Autor: Anna Gavalda
Tytuł: Kochałem ją
Wydawnictwo: Świat książki
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 160
Gatunek: romans
- Więc miłość
to jedna wielka bzdura? Czy tak? Nigdy się nie sprawdza?
- Tak,
sprawdza się. Ale trzeba o nią walczyć…
- Walczyć?
- Po prostu
walczyć. Codziennie. Mieć odwagę być sobą, postanowić być szczęśliwym…
Chloe to młoda, energiczna kobieta, która na co dzień
zajmuje się wychowaniem dwóch córeczek. Poznajemy ją w momencie, kiedy znajduje
się na przysłowiowym zakręcie. Zaledwie kilka dni wcześniej jej mąż odszedł do
innej. Jak wiele kobiet na jej miejscu zupełnie się tego nie spodziewała i nie
dostrzegała żadnego z sygnałów, dlatego też rozstanie jest dla niej wyjątkowe
bolesne. Chloe nie potrafi zrozumieć, że Adrien zostawił ją. Przecież ona wciąż
go kocha, przecież jeszcze tak niedawno całowała go, a on się nie opierał. W
tym trudnym czasie oparcie znajduje w osobie swojego teścia, Pierra. Chociaż
początkowo kobieta w ogóle nie rozumie motywów, którymi kieruje się ojciec jej
męża, szybko przekona się, jak niewiele o nim wie. Zrozumie jego milczenie,
zatroskanie i potrzebę niesienia pomocy.
Pierwszy raz miałam do czynienia z powieścią tego
typu, z książką, w której każde słowo ma taki emocjonalny wydźwięk. Ta powieść
to niekończące się pasmo dialogów. Czytelnik nie znajdzie tu opisów, subtelnego
przedstawienia bohaterów, nawet nie będzie miał szansy zastanowić się, czy ich
lubi.
Z drugiej strony, nie spodziewałam się, że na 160
stronach można tyle zmieścić. Każda strona była niezwykła, a każde zdanie
magiczne. Ta krótka książka to wiele odcieni miłości. Podkreślenie jej piękna i
przypominanie o szczęściu, którym nas obdarowuje, a jednocześnie wspomnienie
gorzkich wspomnień, które często ze sobą przynosi.
Kim jednak bylibyśmy bez niej?
Po co mielibyśmy żyć?
Skupiając się na postaci Chloe, przeżywając jej
cierpienie, możemy łatwo przeoczyć uczucia drugiej strony. Autorka przypomina, że
osoba porzucająca także może się męczyć, uświadamia nam, że jej również nie
będzie łatwo. Nie zawsze możemy kogoś na siłę uszczęśliwić. Często niemożliwym
staje się także sprawienie, żeby szczęśliwe były obydwie strony. Czy warto
poświęcić swoje szczęście dla kogoś?
To właśnie na dylemacie osoby porzucającej szczególnie
skupiła się autorka, a swoje rozważania przedstawiła przy pomocy osoby Pierra.
To on przed laty musiał podjąć taką samą decyzję jak jego syn, odpowiedzieć
sobie na pytanie, czy warto zostawić rodzinę dla kochanki.
Prawdę mówiąc nie spodziewałam się zbyt wiele po tej
powieści. Nie miałam wielkich oczekiwań wobec tej cieniutkiej książeczki. Ale
miło mnie ona zaskoczyła. Wskazała wiele ważnych kwestii i mocno poruszyła. Kim
jesteśmy, żeby oceniać innych? Czy tak naprawdę w ogóle ich znamy?
„Pułapką jest sądzić, że ma się prawo do szczęścia”.
Czy aby na pewno?
Myślę, że to pozycja warta przeczytania. Być może
nawet nie tylko dla kobiet. W końcu to nie jest kolejna książka o zdradzonej
żonie- to coś więcej.
Tytuł: Kochałem ją
Reżyser: Zabou Breitman
Produkcja: Belgia, Francja
Produkcja: Belgia, Francja
Rok: 2010
Gatunek: Melodramat
Główne role: Daniel Auteuil, Marie- Josee Croze, Florence Loiret Caille
Ekranizacja bardzo wiernie przedstawia książkową historię, z
tym, że od początku to Pierre odgrywa w niej pierwsze skrzypce, a Chloe zdaje
się być jedynie dodatkiem do tej historii. Niewiele miejsca zostało poświęcone
jej cierpieniu i temu, co ją spotkało, w zasadzie dopiero w dalszej części
filmu wyjaśniono, że kobieta jest jego synową, która przeżywa dramat, bo jej
mąż odszedł do młodszej.
Mimo że książka i film pokazują nam tę samą historię, tutaj
wygląda ona zupełnie inaczej. Magia książkowego słowa zostaje zastąpiona przez
magię filmowego obrazu. Jakby mniej tutaj było dialogów, a więcej akcji,
chociaż to przecież dramat, a nie film przygodowy. Patrzymy na Pierra, który
przeżywa drugą młodość z kochanką. I czujemy łączącą ich miłość kadr po kadrze.
Ten charakterystyczny błysk w oku, rozanielenie, potrzeba spędzania czasu
razem. Widz śledzi losy bohatera przed dwudziestoma laty. Widzimy tę historię
na własne oczy, zapominając, że w książce to jedynie opowiadanie przyćmiewające
rzeczywistość.
Film został bardzo dobrze zrealizowany, chociaż część
szczegółów nie zgadza się, niektóre dialogi zostały także dodane. Jednakże to
tylko drobiazgi niewpływające na nasze postrzeganie tej historii. Książkowe
płaskie sylwetki zaczynają żyć, ta historia staje się naprawdę realna. Z całym
zawartym w niej tragizmem.
Zaczytując się w powieści nie pomyślałam ani przez chwilę o
tym, co czuła Mathilde, skupiając się wyłącznie na głównych bohaterach. W
filmie widzę dokładnie wszystkie przeżywane przez nią emocje, czuję niemalże
jej szczęście i zdruzgotanie. Ale pierwszy raz myślę też o niej, jako tej
drugiej, tej która wpłynęła na życie wielu osób, zupełnie niszcząc przy tym
swoje.
Te rzeczy, o których piszę, to właśnie elementy filmowej
głębi. Tak jak wspomniałam, książka opierała się na słowach i dialogach,
przemyśleniach. Tutaj jakby nie było na to czasu, bo ta historia ożywa.
Momentami ciężko było mi uwierzyć, że faktycznie oglądam to, o czym wcześniej czytałam.
Nie trzeba czytać powieści, żeby odnaleźć się w jej ekranowym
odpowiedniku. Niczego bowiem nie zabrakło, za to coś dołożono. Historia dostała
niezbędną głębię.
Nie przypominam sobie, żebym słyszała o książce...o filmie raczej też nie.
OdpowiedzUsuńMimo, ze zachęcasz i film i książkę to póki co nie zabiorę się ani za jedno, ani za drugie.
ja też nie planowałam czytania tej książki, po prostu wyłowiłam ją w bibliotece spośród innych pozycji, myślę, że jest dosyć specyficzna, nie każdemu przypadnie do gustu :)
UsuńPopatrz, 160stron i można film zrobić, a z mojego prawie 600 stronicowego "Apetytu" nie wiem, czy by krótkometrażowy zdołali zrobić ;)
OdpowiedzUsuńokazuje się, liczba stron nie ma większego znaczenia :)
UsuńNominowałam cię do Liebster Award. Pytania znajdziesz tu: http://zaczytane-zwariowane.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
dziękuję serdecznie za nominację :)
UsuńPowiem, że nie czytałam, ani nie oglądałam, ale chyba nie zamierzam, po prostu coś przeczuwam, że by mi nie przypadła do gustu ;)
OdpowiedzUsuńto dosyć specyficzna powieść, ale dla mnie stanowiła dosyć interesujące oderwanie się od kryminałów i sensacji :)
UsuńCzytałam "Billie" Gavady, podobała mi się, ale coś jej brakowało, Gavada ma specyficzny styl pisania i chyba nie wszystkim odpowiada, nie mniej opinia jest przekonywująca
OdpowiedzUsuń