyki dotyczącej II Wojny Światowej, wierząc, że należy pamiętać, pogłębiać wiedzę, rozmyślać i rozmawiać. Kuncewiczowa wykorzystała ten temat subtelnie i delikatnie. W urywkach wspomnień, fragmentach rozmów. W dużej mierze bardziej skłaniając nas do wyobrażania sobie poszczególnych wydarzeń niż bazując na odważnych opisach i brutalnych scenach. Zmierzyła się z tym i poradziła sobie znakomicie. Ale to jednak nie ta kwestia utrzymała uwagę i skłoniła mnie do poświecenia czasu temu tytułowi.

Moje zainteresowanie utrzymało przedstawienie kruchych i smutnych relacji między matką i synem. Młodym mężczyzną, na którym ciążyło wojenne piętno i niemłodej już kobiecie, która wiodła zupełnie inne życie w Anglii. Ich stosunki, tak wątłe, przepełnione niezrozumieniem, wypaczone przez czas i nieobecność… Nostalgia, niepewność, słabość. Te emocje szalenie mnie poruszyły i dały mi do myślenia. Czy można nadrobić to, co się straciło? Czy można naprawić te zniszczone więzi? Z wielką uwagą śledziłam rozwój tej delikatnej relacji między matką a synem i to właśnie ten wątek okazał się dla mnie w przypadku tej książki najistotniejszy i najbardziej zajmujący.

Kuncewiczowa zaproponowała swoim czytelnikom interesujące odniesienie do historii Tristana i Izoldy. Moim zdaniem sprawdziło się ono, jako środek pogłębiający wartość historii. Interpretacja autorki stanowiła swoiste wzbogacenie zaoferowanej czytelnikom opowieści. I miało to swój urok. Ale nie do końca mnie przekonało.

Choć pierwsze wydanie książki ukazało się w 1967 roku i widać pewne różnice językowe, nie stanowiły one problemu w moim odbiorze lektury. Książkę czytało się dobrze i przyjemnie.

„Tristan 1946” to intrygujący tytuł, który mimo upływu czasu zachował sporą aktualność i pewną świeżość. Książka jest wartościowa i stanowi dobrą bazę dla przemyśleń. Moim zdaniem jest znacznie lepsza niż wiele tytułów ukazujących się obecnie na rynku wydawniczym.   

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy. 

środa, 13 listopada 2024

Harlan Coben "Pomyśl dwa razy"

 


Autor
: Harlan Coben

Tytuł: Pomyśl dwa razy

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 383

Gatunek: kryminał/thriller  




Odkąd pamiętam uwielbiam książki Harlana Cobena. Każda kolejna opowiada znakomitą, zaskakującą i niepokojącą historię, wspaniale prezentując wszystkie elementy, które powinien zawierać pierwszoligowy thriller czy soczysty kryminał. „Pomyśl dwa razy” to nowa książka i nowa gwarancja znakomitej czytelniczej rozrywki. Choć lata mijają, Coben nie osiada na laurach i wciąż zachwyca swoich czytelników.

Nowy tytuł autora to dwunasta już część przygód Myrona Bolitara. Świetnej, dopracowanej i przewrotnej serii kryminalnej. Możliwość ponownego spotkania się z cenionymi  i lubianymi bohaterami przyniosła mi dużą przyjemność. Coben stworzył bowiem w tej serii plejadę fantastycznych, barwnych i różnorodnych postaci, obok których po prostu nie można przejść obojętnie. Sama sympatia byłaby jednak niewystarczająca, by utrzymać czytelnicze zainteresowanie, o czym autor dobrze wie.

Może właśnie dlatego nie oszczędza książkowych bohaterów, raz za razem wikłając ich w trudne wybory i sytuacje bez wyjścia? W każdej z powieści stanowiących część serii kładzie im na barkach nowe ciężary i bezlitośnie rzuca im kłody pod nogi. A jak oni radzą sobie z przeciwnościami losu? Wspaniale, choć często dochodzi do rozlewu krwi. Mimo że „Pomyśl dwa razy” to już dwunasta książka dotycząca Myrona Bolitara i jego przyjaciół, wciąż nie czuję znudzenia czy przesytu. Ten cykl dalej kojarzy mi się z dobrą zabawą i przyjemną rozrywką.

Od początku ukazywania się tej serii bohaterom wiele się przydarzyło. Dzięki pomysłom Cobena każdy z nich dużo przeszedł. Podoba mi się, że autor pozwala sobie na przypominanie czytelnikom wydarzeń z przeszłości, odświeżając im w ten sposób pamięć. Z drugiej zaś strony taki zabieg świetnie sprawdza się w przypadku osób, które przygodę z tymi bohaterami dopiero zaczynają. Retrospekcje i powroty do wydarzeń sprzed lat zagwarantują, że niczego nie pominą i nic im nie umknie.

Mimo że rozprawianie o bohaterach książki to czysta radość, nie można zapominać, że to zaledwie jedna z zalet tej historii. A trzeba przyznać, że tym razem Coben wyjątkowo się postarał, oferując czytelnikom skomplikowaną zagadkę na najwyższym poziomie. Poświęciłam jej rozwiązaniu dużo czasu, uwagi i koncentracji. Założyłam, że skoro poznałam tak wiele książek kryminalnych i thrillerów, to szybko się uporam ze śledztwem i wytypuję podejrzanego. Tymczasem nic bardziej mylnego.

Autor oddał w ręce czytelników niepokojącą, przewrotną, pełną napięcia i budzącą obawy opowieść, w której nic nie jest takie, jak mogłoby się wydawać. Można poświęcić jej wiele wieczorów i wiele przemyśleń, ale zwyczajnie nie jesteśmy w stanie samodzielnie rozgryźć przygotowanej przez autora zagadki. Coben kluczy, zmienia bieg akcji, stawia wiele znaków zapytania, wskazuje różnych podejrzanych. Wydaje się świetnie bawić. A my bawimy się razem z nim.

Nie bez powodu tak lubię i szanuję tego autora. Bardzo łatwo jest go wychwalać i znajdywać mocne strony jego historii. Nie ma natomiast do czego się w tym przypadku przyczepić. Bardzo polecam ten tytuł.  

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

niedziela, 27 października 2024

Małgorzata Węglarz, Agnes Tołoczmańska "Mamy trupa i co dalej"

 


Autor
: Małgorzata Węglarz, Agnes Tołoczmańska

Tytuł: Mamy trupa i co dalej

Wydawnictwo: RM

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 264

Gatunek: literatura faktu 




Literatura faktu to jeden z najbardziej cenionych przeze mnie gatunków książek. Uwielbiam historie pozwalające lepiej zgłębić interesujące tematy, przyjrzeć się bliżej istotnym życiowym kwestiom czy też poznać w ten sposób intrygujących ludzi. Wydaje się, że nie mogłam trafić lepiej. Najnowsza książka Małgorzaty Węglarz, napisana we współpracy z Agnes Tołoczmańską, to niezwykle ważny reportaż, który porusza temat (niestety) bardzo aktualny.

„Mamy trupa i co dalej” nie daje się łatwo zaklasyfikować. W najprostszych słowach można by powiedzieć, że to historia zbudowana wokół kwestii związanych ze śmiercią, umieraniem i pochówkiem, ale moim zdaniem byłoby to duże uproszczenie. Autorki zadbały bowiem o to, żeby tę ludzką śmierć pokazać z różnych perspektyw, przybliżyć czytelnikom oraz oswoić ten temat.

Kilka tygodni temu zmarł mój dziadek. Okres olbrzymiego smutku, dużego żalu i sporego niezrozumienia spotkał się z koniecznością zorganizowania pogrzebu. Nigdy wcześnie nie musiałam zastanawiać się nad takimi sprawami, bo nie dotyczyły mnie one osobiście. Tymczasem różnego rodzaju dylematom, trudnym pytaniom, dodatkowym kwestiom i rosnącym problemom nie było końca. „Mamy trupa i co dalej” to odpowiedź na tego typu kryzys. To książka, która rozwieje wasze wątpliwości.

Każdy rozdział tej publikacji porusza niezwykle istotne i interesujące zagadnienia związane ze śmiercią. Na kolejnych stronach możemy dowiedzieć się min. jak kształtują się koszty pogrzebu, jak wygląda proces kremacji, jakimi kosmetykami poprawia się wygląd zmarłego oraz czym ten zmarły może nas zaskoczyć. Każdy czytelnik może znaleźć w tym tytule mnóstwo interesujących i istotnych informacji, ale też sporo anegdot i komentarzy dotyczących sytuacji przeżytych przez autorki na gruncie zawodowym, obydwie bowiem są poprzez wykonywaną pracę z tą śmiercią związane.

„Mamy trupa i co dalej” to książka szczera, życiowa i potrzebna. Opowiada o tym, co każdego z nas w pewnym momencie niestety spotka. Przybliża wiele spraw, robiąc to w sposób rzeczowy, ale przy tym subtelny, czasem nieco ironiczny i z przymrużeniem oka. Narracja prowadzona jest możliwie lekko, odejmując dzięki temu wagi opisywanym tematom. Styl tej śmiertelnej opowieści nie jest przesadnie poważny, dzięki czemu mamy okazję, by przekonać się, że każdy temat można przekazać w sposób zrozumiały i przyjazny dla czytelnika.

Choć tego typu rzeczy nie są dla mnie sprawą priorytetową, zwyczajnie czuję się zobowiązana, by do nich w tym momencie nawiązać. Mam na myśli niesamowite wydanie książki. Śnieżnobiałe strony zostały elegancko ozdobione na krawędziach. Istotne informacje przeplatają się z pięknymi ilustracjami. A całość zamknięto za klimatyczną okładką. Taką książkę przyjemnie się poznaje i trzyma w rękach.

Słowa uznania należą się również osobie, która dopilnowała, by w publikacji nie było wszelkiego rodzaju błędów. Jako osoba wyczulona podczas lektury na literówki, błędy interpunkcyjne czy składniowe, byłam tym faktem zachwycona.

„Mamy trupa i co dalej” to bardzo dobry reportaż napisany w bardzo dobry sposób. To tytuł, który łatwo chwalić, pełen zalet. Serdecznie polecam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu RM. 

sobota, 19 października 2024

John Grisham "Zeznanie"

 


Autor
: John Grisham

Tytuł: Zeznanie

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 512

Gatunek: thriller prawniczy 




John Grisham to jeden z moich ulubionych autorów. Błyskotliwy, bystry, kreatywny i niezawodny. Nie nudzi, nie męczy, nie opiera się na wygodnych scenariuszach. Kiedy sięgam po kolejne książki podpisane jego nazwiskiem, robię to z satysfakcją i przekonaniem. Nie inaczej było tym razem.

„Zeznanie” to jedna z najlepszych powieści autora. Prawdopodobnie tym hasłem mogłabym posługiwać się za każdym razem, ale… W tym przypadku naprawdę czuję zachwyt i podziw. Grisham oddał w moje ręce dopracowaną, dojrzałą, dającą do myślenia, a przy tym przewrotną i zaskakującą opowieść. Donte Drumm przebywa w celi śmierci od 9 lat. Dzień po dniu zapada się w sobie, czekając na to, co wydaje się już nieuniknione. Termin egzekucji został wyznaczony na najbliższy czwartek. Możliwości odwołań i apelacji zostały wyczerpane, choć jego obrońca walczył o niego zażarcie i nieustępliwie. I nagle, tuż przed, w ostatniej chwili, zjawia się ktoś, kto przyznaje się do morderstwa, o które został oskarżony młody chłopak. Czy istnieje jeszcze szansa, by go ocalić?

Czytałam tę historię z zapartym tchem, szczerze licząc na to, że młody Donte wyrwie się z pazurów śmierci. Głęboko mu kibicowałam i czułam współczucie dla jego najbliższych. Emocje towarzyszące mi podczas lektury były tak żywe, jakbym doświadczała historii faktycznie się rozgrywającej. Grisham w mistrzowski i przekonujący sposób oddał klimat opisywanych wydarzeń. W czasie czytania czułam atmosferę ciężką od napięcia, frustracji i traconej nadziei. W obawie śledziłam rozwój akcji, by przekonać się, co zaplanował autor. Myśli i uczucia skupiały się wokół Dontego. A pytania wciąż krążyły po głowie, próbując znaleźć odpowiedzi.

Grisham rozegrał ten dramat znakomicie, oferując czytelnikom rozrywkę na najwyższym poziomie. Choć akcja nie potoczyła się w oczekiwany przeze mnie sposób, to nie mogę autorowi absolutnie nic zarzucić. Jego opowieść całkowicie mnie pochłonęła. Zatraciłam się w niej w sposób zupełnie niekontrolowany. Przez kilka godzin była tylko ona i ja. Olbrzymia ciekawość, niesłabnące zainteresowanie, nieugaszone napięcie. Jeden rozdział, drugi i następny. Zaangażowanie, przyjemność i radość. „Zeznanie” jest jak najlepsze przypomnienie o wartości książek, niczym lista zalet, dla tych, którzy potrzebują impulsu i zachęty.

Ten tytuł stanowi idealne połączenie tematów i elementów charakterystycznych dla różnych gatunków literatury. Znajdziemy w nim napięcie, zwroty akcji, przelaną krew oraz zbrodnię i karę. Za sprawą powieści poznamy wspaniałych, barwnych, mądrych  i odważnych bohaterów. A książkowe wydarzenia oparte zostaną na obyczajowym, wyrazistym tle, które stanowi bardzo dobrą bazę do przemyśleń i rozważań.

Jedną z najbardziej oczywistych rzeczy w twórczości Grishama jest jego idealny styl. Dopracowany, dojrzały, wyważony. Dobre pomysły nie zaprowadziłyby go daleko, gdyby nie potrafił ich przedstawić i rozpisać w odpowiedni sposób. Ale on potrafi to zrobić jak nikt inny. Czaruje słowem, uwodzi narracją. Zaprasza do wspólnej rozgrywki.

W swoim tekście starałam się pokazać, że „Zeznanie” to powieść, w której wszyscy mogą znaleźć coś dla siebie. Książka jest niezwykła, przekonująca i życiowa. Każdy, kto przejdzie obok niej z obojętnością, dużo straci.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

poniedziałek, 7 października 2024

Elizabeth Jane Howard "Lata beztroski"

 


Autor
: Elizabeth Jane Howard

Tytuł: Lata beztroski

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 512

Gatunek: literatura współczesna 




Z pewną nutą melancholii, ale też z rumieńcami na twarzy i uśmiechem na ustach, wspominam wspaniały serial “Downton Abbey”. Mimo że oglądałam go kilka lat temu, to sylwetki bohaterów i przedstawione wydarzenia często do mnie wracają. Porównanie książki do tego właśnie tytułu okazało się dla mnie najlepszą rekomendacją. Czym prędzej sięgnęłam po powieść Elizabeth Jane Howard.

„Lata beztroski” to najkrócej mówiąc opowieść o bogatej angielskiej rodzinie. Na stronach książki poznajemy jej trzy pokolenia, zaczynając od głowy rodziny i seniora rodu, poprzez jego potomków i wnuków. Podsumowując jednak ten tytuł w taki sposób pozwalam sobie na spore uproszczenie. Rzeczywiście, rodzina Cazaletów ma dobre i piękne życie, lojalną służbę i spore pieniądze. Nie znaczy to jednak, że jej codzienność jest całkowicie pozbawiona trosk, nieporozumień czy błędów.

Howard zabiera nas na wieś, gdzie na corocznych wakacjach mają spotkać się wszyscy członkowie rodziny. Okazuje się, że takie spotkanie może nieść ze sobą wiele różnorodnych emocji. Autorka pozwala nam kolejno poznać wszystkich bohaterów tej opowieści. Nie spieszy się i nie goni do przodu. Powoli, subtelnie, a nawet leniwie snuje swą historię, sporo miejsca poświęcając sylwetkom postaci. Warto przypomnieć w tym miejscu, że „Lata beztroski” to pierwsza część trylogii, dlatego przyjrzenie się bohaterom ma tutaj spore znaczenie.

Mogłoby się wydawać, że rodzina, w której nie brakuje pieniędzy, będzie bardziej spełniona, usatysfakcjonowana i zadowolona z życia. Ale na kolejnych stronach przekonałam się, że i dobrze sytuowani bohaterzy mają swoje problemy i tajemnice, a więzy krwi niekoniecznie świadczą o bliskości i zażyłości. Howard pięknie i przekonująco udało się oddać wszystkie cienie i blaski życia Cazaletów. Obdarzyła swych bohaterów autentycznością i realizmem, nie idealizując ich przy tym i czasami zrzucając na ich barki spore ciężary.

Nie można zapominać, że funkcjonowanie takiej rodziny nieodłącznie wiąże się z posiadaniem służby. Howard świetnie pokazała, w jaki sposób działał taki system. Wyraźnie podkreśliła różnicę w społecznych statusach, pozwalając by każdy czytelnik wyobraził sobie życie służby na podstawie książkowych opisów i dialogów. W tej pozornie prostej historii nie brakuje prawdziwego życia i tematów tak lubianych przez czytelników. Na stronach książki spotykają się szczęście i upadki, pieniądze i bieda, miłość i nienawiść. Tego typu kontrasty nadają całości realizmu i pikanterii. Pozwalają utrzymać zainteresowanie czytelnika i pogłębić jego zaciekawienie tym tytułem.

Howard ma bardzo dobry, lekki i przyjemny styl. Książka utrzymana została w swobodnej, niewymuszonej narracji, dzięki czemu jej lektura stanowi czystą przyjemność. To świetny tytuł na chłodne wieczory czy leniwe weekendy. Łatwo się w nim zaczytać i zapomnieć na chwilę o swoich sprawach.

„Lata beztroski” to znakomity wstęp do dłużej historii. Świetny początek rodzinnej trylogii. Prosta, ale ujmująca i przekonująca historia. Warto przyjrzeć się jej bliżej.     

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

poniedziałek, 30 września 2024

Lisa Gardner "Kochać mocniej"

 


Autor: Lisa Gardner

Tytuł: Kochać mocniej

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 432

Gatunek: kryminał/ thriller




Uwielbiam czytać książki autorstwa Lisy Gardner, a jeszcze bardziej lubię o nich pisać, myśleć i rozmawiać. Wszystkie tytuły, które poznałam do tej pory bez wątpienia zasługują na uznanie, ciepłe słowa i pochwały. Autorka zdecydowanie wie, jakie elementy powinny składać się na mroczną, niepokojącą historię i potrafi zadbać, by nigdy żadnego z nich nie brakowało.

Jedną z części składowych, niezbędnych dla takiej powieści, jest klimatyczna atmosfera ciągłego napięcia i oczekiwania. Kiedy wiadomo, że coś się wydarzy, ale nie można mieć jeszcze pewności, w którą stronę autor poprowadzi książkowe wydarzenia. Spokój przed burzą, która z pewnością będzie gwałtowna i zaskakująca. „Kochać mocniej” odzwierciedla taki właśnie klimat. Duszny, nieprzyjemny i niecierpliwy. Sugerujący, że na stronach książki wiele się wydarzy, a przy tym dość spokojny i niespieszny. Gardner dobrze wie, w jaki sposób utrzymać zainteresowanie czytelnika i jak pogłębić jego ciekawość.

Śmiało można powiedzieć, że autorka się z nami bawi. Dawkuje informacje i stopniowo ujawnia kolejne fakty. Daje do zrozumienia, że czeka nas wiele niespodzianek, ale nie stara się nas zaskoczyć tu i teraz. Ma czas i wie, w jaki sposób go wykorzystać. Skłania nas do myślenia i wyciągania wniosków. Zachęca, by równolegle z nią prowadzić własne śledztwo. Pozwala nam zakładać, że wiemy, co się wydarzyło. A następnie niszczy naszą pewność siebie. Rozbija w pył założenia i przekonania. Odwraca akcję o 180 stopni i pokazuje całość w zupełnie nowym świetle.

Każda powieść Gardner jest jak mroczny prezent, skrywający niepokojącą niespodziankę. Nie inaczej sytuacja ma się z jej najnowszym tytułem. „Kochać mocniej” angażuje, niepokoi, wpływa na psychikę i gra na emocjach. Daje czytelnikowi o wiele więcej niż oczekuje i wymaga, oferując dopracowaną, kompletną i przewrotną opowieść, której lektura przynosi olbrzymią przyjemność, a wspomnienie zostaje w głowie na bardzo długo. Czytałam ją spokojnie, przez kilka dni, w oczekiwaniu i zainteresowaniu, samej sobie dawkując napięcie i zwyczajnie ciesząc się tym tytułem i nie chcąc, by się skończył.

„Kochać mocniej” daje czytelnikowi możliwość kolejnego spotkania z D.D.Warren. Ta silna, bystra, pewna siebie i pracowita pani detektyw stanowi idealny przykład tego, że można napisać dobry kryminał czy thriller, w którym to kobieta odegra pierwszoplanową rolę. Brakuje mi więcej takich książek i więcej szans dla kobiecych bohaterek. Z drugiej strony jednak oprócz spotkań z lubianymi i cenionymi postaciami, Gardner proponuje czytelnikom zupełnie nowe, świeże i dynamiczne postacie, które robią niemniejsze wrażenie, niż główna bohaterka.

Najnowsza książka tej znakomitej autorki, podobnie jak jej poprzedniczki, po prostu mnie zachwyciła. Uwielbiam powieści Gardner i chętnie je chwalę, ale uwierzcie mi- nie robiłabym tego, gdybym nie miała ku temu powodów. Autorka ma znakomity styl, bogatą wyobraźnię i potrafi wykorzystywać znane i lubiane motywy. Działa na umysł i emocje czytelnika, skłania do myślenia, angażuje w lekturę. Sprawia, że jesteśmy w stanie na czas lektury zapomnieć o własnym świecie. Podczas czytania liczy się tylko ona i jej historia. Serdecznie polecam, zarówno ten tytuł, jak i wszystkie pozostałe książki podpisane jej nazwiskiem.     

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

środa, 25 września 2024

Anders Roslund "Zaufaj mi"

 


Autor: Anders Roslund

Tytuł: Zaufaj mi

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 416

Gatunek: kryminał




“Zaufaj mi” to już jedenasta część cyklu kryminalnego z Ewertem Grensem. Choć z tym bohaterem przeżyłam zaledwie trzy książkowe przygody, to zdążyłam całkowicie zadurzyć się w autorze i jego pomysłach. Anders Roslund jest bowiem pisarzem interesującym nie tylko pod względem genialnej wyobraźni ale też bardzo odważnym za sprawą wybieranych tematów.

W najnowszej książce autor przypomina, że nie ma dla niego kwestii tabu, a powieść kryminalna jest odpowiednim miejscem, by pokazać, jak wiele zła może wyrządzić człowiek. Na stronach tego nowego tytułu przeplatają się zbrodnie w klasycznym rozumieniu tego słowa, ale też takie, które wymierzone są w kobiety. Brutalność, przemoc, prostytucja, a także sprzedaż organów stanowią silną, mroczną i pełną napięcia mieszankę, będącą idealnym uzupełnieniem dla krwi przelanej w tej książce.

Zdecydowanie nie jest to historia dla osób o słabych nerwach. Roslund bowiem nie ma żadnych hamulców. Pokazuje bohaterów z najgorszej strony, a robi to w sposób realistyczny i przekonujący. Można by pomyśleć, że mamy do czynienia z brutalnym reportażem. Pomysł autora i jego realizacja mają bowiem przerażająco prawdziwy charakter. Mimo że większość z nas nie spotkała się na co dzień z takimi zbrodniami, to gdzieś głęboko mamy przecież świadomość, że one naprawdę istnieją i że są miejsca, gdzie zło odgrywa pierwszoplanową rolę. A to jest szalenie przerażające.

„Zaufaj mi” to tytuł, który działa na wszystkie zmysły. Pochłania, angażuje, straszy, skłania do myślenia. Nie mogłam oderwać się od tej lektury, choć kolejne rozdziały coś we mnie niszczyły. Na swoim czytelniczym koncie mam przeczytanych wiele kryminałów i thrillerów, więc temat przemocy i okrucieństwa nie jest mi obcy, a jednak książka Roslunda bardzo mnie poruszyła. Autor bowiem precyzyjnie i z doświadczeniem gra na uczuciach czytelników. Odwołuje się do naszego człowieczeństwa, by zniszczyć to, które jest udziałem bohaterów.

Z niesłabnącym zainteresowaniem pokonywałam kolejne strony i rozdziały, by przekonać się, co jeszcze przygotował pisarz. Nie miałam wątpliwości, że czeka na mnie wiele niespodzianek i zwrotów akcji. Chciałam móc czytać szybciej, by poznać rozwój fabuły i emocjonować się wielkim finałem. Z drugiej zaś strony pragnęłam opóźnić moment, gdy zakończę tę ekscytującą przygodę. Czy znacie to uczucie? Towarzyszyło mi podczas całego okresu czytania.

Warto by również wspomnieć kilka słów na temat głównego bohatera. Jaki jest Ewert Grens? Nietypowy, nieobliczalny, niedzisiejszy. Oddany pracy, zaangażowany, bystry, konsekwentny i zdeterminowany. Więcej wad czy zalet? Więcej słuszności czy problemów? Musicie ocenić te kwestie samodzielnie. Nie da się ukryć, że to bohater, obok którego nie można przejść obojętnie. Wzbudził we mnie mnóstwo różnorodnych emocji. Bardzo pasował do roli, jaką wyznaczył mu autor.

„Zaufaj mi” to kolejny znakomity tytuł w dorobku autora. Mogłabym o nim wiele powiedzieć, ale nie chcę, żeby to było za dużo. Dajcie mu szansę. Poczujcie emocje. Spójrzcie inaczej na współczesny kryminał. Bardzo polecam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

sobota, 7 września 2024

Lisa Gardner "Wszędzie cię widzę"

 


Autor
: Lisa Gardner

Tytuł: Wszędzie cię widzę

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 456

Gatunek: thriller/kryminał 




Lisa Gardner to jedna z moich ulubionych autorek. W jej historiach znajduję wszystkie elementy, które moim zdaniem są niezbędne w przypadku powieści kryminalnych lub mrocznych thrillerów. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek mnie zawiodła czy rozczarowała. Z dużą radością przyjęłam fakt pojawienia się nowych serii Gardner w ofercie Wydawnictwa Albatros. Jedną z nich jest cykl poświęcony Frankie Elkin.

„Wszędzie cię widzę” to trzecia część serii związanej z tą postacią. Od samego początku zapałałam do niej olbrzymią sympatią. Elkin nie jest bohaterką, którą można pokochać od pierwszej strony. Ma za sobą trudną przeszłość, wiele złych decyzji, walkę z nałogami. Gardner przedstawia nam ją w sposób realistyczny, uczciwie i konsekwentnie podkreślając jej upadki i słabości. A jednak szybko ją polubiłam. Za normalność, odwagę, konsekwencję i siłę. Zbyt rzadko w mrocznych opowieściach pojawiają się błyskotliwe i mądre kobiety. A ona zdecydowanie do nich należy.

W tej serii uparta i niepokorna Frankie zajmuje się poszukiwaniem osób zaginionych. Tym razem przyszło jej zmierzyć się z niezwykle trudną, ale też nietypową sprawą. W tej grze pojawiają się znane osoby, duże pieniądze i egzotyczne miejsce. Ale też znane i lubiane motywy mrocznych książek, takie jak zemsta, przemoc, obsesja. Gardner umiejętnie łączy wszystkie te kwestie, oferując nam interesującą, świeżą, a przy tym niepokojącą opowieść. Wraz z nią przenosimy się na zabójczo piękne Hawaje, które stanowią wspaniałe tło dla wyobraźni i talentu pisarki.

Pomysł zbudowania książkowej fabuły w takim miejscu od początku zyskał moje uznanie. Niezwykle przyjemnie podążało mi się tropem bujnej przyrody, rzadkich zwierząt i nietypowych warunków klimatycznych. Autorka sprawiła, że poczułam, jakbym naprawdę znalazła się na Hawajach. I pokazała, że raj również może mieć swoje złe strony i niedoskonałości. Gardner bardzo dobrze oddała klimat odosobnienia i niepewności, które towarzyszyły grupie losowych osób, wspólnie pracujących nad luksusowym i ekologicznym projektem na dzikim i oddalonym atolu.

Dramat rozgrywający się w takim miejscu mrocznie mnie zauroczył, przyciągając i zatrzymując za sprawą grona intrygujących osobowości. Gardner postarała się, by wywołały one w czytelnikach mnóstwo różnorodnych uczuć i przekonanie, że każdy z nich może mieć coś na sumieniu. Autorka pogłębiła napięcie za sprawą psychologicznych sztuczek, które nie pozwalały mi aż do samego końca zrozumieć, kto jest w tej historii sprawcą, a kto ofiarą. Bawiła się ze mną przez cały czas trwania lektury, raz po raz udowadniając, że nie będę w stanie wygrać tego meczu. A jednak, choć nie dopasowałam wszystkich elementów samodzielnie i nie znalazłam rozwiązania przed finałem, bawiłam się wspaniale.

„Wszędzie cię widzę” to książka, w której łatwo się zaczytać. Interesująca tematycznie, świetnie przemyślana i dobrze napisana. A przy tym nieco inna, z elementem nowości i świeżości. Myślę, że mogłaby spodobać się zarówno sympatykom autorki, jak i nowym czytelnikom. I w żadnym wypadku nie przejmujcie się tym, że to już trzecia część cyklu. Autorka nie zostawi Was z niepewnością i pytaniami. Serdecznie polecam ten tytuł.   

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

piątek, 30 sierpnia 2024

Sylwia Trojanowska "Córki czarnego munduru"

 


Autor
: Sylwia Trojanowska

Tytuł: Córki czarnego munduru

Wydawnictwo: Marginesy

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 304

Gatunek: literatura współczesna 





Do tej pory przeczytałam zaledwie jedną książkę Sylwii Trojanowskiej. Tak niewiele, biorąc pod uwagę dorobek pisarki, a jednak wystarczająco, by wzbudzić zainteresowanie i przyciągnąć uwagę. „Córki czarnego munduru” zaintrygowały mnie po części właśnie ze względu na to ciepłe wspomnienie. Nie było to jednak decydujące. Najistotniejsze w przypadku tego tytułu było dla mnie to wojenne widmo.

Trojanowska nie zabrała mnie w sam środek wojennej zawieruchy. Nie zaatakowała brutalnymi obrazami i nie przelała krwi na samym początku tej historii. W jej książce wojna otula bohaterów subtelnie, stopniowo zakradając się do ich serc i umysłów. W najnowszej powieści autorki obserwujemy rozwój przerażających wypadków, które złożyły się na ten przykry, pełen przemocy i nienawiści, rozdział historii. W „Córkach czarnego munduru” wojna towarzyszy codziennemu życiu, a my wraz z główną bohaterką próbujemy radzić sobie w tej szalonej rzeczywistości.

Trojanowska w niezwykle przekonujący i niepokojąco realistyczny sposób pokazuje pogłębiające się napięcie i zmianę społecznych nastrojów. Niczym w najlepszym thrillerze wywołuje u czytelnika obawy, wkładając w nasze serca i umysły nieprzyjemne emocje i myśli. Ten subtelny ton jest jednak wyrazisty i autentyczny, a charakter opowieści mocny i przejmujący. „Córki czarnego munduru” zarysowują wojenny klimat, poniekąd jedynie zahaczając delikatnie o te kwestie, a mimo to robią ogromne wrażenie i wywołują mnogość różnorodnych uczuć.

Powieść Trojanowskiej nie dotyczy jednak ściśle wojny. Wydaje się, że autorce nie o to chodziło. A przynajmniej, że nie zamierzała skupić się tylko na tym temacie. Wojna wypychająca się na pierwszy plan, zostaje często spychana w kąt, ustępując miejsca innym kwestiom. W czasie wojny ludzie również nawiązywali przyjaźnie, kochali, wzruszali się, potrafili czuć zachwyt, na moment zapomnieć. Właśnie to próbuje nam pokazać autorka. Te emocje i tematy, które nie są obce ani nam ani jej bohaterom.

Na stronach książki mamy możliwość obserwować zmiany zachodzące w sercach i umysłach. Upadające moralności, rodzące się uczucia, codzienne problemy, konieczne wybory. Istotne miejsce w tym tytule zajmuje główna bohaterka historii, młoda Ingrid. Z dużym zainteresowaniem obserwowałam rozwój tej postaci, zmianę w jej sposobie myślenia. Można by powiedzieć, że dorastała na moich oczach. A jaki to był interesujący proces. Jak przyjemnie się go śledziło.

Trojanowska najbardziej ujęła mnie jednak za sprawą dojrzałego i wypracowanego stylu. Opowiedzenie tej historii przyszło jej z wielką naturalnością. Nie dostrzegłam fałszywych tonów, niepotrzebnych wtrąceń, nieprzemyślanych zwrotów. Każde zdanie wydaje się być dokładnie takie, jakie powinno i w odpowiednim miejscu. Autorka wykorzystuje bogactwo języka, pozwalając, by czytelnik mógł cieszyć się słowem i czerpać przyjemność z lektury.

„Córki czarnego munduru” to wyrazista, interesująca, dojrzała i angażująca historia. Warto poświęcić jej kilka wieczorów.   

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

środa, 14 sierpnia 2024

Kathleen Hale "Slenderman"

 


Autor
: Kathleen Hale

Tytuł: Slenderman

Wydawnictwo: Czarne

Rok wydania: 2024

Gatunek: literatura faktu

Liczba stron: 360




Podobno każdy z nas ma swoje demony. Pamiętam, jak długo prześladowały mnie sceny z oglądanych horrorów i jak często odnosiłam wrażenie, że widziane upiory przeniosły się z dużego ekranu do prawdziwego życia. Choć zdawałam sobie sprawę, że to przecież niemożliwe, czułam niepokój całymi latami. Co jednak zrobić w sytuacji, kiedy nasz mózg okazuje się naszym wrogiem? Kiedy przeprowadza na nas sabotaże? Kiedy pozwala wierzyć, że pokazywane w telewizji lub opisywane w internecie mary istnieją naprawdę?

Morgan i Anissa miały zaledwie 12 lat, kiedy na internetowej stronie ze strasznymi opowiadaniami poznały postać Slendermana. Ów potwór miał prześladować i mordować dzieci. Dwunastoletnie dziewczynki, które początkowo sięgały po mroczne historie z czystej ciekawości, szybko zaczęły wierzyć, że Slenderman rzeczywiście istnieje. Przekonanie to było szczególnie silne u Morgan, u której z czasem wykryto schizofrenię. Dziewczynka, niepokojona wizjami i błędnymi sugestiami swojego umysłu, postanowiła zamordować byłą przyjaciółkę.

Dwie dwunastolatki zadały swojej koleżance z klasy 19 ciosów nożem. Jedna z nich atakowała, druga obserwowała. Obydwie były opętane internetową sylwetką przedstawianego tam demona. Choć były tak młode wykazały się okrucieństwem, brutalnością i dużą premedytacją. W związku z popełnionym przez nie czynem, sąd zadecydował, że będą one odpowiadały za swój czyn jak dorosłe. Na stronach swej publikacji Kathleen Hale opowiada czytelnikom o całej sprawie, pozwalając im poznać bliżej bohaterki, przyjrzeć się ich czynom oraz obserwować podjęte przeciwko nim działania prawne.

„Slenderman” to niezwykle intrygująca opowieść, która zaangażowała mnie od samego początku. Uwielbiam historie oparte na faktach i napisane przez samo życie, ale zawsze szukam czegoś naprawdę wyjątkowego. Nie mogłam trafić lepiej. Hale przedstawiła wydarzenia w interesujący sposób, pokazując fakty i opierając się na licznych materiałach źródłowych. Podczas lektury pozwala, żebyśmy sami wyrobili sobie opinię na temat tej sprawy, nie narzuca nam swoich przekonań, nie krytykuje i nie darzy antypatią. Opisuje okoliczności zdarzenia, pokazuje poszczególnych bohaterów, próbuje zrozumieć ich działania.

Tytuł ten stanowił dla mnie coś więcej niż wartościowy, dobrze napisany reportaż. Przede wszystkim bowiem skłonił mnie do myślenia. Podczas czytania w mojej głowie pojawiało się mnóstwo pytań i wątpliwości. Nie były to natomiast kwestie, z którymi mogłaby mi pomóc rozprawić się autorka. Były to sprawy dotyczące moich przekonań  i światopoglądu. Historia ta bowiem związana jest w dużej mierze z ważnymi i aktualnymi tematami, które są fascynujące nie tylko jako tło dla tej opowieści, ale intrygują ze względu na swój realizm i autentyczność.

W czasie lektury nie obserwowałam jedynie głównych bohaterek. Patrzyłam także na rodziców, nauczycieli, prawników, sędziego. Każdy z nich odegrał swoją rolę w książkowym dramacie. Czy oni także popełnili błędy i podjęli złe decyzje? Czy można było tej sytuacji uniknąć? Czy można było zrobić coś wcześniej? Inaczej? Lepiej?

Kathleen Hale stworzyła dojrzałą, uczciwą, emocjonalną, żywą i wielowymiarową opowieść, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Podczas lektury widziałam ogromne przygotowanie i olbrzymi wysiłek. Autorka poświęciła tej historii mnóstwo czasu i uwagi. Zaangażowała się w nią całkowicie. Nie można było zrobić tego lepiej. Nie mam żadnych uwag i zażaleń. Jedynie długą listę zalet.        

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Czarnemu.

wtorek, 6 sierpnia 2024

Moa Herngren "Teściowa"

 


Autor
: Moa Herngren

Tytuł: Teściowa

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 384

Gatunek: literatura współczesna 




Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego postanowiłam sięgnąć po ten tytuł, nie potrafiłabym odpowiedzieć. Niezbyt często wybieram literaturę obyczajową, a każdy taki wybór jest w moim przypadku raczej przemyślany. „Teściowa” natomiast była pewnym dziełem przypadku. Coś bliżej nieokreślonego sugerowało mi, że po prostu powinnam dać jej szansę. Podszept intuicji skierował mnie w słuszną stronę.

„Teściowa” to opowieść o relacjach rodzinnych. Można by powiedzieć, że podobnych powieści ukazuje się mnóstwo. I rzeczywiście, pod względem wyboru tematu i poruszanych kwestii nie jest to tytuł świeży czy oryginalny. Herngren opowiada o rzeczach znanych, lubianych i aktualnych, przede wszystkim zaś istotnych i choćby z tego powodu zasługuje na kilka ciepłych słów i odrobinę sympatii. Ale w tym tytule kryje się o wiele więcej.

Podczas lektury miałam wrażenie, że autorka potrafi zajrzeć do serc i umysłów swoich bohaterów. Z opisywanych scen biły niezwykła emocjonalność, poruszająca autentyczność i oszałamiająca mądrość. Bardzo szybko uświadomiłam sobie, że ta powieść zdecydowanie różni się od podobnych tytułów swoją głębią, wielowymiarowością i psychologicznym aspektem. Herngren przedstawiła tę historię w sposób uczuciowo przekonujący i życiowo zatrzymujący.

Poznając lepiej kolejne postacie, miałam niezwykłą okazję, by obserwować absorbujące wydarzenia z ich codzienności. Herngren z wielką pewnością siebie i dużym przekonaniem opisywała poszczególne sceny i zachowania bohaterów, zupełnie tak, jakby opowiadała o prawdziwych ludziach i rzeczywistych historiach, w jakie zostali uwikłani. Pozwalając sobie na szczerość i kierując się pisarską odwagą, nie oszczędzała książkowych postaci, nie ułatwiała im wyborów, nie kryła się za żadnym tabu.

Kolejne strony powieści napisane zostały przy wykorzystaniu brutalnej prawdy i niepokojącej autentyczności, które wciąż przypominały, że życie naprawdę rzadko usłane jest różami. Zresztą nawet najpiękniejsze róże mogą mocno zranić i głęboko skaleczyć. Codzienność bohaterów jest wypełniona takimi kolcami, a ich serca i umysły zatruwają niezdrowe myśli i nierozsądne wybory. Herngren w poruszający sposób pokazuje, jak trudne i toksyczne mogą być relacje rodzinne i jak szybko mogą się zmieniać. W swojej powieści oddaje głos różnym bohaterom, by pokazać nam tę opowieść z wielu perspektyw.

A każda z nich wydaje się być przekonująca, właściwa i słuszna. Podczas lektury nie byłam pewna, co myśleć i nie wiedziałam, co czuję. Zazwyczaj w czasie czytania dość szybko i sprawnie wyrabiam sobie opinię na temat poszczególnych bohaterów, ale tym razem okazało się to po prostu niemożliwe. Autorka pokazała bowiem ich wady i zalety, mocne strony i słabości, kiepskie decyzje i bolesne upadki. Zaoferowała nam niezwykle intensywną uczuciowo- psychologiczną mieszankę, w której poszczególne składniki często zdają się wykluczać i do siebie nie pasować.

No właśnie. Taka w dużej mierze jest ta historia. Nieprzyjemna. Niewygodna. Niepokojąca. Ale przy tym szalenie prawdziwa i przekonująca. Zmuszająca do myślenia. Skłaniająca do podejmowania decyzji. Podczas lektury obserwowałam bohaterów i zastanawiałam się, co ja zrobiłabym na ich miejscu i jakie decyzje bym podjęła. I szalenie cieszyłam się, że ta sytuacja nie dotyczy mnie osobiście. Choć po części przeżywałam ją, jakbym sama brała udział w tych wydarzeniach. Herngren mnie emocjonalnie wymiętosiła. Wycisnęła ze mnie przeróżne emocje, które po tym, jak ujrzały światło dzienne, nie chcą już wrócić do cichego wnętrza. Bardzo polecam ten tytuł.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

niedziela, 4 sierpnia 2024

Guillaume Musso "Ktoś inny"

 


Autor
: Guillaume Musso

Tytuł: Ktoś inny

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 320

Gatunek: thriller psychologiczny 




Nie bez powodu Guillaume Musso jest uznawany za jednego z najlepszych autorów. Pisane przez niego historie intrygują, zaskakują i wzbudzają ogromne emocje. Z wielką niecierpliwością czekam na każdy kolejny tytuł podpisany jego nazwiskiem.

„Ktoś inny” to dość prosta i krótka opowieść, co nie odbiera jej jednak wyjątkowości. Rozpoczęta mocnym akcentem, aż do końca nie pozwala odłożyć się w kąt. Pierwsze strony wskazują, że Musso przygotował dla swoich czytelników następny bestseller. Zginęła piękna, bogata i popularna kobieta. Oczywistym sprawcą wydaje się być mąż. Jego motywy również łatwo odgadnąć. Kiedy jednak detektywi zaczynają nabierać pewności w kwestii jego zbrodni, a my wraz z nimi, autor gwałtownie zmienia bieg akcji, pokazując nam w ten sposób, że tak naprawdę nie mamy pojęcia, co się wydarzyło i co zaplanował.

Z każdym kolejnym rozdziałem historia zaczyna być bardziej zdumiewająca i nieprawdopodobna. Musso igra ze śledczymi i bawi się też z nami. W jego oczach wszyscy zdajemy się być zwykłymi amatorami. Tymczasem on, jako wytrawny gracz, wprowadza nas w świat pełen tajemnic i niespodzianek. Raz po raz pokazuje, ile prawdy jest w określeniu, że nigdy do końca nie znamy tej drugiej osoby. Główna bohaterka tego dramatu miała wiele sekretów, które Musso chętnie ujawnia wraz z rozwojem akcji. Dzięki temu całkowicie zmienia bieg historii zaskakując nas, silnej angażując i pogłębiając napięcie.

Autor, posiadający tak duże doświadczenie i tak wspaniałe umiejętności, dobrze wie, że można zbudować klimatyczną i niepokojącą fabułę książki, bez zbędnego rozlewu krwi. Musso bowiem kontroluje umysły, gra na emocjach, opiera się na wyobrażeniach, wykorzystuje sugestie i niedopowiedzenia. Podczas lektury zdarzyło mi się pomyśleć, że na stronach książki niewiele się dzieje, a jednak ani przez moment nie przyszło mi do głowy, bym mogła ją odłożyć. Ta prosta historia skrywała w sobie bowiem sekrety i emocje, o których mi się nie śniło.

Jedną z cech charakterystycznych dla tego autora, pewną piękną oczywistością, jest wyrazisty, dopracowany i dojrzały styl. Musso pisze w sposób niezwykle naturalny i swobodny, relacjonuje z pewnością siebie i przekonaniem. W jego historiach nie ma miejsca na słowne wymuszenia czy poprawne przesadności. Dobrze wie, co chce przekazać czytelnikowi i jak to zrobić. Wykorzystuje moc słowa, czerpie z jego siły, ujmująco łączy wyrazy w jedną całość. Sprawia, że po prostu mamy ochotę i potrzebę, by za nim podążać.

„Ktoś inny” to krótka, ale barwna i zaskakująca historia. Lekka, przyjemna, interesująca. Sprawdzająca się w charakterze subtelnego thrillera. Znakomita pod kątem wątków obyczajowym. Z mocnym początkiem i elektryzującym zakończeniem. Fantastyczna pod każdym względem. Dokładnie taka, jaka powinna być.     

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros. 

środa, 31 lipca 2024

T. J. Newman "Uwięzieni"

 


Autor
: T. J. Newman

Tytuł: Uwięzieni

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 352

Gatunek: thriller




Katastrofa samolotu i grupa ludzi czekających na ocalenie. Prosty przepis na sukces powieści?

Dobrze pamiętam, jak ciepłe uczucia obudziła we mnie poprzednia książka autorki. Zupełnie, jakbym czytała ją wczoraj. Prowadzona ciekawością zwyczajnie musiałam sięgnąć po kolejny tytuł, który wyszedł spod pióra T. J. Newman. Piękne wspomnienie czytelniczej satysfakcji i wspaniałej przygody wiązało się również z wielkimi oczekiwaniami. Czy autorce udało się je spełnić?

„Uwięzieni” to książka, która rozpoczyna się mocnym akcentem i do ostatniej sceny nie zwalnia już tempa. W jej przypadku nie trzeba liczyć na przyspieszenie akcji czy dawkowanie napięcia. Newman proponuje nam bowiem ekstremalną czytelniczą rozrywkę, przypominającą w swej postaci jazdę kolejkę górską. Z jednej strony czujemy ekscytację i adrenalinę, z drugiej zaś strony strach zaciska nam gardło, a niepewność nieco studzi zapał. Czytałam kolejne rozdziały popędzana własnym niezmierzonym zainteresowaniem, a jednak czułam olbrzymie napięcie i obawy spowodowane rozwojem akcji.

Zdecydowanie nie można powiedzieć, by w tej historii wszystko szło po myśli bohaterów. Właściwie Newman nie ma dla nich litości. Kiedy pomyliśmy o najgorszym możliwym scenariuszu w opisywanej na stronach powieści historii, mamy pewne wyobrażenie piekła, jakie autorka zgotowała książkowym postaciom. Nawet gdybym bardzo chciała, to trudno byłoby mi zaliczyć tę książkę do serii typu „żyli długo i szczęśliwie”. Newman zapewniła czytelnikom niezwykłe emocje kosztem ciężkich i traumatycznych wydarzeń, w których rolę główną zajmowali przedstawieni przez nią bohaterzy.

Wiele razy nie mogłam uwierzyć, jak trudny scenariusz dla nich przygotowała. Na każdym kroku czekała na nich nowa pułapka, kolejna przeszkoda, nieprzyjemny zwrot akcji czy smutna niespodzianka. Czytając podobne lektury zakładamy, że bohaterzy zostaną uratowani w spektakularny sposób, wychodząc z opresji cało i z pewną dozą satysfakcji. Newman sprawiała natomiast wrażenie, jakby sama nie wierzyła w ich powodzenie i celowo utrudniała im każde działanie. Kolejne rozdziały pokonywałam z wielkim zainteresowaniem i pewnym smutkiem. Jak to wszystko się zakończy? Co jeszcze mogła wymyślić ta odważna i błyskotliwa autorka?

Swoja drogą Ci zgnębieni i poszkodowania bohaterzy tworzyli niezwykłą gromadę. Newman postarała się, by nikt z nas nie mógł przejść obok nich obojętnie. Ich cechy charakteru, wady i zalety oraz podejmowane decyzje sprawiały, że podczas lektury łatwo było mi znaleźć dla nich ciepłe uczucia lub też wręcz przeciwnie. Sprawiali wrażenie ludzkich, żywych, realistycznych. I choć opisywana historia nie ma dużej szansy na powtórzenie się w rzeczywistości, to odnalazłam w niej tyle autentyczności, by przekonała mnie i przytłoczyła.

Duże wrażenie zrobiły na mnie wszystkie opisy i przedstawienie wydarzeń. Autorka znakomicie poradziła sobie z wytłumaczeniem czytelnikom różnych szczegółów technicznych, tak, by nie czuli się przytłoczeni czy niedoinformowani. Jednocześnie zrobiła to w sposób przejrzysty, przyjemnym i zrozumiałym językiem. Ta zdolność operowania słowem, dobieranie wyrazów tak niewymuszenie i lekko sprawia, że książka czyta się praktycznie sama.

Nie spodziewałam się, że ta historia zrobi na mnie tak piorunujące wrażenie. Dobry pomysł, intensywny rozwój akcji, znakomita plejada bohaterów oraz świetna narracja składają się na dopracowaną i intrygującą opowieść. Czytało mi się wspaniale. Nie byłam w stanie się oderwać. Polecam z całego serca.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.  

niedziela, 28 lipca 2024

Allie Reynolds "Zatoka surferów"

 


Autor
: Allie Reynolds

Tytuł: Zatoka surferów

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 416

Gatunek: thriller psychologiczny 




Allie Reynolds poznałam za sprawą jej poprzedniej książki “Rozgrywka”. Fabuła tego tytułu została zbudowana wokół mroźnych, zaśnieżonych szczytów górskich, w dalekich Alpach, gdzie spotyka się grupa zawodowych snowbordzistów. Pamiętam, jak duże wrażenie zrobiła na mnie ta niepokojąca i zimna opowieść, zupełnie, jakbym czytała ją wczoraj. Dziś Reynolds proponuje czytelnikom coś zgoła odmiennego. Jej nowa historia rozgrywa się na gorących piaskach australijskiej plaży i na wysokich falach, które budzą obsesję wśród bohaterów książki.

Trzeba przyznać, że autorka wspaniale poradziła sobie w takim klimacie, tak przecież różnym od tego, co oferowała nam wcześniej. Zupełnie, jakby bez problemu potrafiła stworzyć historię w wybranym przez siebie miejscu i klimacie, niezależnie od szerokości geograficznej i pory roku. Urzekły mnie te zimne stoki narciarskie, ale ta nuta plażowej egzotyki i tajemniczej dzikości również ma w sobie to coś. Z dużą ciekawością zaglądałam na rajską plażę, na której autorka ulokowała zaledwie garstkę bohaterów, by sprawdzić, co może się między nimi wydarzyć.

Bez wątpienia ta historia miała duży potencjał. Niewielka grupa ludzi zamieszkujących dobrze ukrytą przed innymi zatokę. Oderwanych od normalnego życia, pracy i obowiązków. Z dala od cywilizacji, mediów społecznościowych i problemów dnia codziennego. Tylko oni, ich zatoka i wielkie fale, za które dali by się zabić. Surfing na książkowych stronach przybiera nieokrzesany, dziki i emocjonalny wydźwięk. Bohaterzy „Zatoki surferów” żyją dla niego. I dla niego wydają się gotowi zabić. A może już to zrobili? Każdy z nich ma swoje sekrety i mroczną stronę osobowości. Co ukrywają? Przed czym się chronią?

Podczas lektury towarzyszyło mi wiele pytań. Ale autorka nie była zbyt skora do szybkiego udzielenia odpowiedzi. Niespiesznie pogłębiała klimat napięcia, przechodząc do kolejnych wydarzeń. Miałam wrażenie, jakby najpierw chciała pokazać mi zatokę i wtajemniczyć mnie w życie bohaterów, w ten sposób wzbudzając większe zainteresowanie i bardziej angażując w rozwój historii. Nie jestem jednak pewna, czy taki zabieg rzeczywiście zadziałał.

Naprawdę spodobało mi się tło dla tej historii, charakterystyki bohaterów i klimat zatoki. I miało to w sobie dużo mrocznego uroku. Gdzieś jednak brakowało mi napięcia. Miałam wrażenie, że akcja książki rozgrywa się zbyt wolno. Ta myśl budziła we mnie pewne niezadowolenie z lektury i rodzące się przekonanie, że nowa powieść autorki nie będzie tak dobra, jak jej poprzedniczka.

Zdecydowanie więcej działo się w drugiej części książki. Bohaterzy zaczęli budzić wątpliwości, a rozwój wydarzeń przełożył się na mocniejszy i bardziej wyrazisty klimat. Akcja zaczęła nabierać rumieńców, a autorka pokazała swoje umiejętności. Wówczas dostałam to, czego oczekiwałam. Dla mnie było już jednak nieco za późno.

„Zatoka surferów” nie do końca spełniła moje oczekiwania. Piękne tło wydarzeń , intrygujące postacie i przyjemna narracja zainteresowały mnie, ale nie dały spodziewanego efektu. Podczas lektury czułam ciekawość, ale brakowało mi napięcia. A to przecież dla tych niepokojących emocji sięgamy po thrillery. 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.