środa, 14 października 2015

Nieszczęścia chodzą parami




Tytuł: Chłopiec duch
Autor: Martin Pistorius
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 304
Gatunek: biografia 






Wyobraźcie sobie, że z dnia na dzień zapadacie na ciężką, niezdiagnozowaną chorobę. Zaczyna się od zwyczajnego, z pozoru niegroźnego, bólu gardła, a kończy na tym, że zostajecie przykuci do łóżka. Szybko i łapczywie choroba odbiera Wam normalne życie i uniemożliwia dalsze bycie sobą. Zupełnie nieoczekiwanie przestajecie być samodzielni i niezależni. Przegrywacie walkę, w której i tak z góry jesteście przegrani.

Kiedy  tylko zobaczyłam tę powieść w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją mieć. Książki przedstawiające historie chorób i ich wpływ na życie bohaterów niezwykle mnie intrygują i przyciągają. Choroby kojarzą mi się z prawdziwością i realizmem, mam wrażenie, że w niebanalny, choć trochę przerażający sposób, obnażają człowieka i pokazują jego prawdziwe oblicze. Książek, które nazywam chorobowymi, nie da się z niczym porównać i niczym zastąpić, zwłaszcza, kiedy podobnie jak historia Martina Pistoriusa, oparte są na faktach.

„Chłopiec duch” to pełny zapis życia bohatera, które w dużej mierze zdeterminowane zostało przez chorobę. Książka przedstawia poszczególne etapy funkcjonowania chłopca i zmiany, które w nim zaszły. Na kolejnych stronach przechodzimy od początków choroby, przez jej kolejne stadia do momentu, kiedy u Martina zaczęła następować poprawa. Bohater opisuje wydarzenia szczegółowo, emocjonalnie i wstrząsająco. W tej tragicznej opowieści przeszłość przeplata się z teraźniejszością, wywołując u czytelnika przerażającą i smutną wizję życia zniszczonego przez chorobę.

„Bez względu na to, jak bardzo starałem się prosić i błagać, krzyczeć i wrzeszczeć, nie mogłem zwrócić na siebie ich uwagi. Mój umysł został uwięziony w bezużytecznym ciele pozbawionym władzy w rękach i nogach, nie mogłem też mówić. Nie mogłem dać żadnego znaku, ani wydać z siebie dźwięku, by poinformować innych, że odzyskałem świadomość. Byłem niewidzialny- jak chłopiec duch”.

Wiele razy zatrzymywałam się w trakcie czytania, nie wierząc, że ta historia faktycznie mogła wydarzyć się naprawdę. Dziwiło mnie w niej wszystko, począwszy od niewątpliwego pecha bohatera, przez reakcje bliskich i podejście opiekunów w ośrodku opieki. Wydawać by się mogło, że sama choroba to już wiele, zdecydowanie za dużo, zwłaszcza jak na barki tak młodej osoby (Martin w momencie zachorowania miał 12 lat), ale w tym przypadku bardzo dobrze sprawdziło się pesymistyczne powiedzenie, że zawsze może być gorzej. Mimo że nigdy nie byłam na miejscu ani chłopca ani jego rodziny, nie potrafię zrozumieć, a może nawet pogodzić się z faktem, że tak niewielkie wsparcie otrzymywał przez długi czas od własnej matki. Moja mama jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie, każdego dnia daje mi ona do zrozumienia, że to działa w dwie strony, tymczasem opieka nad Martinem była dla jego matki tak wielkim obciążeniem, że życzyła mu ona śmierci. I moim zdaniem nie ma dla niej żadnego usprawiedliwienia.

„Jeżeli niepełnosprawni mają pokonać przeszkody, przed którymi stoją, muszą zdać sobie sprawę z przysługującego im na równi ze wszystkimi innymi prawa do posiadania celów w życiu. A żeby tego dokonać muszą mieć marzenia”.

Skoro nasi bliscy mogą zareagować tak różnie, to co dopiero ludzie zupełnie obcy. Na podstawie relacji Martina szybko możemy się przekonać, że nie każda osoba będąca opiekunem w domu opieki jest wrażliwa, opiekuńcza i z dobrym sercem. Jego opisy wstrząsnęły mną do głębi. Nie chciałabym za dużo zdradzić, ale mogę Was zapewnić, że ciężko pozostać niewzruszonym i obojętnym. Nigdy nie zrozumiem, jak można znęcać się nad osobą słabszą czy bezbronną, jakim prawem można w tak ohydny sposób wykorzystywać własną przewagę. Czy fakt, że ktoś jest chory/słaby/niedorozwinięty daje nam możliwość i okazję by udowadniać mu naszą władzę? Czy to, że wykorzystujemy taką osobę do realizacji naszych celów nie świadczy jedynie o naszej słabości? Czy faktycznie empatia jest w tych czasach towarem luksusowym?

„Przez brak głosu, którym mógłbym poinformować innych, że już się najadłem, że woda w wannie jest zbyt gorąca, albo wyznać komuś, że go kocham, właściwie nie czułem się człowiekiem. W końcu to słowa i zdolność mówienia odróżniają nas od zwierząt”.

Martin walczył ze swoim ciałem przez 12 lat. W tym czasie rozumiał innych, jednak nie potrafił się z nimi odpowiednio porozumieć, wciąż zawodziła komunikacja. Dzięki wierze i pomocy dobrych ludzi dostał szansę na lepsze, niemalże normalne życie. Dużo miejsca w powieści poświęcone zostało kwestiom nowoczesnych technik komunikacyjnych. Pistorius opisuje swoje postępy w tej dziedzinie i środki, które mu to umożliwiły. Bardzo podoba mi się ten optymistyczny akcent i opatulająca czytelnika nadzieja.

Historia chłopca urzekła mnie i przejęła do głębi. Mimo że nie była to lektura łatwa i przyjemna, wiedziałam, że chcę i muszę się z nią zmierzyć. W pewien sposób było to dla mnie ważne i konieczne. Wielokrotnie współczułam Martinowi, wraz z nim odczuwałam żal, gniew, poniżenie. Opowieść Pistoriusa jest bardzo obrazowa, dzięki czemu staje się  jeszcze bardziej emocjonalna. Zastanawiałam się, czemu musiało go to spotkać, myślałam nad jakimś logicznym uzasadnieniem. I nie znalazłam go, chyba zwyczajnie go nie ma. Nie zawsze możemy wyjaśnić sobie, to co nas spotyka, nie zawsze możemy to zaakceptować, jednak zawsze możemy walczyć. O siebie i o swoje lepsze jutro. 

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Sztukater. 

30 komentarzy:

  1. Bardzo chciałabym przeczytać tę książkę. Polecam "Chce się żyć" Macieja Pieprzycy - tematyka podobna. :)
    Co do opieki nad niepełnosprawnymi, a w szczególności osobami leżącymi, z którymi nie ma kontaktu - po takiej książce można mieć obraz z punktu widzenia chorego, ale rodziny się często nie zrozumie, o ile nie znajdzie się w takiej sytuacji. Mam babcię po udarze, leżącą. Czasem opieka nad taką osobą po prostu może wykończyć. Zdrowie fizyczne i psychiczne opiekuna wysiada, więc nie dziwi mnie, gdy ktoś już z bezsilności może posuwać się do krzyczenia na taką osobę, czy uderzenia. Zwłaszcza, gdy taka osoba robi coś zupełnie odwrotnego, nie dociera to, o co się prosi. Cierpliwość opiekuna też może się skończyć, bo rzadko kiedy ktoś chce taką osobę wyręczyć i jest z tym sama.
    Mogę zrozumieć także i to, że rodzina może życzyć śmierci. Kiedy widzisz, jak ktoś cierpi i męczy się, możesz woleć, by nie żył, niż dalej się męczył. Gdy nasze zwierzęta męczą się z powodu chorób, uśpienie jest aktem łaski, skraca jego cierpienie...
    Pewne rzeczy trzeba na własnej skórze przeżyć, by zrozumieć inny punkt widzenia. Nic nie jest tylko czarne lub tylko białe. Jest cała masa odcieni szarości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam "Chce się żyć", ale mam w planach, a skoro polecasz to ją przepchnę gdzieś wyżej na liście must read :) Wiesz, masz rację, nie mam pojęcia, jak to jest i może nie powinnam być taka surowa w swoich ocenach. Dziękuję Ci za ten komentarz.

      Usuń
  2. Ogromnie chciałabym ją przeczytać, czuję, że to idealna lektura dla mnie... ogromnie żałuję, że nie mogłam się z Tobą wymienić, ale tak trudno byłoby mi zrezygnować z książek, którymi Ty się interesowałaś :) Ale zapoluję na nią bowiem po lekturze Twojej recenzji mam na nią jeszcze większą ochotę :) Pozdrawiam Kochana, mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Agnieszko ta wymiana cały czas mi leży na sercu, źle to wszystko zorganizowałam, ale nie miałam zwyczajnie czasu, żeby to lepiej ogarnąć. Wierzę, że jeszcze kiedyś będziemy miały okazję się wymienić :) Dziękuję, wszystko powoli do przodu:) A książka na pewno przypadnie Ci do gustu :)

      Usuń
  3. Książka warta poznania, tym bardziej, że oparta na prawdziwej historii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię takie emocjonujące lektury :)

    OdpowiedzUsuń
  5. hmm... nie jestem pewna, czy udźwignę tę powieść pod względem emocjonalnym, bo od zawsze historie chorób, szczególnie osób młodych, przejmują mnie do głębi. tym bardziej, że wyżej przedstawiona książka to biografia, ale zajrzeć na pewno zajrzę.

    pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, choć mnie osobiście ten ciężar emocjonalny niezwykle przyciąga.

      Usuń
  6. To jedna z książek, które na pewno wstrząsają czytelnikiem. Kojarzy mi się "Chustka", bardzo osobista, intymna historia. Pomimo, że książka nie należy do łatwych, warto czytać i takie tytuły aby spróbować zrozumieć człowieka chorego. Cieszę się, że i takie książki można spotkać na blogach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jestem fanka biografii, ale na tę książkę mam ogromną ochotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja powoli się do nich przekonuję :) Realizm bardzo mnie przyciąga :)

      Usuń
  8. Nie potrafię sobie wyobrazić jakby to było zapaść na taką chorobę. Jednak to, czego jestem pewna, to że mama byłaby ze mną i ciągle mnie wspierała.
    Chociaż zdaję sobie sprawę, że dla rodzicielki też musi to być trudna sytuacja.
    Chętnie przeczytam tę książkę!
    Pozdrawiam,
    http://magiel-kulturalny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wierzę w moją mamę, ale może nie każda ma tyle siły ? Książka jest cudowna :)

      Usuń
  9. Niełatwy temat, aczkolwiek też chciałabym się się z nim zmierzyć. Po czymś takim zawsze pozostaje na umyśle ślad.

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że książka na pewno zasługuje na to, żeby dać jej szansę więc w przyszłości na bank ją przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Moje zdanie już znasz ;) zawsze, gdy mój wzrok zatrzymuje się na tej książce, mam takie uczucie... hmmm... nierealności. Nie mogę uwierzyć, że coś takiego mogło kogokolwiek spotkać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie jestem miłośniczką takich książek, więc się nie skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czuję, że ta książka mi się spodoba. Lubię, gdy autor nie boi się poruszać trudnych tematów :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Takie historie zawsze mają na mnie duży wpływ. To taki rodzaj bezsilności podczas czytania. Wiesz, że dzieje się coś złego i nic nie możesz na to poradzić, możesz mieć tylko nadzieję, że "będzie lepiej". Zdecydowanie książka dla mnie :')
    http://zapachstron.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Podziwiam Pistoriusa, że to wszystko przetrwał i odnalazł szczęście w małżeństwie. Generalnie często czytam tego typu historie, ale ta jest chyba jednak dla mnie za bardzo przejmująca. Wydaje mi się, że niesie w sobie zbyt duży ładunek emocjonalny. Mimo że napisałaś wspaniałą recenzję, to tym razem spasuję. :-)

    OdpowiedzUsuń

Kochani, jest mi niezmiernie miło gościć Was na mojej stronie :) Bardzo chętnie zajrzałabym do każdego, dlatego proszę, zostawcie kilka słów, które naprowadzą mnie na Wasz trop :)