Autor: W.Bruce Cameron
Tytuł: Był sobie pies
Wydawnictwo: Kobiece
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 392
Gatunek: literatura przygodowa
Co my tak naprawdę wiemy o życiu naszych kochanych czworonogów?
Gonitwy za własnym ogonem, pogodne rywalizacje z kotami, pogonie za patykiem. I
miłość do nas, ludzi. Wydaje się, że to niewiele. A „Był sobie pies” to
najlepsza możliwość, żeby na psiaki spojrzeć inaczej i żeby poznać świat z ich
perspektywy. Choć wydaje się to pomysłem nieco szalonym, ja nie żałuję ani
jednej chwili spędzonej z tą powieścią.
To książka, z jaką bardzo dawno się nie spotkałam. Wyjątkowo
pomysłowa, przejmująca, pięknie łącząca głębokie wzruszenia z dużym poczuciem
humoru i zaskakująca zwrotami akcji. A powieściowe wydarzenia śledzimy z psiej
perspektywy. Urocza mordka spoglądająca na mnie z okładki i opis książki
sprawiły, że nabrałam ochoty, żeby poznać Baileya. Nie przygotowały mnie jednak
na emocje, jakie ogarnęły mnie w czasie lektury.
„Stwierdziłem, że sensem mojego pieskiego życia jest
dodawanie otuchy chłopcu, kiedy tylko jej ode mnie potrzebował”.
Psie przygody opisane zostały w sposób lekki i
niezwykle realistyczny. Jestem pod dużym wrażeniem, że Cameron potrafił do tego
stopnia wczuć się w postać przymilnego czworonoga. Nie jestem pewna, czy gdyby
psy potrafiłyby mówić i pisać, mogłyby to zrobić jeszcze lepiej, ciekawiej,
zabawniej. Swoim pomysłem, stylem, realizacją tematu zupełnie mnie ujął i
przekonał. Z każdą kolejną stroną narastała moja ciekawość, a nieuchronne
zbliżanie się do końca bardzo mnie zasmucało.
Baileya (a także jego pozostałych) wcieleń nie sposób
nie pokochać. To prawdziwy psi ideał. Wierny, oddany, lojalny, mądry. O jego
zaletach mogłabym napisać jeszcze wiele, ale prawdziwą przyjemność sprawia
możliwość poznania go „osobiście”. Dzięki niemu uśmiech nie schodził mi z
twarzy, a wiele fragmentów szczerze mnie rozbawiło- jego opinia na temat kotów
czy rosnąca miłość do psich ciasteczek. I tak naprawdę, na początku, wydawało
mi się, że to na tym ma polegać urok tej książki. Myślałam, że jej zadanie
polega na tym by nas rozweselić czy zrelaksować. Poznawanie kolejnych
rozdziałów utwierdziło mnie w przekonaniu, że mocno się pomyliłam.
Bo nie o zabawę tu chodzi. To nie uśmiechy zapadają
nam w pamięć i to nie za nie pokochamy tę powieść. Docenimy ją za wzruszenia,
momenty melancholii i zamglone oczy. Lubię psy i chciałabym w przyszłości mieć
własnego, ale moje podejście do czworonogów bardzo zmieniło się po przeczytaniu
tej powieści. Chyba tak naprawdę dopiero ta lektura uświadomiła mi, jak
cudownymi stworzeniami są psy i ile trzeba zrobić, by choć częściowo odpłacić
im za dobro i miłość, które okazują właścicielom każdego dnia.
„Niektóre psy chcą po prostu być wolne i móc sobie
swobodnie biegać, bo nie mają chłopca, który je kocha”.
Ale tym, za co naprawdę pokochałam tę książkę, są
wzruszenia, które czułam w trakcie czytania. Autor przepięknie opisał uczucia
Baileya, sprawiając, że gdybym tylko mogła to przytuliłabym go w trudnych
momentach, czy nakarmiła ciasteczkami, kiedy miał na to ochotę. Kilkakrotnie
zaszkliły mi się oczy, a zakończenie książki poruszyło moje serce. Ta powieść
jest niczym prezent dla wszystkich miłośników czworonogów i niczym
podziękowanie dla naszych psich przyjaciół.
Za możliwość pokochania powieści dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
Uwielbiam takie historie o czworonogach, zawsze się wzruszam! Jeśli uda mi się zdobyć to przeczytam, a na pewno obejrzę film :) Jeśli będzie to coś w stylu Hachiko to na sto procent poleci łezka :)
OdpowiedzUsuńTa książka mnie prześladuje. Chciałabym ją przeczytać, ale wiem, że nie mogę. Płacz i rozpacz to byłyby zbyt duże efekty uboczne.
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja :)
OdpowiedzUsuńKocham psy i coś czuję, że pokocham tę książkę. :D
OdpowiedzUsuńCzekałam na tę recenzję! Uwielbiam czworonogi, od dzieciństwa towarzyszy mi pies... Nie wyobrażam sobie, żeby nie było psiaka w moim domu :) Książkę muszę przeczytać! Moje ulubione to "Życie z Merlem" i "Marley i ja" płakałam na tych książkach jak bóbr, zwłaszcza na tej pierwszej :)
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś o tej książce, wyłuskałaś kwintesencję, bo nie o te zabawne momenty chodzi, ale o te wzruszenia, bo żaden człowiek nie potrafi tak jak pies okazać swoich uczuć, zupełnie bezinteresownie i nikt nie cieszy się tak jak on, kiedy wracasz do domu, nawet jeśli nie było Cię tylko dwie minuty ;)
Zapomniałam dodać, jak tu u Ciebie pięknie, wiosennie <3 a ja tak tęsknię za wiosną... ;)
UsuńPozdrawiam cieplutko! :)
Widać, że to wzruszenie i zamglone oczy biorą górę podczas tej lektury. Chciałabym ją kiedyś przeczytać. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńWspaniała przygoda czytelnicza, mocno przenikliwa, wzruszająca, w cudowny sposób opowiadająca o nierozerwalnej więzi psa z człowiekiem, przypominająca o najważniejszych wartościach. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że dobrze bawiłam się podczas lektury, lecz dla mnie zabrakło emocji.
OdpowiedzUsuń