Autor: Dominika van Eijkelenborg
Tytuł: Kiedy będziemy deszczem
Wydawnictwo: Kobiece
Rok wydania: 2017
Gatunek: literatura współczesna
Liczba stron: 432
Ona jedna przeciwko całemu światu- nieposkromionym
dzieciom, niespełnionym nadziejom, nieszczęściom małżeńskim. Rozdarta między
tym, czego by chciała, a tym do czego się zobowiązała. Kuszona perspektywą lepszego
jutra.
„To było wszystko co jej pozostało po marzeniach i
oczekiwaniach? To było życie, które wybrała? Rzeczywistość złożona z miliona
prostych czynności, których nikt nie zauważał, które pożerają jej cały czas i
wszystkie siły witalne. Pusty pokój, dni przepełnione, a sprawiające wrażenie
pustych, nieobecny mąż”.
„Kiedy będziemy deszczem” to książka, po której spodziewałam się czegoś
zupełnie innego- samej realizacji tematu, więcej mrocznych tropów, bardziej
skomplikowanego śledztwa policyjnego. Elementy te zostały zastąpione, a raczej
zdominowane, wątkami związanymi z rodziną, macierzyństwem, spełnieniem
zawodowym i prywatnym. I muszę przyznać, że zamiana ta wyszła autorce jak
najbardziej na korzyść.

Inga nie jest szczęśliwa. Matczyne obowiązki, słaby
kontakt z partnerem, brak przyjaciół coraz bardziej ją uwierają. Kobieta odczuwa
narastające zmęczenie i stres, którego nie sposób rozładować. Chętnie dzieli
się szczegółami w niezwykle osobistych mailach. Przyznam szczerze, że momentami
czułam się bardzo przytłoczona, a nawet lekko przerażona jej wyznaniami. Miałam
wrażenie, jakby to na mojej szyi zaciskała się pętla zbudowana z rodzinnych
powinności, a ciężary spadały na moje ramiona bez żadnego ostrzeżenia. Dawno nie
czytałam powieści przedstawiającej macierzyństwo w taki sposób- nie jako
spełnienie marzeń, a proces, który faktycznie może zmęczyć, obciążyć, sprawiać,
że rodzi się w nas bunt.
Autorka stworzyła bardzo emocjonalną i smutną powieść,
określającą rolę wielu kobiet w dzisiejszych czasach. To osobisty, przepełniony
refleksjami, goryczą i niespełnionymi marzeniami portret kury domowej, samotnie
zamkniętej w wieży zbudowanej z niedomówień i złamanych obietnic. Kolejne rozdziały
mocno mnie zastanawiały i sprawiały, że popadałam w coraz większą złość,
jednocześnie obawiając się, że moje życie mogłoby również tak kiedyś wyglądać i
zastanawiając się, co zrobić, by do tego nie dopuścić.
„Macierzyństwo i małżeństwo odbierają nam, kobietom,
tożsamość. Zamieniamy się w automaty czynne całą dobę, wypełniające swoje
obowiązki. Stajemy się tłem, niewidocznym mechanizmem, dzięki któremu wszystko
działa, jak należy”.
Przeminione marzenia i dni wypełnione frustracją stają
się dobrym fundamentem do stworzenia dziwnej, niepokojącej i nieprzyszłościowej
relacji. Obserwujemy zalążki tego uczucia, z jednej strony ciesząc się, że
bohaterka będzie mogła liczyć na pomocne ramię i odrobinę wsparcia, z drugiej
jednak pragnąc ją ostrzec i odciągnąć od niej tego mężczyznę. Co najważniejsze
autorka nie oferuje nam płomiennego romansu, a ta zdrada nie boli. To pochmurna
i deszczowa historia poprzetykana promieniami szczerego uczucia, które zdarza
się raz w życiu.
Ta historia może nas zasmucić, nie brak w niej
gorzkich fragmentów, niesie ze sobą łzy, złość, obawy. Znalazłam wszystko, mnóstwo
emocji i pragnień, choć nadzieja na lepsze jutro została starannie ukryta. To z
pewnością jedna z tych powieści, którą każdy czytelnik odbierze inaczej, doszukując
się w niej wielu plusów, ale też braków, jakie można by policzyć na minus-
zależnie od tego, czego oczekujemy i jak bardzo jesteśmy elastyczni wobec
przekazanej nam treści.

Spodziewałam się interesującego policyjnego śledztwa,
bo na takie autorka zrobiła mi apetyt na początku książki. Tymczasem
konstrukcja powieści okazała się zgoła inna- śledztwo rozpoczyna i zamyka
powieść, gubiąc się w codzienności Ingi. Taki obrót akcji nieco mnie zaskoczył,
ale niekoniecznie mi przeszkadzał. Liczyłam również na więcej elementów
charakterystycznych dla thrillera, ale może takie stonowane tło nie jest
najgorszym pomysłem. Eijkelenborg zachowała się całkowicie fair oferując
prostą, a jednak emocjonalną i refleksyjną historię, mądrze i składnie
napisaną, uzupełnioną pełnowymiarowymi bohaterami i nostalgiczną otoczką.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: