Autor: Natasza Socha
Tytuł: Dwanaście niedokończonych snów
Wydawnictwo: Pascal
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 304
Gatunek: literatura współczesna
Momo ma swoje poukładane,
pudełkowe życie. Praca i dom, sztuka i bliscy. Wszystko stonowane, zachowawcze,
ostrożne. Ona nie lubi zmian, nie potrzebuje nowości, nie czeka na
niespodzianki od losu. A jednak te przychodzą do niej za sprawą snów. Nie do
końca zrozumiałych, czasem dziwnych. Co znaczą dla kobiety? Czy coś zmienią w
jej życiu?
Za sprawą „Dwunastu niedokończonych
snów” spotkałam się z Nataszą Sochą po raz pierwszy. Popularne nazwisko autorki
sprawiło, że nieco się tego spotkania obawiałam, stresując się, że może akurat
mnie jej styl czy wyobraźnia nie przypadną do gustu. A jak było? Przekonajcie
się sami.
Styl Sochy zwyczajnie trzeba
pochwalić. Niezwykle lekkie pióro sprawia, że opowieść jest subtelna, delikatna
i klimatyczna. Autorka snuje ją powoli, pozwalając czytelnikowi wczuć się w
książkową atmosferę, zacząć cenić bohaterów i na czas poznawania powieści
przenieść się do ich świata. Można by odnieść wrażenie, że ta książka czyta się
sama, po tym, jak sama się napisała. Bo ciężko uwierzyć, by ktoś rzeczywiście
pisał w ten sposób. Z taką gracją, nutką wesołości, podmuchem refleksji, garścią
życiowego doświadczenia, a przede wszystkim umiejętnie osnuwając całość
sympatyczną ironią. Wraz z upływem kolejnych stron przekonywałam się, że
autorka ma swój własny styl, że nie próbuje pisać na siłę, a składanie słów w
zdania, a zdań w historię, to coś, w czym po prostu jest dobra.
Książkę czyta się szybko i
sprawnie. Z jednej strony, jak już wspomniałam, umożliwia nam to swobodny i
przyjacielski styl narracji, z drugiej zaś lekkość i klimatyczność
przedstawionej opowieści. Socha zaprasza nas do grudnia, który kusi atmosferą
świątecznych przygotowań, pierwszym śniegiem i urokiem charakterystycznym dla
tych szczególnych dni w każdym roku. Za sprawą tego niezwykłego okresu powieść
staje się przyjazna, swojska, poruszająca, a także magiczna. W tym czasie
wszystko może się zdarzyć, a ta lektura uświadamia nam, że nie są to w żadnym
wypadku słowa rzucane na wiatr.
Autorka proponuje czytelnikowi
plejadę zaskakujących bohaterów, którzy łączą się i pasują do siebie w sposób dość
zaskakujący. Każdy z nich jednak świetnie sprawdza się w roli postaci
pierwszoplanowej. Mogłoby się wydawać, że to kobiety wiodą tutaj prym, że to na
nich powinniśmy się skupić. I rzeczywiście zostały one wykreowane w sposób
nietuzinkowy, co więcej- zmieniają się one na naszych oczach. Dojrzewają,
rozkwitają, nabierają blasku, pozwalają sobie na zmiany. Nie sposób ich nie
polubić. A jednak i męscy bohaterzy świetnie się Sosze udali, stanowiąc
przyjemną przeciwwagę dla charakternych i mocnych akcentów w postaci kobiecej.
Ta powieść to interesujące
połączenie znanych i lubianych tematów, a choć ich połączenie nie zaskakuje, to
sposób przedstawienia już tak. Tytułowe sny wprowadzają pewien chaos, nutkę
magii, potrzebę zastanowienia się nad pewnymi sprawami, a co najważniejsze
zmysłową tajemniczość, która sprawia, że nie jesteśmy pewni, w jakim kierunku
zmierza akcja. Przez cały czas czujemy, że coś się musi wydarzyć, właściwie
jesteśmy pewni, że wiemy, co autorka miała na myśli, ale zakończenie może
zaskoczyć, roztkliwić, wywołać uśmiech. Za sprawą tych snów Socha nieco z nami
igra, sprawia, że granice między jawą, a snem zaczynają tracić na ostrości i
wyrazistości, a książkowy klimat nabiera subtelnie baśniowego charakteru. Co
ciekawe, w czasie, kiedy zaznajamiałam się z powieścią, ja również śniłam, co
dawno mi się nie zdarzyło. Autorce udało się chyba coś we mnie obudzić, swą
powieścią skłonić do refleksji i pewnych tęsknot, które znalazły ujście,
przestając być głęboko skrytymi.
Socha oferuje czytelnikowi
powieść lekką, choć pod tą lekkością znajdziemy cenne rady, piękne wspomnienia,
okruchy przeszłości i fragmenty dojrzałości. To opowieść idealna na piękne
jesienne wieczory i czas zbliżających się świąt. I książka, która sprawi, że
nabierzemy ochoty na więcej.
Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Autorce.
Myślę, że ten tytuł idealnie się sprawdzi na świąteczny okres :)
OdpowiedzUsuńDzięki Twojej recenzji wiem,że ta książka musi znaleźć się w mojej biblioteczce. Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńkocieczytanie.blogspot.com
Zadziwiające, że nigdy wcześniej nie słyszałam o tej autorce. Niemniej sama powieść wydaje się ciekawa, może więc kiedyś?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
S.
nieksiazkowy.blogspot.com
Lubię twórczość Sochy, dlatego właśnie jestem w trakcie czytania tej książki. Jest magiczna i idealna na zimową aurę - teraz jest jeszcze jesień, ale kto by się tym przejmował... ;-)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam nigdy o tej autorce ale Twoja recenzja jest bardzo zachęcająca a książka wydaje się idealna do przeczytania w okresie świątecznym :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki tej autorki i czekam na najnowszą!
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam książek Nataszy Sochy, ale ten tytuł najbardziej mnie intryguje. Wątek snów może być dobry... i magiczny jak piszesz! Super recenzja!
OdpowiedzUsuńŚliczna okładka :) Nie znam żadnej książki tej autorki, ale tym tytułem mnie zaintrygowałaś. Może dlatego, że ostatnio czekam już na święta (moje pierwsze porządne wolne w drugiej połowie 2017...) i mam wyostrzoną uwagę na wszystko w tych klimatach :) Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńEwelina z Gry w Bibliotece
Hmmm mimo, że nazwisko autorki jest mi znane, chyba nigdy do tej pory nie czytałam Jej powieści - może pora to zmienić? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, she__vvolf 🐺
super, że autorka ma tak dobry styl, że nawet stosunkowo znajome tematy, mogą się wydawać zupełnie inne :) Nie czytałam nigdy nic jej autorstwa, ale zwrócę na nią uwagę!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jestem na tak! A okładka jest przepiękna:)
OdpowiedzUsuń